czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 28

WAŻNE!
Zgubiłam moją listę informowanych, więc robię nową. Jeśli chcesz być informowana, po prostu napisz jakiś 'namiar' na siebie. Najlepiej tt :)

Siedziałam skulona, wgapiona w okno. Miałam zamiar odgadnąć, gdzie jedziemy. Po pewnym czasie skutecznie odciągnął mnie od tego piękny profil mojego chłopaka. Czy on jest moim chłopakiem? Czy my jesteśmy razem? Według mnie tak, ale czy według niego też? A co jeśli robię sobie niepotrzebną nadzieję? Nie, Justin taki nie jest... Nie oszukałby mnie. Ma oczy anioła, twarz anioła. Tylko skrzydeł brak.
Złapałam się na tym, że na niego patrzę kiedy zauważyłam, jak kącik jego ust się lekko unosi. Automatycznie odwróciłam głowę w drugą stronę i poczułam jak się rumienię. Justin zaśmiał się cicho, ale nic nie powiedział. I dobrze, bo zawstydziłabym się jeszcze bardziej.
Kiedy już myślałam, że to mamy już za sobą i udajemy, że nic się nie stało, nagle się odezwał.
- O czym myślałaś?
Zmarszczyłam brwi, kiedy dostrzegłam, że jego mięśnie się napinają, a żyłka na szyi się uwydatniła. Dlaczego tak bardzo obchodzi go to, o czym myślałam? Zbił mnie z tropu. Przecież nic nie zrobiłam, ani nie powiedziałam.
- Van, odpowiedz – powiedział grubym głosem, który był przerażający. Ale nie boję się go. Justina, nigdy.
- No powiedz!
- Ja, umm... o niczym specjalnym – potrząsnęłam głową.
No chyba nie przyznam się, że myślałam o nas, to by było zbyt krępujące... dla mnie. Może on ma jakieś dwie osobowości, bo przecież przed chwilą był taki radosny. Poprawiłam się nerwowo na siedzeniu, chcąc już wysiąść z tego auta.
- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć – westchnął. - Po prostu martwię się tym co masz w tej swojej głowie. Co jeszcze wymyślisz. A ja... - przerwał. Zauważyłam jak kulka w jego gardle podnosi się i pada. - Nie chcę cię stracić.
Poczułam jak obraz się rozmazuje i pierwsza łza spływa po moim policzku. Nie zapanowałam nad nimi, rozpłakałam się. Z jednej strony dlatego, że przypomniało mi się to wszystko, a z drugiej, cóż. Dlatego, że te słowa wypłynęły z jego ust. Powiedział to sam Justin. ON się o mnie martwi. Nie mogłam się nie wzruszyć.
Justin nie zorientował się, że płaczę, dopóki nie pociągnęłam nosem. Momentalnie przeniósł wzrok z drogi przed sobą, na mnie. Jak najszybciej mógł, zjechał na pobocze. Wyglądał śmiesznie taki zdezorientowany.
- Shh, nie płacz. Chodź tu – pociągnął mnie za rękę, próbując dać znać, że mam usiąść mu na kolanach.
Co?
Ostrożnie i trochę niezgrabnie usiadłam na nim okrakiem. Czułam się nieco dziwnie, ale to tylko Justin. Ignorowałam ból pomiędzy nogami, który został mi jeszcze po tamtym wydarzeniu. Nie był nie do zniesienia, ale przypominał o wszystkim. Chcę mieć ten rozdział już za sobą.
Wtuliłam się w niego i starałam się uspokoić. Cierpliwie czekał, aż się wypłaczę. Ręce miał oparte na moich biodrach, a usta, z których wydobywały się uspakajające słowa, przy moim uchu.
- W porządku? - spytał, kiedy już się uspokoiłam. - Rozmawiaj ze mną. Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, tylko... Justin, ja ciebie też nie chcę stracić. Byłam głupia, to co zrobiłam, nie potrafię się pogodzić z myślą, że chciałam cię zostawić, zawładnęła mną jakaś inna osoba, nie wiem. Może po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak się mną przejmujesz, ale w tamtym momencie myślałam... Myślałam, że mnie nienawidzisz.
- Jak mogłaś tak pomyśleć – pokręcił głową z niedowierzaniem. Na jego usta wkradł się nieśmiały uśmiech. - Tak naprawdę sam nie wiem do końca, co takiego do ciebie czuję, ale na pewno cię nie nienawidzę. To dla mnie nowe, dawno nie czułem nic takiego do żadnej dziewczyny. Prawdę mówiąc nikogo specjalnego nie spotkałem. Nie miałem czasu na te sprawy.
Skrzywiłam się na myśl, że jakaś inna dziewczyna mogłaby z nim być. Potrafię być straszną zazdrośnicą, Justin trochę kiepsko trafił, jeśli szukał kogoś wyluzowanego i kogoś kto da mu wolną przestrzeń.
- Gdy pierwszy raz cię ujrzałem, pomyślałem, że jesteś dosyć interesująca, ale nic poza tym. Byłem pewien, że spodobasz się Stevenowi, bo szczerze ci powiem, że jesteś w jego typie. Teraz jak o tym mówię i myślę, nie podoba mi się to. Co jak mi ciebie zabierze?
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ja miałabym być czyimś typem? Nie jestem kimś niezwykłym, tylko przeciętną nastolatką, która ma plany na przyszłość.
- Justin, nie jestem dziwką. Dlaczego miałabym tak przeskakiwać z jednego kwiatka na drugi? Dopiero co uwolniłam się od Seby...
- Wiem, przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Kontynuując. Dopiero gdy ujrzałem, że podobasz się Sebastianowi, poczułem ukłucie w sercu, może to była zazdrość, nie potrafię tego stwierdzić. Pierwszy raz od tak bardzo dawna, poczułem coś do dziewczyny. Nie żebym był gejem... - zaśmiał się, ale szybko spoważniał. - Gdybym cię stracił, znienawidziłbym wszystko i wszystkich, bo ty jako jedyna obudziłaś we mnie takie poczucie... którego nawet nie potrafię opisać.
Bardzo chciałam w tym momencie coś powiedzieć, ale odebrało mi mowę. Justin niespodziewanie złączył nasze usta, a ja poczułam jakby między nami wybuchły fajerwerki. W moim brzuchu zagościło stado motyli i niespodziewanie poczułam, że chciałabym być jego. Cała jego. Cały strach wyparował, z nim jestem bezpieczna. Nie mogę całe życie uciekać od wszystkiego, przez to co się stało. Jedyne czego się boje, to bólu fizycznego.
Justin poprawił się na fotelu, przez co jak na zawołanie poczułam ból przechodzący przez całe moje ciało. Spięłam się, oderwałam od jego ust i syknęłam cicho.
- Nadal cię boli? - odchrząknął.
- Czasem, ale to nic Justin – przygryzłam wargę, czując się dziwnie mówiąc mu o tym.
- Nie martw się, nie spieszy mi się. Poczekam na ciebie.
Uśmiechnęłam się w duchu, że w dobie tych wszystkich przykrości, mam przy sobie takiego Justina, który nie jest jak wszyscy mężczyźni.
- Nie chcę, żebyś musiał się do mnie dostosowywać, Justin... - westchnęłam.
- A ja chcę, żeby to oddawało nasze uczucia. Nie chcę, by to był tylko zwykły stosunek, bo to nie na tym polega.
- Ja już zdecydowałam, Justin.
- Nie, nie zdecydowałaś. Jeszcze nie teraz Van. Koniec tematu – myślał, że jest stanowczy? Nie dam się...
- Jus...
Chłopak przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Dobra, może jednak jest stanowczy. Nienawidzę go, ugh. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze Jednak muszę przyznać, że lubię kiedy mnie tak całuje. Czuję wtedy błogi spokój i nie przejmuję się niczym. Jęknęłam niezadowolona, kiedy odsunął się ode mnie.
- Mmmm, powinienem to robić częściej - mruknął
- Tak, powinieneś – schowałam twarz w zagłębiu jego szyi, kiedy dotarło do mnie co powiedziałam.
Justin wydawał się być zadowolony, jakby tylko czekał, aż powiem coś, co mnie zawstydzi.
- Nie ma czego się wstydzić, wiesz? - szepnął prosto do mojego ucha. Poczułam falę dreszczy przechodzącą przez całe moje ciało. - A teraz wracaj na swoje miejsce, póki cię tu jeszcze nie przeleciałem. Jedziemy.
Uderzyłam go żartobliwie w ramię. Justin, udając że go to zabolało, skrzywił się i potarł ramię.
- Nie tak mocno, bo zrobisz mi krzywdę – przewróciłam oczami, sarkazm w jego głosie można było wyczuć na kilometr.
Ruszyliśmy w dalszą podróż, nie rozmawiając już o niczym, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przetwarzałam w głowie po sto razy, wszystko co mi powiedział. Miło jest czuć się być tą „jedną z niewielu”. Najgorsze będzie to, gdy będę musiała wrócić do szkoły i ½ dnia będę marnowała na naukę, zadania domowe, prace pisemne... Brak czasu dla Justina, nie przeżyję tego.
Zdziwiłam się, w momencie kiedy zorientowałam się, że jedziemy na plażę. Zachód słońca i plaża, Justin, jakiś ty romantyczny.
- Wysiadamy – wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu.
Otworzyłam drzwi po mojej stronie, a przyjemne powietrze buchnęło prosto w moją twarz, przy okazji rozwiewając moje włosy na boki. Byłam tak wpatrzona w zachód, że nie poczułam nawet jak Jus złapał mnie za rękę. Zauważyłam to dopiero, gdy pociągnął mnie za nią lekko, wyrywając mnie z osłupienia. Ruszyliśmy w stronę tafli. W obawie przed tym, co być może planował Justin, puściłam jego rękę i stanęłam w miejscu. O nie, ja nie chcę być wrzucana do wody. Usiadłam sobie samotnie i wpuściłam czyste powietrze do płuc. Wzięłam w dłoń trochę piasku, pozwalając mu przedzierać się między moimi palcami. Był taki delikatny i miękki, że właściwie mogłabym się na nim położyć i usnąć.
- Pilnuj – rozkazał Justin i rzucił swoje ciuchy obok mnie.
Podniosłam na niego wzrok. Moje oczy zatrzymały się na jego mięśniach brzucha. Mogłabym przysiąc, że moje źrenice się powiększyły, a Justin widząc moją reakcję, musiał być z siebie bardzo zadowolony. Mężczyźni.
Chłopak puścił mi oczko i poszedł prosto do wody. Dopiero teraz zdołałam zauważyć grupkę dziewczyn śliniących się na ich widok. Dobra, jakoś bym to nawet wytrzymała, gdyby nie fakt, że one były szczuplejsze i atrakcyjniejsze, już nie mówiąc o tym, że miały na sobie tylko bikini. Jest wiosna, jest chłodno, a woda prawdopodobnie jest zimna. Może i Justin nie zwracał na nie uwagi, ale ja tak i aż kipiałam złością! Wzięłam pierwszego, większego kamienia jakiego miałam pod ręką i rzuciłam jak najdalej potrafiłam. Musiałam się na czymś wyżyć.
Wzięłam jego ciuchy i podeszłam trochę bliżej wody, by mieć lepszy widok na Justina, a gorszy na te dziewczyny, które, kurwa, w dalszym ciągu obserwowały go i szeptały coś między sobą. Dawno ich chyba nikt nie wyszarpał za włosy.
Czy ja już wspominałam jak bardzo potrafię być zazdrosna?
Przerzuciłam wzrok z grupki dziewczyn ponownie na Justina i zauważyłam, że powoli wychodzi z wody i idzie w moją stronę. Przysięgam, wyglądał jak bóg seksu. Prawdopodobnie zabijałam go wzrokiem, bo gdy już znalazł się naprzeciwko mnie, spojrzał na mnie tym swoim podejrzliwym, ale też zatroskanym wzrokiem.
- W porządku? - przekrzywił lekko głowę.
Dyskretnie odwróciłam głowę w ich stronę, po czym nie wiedząc gdzie podziać oczy, spojrzałam na swoje stopy.
- No, wiem, pociągające są, nie? Myślisz, że zwróciły na mnie swoją uwagę? – drażnił się ze mną, nie ukrywam, że skutecznie.
Rzuciłam mu groźne spojrzenie, prychnęłam, odwróciłam się na pięcie i miałam zamiar odejść, ale zauważyłam jakiegoś nastolatka, który siedział w oddali. Miał założone słuchawki i prawdopodobnie wpatrywał się we mnie, co zamierzałam wykorzystać przeciwko Justinowi.
- Spójrz na niego. Pociągający jest, nawet w moim typie. Sądzisz, że mogę podejść i zagadać? - ruszyłam w jego stronę i w tym samym momencie Justin chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął jak najbliżej siebie.
- Dokąd to, młoda damo? - powiedział dosyć niskim i szorstkim głosem. Próbowałam wyrwać swoje nadgarstki z jego uścisku, ale chyba nie miałam na to siły, bo nie udało mi się. Westchnęłam przegrana i spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy.
- Puścisz mnie, czy nie? - warknęłam.
- Przecież wiesz, że żartowałem – wydął dolną wargę i zrobił słodką minę kota ze Shreka, które zawsze na mnie działały. Nienawidzę go za to.
- Tak, wiem.
- Zazdrośnica – mruknął cicho, żebym niedosłyszała.
Ponownie uderzyłam go w ramię.
- Przestań mnie bić! - oburzył się, aww. To takie słodkie. - Idziesz do wody? - rzucił nagle z nutką nadziei w głosie.
- Żartujesz sobie? Zimno jest.
- Wcale nie, woda jest akurat. No chodź.
Przewróciłam oczami, ale w ostateczności zgodziłam się i zaczęłam z siebie zdejmować ubrania. W pewnym momencie mięśnie Justina momentalnie się napięły. Jego wzrok powędrował na coś za mną. Tak, tam siedział ten „pociągający” koleś.
- Zazdrośnik – rzuciłam i skierowałam się w stronę wody.
- Ciekawe kto jest większym – krzyknął za mną.
Stanęłam na brzegu starając się ocenić sytuację, czy woda jest w miarę do wytrzymania. Poczułam ręce Justina oplatające mnie w talii i popychające lekko do przodu.
- Nie, nie, nie, nie, nie – pisnęłam, cofając się. - Daj mi się przyzwyczaić.
- Dobra, nie chcę cię zmuszać – mruknął z dziwną troską w głosie. Złożył krótki pocałunek na moim gołym ramieniu i wszedł głębiej. Chciałam go dogonić więc, nie zastanawiając się dłużej, rzuciłam się w pościg. Przyznam, woda była idealna.
- Czekaj! - krzyknęłam.
Justin odwrócił się w moją stronę. Rzuciłam się na niego i oboje wylądowaliśmy w wodzie. Podtopiłam go przez parę sekund, ale nie chciałam zrobić mu krzywdy, więc uwolniłam go spod wody, kiedy uznałam to za stosowne.
Położyłam się na wodzie i przymknęłam oczy. To tak bardzo potrafi zrelaksować człowieka. Dłonie Justina powędrowały na moje biodra i kierując się głębiej ciągnął mnie za sobą. Nawet nie zauważyłam kiedy zdążył aż tak daleko nas zaprowadzić, ale kiedy chciałam stanąć na nogi, nie poczułam dna i spanikowałam.
- O mój Boże, nie czuję dna – uczepiłam się Justina jak małpka jakiegoś drzewa. Oplotłam go nogami w pasie i dosłownie przykleiłam się do niego, nie chcąc go puszczać nigdy więcej.
Usłyszałam jego głośny śmiech i jęknęłam z niezadowolenia. Wszystko go tak bardzo bawi, nie rozumiem.
- Trzęsiesz się. Wracamy? - dopiero kiedy zwrócił mi na to uwagę, poczułam jak robi mi się zimno. Mruknęłam ciche „mhm” i poczułam jak Justin rusza się w stronę brzegu. Uf.
Byłam trochę zmęczona, więc położyłam głowę i przymknęłam oczy. Coś mi jednak nie dawało spokoju.
- Justin? Um...
- Co jest?
- No bo. Dlaczego tak bardzo się przejąłeś, kiedy nie pozwoliłam ci popchnąć mnie głębiej?
Między nami zapadła cisza, więc pomyślałam, że muszę mówić jaśniej.
- Wtedy na brzegu.
- Oh, więc – pomyślał chwilę, po czym odpowiedział. - Po prostu nie chcę, żebyś miała mnie za kogoś kto będzie cię do wszystkiego zmuszał. Nawet w takich błahych sprawach.
- Nie rozumiem, Justin. Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś widziała we mnie swojego ojca, który jednak do czegoś cię zmusił...
_______________________________________
Chciałam, żeby rozdział był nieco dłuższy od wcześniejszych, ale wyszło tak samo. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie szłam dzisiaj do szkoły, więc wykorzystałam to i napisałam dla was rozdział w 9 godzin woohoo! Miłego czytania.
ilysm x
@Nestlee_x3