niedziela, 22 września 2013

Rozdział 25

Nie wierzyłam w to, co właśnie się działo. Walczyli o mnie. W tej chwili zrozumiałam, że moje myśli dotyczące samobójstwa, były niepotrzebne. Cóż, miałam już parę cięć na ręce, ale nic poważniejszego mi się nie stało. Żyję. Cieszę się, że nie pozwoliłam sama sobie podciąć za pierwszym zamachem żył z nadgarstka, bo by mnie już tu nie było.
- S-skarbie. Powiedz, że jeszcze tam jesteś?
Najgorsze było to, że coś nie pozwalało mi się w ogóle odezwać, ale jak usłyszałam jego złamany głos... Nie mogłam go zignorować.
- Jestem... - zaszlochałam cicho, nie wiedząc, czy Justin to usłyszał.
Przez jakiś czas pomiędzy nami nastała cisza. Nie wiedziałam co mam robić, więc czekałam na to, co powie Justin i nie musiałam na to długo czekać.
- Proszę cię, musisz otworzyć. Nie możesz tak po prostu odejść, zostawić Matta, swoje przyjaciółki – przerwał na chwilę i zaczął trochę ciszej. - Nie możesz zostawić mnie. Jego słowa powoli trafiały do mnie. Może jeszcze nie straciłam nikogo, może mogę jeszcze wszystko naprawić.
- Musisz żyć i być silna. Musisz być przykładem dla swojego brata. Pokażesz mu, że mimo wszystko nie można się poddawać. Wokół ciebie jest pełno osób, które życzą ci jak najlepiej i chcą, żebyś żyła, pomogą ci w każdej sytuacji. Wiem, że coś się stało i nie jest ci z tym łatwo, ale razem damy radę. Pomogę ci przez to przejść. Musisz nam zaufać i dać sobie pomóc.
Jego słowa były ukojeniem dla mojego stanu. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w to, co do mnie mówił. Już nie chciałam umrzeć, chciałam żyć dla niego. Dla mojego brata, dla Pattie. Nie jest tych osób sporo, ale przynajmniej mam pewność, że mnie kochają i będą mnie wspierać całym swoim sercem.
- Jeżeli trzymasz teraz w ręce żyletkę, coś ostrego, tabletki... Nie wiem... cokolwiek. Odłóż to.
Przeniosłam wzrok na nóż, który trzymałam w mojej drżącej dłoni. Był lekko czerwony od niewielkiej ilości krwi. Moja ręka była obrzydliwie brudna, przez chwilę miałam wrażenie, że zwymiotuję. Wyrzuciłam nóż jak najdalej od siebie i schowałam twarz w dłoniach. Jak ja mogłam zrobić coś tak strasznego. Jeszcze niedawno zawsze mówiłam, że nigdy nie posunę się do takich czynów, bo to okazuje jedynie słabość człowieka.
- Otworzysz? - spytał cicho.
Wahałam się przez chwilę, ale cóż innego mi pozostało. Niepewnie
podniosłam rękę do klamki i odkluczyłam drzwi. Odruchowo odsunęłam się pod wannę. Justin wleciał do środka z ogromną prędkością, jakiej się nie spodziewałam. Opadł przede mną na kolana i przyciągnął mocno do siebie.
- Boże, Van, nie strasz mnie tak nigdy więcej – wyszeptał w moje włosy.
Siedzieliśmy oboje wtuleni w siebie. Czułam nutkę szczęścia, on tu był, ze mną, dla mnie. Martwił się o mnie. Dalej już nic nie pamiętam, zrobiło mi się ciemno przed oczami...
* * *
- Van? - usłyszałam ciche echo w mojej głowie.
Zacisnęłam mocniej powieki po czym powoli je otworzyłam. Sztuczne światło pochodzące z żarówki raziło mnie mocno, przez co nie mogłam za bardzo ich otworzyć. Skrzywiłam się i przysłoniłam sobie oczy ręką.
- Ś-światło... - mruknęłam.
- Już, już – zerwał się z krzesła i czym prędzej zgasił światło. - Zapalę tą małą, co?
Kiwnęłam głową, rzucając krótkie „mhm”. Byłam jeszcze trochę zmęczona, nie wiem ile spałam i która jest godzina, ale jeszcze trochę snu na pewno mi nie zaszkodzi.
- Wszystko dobrze? Przynieść ci coś?
- Szklankę wody – ziewnęłam.
- Zaraz wrócę – powiedział cicho i cmoknął mnie w czoło.
Rozejrzałam się po pokoju. Cóż, pościel była świeża, pod głową miałam ogromną i miękką poduszkę. Podniosłam się lekko do góry i usiadłam, układając się wygodnie. Tam, gdzie przez cały czas spoczywała moja lewa ręka, było kilka plam krwi. Jęknęłam niezadowolona, gdy poczułam ostre pieczenie i swędzenie ran.
- Nawet nie próbuj – oburzył się Justin, wchodząc do pokoju ze szklanką wody.
- Ale to tak cholernie drażni – pisnęłam, skrzywiając się ponownie.
- Cóż, trzeba było się nie ciąć – syknął.
Że co proszę?
Poczułam się lekko urażona. Uderzyła we mnie fala złości. Jak on mógł to powiedzieć. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zamrugałam parę razy, żeby nie wypuścić z nich łez. Nerwowo skubałam róg kołdry, przetwarzając w głowie po raz setny jego słowa. Może i miał rację, ale nie powinien tego mi teraz wypominać.
- Przepraszam, nie powinienem... - próbował pogładzić mnie po policzku, ale się odsunęłam, co go zraniło, ale nie ukrywam, że o to mi chodziło. - Po prostu strasznie się martwiłem.
- Mhm, szczególnie wtedy, kiedy zostawiłeś mnie na chodniku przed domem –
powiedziałam drżącym głosem.
Spojrzałam na niego kątem oka, kiedy brałam od niego szklankę. To co ujrzałam w jego wyrazie twarzy było mieszanką wstydu i zmieszania. Podrapał się nerwowo po karku nie wiedząc co powiedzieć.
Obracałam w dłoniach moją szklankę, czując się trochę niezręcznie. Oddałam mu pustą już szklankę i poczułam się sennie. Powieki same mi się zamykały. Nie chciałam spać, chciałam z nim posiedzieć, porozmawiać, czuć jego obecność, ale jak na razie muszę sobie odpuścić.Ziewnęłam cicho, przetarłam oczy i zsunęłam się do pozycji leżącej. Justin odruchowo wstał, był lekko przybity i nie chciał na mnie spojrzeć. Nie chcę, żeby było mu smutno...
- Przynieść ci coś jeszcze czy... - zapytał niepewnie. Pokiwałam przecząco głową i lekko się uśmiechnęłam. Chciał już wychodzić, ale zdążyłam chwycić go za rękę.
- Zostań... proszę.
Przyglądał mi się, rozważając nad moją propozycją. Przytaknął nic nie mówiąc. Usiadł na krześle przystawionym obok łóżka i odłożył szklankę na szafkę.
Justin cały czas trzymał mnie za rękę i kciukiem gładził kostki mojej dłoni.
- Śpij – szepnął, gładząc mój policzek drugą ręką.
Przymknęłam oczy. Zatraciłam się w jego dotyku, który stawał się dla mnie ukojeniem. Czułam się przy nim bezpiecznie, bez względu na wszystko.
* * *

Uciekałam ciemną uliczką, nie wiem od kogo i dlaczego. Czułam się jak w labiryncie, nie wiedziałam w którą stronę mam skręcić. Cały czas odwracałam się za siebie, sprawdzając, czy on za mną nie idzie. Nie wiedziałam jeszcze przed kim uciekałam i co chciał mi zrobić, ale wiedziałam, że muszę się schować. Nie mogę tak tragicznie zakończyć sw
ój żywot. Nie mogę...
Wskoczyłam za jakąś ścianę,
starając się nie dyszeć zbyt głośno. Nie chciałam, żeby mnie dorwał. Usłyszałam jakiś szelest i rzuciłam się do ucieczki prostym korytarzem. Na jej końcu ujrzałam postać. Stojącą z siekierą. Spanikowałam. Biegłam dalej aż napotkałam ślepy zaułek. Nie... nie... nie...Wzdrygnęłam się na łóżku. Byłam cała zdyszana i lekko przestraszona, a serce waliło mi jak młotem. Znajdowałam się sama w ciemnym pokoju. Bałam się gdziekolwiek spojrzeć. Mój mózg płatał mi figle w ciemnościach. Tak jak te moje wcześniejsze zwidy. Po prostu myślałam, że jak gdzieś spojrzę ujrzę ducha, albo coś, a nie chcę drzeć się na cały dom, obudzić mojego brata, ani Pattie. Zerwałam się z łóżka i czym prędzej wybiegłam z pokoju. Już czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Płaczę z takiego błahego powodu? Sama się sobie dziwię.
Zbiegając po schodach natrafiłam na Justina śpiącego na kanapie. Przynajmniej myślałam, że śpiącego. Gdy znalazłam się już na dole okazało się, że nie spał. Podszedł do mnie i pogładził po policzku, drugą ręką przyciągając do siebie.
- Co się dzieje? - spytał zaskoczony.
- J-ja... - zamieszałam się. - Możesz spać ze mną? B-boję się.
Chłopak pokiwał głową i udaliśmy się oboje do pokoju.
Te pieprzone sny wprowadzą mnie w jakąś paranoję. Zaczynam bać się ciemności... Weszliśmy do pokoju, na co ja szybko pobiegłam w stronę łóżka i ułożyłam się na nim wygodnie.
- Coś ty taka nerwowa? - spytał cicho, kiedy wchodził pod kołdrę.
- Justin... ale spodnie możesz zdjąć – chciałam jakoś wyminąć temat.
- Jesteś pewna? - czy on się musi o wszystko sto razy upewniać?
- Tak, no przecież mówię...
A co mogłoby się stać, gdyby był w samych bokserkach. Bez spodni będzie mu wygodniej, więc pozwalam mu spać bez nich, to takie złe? Poczułam ponowne swędzenie, ale gdy tylko ruszyłam ręką w celu podrapania ran, Justin od razu się rzucił i zakazał mi tego dotykać.
- Justin – jęknęłam, przeciągając jego imię.
- Nie! - oburzył się. - Zostaw to, szybciej się zagoi.
Westchnęłam, próbując zwalczyć pokusę podrapania się. Wiłam się na łóżku i syczałam nie mogąc zająć niczym myśli.
- Dobra, ale lekko.
Od razu zaczęłam mocno drapać, nie zważając na jego słowa.
Pożałowałam prawie od razu, bo zaczęła lecieć krew i okropnie zaczęło boleć.
- Masz za swoje – zaśmiał się.
- Ha, ha, ha – zakpiłam i wyszłam z łóżka kierując się do łazienki.
- Dokąd idziesz? - zapytał smutno. Mogłam sobie wyobrazić jak w tej chwili robi te swoje słodkie oczka i wydął dolną wargę.
- Jak najdalej od ciebie – warknęłam.
Weszłam do łazienki, ale gdy tylko zapaliłam światło, rozbolała mnie głowa. Tak mnie drażniło... No nic, muszę wytrzymać.
- Masz gdzieś apteczkę? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Szafka pod umywalką.
Znalazłam apteczkę i wyjęłam z niej kilka gazików i bandaż elastyczny. Muszę coś zrobić, żeby nie drapać tego gówna. Nie chcę blizn...
- Moja dziewczyna się ze mną drażni – powiedział rozmarzonym głosem, kiedy stanął w drzwiach. - Lubię to.
Przewróciłam oczami i zajęłam się opatrunkiem. Nie obyło się bez zaczepek ze strony Justina i prób odwrócenia mojej uwagi od... świata. Nie mówię, żeby mi to przeszkadzało, ale musiałam udawać, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę rozrywało mnie od środka. Taka mała bójka myśli. Z jednej strony myślałam, że muszę go odepchnąć i uciec, ale z drugiej tęskniłam za nim.
- Justin – pisnęłam, kiedy musnął ustami mój kark. Ten dreszcz sprawił, że aż podskoczyłam.
- No co – jęknął, udając obrażonego.
- Chcę to zabandażować – oburzyłam się, cofając się trochę w tył.
Nie wiedziałam, że za mną jest wanna i gdyby nie Justin, wpadłabym do niej, a to by się nie skończyło za dobrze. Przy okazji poczułam ból pomiędzy nogami. Wspaniałe wyczucie czasu.
- Wszystko okej? Bo wiesz, krew ci... - odchrząknął.
Spojrzałam na moje uda i po chwili
świat zawirował. Nie wiedziałam, czy zaraz zemdleję, czy się wyrzygam. Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Wow – usłyszałam tylko, zanim poczułam jak chłopak mnie podtrzymuje. Dalej już nic nie pamiętam.
* * *
- To zrób coś z tym, ja w tej chwili jej nie zostawię. Nie... No... Dobra, dobra. Jak będzie naprawdę źle to się za to zabiorę. Jest was trzech, dacie radę. Słuchaj, Chris, kończę, bo mi się księżniczka wybudza –
przetarłam leniwie oczy. - Nara – dodał, śmiejąc się. Księżniczka? Boże...
- Justin... Ja nie jestem żadną pieprzoną księżniczką – mruknęłam. Otworzyłam oczy i ujrzałam jego miodowe tęczówki bardzo blisko moich oczu. Nawet nie poczułam, kiedy ułożył się nade mną. Uśmiechnęłam się do niego, po czym cicho ziewnęłam.
- Jak się czujesz - miałam już odpowiedzieć, kiedy dokończył swoje pytanie. – Księżniczko?
- Mogę być księżniczką, ale ty na pewno nie jesteś moim księciem...
- Auć – zaśmiał się. - Nie muszę być twoim księciem, ale ty za to musisz być moją księżniczką.
Poczułam jak się czerwienię. Czym prędzej zrzuciłam go z siebie i odwróciłam do niego plecami.
- Kochanie, tak słodko wyglądasz, kiedy się
rumienisz – szepnął prosto do mojego ucha.
To sprawiło, że zawstydziłam się jeszcze bardziej. Justin, musisz mi to robić?
Momentalnie coś we mnie uderzyło. Spojrzałam pod kołdrę i ujrzałam... ojej.
Odwróciłam się twarzą do niego, nie mogąc uwierzyć, że...
- Justin, cz-czy. Czy t-ty mi... - byłam tak zszokowana, że plątał mi się język.
- Co ja, kochanie? - spytał, mimo że wiedział o co mi chodzi. Boże, nie mógł współpracować? Cham. Kochany cham...
- Czy ty mi-m-mnie...
- No wyduś to z siebie – dobrze się bawisz, Bieber? W jego oczach widziałam takie ogromne rozbawienie, jakiego nigdy jeszcze nie widziałam. Jaki on był czasami dziecinny. Jezu.
Odchrząknęłam głośno. - Czy ty mi, kurwa, zmieniłeś majtki?
Chłopak posłał mi wredny uśmiech, ukazujący jego idealnie białe zęby.
- No przecież nie mogłem pozwolić, żebyś w zakrwawionych chodziła, nie? - poruszył znacząco brwiami.
Nie żartuj
- Mam nadzieję, że dobrze się przy tym bawiłeś – bąknęłam.
Przygryzłam nerwowo wnętrze mojego policzka, kiedy zrozumiałam, jak to głupio zabrzmiało...
- Nie martw się, nie zerkałem – wątpię... - aż tak bardzo – dodał po chwili.

- Justin – pisnęłam, uderzając go pięściami w klatkę piersiową.
Nie wierzę, że on mógł być... taki. Oglądał sobie moje ciało, kiedy byłam nie przytomna. Czy to nie podchodzi pod jakieś molestowanie, czy coś?
Kiedy tak rozmyślałam, Justin wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, co dało mu do zrozumienia, że ma powiedzieć o co mu chodzi.
- No bo – zaczął. - Tak swoją drogą, dlaczego leciała ci krew?
Ugh.
Mam się jakoś wywinąć, zmienić temat, albo... Nie uda się, za bardzo chciał znać prawdę. Jego wzrok był taki przeszywający, aż mnie przerażał. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Im dłużej zwlekałam z odpowiedzą, tym bardziej wiedział, że chcę wymyślić wymówkę. JUSTIN! Musisz być taki domyślny?
- No wiesz, na miesiączkę mi to nie wyglądało – nagle zmarszczyłam brwi.
- Cieszę się, Justin, że jesteś taki obeznany w tych tematach – warknęłam, siadając na łóżku.
Ledwo skończyłam mówić, a chłopak również usiadł na łóżku i zaczął swój wywiad.
- To o to ci chodziło ostatnio? Wtedy, gdy oskarżyłem cię o zdradę? To jest to, czego nie chcesz mi powiedzieć, tak? Wstydzisz się tego. To to, prawda? - więcej pytań, bo kurwa za mało. Nie, Justin, wcale mnie to nie rani.
- Odpowiesz w końcu, czy nie?! - oburzył się.
Aha, czyli w jednym momencie jest zboczony, w drugim dziecinny, a w trzecim chamski, lub wybuchowy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?!
- Tak, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje!
Dobra, chcesz prawdy, to ją kurwa dostaniesz.
- Zostałam zgwałcona! Brutalnie! Przez własnego ojca! - wykrzyczałam poprzez łzy. - Już znasz swoją prawdę. Zadowolony?
_________________________________
Nie sprawdzam błędów, kiepsko się dziś czuję. :(
Będę kolejny rozdział do tyłu, ale nie chcę żebyście dłużej czekali, czy coś...
Dodam tylko na koniec, że ja NIE usuwam, NIE zawieszam bloga. Dalej go piszę i nie mam zamiaru go kończyć, musieliście mnie gdzieś źle zrozumieć :)
Poza tym w spisie treści jak byk pisze, że piszę już 27 rozdział, więc może gdybyście tam zajrzeli to byście się tak nie martwili, że usuwam c:

sobota, 7 września 2013

Rozdział 24

Rozdział dodany z myślą o , więc jeśli chcecie jej podziękować, nie krępujcie się.


Nadal leżałam na zimnym chodniku, mając w dupie wszystko dookoła. Mam to gdzieś, że mi zimno, że mi niewygodnie i że prawdopodobnie będę miała grypę, czy coś.
Po jakimś czasie zobaczyłam, że w pokoju Pattie zapaliło się światło. Może nic nie wie, że tu jestem, może nic nie słyszała. Może mnie nie znajdzie...
- Vanessa? - usłyszałam cichy głos Pattie. Spojrzałam w stronę drzwi. - Co ty robisz, dziecko?
Kucnęła przy mnie i ujrzałam w jej oczach łzy.
- Pattie, proszę, nie płacz.
To był chyba najgorszy widok, jak mógł mnie spotkać. Pattie płakała, prawdopodobnie z mojego powodu. Cholera, brakuje tu tylko mojego płaczącego brata.
- Słyszałam twoją rozmowę z Justinem. Naprawdę, nie chcę wiedzieć jak bardzo teraz musisz cierpieć, ale proszę, wróć skarbie do środka.
Zrobiłam to jedynie ze względu na nią. Przytuliłam ją i obie weszłyśmy do środka.
- Pattie, przeze mnie wszystko się psuje. Ja... ja nie zasługuje na nic.
- Cii, nie mów tak, kochanie – powiedziała tuląc mnie mocno do siebie. - Zasługujesz na więcej niż ci się wydaje. Jesteś przewrażliwiona, tyle się działo w ciągu ostatniego dnia. Potrzebujesz odpoczynku.
Nic nie mówiąc, wskazała na kanapę i poszła do swojego pokoju. Usiadłam na niej i czekałam na Pattie. Kiedy zauważyłam, że niesie mi koc i poduszkę, uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam od niej rzeczy i ułożyłam się wygodnie.
- Będę tu z tobą siedzieć, dopóki nie zaśniesz.
Poczułam się jak mała dziewczynka, która miała jakiś koszmar, a mama przyszła ją pocieszyć, to było takie urocze. Po paru minutach stwierdziłam jednak, że to bez sensu. Ja i tak nie zasnę, a ona jeśli będzie mnie tak pilnować, to też za dużo nie pośpi.
- Pattie, proszę. Idź spać, ja sobie dam radę.
- Na pewno? - nacisnęła znacząco na te dwa słowa. Sugerowała mi coś?
- Tak.
Schyliła się i ucałowała mnie w czoło, szepcząc krótkie „dobranoc”. Poszła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zostałam sama z moimi myślami. Nie wierzyłam w to, że straciłam Justina. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Moje życie legło w zasranych gruzach w ciągu paru godzin. Schowałam głowę w poduszkę i w nią płakałam, jak najciszej tylko potrafiłam. Czułam się taka... bezradna i... nierozumiana. Opuszczona... samotna... Tak, mogłam się domyśleć, że jest zbyt spokojnie. Mogłam się domyśleć, że było mi zbyt łatwo. Dlaczego akurat ja. Dlaczego to się przytrafia akurat mnie. Czym sobie zasłużyłam na taką podłość. Boże, powiedz mi – za jakie grzechy!
Nie chcę już nikogo słyszeć, ani widzieć, ani czuć. Nic nie chcę. Najlepiej by było, gdyby odeszła... na zawsze.


Podniosłam głowę znad poduszki. Na dworzu robiło się już powoli jasno. Kurwa, kiedy ja zasnęłam? Zerknęłam na wyświetlacz. Prawie szósta. Czyli Pattie zaraz się obudzi. Usiadłam leniwie na kanapie, byłam wykończona. Potrzebuję przerwy. Ciekawe co teraz robi Justin. Mam nadzieję, że nie odstresowuje się z jakąś inną w krzakach, albo... nie. Nie, on by tak nie postąpił, prawda? Mam już paranoję.
W drzwiach stanęła Pattie, która zawiązywała akurat swój szlafrok. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, po czym ziewnęłam i przetarłam oczy.
- Spałaś chociaż trochę? - westchnęła, kierując się do kuchni, po drodze podchodząc do mnie i całując w głowię.
- Może jakieś trzy godziny. A ty?
- Tak samo.
Poszłam za nią do kuchni, ale gdy tylko do niej weszłam, nogi się pode mną ugięły i opadłam na podłogę. Byłam tak kurewsko zmęczona.
- Nie, nie. Idź się połóż, przyniosę ci herbaty.
Opadłam bezwładnie na kanapę, marząc o śnie. Chyba pierwszy raz w życiu tak źle spałam.
- Boli cię coś? - spytała Pattie z kuchni, wrzucając torebkę herbaty do kubka.
Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym wcześniej, ale przecież nie powiem jej, że nie wiem. Przez parę sekund skupiłam się na tym, jak się czuję.
- Chyba głowa – powiedziałam, kładąc dłoń na czole.
Krótko po tym otrzymałam od niej szklankę z wodą i jakąś białą tabletkę, z pewnością na ból głowy. Wydukałam ciche podziękowanie i łyknęłam tabletkę, mimo że wiedziałam, że prawdopodobnie nie pomoże.
Zauważyłam w jej oczach wyraźne zmęczenie, w momencie gdy przyniosła mi herbatę z cytryną i pierwsze co pomyślałam, że strasznie mi jej szkoda, że musi to ze mną znosić, a drugie co pomyślałam - „Spokojnie, Pattie. Gdy tylko nadarzy się okazja, zniknę i będziesz miała spokój”.
- Wiesz co? Pomyślałam, czy by nie wziąć Matta na jakiś spacer, gdzieś... No wiesz, żeby mnie polubił – powiedziała jak na zawołanie.
- Jasne, to dobry pomysł – uśmiechnęłam się niepewnie.
- A ty? - spytała cicho.
- Ale co ja?
- Robisz coś dzisiaj? Widzisz się może z Justinem?
Na sam dźwięk jego imienia, przeszła mnie ogromna fala ciepła. „Odezwij się, gdy dowiesz się co to w ogóle było”. Wiedziałam od samego początku co to było, to nie moja wina, że nie było mi łatwo powiedzieć wprost „Wiesz, mój ojciec mnie zgwałcił i to trochę brutalnie.
- Dlaczego miałabym się z nim widzieć?
- Ty kochasz go, on kocha ciebie. Musisz z nim to wyjaśnić.
- Pattie, ale ja mu przecież nie powiem tego tak po prostu. W nocy dałam mu do zrozumienia, że go zdradziłam.
- No nie wiem, rób co uważasz za słuszne, skarbie.
Później już z nią nie rozmawiałam. Nie miałam ochoty na rozmawianie z nikim. Przynajmniej do czasu, kiedy po schodach zszedł mój brat. Zamieniłam z nim parę zdań, a potem kazałam mu iść zjeść śniadanie. Starał się być uprzejmy w stosunku do Pattie, która starała się w jakiś sposób z nim porozmawiać, nawet na błahe tematy, ale wiedziałam, że nie był jeszcze co do niej pewny. Modliłam się w duchu, żeby już nie prosił mnie o powrót do domu, to było zbyt bolesne, chciałam, żeby ją polubił i żebyśmy mogli tu zostać. Tyle się działo, a przy mnie nie było nikogo, do kogo mogłabym się przytulić. Ani Kim, ani Diany, ani nawet Justina. To wszystko było tak cholernie bolesne i przytłaczające.
Uśmiechnęłam się w duchu, kiedy zauważyłam, że Pattie razem z Mattem zbierają się do wyjścia.
Braciszku, zaufaj Pattie, bo jak wrócisz, to tylko ona ci zostanie, mnie już nie będzie. Kobieta niechętnie chciała zostawić mnie samą w domu, bała się, że coś sobie zrobię. Dobrze myślała, ale zrobiłam wszystko, żeby nakłonić ją do wyjścia. Głównie mówiłam, że nie będę jej przecież zabraniać spacerków. Nie pozwolę jej siedzieć cały czas w domu ze mną, kiedy może się zająć sobą.
Piętnaście minut po ich wyjściu pomyślałam, że nadszedł mój czas. Mogłam już być pewna, że nie wróci po nic do domu, czego mogła przypadkiem zapomnieć. Odszukałam na szybko byle jaką czystą kartkę i długopis. Nie mam zbyt wiele czasu na pisanie listu pożegnalnego, że postawię na parę krótkich, wyjaśniających zdań.
Droga Pattie.
Przepraszam, że chcę stąd zniknąć. To była bardzo szybka decyzja. Czuję taką pustkę w sercu, czuję się po prostu nie potrzebna. Przepraszam, że zmarnowałam twój cenny czas, że cierpiałaś razem ze mną i próbowałaś pomóc – nadaremnie. Ja po prostu nie potrafię znieść myśli, że osoby, które były mi tak bardzo bliskie, odsunęły się ode mnie. Wolę umrzeć teraz, niż do końca życia chodzić smutna.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że Matt cię polubi i zostanie z Tobą. Mogę mieć do ciebie ostatnią prośbę? Proszę, zajmij się nim...
Złożyłam karteczkę i położyłam na stole. No ładnie, pisanie tego zajęło mi dobre pół godziny. Teraz pozostaje pytanie, w jaki sposób mam do cholery to zrobić. Nie mam ze sobą żyletek. Jeśli wezmę tabletki, mam większe szanse, że przeżyję tą próbę samobójczą, więc wolę sobie wbić nóż w serce. Ten sposób może być zbyt bolesny. Po prostu wezmę coś ostrego i podetnę sobie żyły. Mogłabym jeszcze po prostu zawiesić się na drzewie, ale słyszałam, że to bardzo niewygodne posunięcie. Podobno przez jakiś czas, jak wisisz na sznurku, jeszcze żyjesz. Nie chcę bardzo wolnej śmierci, chcę to skończyć tak po prostu. Od razu, bez zbędnego czekania na reakcje organizmu.
Udałam się do kuchni, po największy nóż, jaki znalazłam. Jeśli największy, to i najostrzejszy – prawda?
Chwyciłam go w moją małą dłoń i od razu poczułam strach. Nie dam rady, to jest zbyt trudne.
Ja... Ja już naprawdę nie wiem co mam począć. Jestem zbyt słaba, żeby to zrobić, ale jeszcze bardziej słaba, jak ma myśleć o ślęczeniu w tym gównie.
Pewnym krokiem udałam się do łazienki. Dam radę, muszę dać radę. Zakluczyłam się w pomieszczeniu. Póki co odłożyłam narzędzie. Oparłam ręce o umywalkę, zrzucając na nie cały ciężar mojego ciała. Spojrzałam w lustro.
Kogo ujrzałam?
Osobę słabą, która dalej nie pociągnie, osobę, która nie zasługuje na nic. Osobę, którą spotkało w ciągu ostatnich paru dni dużo przykrości. Osobę, która nie wie, co ma dalej ze sobą robić, dlatego postanowiła nie robić nic, zniknąć na zawsze.
Na samą myśl, że już nigdy się nie uśmiechnę, nigdy nie ujrzę mojego brata, moich koleżanek, Pattie, Justina, no nikogo. Nigdy nie ujrzę jak mój brat dorasta, nie poznam jego pierwszej dziewczyny. Będę ich wszystkich obserwowała z góry, o ile Bóg będzie chciał taką beznadziejną mnie w swoim domu.
Justin... Przykro mi, że go tak zostawiam. Mam nadzieję, że jego kolejna będzie z nim szczęśliwa. A co najważniejsze, mam nadzieję, że oni wszyscy kiedyś wspomną mnie, uśmiechając się przy tym, że powiedzą „Ona była fajna, szkoda że jej nie ma”. Jak na razie nie zauważyłam, żebym była komuś potrzebna.
Zasiedziałam się w moich myślach, bo usłyszałam, jak ktoś odklucza dom i wchodzi do środka.
- Van? - usłyszałam.
Kurwa. Spanikowałam na tyle, że chwyciłam rączkę noża i czym prędzej przejechałam w poprzek moich żył. Krew powoli spływała. Bardzo powoli. Cholernie bolało, a na samą myśl, że zaraz zniknę, moje oczy nieprzyjemnie zapiekły i zebrały się w nich łzy. Pociągnęłam nosem, upuszczając nóż na podłogę. Chwyciłam moją koszulkę i podciągnęłam do moich oczu, w celu wytarcia zbędnego płynu, bo przez nie prawie nic nie widziałam.
- Van, gdzie jesteś?! - dobiegł mnie przerażony głos Pattie.
Usłyszałam jak ze szmerem otwiera kartkę. Przeczytała chyba jedyne pierwsze dwa zdania, bo może dwie sekundy potem usłyszałam jej spanikowany oddech i pukanie do drzwi łazienki.
- Van, nie rób nic głupiego! O-otwórz! - powiedziała błagalnym tonem. - Jesteś tam jeszcze?
Nie umiałam nic jej odpowiedzieć. Zakryłam usta dłonią i zacisnęłam powieki, żeby pomóc łzom spłynąć po mojej twarzy.
- Co się dzieje? - usłyszałam cieniutki głos mojego brata.
- Idź do góry, słoneczko – szepnęła rozpaczliwie.
Nie odzywała się do mnie, dopóki nie usłyszała, jak mój brat zatrzaskuje drzwi, gdzieś na górze.
- Van, odezwij się. Powiedz, że jeszcze żyjesz – powiedziała słabym głosem.
- J-jestem, Pattie. Ja dłużej tak nie pociągnę, słyszysz?
Osunęłam się po drzwiach, prosto na podłogę i chwytając ponownie nóż, zrobiłam drugą szramę na ręce.
Nie usłyszałam jej więcej. Nie odzywała się, ale słyszałam jak odeszła, a raczej odbiegła od drzwi łazienki. Nie miałam pojęcia, co planowała, o ile coś planowała. Może pomyślała, że ma mnie w dupie i mogę sobie zdechnąć. Ta myśl zraniła mnie okropnie, więc zrobiłam kolejną szramę. Robiłam to tak zajebiście wolno i nawet nie czułam żadnego fizycznego bólu. Koszmar...
Chwilę potem usłyszałam, jak Pattie dzwoni do Justina...
Justin's POV
Leżałem swobodnie na łóżku. Rozmyślałem o tym, co się stało. Może za ostro ją potraktowałem. Może powinienem jej wysłuchać. Może naprawdę źle zrozumiałem. Ta rozpacz w jej głosie, oczach. To był przykry widok, ale za bardzo przejąłem się tym, że ona mnie zdradziła.
Przecież Van nie byłaby w stanie mnie zdradzić. Ta dziewczyna nie jest taka, przynajmniej tak sądzę.
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Zmarszczyłem brwi, jak ujrzałem, że dzwoniła do mnie moja mama...
- Halo? - spytałem niepewnie.
- Justin! Matko, cieszę się, że cie słyszę – zdziwiłem się jeszcze bardziej, o co może chodzić...
- O co chodzi?
- Van, ona... Ona chce się chyba zabić, Justin musisz coś zrobić, nie pozwól jej, proszę.
Ona nie może się zabić, moja księżniczka... Ona musi żyć, musi być ze mną, musi! Nie, nie mogę pozwolić jej umrzeć.
- Zaraz będę – powiedziałem zrywając się z łóżka.

Vanessa's POV
Moja ręka była już cała czerwona od krwi, a ja bałam się robić mocniejsze cięcia, lub te tuż przy nadgarstkach. Gdy usłyszałam jak Pattie rozmawia z Justinem, zrobiłam sobie kolejne kilka cięć. Poczułam się taka słaba. Nie mogłam się ruszyć, straciłam czucie w nogach. Robiło mi się trochę duszno.
- Jesteś tam jeszcze, powiedz coś! - wrzasnęła Pattie, waląc otwartą dłonią w drzwi. Wystraszyłam się.
- Pattie, odpuść proszę. Ja nie chcę tu już być.
- Pomogę ci, przetrwamy to razem, damy radę, rozumiesz?
Nie potrzebuję łaski, ani zbędnej pomocy. Nic mi nie pomoże. Nawet beznadziejny psycholog. W mojej głowie zawsze będą obrazy mojego ojca tyrana i już zawszę będę czuła ból w pochwie.
Nagle usłyszałam ten głos. Ten, który przezwyciężył wszystko, nawet moją chęć do samobójstwa. Usłyszałam głos mojego anioła.
- Otwórz! Nie kończ tego! Dla mnie! - wrzasnął, dobijając się do łazienki.
_________________________________
Nie będę nic pisać, bo zwyczajnie mi się nie chce.
Przepraszam jedynie za błędy bo nie mam siły ich sprawdzać.
Przepraszam, że taki krótki. Przepraszam za wszystko...
@Nestlee_x3

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 23

Matt już od dobrych paru godzin spokojnie spał, a ja gdy tylko zamykałam oczy, miałam przed nimi tego gwałciciela. Wierciłam się na łóżku, przekręcałam z jednego boku na drugi. Cały czas miałam łzy w oczach i przez to nie mogłam zasnąć. Łkałam cicho w poduszkę, żeby nie obudzić brata, zaraz by pytał co się stało, a ja nie mogłam kłamać. Jego nigdy bym nie okłamała. Czasem jakieś małe kłamstewka, ale żeby zaraz wymyślać, że uderzyłam się, jak szłam do kuchni po szklankę wody? To może by bolało, ale nie żeby aż tak ryczeć. On nie jest aż taki głupi, mimo swojego wieku.
Była około druga w nocy, kiedy zdecydowałam, że grzanie się pod kołdrą nie ma najmniejszego sensu. Odkryłam się i spróbowałam usiąść na skraju łóżka. Teraz dopiero odczułam co to prawdziwy ból. Od wczorajszego dnia bardzo się nasilił i dopiero teraz odczułam tą różnicę. Cicho syknęłam sama do siebie. No nic, jakoś muszę przetrwać. Ten pieprzony ból jednak cały czas mi przypominał tylko o tej całej sytuacji, wiem, że nie zapomnę tego jakoś specjalnie szybko i będę zalewała się łzami dobry miesiąc, ale mogę przynajmniej próbować, prawda?
Powoli ruszyłam w stronę drzwi, co wcale nie było takie łatwe. Robiłam wszystko, by tylko nie wybuchnąć płaczem. Nie z przyczyny bólu fizycznego, ale bardziej psychicznego. Zamknęłam drzwi od pokoju, kiedy udało mi się już „doczołgać” na zewnątrz. Osunęłam się po nich na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Musiałam z siebie kiedyś to wyrzucić.
Siedząc tak przez parę minut, podniosłam się, stwierdzając, ze to co teraz robię nie ma sensu i niczego nie naprawi. Mimo, że nadal czułam ogromny ból, od którego chciałam się jak najszybciej uwolnić. Zeszłam do kuchni, zaciskając zęby. Nalałam sobie trochę wody do szklanki i usiadłam na blacie.
- Czemu nie śpisz? - usłyszałam cichy, zaspany głos Pattie, która stała w przedpokoju w szlafroku.
Zamieszałam się lekko. Obudziłam ją? Bo jeśli tak, to bardzo źle, bo będę się czuła winna.
- O-obudziłam cię? - zmieszałam się.
- Nie martw się tym – uśmiechnęła się ciepło, po czym ziewnęła i weszła do kuchni.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że byłam głośno, ja...
- Nie, nie. Mam bardzo „lekki” sen. Obudzi mnie każdy cichy szmer. Spokojnie.
Pokiwałam głową, przygryzając wnętrze policzka. Kobieta przeglądała mi się przez jakiś czas, na co się trochę zawstydziłam. Jezu, nienawidzę jak ludzie mnie tak obserwują, jakby chcieli mnie do czegoś namówić samym wzrokiem. Spojrzałam na swoje stopy, nie wiedząc gdzie mam podziać oczy.
- Dobrze się czujesz? - spytała po chwili ciszy. Nie spuszczając wzroku ze stóp, pokiwałam lekko głową. - Dobrze się czujesz? - powtórzyła. No kurwa, kobieto, uwierz mi, bo nie chcę się rozkleić!
- Pattie – przeciągnęłam „ie”. Zacisnęłam we frustracji usta w cienką linię. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. - A jak myślisz? - zapytałam na tyle delikatnie, by jej nie urazić.
Wzruszyła tylko ramionami i podeszła, by mnie przytulić. Poczułam się, jakby serce mi pękło. Wtuliłam się mocno i zwyczajnie zaczęłam płakać. Nie, nie może tak być. Justin musi wiedzieć, będzie mi o wiele lżej i będę miała przy sobie więcej osób, które będą wiedziały o moim „niewielkim” problemie.
Odsunęła się ode mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.
- Spróbuj zasnąć, skarbie, bo rano będzie z tobą kiepsko – powiedziała i poszła z powrotem do swojego pokoju.
Nie mam zamiaru gnić w tym łóżku. Cały czas przewracam się z boku na bok, wolę usiąść na kanapie i włączyć sobie telewizję, ale nie mogę tego zrobić, bo mogę obudzić Pattie. W prawdzie nie śpi, ale nie chcę zakłócać nocnej ciszy. Postanowiłam, że pójdę do pokoju, w którym spałam, kiedy pierwszy raz tu byłam. Tam mogę na spokojnie sobie włączyć jakiś film na DVD. Zajrzałam do lodówki i znalazłam butelkę wody truskawkowej. Pomyślałam, że wezmę ją, skoro czeka mnie nie przespana noc, żeby nie chodzić cały czas do kuchni. Chwyciłam zimną butelkę i zatrzasnęłam drzwi lodówki. Cóż, teraz muszę jakoś przetrwać przemieszczanie się do pokoju, do którego muszę dojść PO SCHODACH.
Nie ukrywam, że nie było to miłe przeżycie, ale udało mi się po jakimś czasie, dotrzeć do pomieszczenia. Położyłam sobie po prawej stronie łóżka wszystkie płyty i oba piloty, oraz rzuciłam tam butelkę z piciem, a sama ułożyłam się wygodnie po lewej stronie łóżka. Pożałowałam, bo trochę mi zajęło ułożenie poduszki, by było mi rzeczywiście wygodnie, a jak już mi się to udało, przypomniało mi się, że muszę wstać, żeby włożyć płytę do odtwarzacza. Głośno westchnęłam, na szybko wybrałam jakąkolwiek komedię i wsunęłam płytę do środka. Odczekałam chwilę, aż się wczyta i wygodnie się usadawiając, odstawiłam wszystkie myśli ma bok, no może oprócz tej jednej, która kompletnie zniszczyła mi psychikę.
Wszystko było okej, dopóki gdzieś pod koniec filmu była scena łóżkowa. Chwyciłam butelkę i rzuciłam o ścianę. Zakryłam dłonią usta i znowu zaczęłam płakać. Nie jest za dobrze.
- Van? - usłyszałam cichy głos mojego brata, dochodzącego z drugiego pokoju.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam tam. Matt siedział na łóżku i wzrokiem szukał mnie.
- Jestem, co się stało? - powiedziałam, kucając przy nim.
- Znowu płaczesz... - powiedział smutno.
- No i co z tego? - zdenerwowałam się. Pierwszy raz podniosłam na niego głos... Aż sama się zdziwiłam. - Przepraszam, nie chciałam.
Spróbowałam go przytulić, ale mnie odepchnął i skulił się na łóżku. - Chcę do taty.
Te słowa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Mam mu po prostu powiedzieć, że prawdopodobnie już go nie zobaczy, że ja tam nie wrócę, a samego go tam nie zostawię? Według mnie, za młody jest na to. Przykro mi, że musi przez to przejść, dla mnie nie jest to przyjemne, więc dla niego szczególnie, ale jest to najlepsze wyjście. Jestem trochę samolubna, bo liczę się tylko ze swoim zdaniem, ale przecież ja go chcę tylko uchronić przed tym tyranem. Wolę, żeby przecierpiał parę dni, przyzwyczajając się do Pattie, niż do końca życia miał mieszkać z tym alkoholikiem i za parę lat mieć mi za złe, że go zostawiłam tam samego.
- Przykro mi, że musisz przez to przejść, Matt.
Nie odpowiedział. Odwrócił się do mnie plecami i mnie ignorował.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać, bo raz na ciebie krzyknęłam? - oburzyłam się.
- Chcę do taty – ja pierdole.
- Matt, czy ty nie rozumiesz, że tata może zrobić ci krzywdę?!
- Tata nigdy nie zrobi mi krzywdy. Tobie też nie.
- Nie byłabym tego taka pewna.
Odwrócił się z powrotem do mnie, zaciekawiony.
- Zrobił ci coś? - spytał smutno. Boże, jakie kumate dziecko.
- Nie rozmawiajmy o tym – syknęłam, odwracając wzrok. - To nie jest temat dla ciebie. Śpij.
Przykryłam go pod samą szyję i ucałowałam w czoło.
- Przepraszam, Van – szepnął, gdy wychodziłam z pokoju.
- Ja też.
Wyszłam i zaciskając zęby wróciłam do pokoju z zamiarem obejrzenia innego filmu. Mam nadzieję, że nie trafię na Komedię Romantyczną, albo czegoś tego typu, bo nie mam na to siły. Byłam też poddenerwowana, bo nie było obok Justina. Nie widziałam go cały wczorajszy dzień. Tęsknię za nim. Chcę go przytulić, poczuć się bezpiecznie, ale nie jestem pewna, czy gdy będzie próbował mnie dotknąć, odskoczę. Przez moją bezradność – znowu zaczęłam płakać. Tak nie może być, muszę do niego zadzwonić...
Po cichu udałam się znowu do pokoju, w którym spał Matt. Nie wiem czy spał, ale wolałam nie ryzykować, że się obudzi. Po omacku w pościeli znalazłam mój telefon i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, usiadłam na kanapie i wybrałam jego numer. Mam nadzieję, że nie będzie zły, że dzwonię do niego po pierwszej w nocy.
- Czego? - zapytał niskim, zachrypniętym głosem. No tak, obudziłam go.
- Justin? - zapytałam cicho.
- Van? Co się stało? - ożywił się. - Przepraszam, nie spojrzałem na wyświetlacz.
- Możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję cię teraz.
- Stało się coś? Twój tata może być zły, że do ciebie przyjeżdżam o tej porze.
- Justin, nie ma mnie w domu – powiedziałam i poczułam ból w sercu. Znowu chciało mi się płakać...
- Co? Gdzie jesteś? Van, co ty wyprawiasz! - ups, nie chciałam go zdenerwować.
- D-dobrze jak nie chcesz, to n...
- Nie, nie. Przyjadę, tylko powiedz gdzie jesteś.
- Jestem u Pattie, błagam, szybko – powiedziałam już przez łzy.
- Będę za parę minut.
Odetchnęłam z ulgą, mam nadzieję, że Pattie nie będzie na mnie zła, że kazałam mu tu przyjechać, zrobiłam to pod wpływem chwili.
Położyłam się na kanapie i czekałam na niego. Nie miałam poczucia czasu, ale coś mi się wydawało, że to jego „parę minut” to parę godzin. W głowie miałam obrazy z wczorajszego dnia. Robiłam co mogłam, żeby zastąpić je innymi, ale to nie jest takie proste. Myślałam, że gorzej już być nie mogło.
Cieszę się, że po niego zadzwoniłam. Tylko on może sprawić, że stanę na nogi. W tym stresie zaczynam powoli wariować. Tak jak dzisiaj, nakrzyczałam na Matta. Może nie od razu „nakrzyczałam”, ale podniosłam głos. Nigdy tego nie robiłam, bo nie miałam powodów. Tym razem też nie miałam powodu, to jest po prostu mały, niewinny chłopiec, który nie wie co się dzieje. Powinnam go jakoś pocieszać, a nie sprawiać, że będzie jeszcze bardziej smutny. Było minęło, czasu nie cofnę.
W pokoju było ciemno, więc gdy Justin podjechał pod dom, światła samochodowe wpadły do pomieszczenia, oświetlając go lekko. Wstałam z kanapy, chyba trochę zbyt raptownie, bo ból po raz chyba setny mnie sparaliżował. Zaciskając powieki, wstałam powoli z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Wyszłam na zewnątrz i czekałam, aż Justin spokojnie zaparkuje. Wysiadł i dosłownie przybiegł do mnie, po drodze ściągając kaptur z głowy. Zaskoczyło mnie, gdy tak gwałtownie mnie przytulił. Na początku się wystraszyłam i nawet byłam gotowa go odepchnąć, ale jak na razie muszę zachowywać jakiekolwiek pozory. Wtuliłam się w niego, a do moich nozdrzy dobiegł zapach jego perfum. Perfumował się nawet po nocach, jeśli miał gdzieś wyjść, dziwne.
Poczułam się całkiem bezpiecznie, pewna, że Justin nie zrobiłby mi krzywdy, ale kiedy poczułam jego oddech na moim ramieniu, ten sam, jaki czułam w czasie... ugh. Wtedy krzyknęłam i go odepchnęłam. Jaka ja jestem głupia.
- Skarbie, co się dzieje? - szepnął z troską w głosie. Kciukiem wytarł łzy, spływające po moich policzkach. Brakowało mi tego. Tej opiekuńczości, tego głosu, jego osoby.
Pociągnęłam nosem, chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do środka. Justin poczuł jak się trzęsę ze stesu, ale był bezradny. Usiadł na kanapie i pociągnął mnie ze sobą, chcąc posadzić sobie mnie na kolanach, ale się wyrwałam i skuliłam się w rogu kanapy.
- Zachowaj dystans, proszę – szepnęłam. Jego mina była bezcenna. - Muszę ci coś powiedzieć...
- Czekam – powiedział spokojnie.
- Nie wiem, czy przejdzie mi to przez gardło – odchrząknęłam.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja zastanawiałam się, jak mogę mu to powiedzieć, żeby nie wybuchł i nikogo nie obudził.
- Więc, może powiedz, ale jakoś innymi słowami? - zaproponował.
Pokiwałam głową, ale dalej nie wiedziała, jak mogę to ubrać w słowa. Widziałam, że się niecierpliwił, ale nie chciałam niczego powiedzieć pochopnie, jeszcze żeby źle to odebrał.
- No bo chodzi o to że... jeszcze przedwczoraj....
Nie patrzałam mu w oczy, bo nie chciałam się za bardzo rozkleić, ale i bez tego zaczęłam płakać.
- Widzę, że to dla ciebie ciężkie, jeśli nie chcesz mi na razie mówić, to nie mów. Tylko powiedz mi jedynie, czy dotyczy to zdrady czy...
- Nie – powiedziałam szybko. - Znaczy... w sumie... - dosłownie za sekundę pożałowałam tych słów, ale nie sądziłam, że tak mocno na niego zadziałają.
- Co? Żartujesz sobie?
- Nie, nie, nie. Justin, nie zdradziłam cię – wytłumaczyłam szybko.
- Przed chwilą zasugerowałaś coś innego – oburzył się i wstał z kanapy. W jego oczach zauważalna była wściekłość i może trochę bólu.
- Justin, proszę posłuchaj.
Robiło się coraz gorzej, byłam strasznie załamana. Schowałam twarz w dłoniach i nie wiedziałam co mam zrobić.
- Czego mam według Ciebie słuchać? Twoich wyjaśnień?
- Justin, błagam...
- Teraz będziesz chciała mnie wziąć na litość? Daruj sobie.
Machnął ręką i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
O nie. Wstałam szybko z kanapy i pobiegłam za nim. To nie może się tak skończyć. Wybiegłam za nim na dwór.
- Zostań ze mną. Nie zostawiaj mnie teraz. Potrzebuję cię.
- Mówisz, że ta sprawa dotyczy zdrady...
- Nie, źle zroz...
- Nie przerywaj mi! - podskoczyłam i zakryłam ręką usta. Jeszcze nigdy na mnie nie krzyknął. Najgorsze jest to, że Pattie prawdopodobnie wszystko słyszy. - Więc jeśli według ciebie, była to zdrada, nie mamy o czym rozmawiać, rozumiesz?
- Czy ty nie rozumiesz, że to nie była zdrada?! Nawet nie wiesz co się stało i jak bardzo ranią mnie w tej chwili twoje słowa.
- Wiesz co, porozmawiamy jak się namyślisz co to w ogóle było.
Zaczął iść w stronę samochodu i nawet chciałam za nim pobiec, ale zrobiłam duży krok do przodu i ten pierdolony ból nie pozwolił mi biec dalej. Upadłam na zimny chodnik. Skuliłam się i leżałam tak sporo czasu. Justin bez serca po prostu zostawił mnie taką. Odjechał. Jak on mógł. Wszyscy się ode mnie odwracają. Co ja teraz zrobię.
Zrobiło się pusto. Niedługo potem zaczęłam się trząść z zimna, ale nie miałam ochoty na wracanie do łóżka. Chciałabym się teraz schować w jakimś miejscu, gdzie nie będzie nikogo i niczego. Chcę mieć już spokój, zero problemów. Skoro wszyscy się ode mnie odwracają, oznacza to, że nie jestem niczego warta. Jestem zwykłą pustą idiotką.
Chcę umrzeć.
____________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo czekaliście.
Przepraszam. Nigdy więcej wam tego nie zrobię, obiecuję.
Muszę jak narazie pozbierać myśli, idę do nowej szkoły i się boję, więc nie mam głowy do pisania.
PRZEPRASZAM, misiaki :(
Byłoby miło, gdybyście pozostawili po sobie komentarz :)
@Nestlee_x3