wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 16

- Van, masz wysiąść, nie pozwolę, żeby ci się coś tam stało, rozumiesz?
Byliśmy tym razem pod domem Justina. W połowie drogi się rozmyślił i chciał mnie wysadzić pod jego domem. Kłóciliśmy się od dobrych paru minut i chyba nie dało się go przekonać, żebym z nim pojechała, ale i tak się kłóciłam. Niech on nie myśli, że będę się go słuchać za każdym razem. Puszczały mi już nerwy, był za bardzo uparty, miał trudny charakter.
- Justin ale...
- Masz wysiąść! - był już wkurwiony do granic możliwości, więc zrezygnowałam.
- Dobra! - wyszłam z auta i trzasnęłam drzwiami.
Dopiero, gdy przekroczyłam próg domu, usłyszałam, jak Justin odjeżdża. Skoro drzwi były otwarte, znaczy, że ktoś jednak był w środku. Miałam cichą nadzieję, że to nie będzie Sebastian, ale musiałam wykrakać. Na jego widok moje serce przyśpieszyło, a oddech stał się nierówny.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony Seb, wychodząc z kuchni. Na mój widok się zatrzymał.
- Justin mnie tu wysadził – odpowiedziałam, nie patrząc w jego stronę. Usiadłam na kanapie i czekałam na cud. Bałam się go, ale nie chciałam mu tego pokazać. Zaczęły trząść mi się ręce, więc schowałam je pomiędzy moje uda.
- Zajebiście – powiedział wkurwiony, cofając się do kuchni. Nie był zadowolony z mojej obecności, tak samo jak ja z jego. Przynajmniej dał mi spokój i miałam pewność, że nic mi nie zrobi.
Gdy wyszedł z pokoju, poczułam ogromną złość, do niego, do siebie i do Justina. Do siebie, bo gdybym nie ruszyła się z domu, nie musiałabym siedzieć sam na sam z Sebem, a na Justina, bo kazał mi tu wysiąść, jakby nie mógł pomyśleć i podwieźć mnie do Pattie.
Starałam się nie popłakać, przecież on i Justin są przyjaciółmi, musiałam się przyzwyczaić do jego obecności, mimo tego, co mi zrobił. Musiałam być silna. Chciałam być jak najdalej od niego, więc pobiegłam do pokoju, w którymś kiedyś spałam.
Wchodząc do niego, przypomniał mi się pierwszy dzień w tym domu. Usiadłam na fotelu, na którym wtedy siedział Justin. Na samą myśl, że obserwował mnie jak spałam, uśmiechnęłam się do siebie. Miałam wtedy lepszy kontakt z Sebastianem. Cofnęłabym czas i nie dopuściła do tego, co się stało między nami. Nie pocałowałabym go w tej skrzyni kanapy, wymyśliłabym inną wymówkę, lub po prostu powiedziała Justinowi „nie”. Gdybym wiedziała, że tak to się wszystko potoczy, zrobiłabym inaczej, ale teraz musiałam starać się w jakikolwiek sposób odnowić moje więzi z Sebastianem. Przynajmniej na tyle, żebym nie musiała się go bać. Myślę, że on też nie chciałby żyć ze mną w niezgodzie. Wspomnienia zostaną, ale zawsze można schować je za nowymi, weselszymi wspomnieniami.
Napisałam sms'a do Justina, by się pospieszył, bo jestem sama z Sebastianem. Bałam się, że zaraz wparuje do pokoju i z błahego powodu mnie uderzy. Przez to jak mnie potraktował, nie mogłam tego wyrzucić z głowy, to już nie moja wina, tylko jego.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, wstałam i pobiegłam w ich stronę, z nadzieją, że to Justin.
Miałam już zbiegać ze schodów, ale Sebastian wychodzący właśnie z kuchni zatrzymał mnie. Cofnęłam się z powrotem na piętro. Wolę się go słuchać i nie wchodzić mu w drogę.
Gdy Sebastian otworzył drzwi i ujrzałam po drugiej stronie sylwetkę Nathana, zamarłam. Zanim jednak zdążył mnie ujrzeć wskoczyłam w ciemny kąt.
- Silence – warknął Sebastian.
- No witaj.
- Czego ty tu.
- Wiem, że jest tutaj Van, chciałbym z nią pomówić.
Zapadła chwila ciszy, a ja miałam chwilę zwątpienia. - Dobra, ale tylko w mojej obecności. I zachowaj odległość paru metrów.
Odetchnęłam z ulgą, przez sekundę myślałam, że zostawi mnie z nim na pastwę losu...
- Robi się, szefie – odpowiedział z ironią.
Wyszłam z mojego „ukrycia” i usiadłam na schodach.
- Co chcesz...
- Porozmawiać – uśmiechnął się szyderczo.
- Więc? Czego chciałeś od mojego brata?
- Właściwie nic, chciałem wpędzić cię w panikę. Zabawić się twoimi uczuciami, czy coś w tym stylu.
- Dlaczego się ode mnie nie odczepisz?
- Ponieważ, przez ciebie zapomniałem o ciele tego gościa i mam teraz kłopoty, muszę uciekać przed psami, ukrywać się i tego typu rzeczy... Gdyby nie ty, nie miałbym tego problemu. Chciałem cię ostrzec, jeśli nie uda mi się z tego wywinąć, będzie po tobie, jeśli mi się uda, dam ci spokój.
Siedziałam i nie wiedziałam co mówić, ani co myśleć. Te słowa pozostaną w mojej głowie. Nie wierzę, że jeśli mu się uda da mi spokój, ale uspokaja mnie ten fakt. Bardziej jednak martwię się słowami „jeśli nie uda mi się z tego wywinąć, będzie po tobie”. Poczułam jakby to zdanie wyryło dziurę w moich myślach, i teraz tam będzie siedzieć.
- Do zobaczenia – powiedział i wyszedł. Te słowa odbiły się echem w mojej głowie.
Wróciłam do pokoju, żeby przypadkiem nie rozkleić się przed Sebastianem. Ułożyłam się na fotelu i siedziałam tak bez ruchu przez jakiś czas. Nie myśląc o niczym, wpatrując się w ślepy punkt na podłodze.
Usłyszałam kroki, oznaczające, że Seb zbliżał się do pokoju. W momencie, gdy wszedł do niego, zerwałam się z fotela i odsunęłam się pod ścianę. Coś go gryzło, był przybity. Kiedy zobaczył, że się go boję, dobiło go to jeszcze bardziej. Zrobiło mi się go szkoda i zastanawiałam się nawet, czy by go nie przytulić, ale bałam się do niego zbliżyć.
- Usiądź – wskazał na fotel. Stałam i się nie ruszałam, byłam lekko zdezorientowana, nie wiedziałam co się będzie działo i czego on ode mnie chce. - No usiądź – westchnął, odrzucając w irytacji głowę do tyłu.
Po cichu podeszłam do fotela i nie spuszczając ani na sekundę wzroku z Sebastiana, ostrożnie usiadłam. Obchodziłam się z nim jak z jakimś płochliwym zwierzęciem – żadnych gwałtownych ruchów.
Chłopak usiadł na łóżku i wyglądał jakby miał się zaraz popłakać. Usiadł na łóżku i powoli wypuścił powietrze z ust. Jakby chciał się pozbyć stresu. Przejechał dłońmi po swoich udach, dopiero wtedy ujrzałam, że jego ręce się trzęsły.
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia i czekałam, aż coś powie lub zrobi.
- Van, ja... - nie dokończył. Gdyby mówił dalej, prawdopodobnie by się popłakał.
W moich oczach zbierały się łzy. Widok załamanego Sebastiana naprawdę nie był przyjemny.
- Bo ja... - znowu przerwał.
Tak naprawdę, podeszłabym teraz do niego i nie pozwoliła nic więcej powiedzieć, bo się męczył i to bardzo, ale chciałam usłyszeć, jak przyznaje się do błędu, jak przeprasza...
- Wiesz, bo... Nie mogę uwierzyć w to, że...
Obserwowałam go cały czas, gdy w pewnym momencie zauważyłam łzy zbierające się w jego oczach, przez co również się rozkleiłam.
- Nie mogę uwierzyć, że... - słowa nie mogły przejść mu przez gardło. To było przytłaczające.
- Sebastian, głęboki wdech – jak powiedziałam, tak zrobił.
Zrobił tak jeszcze parę razy i mógł mówić dalej.
- Nigdy nie zdarzyło mi się tak potraktować kobietę. Naprawdę nie wiem, dlaczego się tak zachowałem, ja... - znowu przerwał.
Nie potrafiłam spojrzeć mu w tej chwili w oczy... Nie teraz...
- Tak okropnie się z tym czuję... Po prostu... On zawsze musi być ode mnie lepszy i puściły mi nerwy, przepraszam... Przepraszam za wszystko.
Nie spodziewałam się, że te słowa wyjdą kiedykolwiek z jego ust, ale przyznam, że miło było to usłyszeć.
- Wiesz, że... gdybyś mnie nie uderzył, nadal mielibyśmy szansę? - odpowiedziałam, ocierając łzy.
Nie miałam w zamiarze, żeby go dobić, chciałam mu uświadomić co zrobił nie tak... - Justin, lepszy od ciebie... Gdybyś nie wyżył się za to na mnie, byłoby z nami inaczej.
Przyjął to do wiadomości. Co się stało to się nie odstanie, niestety. Przykro mi, że tak to się potoczyło.
- Seb, dlaczego zdecydowałeś się mnie przeprosić? Przepraszam, ale nie daje mi to spokoju...
Pomyślał przez parę sekund, po czym westchnął, spojrzał na mnie i zaczął opowiadać.
- Siedziałem w tej kuchni, miałem w głowie scenę, gdy weszłaś do domu. Gdy mnie ujrzałaś, wystraszyłaś się. Bałaś się mnie, widziałem to w twoich oczach. Nie chciałem, żebyś tak mnie postrzegała. Mówię teraz jak totalny mięczak.
Kąciki jego ust lekko się uniosły, tak samo jak moje.
- Potem przyszedł Nathan. Podświadomie czułem, że w tym momencie nie ufałaś mi. Jestem pewien, że myślałaś, że wpuszczę go i zostawię cię z nim na pastwę losu, jakby nie obchodziło mnie twoje życie, twoje bezpieczeństwo. Tak było, prawda? - przytaknęłam lekko głową. Było tak, zrobiło mi się z tego powodu wstyd, mimo że nie powinno. Sam sobie na to zapracował. - Pomyślałem, że masz go na głowie i zapewne boisz się bardziej z dnia na dzień, że kiedyś coś ci zrobi, a ja swoim zachowaniem, przyprawiłem cię o trochę więcej zmartwień. Wiedziałem, że to może być dla ciebie za dużo i byłem pewien, że siedziałaś w domu i zamartwiałaś się tym. Przykro mi, że zwaliłem ci się na łeb...
Uśmiechnęłam się do siebie. Naprawdę żałował. Mogę wam to przysiąc, że żałował. Wstałam z fotela, podeszłam do niego i przytuliłam go lekko.
- Wybaczysz mi?
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, sama nie byłam tego do końca pewna, ale tymi przeprosinami – zasłużył na wybaczenie.
- Prawda jest taka, że nie będę potrafiła tobie zaufać w stu procentach, ale przeprosiłeś i widzę w tobie tą skruchę, więc tak, wybaczę ci.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie i mocno ścisnął, przez co aż zawyłam z bólu. Siniak nie dawał o sobie zapomnieć, jakby chciał zostać na zawsze, być pamiątką TEGO dnia.
- Coś się stało? - zmarszczył brwi.
- Nie, tylko nie spodziewałam się, że tak mocno mnie przytulisz – zaśmiałam się sztucznie.
Uniósł jedną brew w zwątpieniu, ścisnął mnie ponownie. Kurwa, oni musieli mnie tak sprawdzać, martwić się o mnie. Inaczej nie potrafiliby żyć.
Stałam, starając się przybrać normalny wyraz twarzy, ale nie bardzo mi się to udało za kolejnym razem. Przycisnął jeszcze mocniej i syknęłam. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Znowu się nade mną chcesz znęcać? Daj mi już spokój – powiedziałam, łapiąc się za brzuch.
- O kurwa... - krzyknął zaskoczony, gdy uniósł moją koszulkę i na ułamek sekundy ujrzał siniaka. - Ja to zrobiłem? - westchnęłam tylko, nic nie mówiąc. Czułam się jak jakaś porcelanowa lalka, której nie można dotknąć. Jak mnie coś bolało od razu lecieli z tabletkami, plasterkami czy Bóg wie jeszcze czym. - A więc tak? Ja pierdole – wstał i odszedł na środek pokoju, przeczesując dłońmi włosy. Chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale to co zobaczył, odjęło mu mowę.
Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Ruszyłam za nim, ale nie wiedziałam dokąd poszedł. Nie zostawiłby mnie samej w domu, ale było tu tyle drzwi, że szukanie go zajęłoby mi sporo czasu.
Spojrzałam na wyświetlacz w moim telefonie, była północ. Nie wiem kiedy czas zdążył tak szybko upłynąć, ale gdybym zaraz nie wróciła do domu, tata by mnie zabił i nie wstałabym rano do szkoły.
Udałam się do kuchni, aby zrobić sobie herbatę, ale zanim zdążyłam nastawić wodę, usłyszałam za sobą kroki.
- Może cię odwieźć? - odwróciłam się i ujrzałam Sebastiana.
- Jeśli nie chcesz mnie wywieźć do lasu, albo coś, to jasne. Nie mam pojęcia gdzie ten Justin i kiedy wróci, a nie będę na niego wiecznie czekać.
Ubrałam buty i wyszliśmy przed dom. Wsiadłam do samochodu i czekałam, aż przyjdzie Sebastian. Wsiadł nic nie mówiąc i ruszył w stronę mojego domu. Przez chwilę nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, ale jedna rzecz przyszła mi na myśl.
- Seb, skąd ty wiedziałeś gdzie ja do cholery mieszkam?
Zaśmiał się – My wszystko wiemy.
- No ale skąd...
- My. Wiemy. Wszystko – odpowiedział, zerkając na mnie przelotnie.
- Naprawdę? Jakiego koloru mam dziś majtki? - spytałam, spoglądając na niego.
Rozśmieszyło go moje pytanie. Przez chwilę nie mógł się opanować.
- Van, my nie jesteśmy pedofilami, którzy będą stać cały dzień i noc pod twoim domem i obserwować w co się ubierasz.
- Ej, pedofile gustują w małych dziewczynkach. Nie jestem mała.
- Ale za to jesteś dziewczynka...
Nie rozmawiałam z nim dalej, bo ta rozmowa już nie miała sensu. Zaczęłam się zastanawiać, czy w domu wszyscy już śpią, bo jeśli nie to mam przechlapane, bo nie wzięłam kluczy.
Zatrzymaliśmy się pod moim domem.
- Więc, do zobaczenia. Dzięki i dobranoc – powiedziałam i wysiadłam.
Podeszłam do drzwi domu i zapukałam. Odwróciłam się, bo nie usłyszałam jak chłopak odjeżdża, ale widocznie czekał do momentu, aż nie wejdę do domu.
Zaczęłam się obawiać, że jednak tata śpi, ale kiedy zapukałam ponownie, drzwi otworzyły się.
- Gdzie ty byłaś tak długo? - spytał oburzony tata.
- Przepraszam, Justin zabrał mnie na wieczorny spacer – wymyśliłam na szybko.
Przewrócił jedynie oczami, denerwowało mnie to, że gdy byliśmy razem z nim, był dla niego sztucznie miły, chociaż muszę przyznać, że udawało mu się to, bo nawet ja uwierzyłam w to, że go polubił. Za to gdy byliśmy sami, już nie było tak kolorowo. Na prawdę nie wiem, co takiego Justin zrobił mojemu tacie, ale wolałam nie wnikać, tylko szybko znaleźć się w moim łóżku.
Wbiegłam po schodach na górę i czym prędzej wskoczyłam pod prysznic. Uwielbiałam tą część dnia. Chwila odprężenia, która była zarezerwowana specjalnie dla mnie, na odstresowanie.
Przebrałam się w piżamę i wsunęłam się pod kołdrę. Zerknęłam po raz ostatni na wyświetlacz mojego smartfona i zauważyłam, że mam nieodebranego sms'a

Od: Justin
Gdzie jesteś? Nie ma ciebie ani Sebastiana, wszystko z tobą w porządku?
Odpisz, proszę...

Do: Justin
Tak, jestem w domu, po prostu mnie odwiózł, bo nie wiedziałam kiedy wrócisz, a robiło się późno. :)

Odpisał dosyć szybko, jakby tylko czekał pod telefonem aż odpiszę.

Od: Justin
Mam nadzieję, że nic ci nie zrobił, żadnych nowych siniaków?

Do: Justin.
Wszystko ok, Justin.

Od: Justin
Przepraszam, że tak długo, sytuacja awaryjna. Musiałem szybko wyjechać poza miasto i nie miałem zasięgu. Wynagrodzę ci to jutro. Dobranoc :*

Ten całus na koniec sms'a... naprawdę mnie ucieszył.
Z tym samym uśmiechem na ustach, nawet nie wiem kiedy – zasnęłam.
____________________________________________________
Proszę bardzo, oto rozdział, który mi nie wyszedł. -,-
Niestety, miewam też gorsze dni.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale z boku w 'stronach' macie odnośnik do drugiego opowiadania, jak narazie nic tam nie publikuję, ale niedługo zacznę. Jak na tą chwilę, chcę was zapytać, czy podoba Wam się wygląd tamtego bloga. Więc jeśli możecie, wejdźcie tam i mi tutaj napiszcie, czy może być.
Co do rozdziału. Naprawdę staram się pisać dłuższe, żebyście faktycznie mieli co czytać i powoli mi to wychodzi... Musicie jeszcze trochę poczekać ;p

@Nestlee_x3

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 15

- Zostaniesz na kolacji? - zapytał mój ojciec, wchodząc do mojego pokoju.
- Skoro muszę – jęknęłam, po czym się zaśmiałam.
- Pytałem Justina, żartownisio.
Justin, nie wiedząc co odpowiedzieć, spojrzał się na mnie. Pokiwałam głową lekko, tak, żeby tata tego nie zauważył.
- Zostanę – odpowiedział, odwracając głowę w jego stronę.
Uśmiechnęli się do siebie i po chwili tata zszedł z powrotem na dół.
- Trochę już tu siedzisz, a ja nawet nie zapytałam, co z Sebastianem...
- A co ma z nim być – odpowiedział, odrzucając w irytacji głowę do tyłu.
- No nie wiem, martwię się, czy mu nic nie jest...
- Van, on cię już raz spoliczkował i masz całe sine plecy, a ty się dalej martwisz, czy mu nic nie jest? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie możesz odpowiedzieć na to cholerne pytanie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, opadając bezwładnie na łóżko.
- Mogę – poczułam jak łóżko ugina się, pod jego ciężarem po mojej prawej stronie. - Nic mu nie jest.
- Dlaczego mam ci wierzyć?
Przekręcił się tak, że był teraz nade mną.
- Bo jestem uroczy, słodki, przystojny i hmm.. a tak. I mówię prawdę.
- Taki gangster, jak ty, użył słowa 'słodki'? - powiedziałam unosząc brew.
- A jaki jestem, jeśli nie słodki? - spytał, wysuwając dolną wargę i robiąc oczy kota ze „Shreka”.
- Seksowny... - szepnęłam do jego ucha.
- Panno Harrison, nigdy bym nie pomyślał, że takie słowo wyjdzie z pani ust – odpowiedział zniżonym głosem przy moim uchu. Przeszły mnie ciarki i fala ciepła, przez co się wzdrygnęłam.
Oparł się na łokciach po obu stronach mojej twarzy, aby na mnie spojrzeć. Prawą ręką zjechał na moje lewe biodro, wsadzając rękę pod koszulkę.
- Jak tam? - spytał, gładząc delikatnie mojego siniaka.
Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem, nie obserwuję tego.
- Co? Dlaczego?
- Nie potrafię na siebie patrzeć w lustrze, przypomina mi się wtedy ta scena i wszystko powraca, a próbuję zapomnieć.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę. – Odwróć się.
- Co?
- Odwróć się.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz – wyśmiałam go.
- Nie, mówię naprawdę poważnie. Zdejmij koszulkę i odwróć się.
- A co jak wejdzie mój tata?
- Jakoś się wytłumaczymy, rób co mówię.
- Chcesz, żebym zaczęła się ciebie bać?
- Ciebie nie ugryzę. Nie masz się o co martwić.
Usiadłam i posłusznie zdjęłam koszulkę. Nie ma co się krępować, już mnie parę razy tak widział...
- Połóż się.
- Jezu – powiedziałam, trochę zdziwiona i trochę przerażona, na co Justin tylko się zaśmiał.
Rozłożyłam się na łóżku i czekałam na jego reakcję.
- To wygląda...
- Nawet mi nie mów jak to wygląda! - przerwałam mu, zanim dokończył. - Nie chcę wiedzieć.
- Jeden powoli schodzi.
- Te na plecach mogą być, najgorszy jest ten po lewej, czasem nie mogę się przez niego ruszyć.
- Masz tam napuchnięte, wiesz?
- Nie obchodzi mnie to, Justin.
- Ale mnie obchodzi.
Złożył pojedynczy pocałunek na moim karku. Zamruczałam w poduszkę, mając nadzieję, że tego nie usłyszał, ale niestety usłyszał.
- Ubierz się już – powiedział śmiejąc się.
Bałam się oderwać twarz od poduszki, bo wiedziałam, że zalałam się rumieńcem.
- Rusz się, bo zaraz zdejmę ci ten stanik.
- Zboczeniec – mruknęłam pod nosem.
- Słyszałem.
Wytknęłam mu język i ostrożnie założyłam na siebie koszulkę. Przez pewien czas siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle Justin zaczął mi się dziwnie przyglądać. Poczułam się skrępowana, gdy na jego twarzy pojawił się figlarny uśmieszek.
- Co? - spytałam z oburzeniem.
- Nic – zaśmiał się, spuszczając głowę.
- Śmiejesz się ze mnie?
- Nie śmieję tylko... - zamyślił się na chwilę i przybliżył się o parę centymetrów. - Nie wiedziałem, że tak na ciebie działam. Znaczy, mogłem się domyślić, ale nie przypuszczałem – gdyby nie to, że położył dłoń na moim karku, nie domyśliłabym się o co mu chodzi.
- Możesz nie drążyć tematu? – przeciągnęłam zdanie, chowając twarz w dłoniach.
Chwycił moje nadgarstki i zmusił do odkrycia twarzy. Pocałował mnie w nos, na co ja go zmarszczyłam robiąc dziwną minę. Czułam, jakbym spędzała czas z przyjacielem.
Jus zaczął przybliżać się do pocałunku, kiedy tata zawołał nas nagle na kolację. Wstałam szybko i uciekłam od niego.
- Ej! - krzyknął, rozradowany.
- Może innym razem ci się uda.
Dorwał mnie na korytarzu i przycisnął lekko do ściany, by nie sprawić mi bólu. Pocałował delikatnie i za sekundę się ode mnie odsunął.
- Innym razem, albo szybciej – wydyszał w moje usta. Polubiłam to, gdy mnie całował. Za każdym razem inaczej i za każdym razem chciałam więcej i więcej, nie moja wina, że był w tym dobry...
Zeszliśmy na dół i usiedliśmy przy stole.
- Co jemy? - spytałam od razu.
- Cierpliwości – zaśmiał się tata. Położył na stole naczynie z zapiekanką, której od dawna nie robił.
- Mmmm – wymruczałam, gdy poczułam zapach dania. Pachniało cudownie. - To ja poproszę największą część.
- Van, faceci jedzą więcej, a jest nas trzech, więc dostaniesz najmniej.
Zrobiłam minę urażonego dziecka. - Żartujecie sobie?
* * *
Delektowaliśmy się zapiekanką, siedząc przez większość czasu w ciszy. Jedyne co było dosłyszalne, to stukanie sztućcami o talerze. Spojrzałam na Justina kątem oka, gdy zauważyłam w jakim tempie pochłaniał swoją porcję, prawie wybuchnęłam śmiechem. Cieszyłam się, że mu smakowało.
- Więc, Van? - zaczął tata. - Co z Sebastianem?
Gwałtownie wstałam od stołu, odsuwając swój talerz. - Przepraszam – powiedziałam i ze łzami w oczach pobiegłam do łazienki. Byłam chyba nieźle przewrażliwiona, cokolwiek usłyszałam, łzy cisnęły mi się do oczu. Musiałam być silniejsza, ale mój organizm reagował inaczej.
Siedziałam na podłodze, dobre parę minut i nawet, gdy się uspokoiłam, nie wyszłam Głupio mi było teraz z niej wychodzić.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Justin, więc nic nie odpowiedziałam. Byłam pewna, że i tak wejdzie do środka.
Chwilę po tym, tak jak przypuszczałam, wszedł do środka, nic nie mówiąc. Zamknął za sobą drzwi, podszedł do mnie, rozsunął moje nogi i usiadł pomiędzy nimi, patrząc prosto w moje oczy.
- Już lepiej? - spytał, chowając kosmyk moich włosów za ucho.
Niemo pokiwałam głową. Położył dłonie na moich biodrach i kreślił palcami niewidzialne wzory.
- Boję się, Justin - głos mi się załamał.
- Czego?
- Tego, że on po mnie przyjdzie i znowu mi coś zrobi – głupio mi było, że mu to powiedziałam...
- Sebastian?
- Uhm – powiedziałam nieśmiało.
- Dziwi mnie jego zachowanie, bo nigdy tak nie traktował nikogo...
- Najgorsze jest to, że stoję pomiędzy wami i psuję waszą przyjaźń.
- Van – przeciągnął. - My nie jesteśmy jak wy, kobiety, nie pokłócimy się na zawsze, rywalizując o jakąkolwiek dziewczynę. Przejdzie mu w końcu i będzie jak dawniej. Nie wiem jak będzie reagował na to, że jesteśmy razem, ale jakoś damy radę.
- To my jesteśmy razem? - zapytałam, uśmiechając się szyderczo.
- A nie jesteśmy? - odpowiedział pytaniem na pytanie, całując mnie delikatnie w czubek nosa.
- A jesteśmy? - droczyłam się, chciałam, żeby to powiedział.
Chwycił moją twarz w swoje dłonie i złączył nasze usta. Jego pocałunki zwalały mnie z nóg, były cudowne. Kiedy chciał się odsunąć, chwyciłam go szybko za kark i przytrzymałam, by tego nie kończył. Poczułam jak chłopak się uśmiecha.
- Później będziemy mieli więcej czasu – powiedział, gdy już oderwaliśmy się od siebie. Zabrzmiało w połowie jak obietnica, a w połowie jak groźba.
Pomógł mi wstać i wyszliśmy z łazienki, kierując się do mojego pokoju. Zajrzałam jeszcze do kuchni, zobaczyć, czy nie trzeba w czymś pomóc, ale gdy zobaczyłam, że ze stołu wszystko jest posprzątane, zrezygnowałam.
Przypomniałam sobie, że przecież muszę odrobić lekcje. Cofnęłam się do przedpokoju, gdzie zostawiłam torbę, chwyciłam ją i wróciłam z powrotem na piętro do pokoju.
- Chodź, pomożesz mi w lekcjach – zaproponowałam, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Cooo? - odpowiedział, przykładając sobie jedną dłoń do twarzy.
- Nie będzie tak źle. To tylko matma.
Rzucił mi złowrogie spojrzenie i ułożył się na łóżku. Usiadłam obok niego z zeszytem i podręcznikiem. Otworzyłam książkę i podałam mu, żeby zapoznał się z zadaniem. Nie było w nim nic trudnego, tylko kolejne piętnaście przykładów z pierwiastkami i innymi matematycznymi trudnościami.
- Pierwiastek z trzech, plus pierwiastek z dziewięciu, przez cztery do potęgi drugiej, minus dwanaście – siedział przez chwilę i myślał, pocierając dłonią swój kark, ile to może wyjść. - Wydaje mi się, że wyjdzie sześćdziesiąt dziewięć – odpowiedział, całując mnie w polik.
- Jesteś naprawdę bardzo pomocny – przewróciłam oczami.
- Przecież wiem – posłał mi swój zadziorny uśmieszek, ukazujący rząd idealnie prostych zębów.
Do pokoju wbiegł Matt, siadając na łóżku.
- Co tam, Matt? - spytał Justin.
- Nudzę się.
- To może pograj w coś na swoim komputerze?
- Już to robiłem – jęknął.
- To opowiedz, co tam w szkole – zaproponowałam, odkładając zeszyt na bok.
- Pani pochwaliła mnie, bo dobrze rozwiązałem zadanie na matematyce.
- I co, dostałeś jakąś ocenę?
- Uhm.
- No to gratuluję – odpowiedziałam, rozczochrując jego włosy.
Przez chwilę siedział cicho błądząc wzrokiem po moim pokoju, jakby zastanawiał się, czy to co chce zrobić lub powiedzieć, było dozwolone.
- Dzisiaj pod szkołą stał też pewien pan. Cały ubrany na czarno, opierał się o swój samochód. Miał kaptur na głowie i obserwował inne dzieci.
- Jaki pan? - spytał, zaciekawiony Justin.
Spojrzeliśmy po sobie, w jego oczach było widać przerażenie, w moich zapewne też.
- Jak tak stał obok tego swojego auta, to myślałem, że na kogoś czekał.
- A długo tak stał? - dopytywał się Justin.
- Niee. Spojrzał na mnie i chyba chciał wejść na teren szkoły, ale w ostatniej chwili się wycofał.
- Chciał coś od ciebie?
- Zawołał mnie pod bramę, ale ja nie chciałem podchodzić, bałem się, że mi coś zrobi.
- Co zrobił, jak odmówiłeś?
- Nic, poszedł do swojego auta i odjechał.
Byłam pewna, że to był Nathan. Na pewno chciał coś mu zrobić.
- Gdybyś go spotkał jeszcze kiedyś, uciekaj jak najdalej, rozumiesz? Nigdy nie wiadomo co takim po głowie chodzi.
- Dobrze.
- Idź do siebie, Matt – powiedziałam, unikając wzroku któregokolwiek z nich.
Posłusznie wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych. Justin odłożył książkę, tak jak ja, nie wiedział co powiedzieć.
- Boże, gdyby on mu coś zrobił... - powiedziałam, chowając twarz w jego tors.
- Jadę do niego – wstał nagle z łóżka.
- Jadę z tobą...
- NIE! Zostajesz. Masz jutro szkołę i może ci się coś stać.
- Jadę z tobą – w dupie miałam, co sądził na ten temat.
Zbiegłam na dół przed nim, ubrałam buty i wyszłam na dwór, do jego samochodu. Na szczęście był otwarty. Kto zostawia otwarte auto przed domem? Tylko on.
- Van, wysiądź, nigdzie nie jedziesz – powiedział, siadając za kierownicą.
- Jadę, to mój brat, on nie ma prawa go dotykać.
- Jeśli tobie się coś stanie, zabiję się. Rozumiesz?
- Nie zostawisz mnie samej na tym świecie, jestem tego pewna. A teraz nie pierdol, jedziemy.
_________________________
Doobry wieczór.
Miałam ostatnio parę dni załamki, nie miałam ochoty na pisanie, ani nawet weny, ale spokojnie, już jest dobrze i mam siłę do tworzenia!
Mnóstwo pomysłów i teraz jak to poukładać? :c
Piszcie co sądzicie.
A, no i wpadłam na pomysł, żeby pisać wam jakieś wskazówki co do kolejnego rozdziału, żeby was jakoś nim zaciekawić, ale pod tym jeszcze nic nie napisze, zacznę od rozdziału 16.
Do nn <3
@Nestlee_x3

środa, 24 lipca 2013

Rozdział 14

- Van! Rusz się w końcu! - poczułam jak tata ściąga ze mnie kołdrę. Nienawidzę, kiedy to robi. Nagłe zimne powietrze na twoim ciele, zawsze mnie to rozbudzało.
- Kurwa, tato! Oddaj mi kołdrę! - mówiłam, że tego nienawidzę... Spojrzał na mnie dziwnie. - Z-znaczy kurde...
Spojrzał na mnie ponownie, tym razem podejrzliwie i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. On nie był głupi i wiedział, że zdarzało mi się czasem przeklnąć, ale nigdy nie w jego obecności. Jakie to musi być okropne uczucie, słyszeć jak twoje dziecko przeklina...
Podniosłam kołdrę z podłogi, ułożyłam na łóżku i poszłam się ubierać. Nie chciało mi się nic, więc zajęło mi to dość sporo czasu.
Schodząc po schodach natknęłam się na tatę.
- Porozmawiamy sobie po śniadaniu. Odwiozę cię do szkoły – trochę się przestraszyłam, nie ukrywam. Moje oczy się rozszerzyły i powoli skierowałam się w stronę kuchni. Nałożył mi moją porcję jajecznicy na talerz, jakby robił mi łaskę, że daje mi jedzenie. Coś przeskrobałam?
- Tato, jak masz zamiar mnie tak traktować, może od razu wyrzuć mnie z domu? - zapytałam z dużą ilością ironii w głosie. Nie odpowiedział, zignorował mnie. - Chyba nie gniewasz się chyba za moją odzywkę dzisiejszą, co?
- Nie – odparł krótko. Wolałam dalej nie ciągnąć tej rozmowy...
Jedząc moje śniadanie, czułam się jak tamtej nocy u Justina. Uśmiechnęłam się do siebie, upewniając się, że ojciec na mnie nie spogląda podejrzliwie. Na szczęście nic nie widział.
- Słuchaj – odwrócił się gwałtownie, na co ja podskoczyłam z zaskoczenia. - Czy Justin cię do czegoś zmusza?
- CO!? - oburzyłam się, wstając od stołu, odsuwając talerz z jajecznicą.
- Czy on cię zmusza w PEWIEN sposób do CZEGOŚ? - powiedział, akcentując część wyrazów.
- Skąd to przypuszczenie? - zapytałam, wpatrując się pustym wzrokiem w to co znajduje się za oknem. Chciałam uniknąć jego wzroku, po prostu.
- Skarbie, czy on cię kiedyś uderz...
- Nie – przerwałam mu, zanim zdążył dokończyć to cholerne zdanie, słowo... - Wybij to sobie z głowy, on mnie nie skrzywdzi.
Odwrócił się tyłem do mnie, by posprzątać po dzisiejszym śniadaniu, a ja dokończyłam swoją jajecznicę.
- Zbieraj się.
Posłusznie wstałam od stołu i pobiegłam do pokoju po moją torbę. Upewniłam się na szybko, czy wszystko spakowałam i zeszłam z powrotem na dół. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Podchodząc do samochodu, zauważyłam, że jest już otwarty, więc czym prędzej wpakowałam się do środka. Usadowiłam się wygodnie na siedzeniu i czekałam na to, aż ruszymy w stronę szkoły.
Parę minut później do auta wsiadł też mój tata i odjechaliśmy spod domu.
- Tato, zakluczyłeś drzwi?
- Tak, a czemu? - zapytał zaskoczony.
- Nic, słyszałam o częstych włamaniach, które mają miejsce w naszym mieście – odpowiedziałam bardziej pod nosem niż do niego.
Dalej jechaliśmy w ciszy, przez co miałam wrażenie, że się od niego powoli oddalam, zawsze jadąc samochodem rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było przyjemnie, a teraz siedzimy spokojnie i żadne z nas nie ma pojęcia, co powiedzieć.
W mojej głowie odtworzyła się wizja mojego snu. Ciekawość zaczynała zżerać mnie od środka, chciałam znać odpowiedź na pytanie, kto to był. Kto cały czas wkradał mi się do snów i kto prawdopodobnie niedługo umrze. Zawsze wierzyłam, że sny coś przepowiadają, od małego sobie to wmawiałam i tak mi pozostało aż do teraz.
- Skarbie, coś mi nie daje spokoju...
Odwróciłam głowę w jego stronę, odrywając się od moich myśli.
- Skąd u ciebie ten ogromny siniak po lewej stronie? - zapytał, z nerwów oblizując wargi. Akurat zatrzymał się pod budynkiem szkoły.
- Skąd o nim wiesz? - westchnęłam, kładąc lewą dłoń na miejsce nad biodrem.
- Czy to ważne? - jęknął. Posłałam mu spojrzenie, mówiące, że to dla mnie ważne. - Po prostu rano, gdy zabrałem ci kołdrę, miałaś podwiniętą koszulkę i... - nie dokończył. Zresztą nie musiał, bo wiedziałam o co mu chodzi.
- Myślałeś, że to Justin?
- Taka była pierwsza moja myśl. Właściwie pierwsza i ostatnia, nic innego mi nie przyszło do głowy. Wiem, że mu ufasz, ale ja nie.
- Nie ufasz mu, bo Sebastian obrobił mu dupę przy tobie.
Pokiwał głową, na znak, że tak właśnie było.
- Nie, to nie Justin.
- Więc kto?
- Dlaczego zakładasz, że to „ktoś”? Może sama się uderzyłam?
- Bo to nie wygląda na zwykłe, niewinne uderzenie. Jak na moje oko, ktoś ci nieźle przyłożył.
Westchnęłam głośno i nie wiedziałam co zrobić. Mogłam po prostu wyjść z auta, ale z racji tego, że przed chwilą sama stwierdziłam, że oddalam się od niego, miałam zamiar powiedzieć mu prawdę, ale jeszcze się wahałam...
- Van, kto cię tak urządził? Powiesz mi w końcu? Kim była osoba, która nie miała do ciebie szacunku i tak cię potraktowała?
Jeżeli Seb zrobił z Justina tego najgorszego w oczach mojego ojca, to ja teraz zrobię tego najgorszego z niego. To było tak, jakbym skarżyła się tatusiowi, ale on nie zasługiwał na chronienie go przed ludźmi.
Wzięłam głęboki oddech i biorąc wydech po prostu to powiedziałam – Sebastian.
Zanim mój tata zdążył cokolwiek powiedzieć, wyszłam z auta i pobiegłam w stronę wejścia.
Bałam się, że spóźnię się na lekcje.
Na pierwszej lekcji siedziałam cicho, zdarzało mi się to ostatnio często. Zastanawiałam się, co z tym zrobi mój ojciec, czy będzie jeszcze ciągnął ten temat i czy zmieni zdanie o Justinie, bo on nie był zły. Chyba, że jeszcze nie znałam jego ciemnej strony, która na pewno gdzieś się chowała przede mną, a bardzo chciałam ją poznać. No chyba, że miałabym oberwać od niego, tak jak od Sebastiana – w takim wypadku nie chciałam jej poznawać.
Czekałam tylko na przerwę obiadową. Żebym mogła wreszcie posiedzieć z dziewczynami i powygłupiać się na boisku za szkołą i zapomnieć o tym gównie, z którego powoli się wykopywałam. Powoli zaczynałam życie od nowa, bez Sebastiana, przynajmniej miałam taki plan. Miałam nadzieję, na lepsze jutro.
* * *
- Co tak cicho siedzisz, Van? Nawet nie ruszyłaś swojego drugiego śniadania.
- Hm? - wyrwały mnie z zamyślenia, a ja miałam po raz drugi wrażenie, że gdzieś, ktoś mnie obserwuje. - A, tak nie jestem głodna...
- Coś cię gryzie? - spytała podejrzliwie Kim. - Nadal nie wiesz co czujesz do Justina?
- Ja już wiem, co do niego czuję – westchnęłam – boję się tylko, że on udaje, że mnie kocha. Słowa Seba siedzą mi w głowie.
- Przecież Justin jest ten dobry! Tak naprawdę on jest tym, który będzie chciał cię zdobyć, a gdy już to zrobi zaciągnie cię do łózka i porzuci jak jakąś szmacianą lalkę.”- Ja niestety nie wiem, jak to z wami wygląda, jak on się wobec Ciebie zachowuje, jak na ciebie patrzy. Naprawdę mi przykro, że nie mogę w żaden sposób ci pomóc...
- Kim, wystarczy mi, że tutaj ze mną jesteście i mogę do Was przyjść o każdej porze dnia i nocy.
- Awww, jak uroczo! - krzyknęła nagle Diana i we trzy się do siebie przytuliłyśmy, śmiejąc się.
- Dobra, dziewczyny, odniosę parę rzeczy do szafki, zaczekacie tu?
- Pójdziemy z Tobą, co będziemy tu siedzieć – odpowiedziała Diana, podnosząc się z boiska.
Udałyśmy się wspólnie w stronę mojej szafki. Nagle Diana i Kim zatrzymały się przy ogłoszeniu, na temat jakiegoś castingu, to nie dla mnie, więc dalej już poszłam sama.
Otworzyłam moją szafkę i zauważyłam, że mam w niej bałagan. Mini huragan przeszedł przez jej wnętrze. Nie zwróciłam wcześniej na to uwagi, postanowiłam, że
może jutro się tym zajmę. Nagle usłyszałam czyiś głos przy moim uchu.
- Witaj, skarbie.
Odwróciłam się gwałtownie i gdy zobaczyłam Sebastiana stojącego bardzo blisko mnie, cofnęłam się do tyłu i uderzyłam plecami w szafki. Zabolało.
Bałam się, cholernie się go bałam. Po tym co wyrządził mi przez ostatnie dni, bałam się go bardziej niż Nathana. Nie, może to przegięcie, ale naprawdę się go bałam. Nie uderzyłby mnie chyba, gdy byliśmy w szkole, wśród tylu uczniów. Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam, że nikogo naokoło nas nie ma, co oznaczało, że zaraz powinien mnie uratować dzwonek, oznajmiający, że pora zbierać się na lekcje.
Moje serce waliło, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Znowu byłam bezbronna, jedyne co mogłam zrobić, to go uderzyć, ale to skutkowało kolejnym siniakiem, lub może nawet czymś gorszym. Ten słodki, młody chłopak stawał się powoli tyranem w moich oczach.
Justin, obiecałeś mi, że on mnie nie ruszy, ufam ci.
- Co ty tu kurwa robisz – wydyszałam wreszcie. Kątem oka zauważyłam niedaleko mnie Kim z Dianą, które przyglądały się całej tej sytuacji i prawdopodobnie nie wiedziały co mają począć. Cokolwiek, dziewczyny, cokolwiek.
- Przyszedłem odwiedzić moją dziewczynę, nie mogę? - zaczął przysuwać się do mnie bliżej i bliżej. Brzydziłam się go.
- Czy ty masz rozdwojenie jaźni? Dla ciebie nie jest jasne, że z nami i naszym wymyślonym „związkiem” jest już koniec? - odepchnęłam go mocno, abym mogła swobodnie oderwać się od szafek i oddychać wolnym powietrzem, a nie powietrzem prosto z jego obrzydliwej gęby.
- Czy wczoraj nie dałem ci jasno do zrozumienia, że masz się tak do mnie nie wyrażać? - przycisnął swoją pięść do mojego siniaka – tak, tego największego. - Mam ci dać jeszcze jedną nauczkę? - przyciskał pięść coraz bardziej, na co ja zgięłam się wpół.
- Dlaczego ty mi to kurwa robisz? - nie miałam siły, żeby cokolwiek powiedzieć, ale nie dałam mu tej satysfakcji.
- Bo jesteś moja. Byłem pierwszy, a kto pierwszy ten lepszy. Więc wymagam od ciebie szacunku.
- Miałabym do ciebie szacunek, gdybyś ty miał do mnie – wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy. - Nie jestem jakimś pieprzonym trofeum.
- Miałbym do ciebie szacunek, gdybyś była grzeczniejsza i nie pyskowała.
- Nie pyskowałabym, gdybym nie musiała się przed tobą bronić i się ciebie bać.
Wkurwił się i chwycił mocno mój podbródek. Przypomniał mi się Nathan, dyszący ciężko w moją twarz. Przebiegła przez moją głowę myśl, że może on dla niego pracuje, ale chyba nie zdradziłby Justina. Dupkiem może jest, ale nie idiotą.
Nagle ktoś go ode mnie odciągnął. W tym momencie przybiegły do mnie dziewczyny. Cała się trzęsłam i nie miałam pojęcia co się dzieje i co może się za chwile wydarzyć.
Spojrzałam w stronę Sebastiana i zauważyłam, że szarpie się z Justinem.
- Oni obaj biją się o ciebie, jakie to urocze... - powiedziała Kim.
Wtuliłam się w nią. Miała racje, to urocze, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek o mnie walczył. Szczególnie jeśli jednym z nich miał być Seb, mógłby sobie już odpuścić, bo ja mam go w dupie.
- Wiesz co, idź do domu, jesteś rozbita. Będziemy cię kryć przed nauczycielami – zaproponowała mi Diana.
* * *
Zdjęłam buty, rzuciłam obok nich torbę i położyłam się na kanapie w salonie. Czy on naprawdę był taki nachalny, że nie mógł mi dać już spokoju? Uderzył mnie, narobił mi siniaków i myślał, że nadal chcę z nim być?
Lekko przysypiałam, ale nie mogłam całkowicie zasnąć. Coś mi nie pozwalało. Przewracałam się z boku na bok, ale nie mogłam się ułożyć w taki sposób, żeby nic mnie nie bolało. Byłam przyzwyczajona do spania na lewym boku, ale niestety siniak nadal był i miał się całkiem dobrze. Zamiast znikać, powiększał się i bolał z każdym dniem coraz bardziej. Stawał się bardziej wrażliwy na dotyk.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wkurwiona na cały świat, podniosłam się i poszłam otworzyć drzwi. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógłby być to Nathan. Miałam w głębi duszy nadzieję, że on już sobie odpuścił.
Po drugiej stronie ujrzałam Justina. Powinnam być chyba na niego zła, że zrobił dym na terenie szkoły, ale nikt tego chyba nie widział więc...
- Justin, ty krwawisz... - zauważyłam nagle. -
Dobra nic. Wejdź.
Przekroczył próg i przytulił mnie mocno. Pocałował mnie w czoło, zdjął buty i udał się w stronę salonu.
- Gdzie krwawię? - zapytał zatrzymując się na środku pokoju i odwracając się w moją stronę.
Wskazałam na moją dolną wargę, na znak, że w tamtym miejscu leci mu krew. Zlizał gęstą ciecz, co przypominało trochę przygryzanie wargi. Człowieku, nie rób tego więcej, bo zbyt seksownie to wygląda w twoim wykonaniu.
- Ja rozumiem, że mam fajne usta, ale spójrz już w moje oczy – odezwał się, gdy przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Zarumieniłam się i zakryłam twarz włosami.
Podszedł do mnie powoli, chwycił mój podbródek i zmusił mnie, bym na niego spojrzała.
Trwaliśmy tak przez parę sekund. Te jego oczy...
- Mogę cię pocałować? - wymruczał w moje usta.
Nic nie mówiąc,
przytaknęłam. W tym samym momencie odczułam stres, wiedziałam co się zaraz stanie i nie mogłam pozbierać myśli. Jedną ręką, chwycił mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie, drugą kładąc na linii mojej szczęki. Gdy nasze usta się złączyły w delikatnym pocałunku, przez moje ciało przeszła ogromna iskra ciepła. Moje dłonie powędrowały na obie strony jego twarzy. Opuszkami palców pieściłam jego szczękę. Przycisnął palce do moich pleców, przez co poczułam ból i wzięłam głęboki wdech. Justin, korzystając z sytuacji wsunął język, pogłębiając pocałunek. Czułam jak uśmiecha się zwycięsko. Zrobił to specjalnie, idiota.
Odepchnęłam go od siebie, gdy usłyszałam, jak ktoś od zewnątrz odklucza drzwi. Tata wrócił, cholera.
Popchnęłam go na kanapę, sama siadając po turecku obok niego.
Wszedł do domu, niczego się nie spodziewając. Odwrócił się i nagle zastygł w miejscu, szerzej otwierając oczy. Tak jak myślałam, nadal miał o Justinie złe zdanie, mimo że sam wpuszczał go tyle razy do domu. Zaraz za nim wbiegł do domu Matt.
- Vaaan! - krzyknął uradowany na mój widok. Podbiegł, przytulił mnie i pobiegł na górę do swojego pokoju. To chyba u nas rodzinne, ze wchodząc do domu od razu kierujemy się do swojego pokoju.
- Przeszkodziłem w czymś? - spytał, gdy upewnił się, że Matt jest już w swoim pokoju.
- Nie! Tylko rozmawialiśmy –
odpowiedziałam szybko. Byłam trochę zestresowana i chyba to wyczuł...
Uniósł jedną brew w zwątpieniu i
nic nie mówiąc, udał się do kuchni. Spojrzałam na Justina i westchnęłam z ulgą. Oboje się zaśmialiśmy.
- Blisko było – szepnął mi do ucha.
________________________________
Witam. Rozdział miał być dopiero jutro, ale pomyślałam o jednej czytelniczce i dodałam jeszcze dzisiaj. Właściwie o dwóch czytelniczkach, a zresztą nieważne.
Do nn <3

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 13

Siedziałam nieruchomo jak zahipnotyzowana. Wstyd było mówić o tym, że wybrałam sobie chłopaka, który nie miał do mnie szacunku, w dupie miał moje uczucia. Mówił źle o Justinie, że chce mnie tylko przelecieć i zostawić, a sam na takiego wyglądał. Wtedy, kiedy go potrzebowałam on wolał siedzieć w domu i mieć na wszystko wyjebane. Przychodząc do szpitala udawał wielce kochającego chłopaka, udawał również przed moim ojcem. Nie wiem o czym rozmawiali w tej kawiarence, ale skoro mój ojciec miał trochę złe zdanie o Justinie, nie chcę wiedzieć. Tak jak mówiłam, w moich oczach jest zakłamanym, nic niewartym dupkiem.
- Jak tak siedzisz cicho i się we mnie wpatrujesz, utwierdzasz mnie w przekonaniu, że coś ci zrobił, a w tej chwili, zastanawiasz się czy mi o tym powiedzieć – miał rację, znowu. Czytał mi w myślach? - Więc?
Westchnęłam ciężko i po prostu zdjęłam koszulkę. Wstałam z łóżka, poczułam jak moje nogi się trzęsą. Justin nie wiedział o co mi chodzi i z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał mi się.
Podeszłam i odwróciłam się do niego plecami. Mogłam sobie wyobrazić, jak jego oczy zmieniają kolor na ciemny brąz i jak napinają się jego mięśnie.
Poczułam opuszki jego palców, wodzące nad moim biodrem. Tak naprawdę sama nie widziałam swoich pleców. Nie widziałam się jeszcze w lustrze i chyba nie chciałam widzieć. Gdybym spojrzała na siebie, czułabym się okropnie i nie potrafiłabym kolejny raz powstrzymać spływających łez.
Zaskoczyło mnie, gdy poczułam jak Justin składa pocałunki, prawdopodobnie na siniakach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, od razu się rozluźniłam. Chwycił mnie za biodra i pociągnął tak, bym usiadła mu na kolanach. Miał teraz większy dostęp do moich siniaków, które przez cały czas muskał swoimi ustami. Robiło się trochę intymnie, ale oboje mieliśmy nad tym jak największą kontrolę. Czułam wewnętrznie, że mam do czynienia z opiekuńczym Justinem i on sam nie pozwoliłby sobie pójść dalej.
Zwątpiłam w niego, gdy poczułam wybrzuszenie w pewnym miejscu, które cały czas się powiększało. Wstałam szybko i uciekłam od niego jak najdalej. Kiedy Justin wstał z łóżka, po prostu zamknęłam się w łazience. Sama nie wiem czemu, po prostu się wystraszyłam. Może to głupie, ale jak najbardziej prawdziwe.
- Van, przepraszam. Przecież nie da się nad tym zapanować – powiedział, śmiejąc się.
Właściwie miał rację – znowu, ale to było krępujące, że tak na niego zadziałałam.
- Słuchaj, mały Justin też ma potrzeby, ale przecież nie zrobiłbym ci krzywdy – próbował powstrzymać śmiech, było to dosłyszalne w tonie jego głosu.
W tej chwili miałam go w dupie, przecież by sobie nigdzie nie poszedł. Podeszłam do lustra i zdobyłam się na to, by spojrzeć na odbicie swoich pleców. Bałam się odwrócić. Stałam przodem do lustra i nie potrafiłam się ruszyć. Wyobrażałam sobie jak to wyglądało, nie było się czego bać, w końcu to moje ciało, to nadal ta sama ja, ale wewnętrznie coś mi mówiło, że rozkleję się gdy zobaczę poobijaną siebie. Powodem byłaby prawdopodobnie świadomość, że zrobił mi to mój chłopak, osoba, której ufałam. Zbyt szybko zaufałam, byłam tego pewna już na sto procent, ale ja z natury ufałam ludziom.
Przemogłam się i lekko się odwróciłam. Gdy zobaczyłam pierwszego ogromnego siniaka znajdującego się tuż nad moim lewym biodrem, pierwsze łzy spłynęło po mojej twarzy. Pomyśleć, że taki niewinny blondyn, mógłby tak potraktować dziewczynę. Zadaję sobie to pytanie już po raz któryś, ale to naprawdę nie mieściło mi się w głowie. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam obejrzeć całe plecy. Jednak, gdy odwróciłam się, od razu pożałowałam. To wyglądało okropnie. Niewinne pchnięcie na framugę spowodowało ogromną ilość siniaków, zaczerwień i ran.
Prawie zemdlałam, nie chcąc już na to patrzeć, ponownie odwróciłam się przodem do lustra.
- Van? Ty płaczesz? - usłyszałam zza drzwi. Kompletnie zapomniałam, że on tam na mnie czekał. - Otwórz, proszę – usłyszałam nutę troski w jego głosie, zresztą często teraz ją słyszałam.
Podeszłam do drzwi i bez zastanawiania się już nad niczym, przekręciłam kluczyk.
Chłopak wszedł przerażony do środka i zamknął za sobą drzwi. Wtuliłam się w niego. Dziwne było dla mnie to, że taki „gangster”, żeby nie powiedzieć „BadBoy”, przejmował się taką przeciętną, bezbronną nastolatką i był bardzo delikatny, jeśli chodziło o moje uczucia.
Gdy zauważyłam, że stworzyła się plama, na jego koszulce od moich łez, oderwałam się od niego.
- Przepraszam – wymamrotałam.
- Nie przejmuj się tym, mała... Co się stało? - powiedział, biorąc moją twarz w swoje dłonie, zmuszając mnie przy tym, bym na niego spojrzała.
Jego karmelowe tęczówki potrafiły zwalić z nóg. Z pewnością potrafiłyby najgroźniejsze zwierzę zamienić w potulnego, małego pieska.
- Widziałam swoje całe sine plecy w lustrze. Wyglądam okropnie – odpowiedziałam, chowając twarz w moje dłonie. Czułam, że jestem w totalnej rozsypce.
- Jesteś piękna, bez względu na wszystko, rozumiesz?
Jak słodko. Miało mnie to pocieszyć, ale szczerze mówiąc, mało podziałało. Pokiwałam tylko nieśmiało głową, na znak, że go słucham.
Nagle, bez przyczyny, podał mi swój telefon. - Zapisz swój numer.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Schował telefon do tylnej kieszeni jeansów.
- Odezwę się dziś, by zobaczyć, czy nie odebrałaś sobie życia. Teraz już muszę lecieć.
Pocałował mnie w czoło, jak zwykle robił na pożegnanie i już chciał odejść, ale go zatrzymałam.
- Nie zostawiaj mnie, błagam – zaskoczyło mnie, że te słowa wyszły z moich ust.
- Chciałbym, ale jest po dziesiątej i nie chcę, żeby twój tata sobie coś o mnie pomyślał...
Spojrzałam na niego smutno, na co on odpowiedział mi tym samym.
- Przecież nie odchodzę na zawsze – powiedział smutno, ponownie składając pocałunek na moim czole. - Jeszcze się zobaczymy.
Stanął za mną, klęknął i ostatni pocałunek złożył na największym siniaku, tym nad moim lewym biodrem. Uroczo.- I nie płacz już. Lekcje zrób, poucz się – zaśmiał się.
Posłałam mu surowe spojrzenie, co on moim ojcem jest?
Gdy wyszedł, zrobiło się... pusto. Poczułam się dziwnie. Zapanowała cisza i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Wyszłam z łazienki i wyjęłam spod poduszki piżamę. Najpierw wezmę prysznic, potem będę robić lekcje. Wróciłam ponownie do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Przyjemny strumień ciepłej wody zgrał się z moim ciałem. Chwila przyjemności, która wracała tylko wieczorami. Tutaj byłam tylko ja, moje ciało i ciepła woda.
Przymknęłam oczy i poczułam usta Justina błądzące po moich plecach. Innymi słowy, wróciły wspomnienia sprzed paru minut. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Rozluźniłam się doszczętnie, o ile można było bardziej się rozluźnić. Głośno westchnęłam, ale gdy poczułam, że zaczyna się robić nieciekawie, przerwałam i otworzyłam oczy.
To co się właśnie stało, nie miało prawa ujrzeć światła dziennego. Poczułam jak się rumienię. Czyżbym właśnie zamierzała fantazjować o Justinie? Nigdy więcej, Van...
Wychodząc spod prysznica, poślizgnęłam się i uderzyłam o umywalkę. Zwinęłam się w kłębek. Uderzyłam się akurat w największego siniaka. Gdy brałam oddech, wszystko mnie bolało. To było straszne, nie wiedziałam co robić, nie mogłam się podnieść.
- Van, wszystko w porządku? - usłyszałam pukanie do drzwi łazienki.
- T-tak, kopnęłam się o kant szafki małym palcem, nie przejmuj się – szybka wymówka, jak najbardziej wskazana...
- Zbieraj się już, bo do szkoły nie wstaniesz – ojciec jak zawsze myślał, że wcześnie chodzę spać, mimo że tak nie było.
- Jasne, już kończę – odkrzyknęłam.
Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam jego kroki i dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam się ostrożnie z posadzki, owinęłam się ręcznikiem i stałam nieruchomo przez parę minut. Zawsze tak robiłam, gdy wychodziłam spod prysznica. Głównie chodziło o to, bym przestała się trząść i przyzwyczaiła się do temperatury panującej w łazience.
Przebrałam się w piżamę, wyszłam z łazienki i – niestety – zabrałam się za zadanie domowe. Prawda jest taka, że nie miałam najmniejszej ochoty, żeby je odrabiać, ale niestety chodzę do szkoły, chcę ją ukończyć, a w takim wypadku, nie mam innego wyjścia.
Otworzyłam książkę od matmy i zaczęła rozwiązywać przykłady. Z początku nie wiedziałam o co chodzi i jakim sposobem je rozwiązać, ale po którymś przykładzie zaczęłam sobie przypominać, jak to się rozwiązywało i kolejne dziesięć przykładów ukończyłam w mniej niż piętnaście minut.
Kolejna była biologia. Nigdy nie miałam głowy co do biologii. Zaczęłam bardziej myśleć o Justinie, Sebastianie i wszystkim co mi się przytrafiło. Nieświadomie wpatrywałam się w okno i gryzłam końcówkę długopisu. Ocknęłam się, spojrzałam na ćwiczenia od biologii, przeczytałam pierwsze zadanie i się poddałam. W życiu tego nie odrobię.
Spakowałam książki na jutrzejsze lekcje. Środa, to się równa – historia, chemia, fizyka i WOS. Cztery najgorsze lekcje, jakie mogli wymyślić, jeszcze ułożone jedna po drugiej. Nie wiem jak ja znosiłam środy w szkole. Przerwy spędzone z dziewczynami i od razu robiło się lepiej.
Nagle naszła mnie myśl, czy by nie zadzwonić do Kim i porozmawiać z nią o mnie i Justinie, bo kompletnie nie wiedziałam co o tym myśleć...
Wybrałam numer i po trzecim sygnale odebrała.
- Kim, nie przeszkadzam? Chcę porozmawiać.
- Nie przeszkadzasz, żartujesz sobie? - nigdy jej nie przeszkadzałam, ale wolałam się upewnić.
- Więc... Trochę nie wiem jak zacząć.
- Najlepiej od początku, mała.
Pomyślałam przez chwilę i kontynuowałam.
- Justin... - jedyne co potrafiłam teraz powiedzieć.
- Co z nim?
- Ewidentnie mu się podobam, a ja nie wiem jak na niego reagować, jak z nim rozmawiać.
- A ty?
- Ale co ja?
- Co ty do niego czujesz. Podoba ci się?
- Ja n-nie wiem...
- Więc radzę ci się szybko przekonać, im dłużej będziesz go odpychać, tym bardziej on będzie się od ciebie oddalał.
- Co masz na myśli?
- Gdy już się zorientujesz, że Justin się tobie podoba, go może już nie być – westchnęła. - Potem będziesz tylko żałować, że szybciej nic z tym nie zrobiłaś.
- Dlaczego zawsze musisz mieć rację?
- Ktoś musi nauczyć cię żyć, pokierować cię w dobrą stronę.
- Wiesz, z jednej strony mi pomogłaś, ale z drugiej pogorszyłaś sytuację...
- Co masz na myśli mówiąc „pogorszyłaś”?
- Nie chcę go stracić – powiedziałam pod nosem, nie chciałam się do tego przyznać przed samą sobą. - A z tego co mówisz, sama do tego dopuszczam.
- Nie chcesz z nim być?
- Przynajmniej jak na razie...
- Zadaj sobie parę razy pytanie, co do niego czujesz, sprawdź jak reagujesz na jego widok, na wiadomości od niego. Dalej już musisz działać sama.
- Sama...
- Ja mogę jedynie w tej sytuacji przyglądać się temu i reagować na zbyt pochopne decyzje podjęte przez ciebie.
- Czuję, że masz jakieś „ale”...
- Ale niestety nic więcej dla ciebie nie zrobię, mogę jedynie wspierać cię przez telefon – zaśmiała się.
- Dziękuję, Kim – powiedziałam nieśmiało i rozłączyłam się.
Dlaczego ta idiotka, zawsze musi mieć rację? Mogłam dziękować Bogu, że trafiłam na tak wspaniałą przyjaciółkę, jaką jest Kim. Dianie aż tak nie ufałam, prosiłam ją o pomoc tylko wtedy, gdy Kim była, jakby to ująć - „Poza zasięgiem”.
Poczułam, jak telefon zawibrował, co oznaczało, że dostałam sms-a. Szczerze mówiąc myślałam, że to od Kim, że chciała mi coś jeszcze powiedzieć, uświadomić etc. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam nieznany numer.

„On już Cię nie dotknie, nie martw się.

PS: śpij spokojnie. :)
- J.

Z uśmiechem na ustach, mogłam się już przed samą sobą przyznać.
Zakochałam się.
___________________________________________________________________
Cześć :)
Szczerze mówiąc, przyznałam przed samą sobą, że ten rozdział nawet mi wyszedł, jak mi ktoś spróbuje wmówić, że nie, to chyba wyśmieję, bo ja jestem z niego dumna i mam nadzieję, że wy też.
Do nn. <3

@Nestlee_x3

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 12

Kostnica, tajemnicze ciało, czyli innymi słowy, ten sam sen co zwykle. Jak zawsze obudziłam się cała spocona i zdyszana, a moje serce waliło jak młotem.
Tym razem sen przerwał mi budzik, a tak naprawdę zaczynałam być ciekawa, czyje to ciało. Byłam też ciekawa czy kiedyś się dowiem... Wszyscy wiemy, jak działają sny i wszyscy wiemy, że nigdy się nie dowiem co to za człowiek.
Leniwie oparłam się na łokciach i wyłączyłam budzik. Nadszedł dzień, w którym będę musiała opowiedzieć wszystko moim przyjaciółkom. Wszystko, albo nic. Jeśli coś zmyślę, to kłamstwo będzie się za mną ciągnąć wiekami, może się jakoś wykręcę i nie będę musiała nic opowiadać.
Wstałam, podeszłam do szafy i wybrałam zestaw, na ten nudny dzień. Na nic specjalnego się nie zapowiadało, wracam do szarej rzeczywistości.
Zeszłam na śniadanie i zauważyłam, że na blacie leżą dwie kartki. Jedna od mojego taty, informująca, że musiał jechać szybciej do pracy i wziął ze sobą Matta.
Rozwinęłam drugą z nich i odczytałam:
Spodziewaj się mnie później. S.
No zajebiście,
jak on tu wszedł? Jakbym jeszcze miała ochotę na niego patrzeć. Chce przyjść i zasadzić mi liścia na drugim poliku? Tak się nie bawimy.
Podarłam tą kartkę i wyrzuciłam do kosza na śmieci, znajdującego się w szafce pod zlewem.
Na spokojnie przygotowałam sobie herbatę, oraz kanapki z serem i ogórkiem. Usiadłam w salonie, włączyłam sobie Vivę i zajadałam się moim śniadaniem.
Nagle dostałam sms'a od Kim, że przyjedzie po mnie za 10 minut. Szybko odniosłam naczynia do kuchni i pobiegłam zajrzeć do torby, by upewnić się, czy wszystko mam ze sobą. Wzięłam z biurka moje zwolnienie z wf i właściwie byłam gotowa. Poszłam jeszcze do łazienki umyć zęby i uczesać się. Usłyszałam jak przed dom podjeżdża Kim. Złapałam torbę i zbiegłam na dół. Ubrałam moje lity, zerknęłam ostatni raz w lustro i wyszłam przed dom. Upewniłam się dwa razy, czy na pewno zakluczyłam drzwi. Bałam się, że ktoś mi się wkradnie i wolałam być pewna, że drzwi są zamknięte.
Rozmawiałyśmy spokojnie, ale nagle nastała cisza, lekko niezręczna. Miałam nadzieję, że Kim nie będzie w tej chwili o nic pytać, ale przecież nadzieja matką głupich...
- I co, jesteś z tym blondynem? Jak ma na imię?
- Kim, ja z nim nie jestem i raczej nie mam zamiaru być – odpowiedziałam, wpatrując się w to co było za oknem. - Możesz nie drążyć tematu?
Trochę ją uraziłam, ale temat Sebastiana doprowadzał mnie do szału, jak na razie nie chciałam o nim słyszeć.
Dalej jechałyśmy już w ciszy.
Pod salą od matematyki spotkałyśmy się z Dianą, która wyściskała mnie jakbyśmy się rok nie widziały.
Na lekcjach byłam jak zahipnotyzowana. Nic mnie nie obchodziło, na szczęście nauczyciele się nie czepiali, ani nie brali mnie do odpowiedzi. W innym razie, byłoby ze mną źle.
W końcu przyszedł czas na lunch. Z uwagi na to, że było przyjemnie ciepło, mogliśmy na przerwie wyjść na boisko. Usiadłam sobie z Kim i Dianą w cieniu pod drzewem.
- Dobra, masz pół godziny, żeby nam wszystko opowiedzieć – zaczęła Kim i obie spojrzały na mnie.
- Co się z Tobą działo w piątek wieczorem, dlaczego Cię nie było w domu przez weekend i dlaczego byłaś w szpitalu –
dokończyła Diana.
- Więc... Gdy wracałam z przesłuchania, napadł mnie jakiś dres. Przejeżdżał akurat mój kumpel...
- E, e, e. Nie kłam – powiedziały równo.
- Nie kłamię...
- Skarbie, gdy kłamiesz, nerwowo pocierasz dłonią jednej ręki o swoje ramię.
Faktycznie, one wiedziały o mnie wszystko.
Westchnęłam i zaczęłam mówić.
- Powiem wam wszystko, jeśli nie polecicie z tym ani do mojego ojca, ani nigdzie, jasne?
Spojrzały na siebie, przytaknęły głowami i ponownie spojrzały na mnie.
Opowiedziałam im jak to wszystko się zaczęło. Oczywiście, gdy powiedziałam o Nathanie i piwnicy, były tak przerażone, że ledwo oddychały. Nie ominęłam części z Sebastianem...
- To ten blondyn, co wybiegał z twojego domu ostatnio? - spytała Kim.
- Tak, to on.
- Co on u Ciebie robił tego dnia?
Jezu, nie mogłam przecież skłamać. Chyba, że bym zapanowała nad ręką...
- Przyszedł ze mną porozmawiać, spędzić ze mną trochę czasu – i w tym momencie musiałam prawą dłonią potrzeć lewę ramie. Obie uniosły brew, która oznaczała coś w stylu „Serio?”
- Możemy o tym nie mówić?! - wstałam i szybkim krokiem odeszłam od nich.
Usiadłam sobie samotnie pod płotem. Dokończyłam mój lunch i przypomniałam sobie, że za godzinę muszę zanieść moje zwolnienie pani od wychowania fizycznego. Zajrzałam do torby, sprawdzić gdzie je wrzuciłam. Gdy już znalazłam, na szybko zapamiętałam, w którym podręczniku jest schowane i zapięłam torbę. Podniosłam głowę i obok siebie, po drugiej stronie płotu, zauważyłam człowieka. Podskoczyłam ze strachu. Okazało się, że niepotrzebnie się wystraszyłam.

- Steven? Co ty tu robisz?
- Umm, Justin kazał mi sprawdzić, czy z Tobą wszystko w porządku, czy Nathan cię nie dorwał itd.
- Miło, ale on sam nie mógł sprawdzić?
- Załatwia swoje sprawy na mieście i cały dzień go nie będzie w pobliżu. Skoro widzę, że żyjesz i jesteś cała, będę już leciał. Trzymaj się, mała – pomachał mi i odszedł
Uśmiechnęłam się do niego i odmachałam. Sekundę później znalazł
a się obok mnie Diana, a zaraz po niej Kim. Nie pytały już o nic, normalnie rozmawiałyśmy jak gdyby nigdy nic. W tej sytuacji plusem było to, że jeżeli coś by się działo z Nathanem, gdyby miał mnie na celowniku, zawsze mogłam iść do dziewczyn i im to powiedzieć, a nie zmyślać kolejnych historyjek.
* * *

Nadszedł czas wychowania fizycznego, więc zaniosłam przed lekcją zwolnienie i mogłam udać się do domu.
Wracając pustą ulicą do domu, czułam się obserwowana, ale nigdzie naokoło nikogo nie było, więc nie przejmowałam się tym. Wchodząc do domu, od razu zakluczyłam za sobą drzwi. Rzuciłam torbę na kanapę i udałam się do kuchni. Było wpół do trzeciej, co oznaczało, że za pół godziny wróci mój tata z obiadem. Albo z samym pomysłem na obiad.
Zauważyłam na blacie kolejną karteczkę. Rozwinęłam ją.
Nawet jeśli zamkniesz dom na dziesięć spustów, ja i tak się do niego dostanę.
- N.

Poczułam jak momentalnie zabrakło mi tlenu. Upuściłam kartkę, zastanawiając się, czy nie ma go gdzieś w domu.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Poczułam się jak w horrorze. Powoli i starając się być jak najciszej skierowałam się do przedpokoju. Podeszłam do drzwi, jak najostrożniej się tylko dało. Nie wiem po co mi to było, ta ostrożność, by nie wydać ani jednego dźwięku. Jeśli był to Nathan, wiedziałby na sto procent, że jestem w domu. Jeśli ktoś inny niż Nathan, nie miałam się czego obawiać. Zajrzałam przez wizjer, kim był mój gość.
Boże, Sebastian.
Kamień z serca, jeśli nie był to głaz... Otworzyłam mu drzwi, a gdy już wszedł do środka, szybko je zakluczyłam.
- Wyglądasz jak byś ducha zobaczyła – zaczął.
- Ciebie zobaczyłam – powiedziałam do siebie, kierując się w stronę salonu.
- Słyszałem –
odpowiedział urażony.
- A jak, według ciebie, mam na ciebie reagować? –
zapytałam zatrzymując się na środku salonu, odwracając się w jego stronę. Zauważyłam siniaka pod jego okiem, ale nie drążyłam tego tematu.
Wiedziałam, że szykowała się kolejna kłótnia. Bałam się tylko tego, że Sebastian nie zdoła się powstrzymać od kolejnego ciosu, chociaż w tym momencie to nie było ważne.
- Gdyby nie Justin, siedziałabym nadal w swoim pokoju i wspominała twoje poprzednie zachowanie.
- Justin? Znowu robił ze mnie tego najgorszego? - krzyczał mi w twarz.
- Spójrz, jak ty się teraz zachowujesz. Nie potrafisz nawet nad sobą zapanować.
- Przecież Justin jest ten dobry! Tak naprawdę on jest tym, który będzie chciał cię zdobyć, a gdy już to zrobi zaciągnie cię do łózka i porzuci jak jakąś szmacianą lalkę.
- Nie zaciągnie mnie do łóżka, jeszcze nie planuję tracić cnoty.
- Na co innego się zanosiło, tamtego dnia w domu Pattie.
- Wtedy się nic nie działo, Sebastian. Gdybyś chciał pójść dalej, przerwałabym ci, tego jestem pewna.
- Teraz tak mówisz...
- Przychodzisz teraz do mnie, znowu masz jakieś „ale” co do osoby Justina, zamiast spojrzeć na siebie i swoje błędy, swoje zachowanie. Jaką mam pewność, że nie uderzysz mnie po raz drugi. Jak mam ci teraz zaufać? - stał w miejscu, a w jego oczach było widać złość. Nie potrafił przyjąć krytyki, która była tylko i wyłącznie prawdą. - Stoisz tutaj, masz szansę, żeby cokolwiek naprawić, a nawet nie potrafisz przeprosić.
W moich oczach jesteś nic nie wartym dupkiem.
W tym momencie mocno mnie popchnął. Uderzyłam o framugę
i poczułam naprawdę ostry ból nad biodrem. Miał szczęście, że nie w biodrze. Z moich ust wydobył się jęk. Zauważyłam jak Sebastian zbliża się do mnie.
- Nigdy więcej nie waż się do mnie tak mówić, zrozumiałaś? - powiedział, popychając mnie po raz drugi na framugę, zadając mi więcej bólu.
Pokiwałam głową, ale tylko dlatego, że przez zadany mi ból nie miałam siły nic powiedzieć. Chciałam, żeby dał mi już spokój i wypierdalał.
Po paru sekundach usłyszałam jak trzasnął drzwiami. Wyszedł. Podbiegłam do drzwi i zakluczyłam je.
Nie miałam zamiaru płakać. Justin miał racje, nie był wart moich łez. Jeśli już miałam płakać, to tylko dlatego, że gdy brałam wdech, bolały mnie plecy. Nie pomyślałabym nigdy, że taki szczupły chłopak,
mógłby posiadać w sobie tyle siły. Postanowiłam posiedzieć w ciszy i poczekać na mojego tatę z jedzeniem. Nie musiałam długo czekać. Starałam się nie zachowywać podejrzanie, jeśli wiecie o co mi chodzi. Mimo ogromnej burzy myśli, emocji, a w szczególności bólu fizycznego, zresztą psychicznego też, siedziałam spokojnie, zajadając się swoją porcją.
Od razu, gdy skończyłam obiad, odeszłam od stołu i pobiegłam do pokoju. Dopiero wtedy poczułam prawdziwy ból w sercu i łzy cisnące się litrami do moich oczu.
Uderzyłam pięściami w poduszkę i opadłam bezwładnie na łóżko.
* * *

- Van! Masz gościa! - informował mnie głos taty z dołu.
Zerwałam się z łóżka i czym prędzej pobiegłam do łazienki. Tak jak myślałam, byłam strasznie spuchnięta i rozmazana. Zmyłam szybko zbędny tusz i ułożyłam włosy.
Wyszłam z łazienki, a na moim łóżku siedział Justin. Wiedziałam, że to on mnie odwiedził.
- Hej – uśmiechnęłam się do niego i oparłam ręce na biodrach, czego od razu pożałowałam, bo poczułam ból.
- Nie miało cię nie być cały dzień?
- Wyrobiłem się szybciej i postanowiłem cię odwiedzić –
odpowiedział wstając i podchodząc do mnie. Odskoczyłam, gdy chciał się do mnie zbliżyć. Wiedziałam, że nie uniknę rozmowy o Sebastianie i że Justin się zorientuje, że zrobił mi coś, ale póki co nie chciałam pokazywać mu, że coś jednak się działo pod jego nieobecność. Zaczął coś podejrzewać, ale starałam się tym nie przejmować. Usiadłam na moim łóżku i poklepałam miejsce obok siebie, aby dać mu znać, że ma usiąść obok. - Steven mi powiedział, że Sebastian miał zamiar cię dziś odwiedzić.
- Ta, był tu – odpowiedziałam wymijająco, powstrzymując łzy.
- Jeśli masz zamiar kłamać, że nic ci nie zrobił i tak ci nie uwierzę, więc mów lepiej od razu, co się działo i daruj sobie kłamstwa – powiedział zupełnie poważnie.
Cholera, co teraz? Miałam mu opowiedzieć jak Sebastian mnie sponiewierał?

__________________________________________________________
Witam i przepraszam, że godzinę się spóźniłam. Robiłam co w mojej mocy, żeby napisać siedemnastkę. Cud, że dodaję dwunastkę dzisiaj, bo planowałam to już na jutro.
Czytałam go przed chwilą, by jeszcze zerknąć na jakiekolwiek błędy i stwierdziłam, że średnio mi wyszedł, no ale cóż, staram się jak mogę :)
+ Mamy tu nowy wygląd, kto zauważył, ten zauważył. Nie wiem, czy opłaca się robić z tego bloga bóstwo, skoro nie jest was tu dużo, ale jak to powiedziała moja siostra "W końcu robisz to specjalnie dla czytelników".
To wszystko specjalnie dla was, żebyście czuli się tu jak u siebie :D
Do nn. <3

@Nestlee_x3

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 11

Szybkim krokiem wyszedł z mojego domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Podbiegłam, zakluczyłam je i osuwając się po nich na ziemię, zalałam się łzami. Czułam złość, smutek i rozpacz. Wielka bomba uczuć siedziała we mnie. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Jego zachowanie bardzo mnie zabolało. Nie sądziłam, że ktokolwiek będzie w stanie mnie tak potraktować. Jak on mógł...
Nie miałam ochoty na dalsze sprzątanie, pobiegłam do siebie, do pokoju, rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę. Nie miałam ochoty na nic. Nie potrafiłam się uspokoić, co w tej sytuacji było bardzo niekorzystne.
Parę minut później usłyszałam dźwięk odkluczanych drzwi. Wrócił tata z Mattem. Nie musiałam długo czekać na „gościa” w moim pokoju.
Usłyszałam pukanie i odgłos otwieranych drzwi.
- Vaaan! - mój brat rzucił się na mnie. Szybko otarłam łzy i specjalnie dla niego, uśmiechnęłam się.
- Cześć braciszku – podniosłam się i go przytuliłam.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał smutno.
- Nie przejmuj się tym skarbie...
Przyglądał mi się przez jakiś czas, a ja nie widziałam o co mu chodzi.
- Dlaczego masz ślad na policzku? Uderzyłaś się? - po tych słowach coś we mnie pękło.
Próbowałam zachować spokój, aczkolwiek nie spodziewałam się, że będę miała jakiś ślad.
- Tak, potknęłam się na schodach. Idź do siebie, skarbie – uśmiechnęłam się sztucznie i skierowałam go w stronę drzwi.
Gdy upewniłam się, że Matt jest na dole, udałam się do łazienki. Rzeczywiście, na moim poliku był ślad. Gdy złapał kontakt z opuszkami moich palców, zaczął szczypać. Miałam tylko nadzieję, że szybko zejdzie. Nałożyłam trochę podkładu, nie zakryło to w pełni czerwonej plamy, ale z drugiej strony nie chciałam wyglądać jak barbie. Wyglądałam okropnie, spuchnięte oczy, włosy nieułożone. Wrak człowieka stworzony w ciągu paru minut.
Nie chciałam już na siebie patrzeć, psułam sobie tylko tym humor, wróciłam do pokoju i wyjęłam telefon spod poduszki. Weszłam na gadu-gadu. Napisałam do Diany, czy nie mogłaby mi powiedzieć, czy na jutro jest jakaś większa praca domowa i od razu wyszłam, by uniknąć pytań, co się ze mną dzieje, czemu nie ma mnie w szkole i tym podobne.
Usłyszałam wołanie z kuchni, że obiad gotowy. Z nadzieją, że wyglądam w miarę normalnie, zeszłam na obiad. Nie ukrywam, że mój tata gotował bardzo dobrze, zawsze uwielbiałam jeść potrawy przygotowane przez niego. Poza tym, zawsze miał nietypowe pomysły na dania.
Dzisiaj był to jednak obiad na szybko. Wczorajszy odgrzewany kurczak z ryżem.
Jedliśmy w spokoju, każdy zajęty swoją porcją.
- Co dzisiaj robiłaś? - zapytał tata, przerywając niezręczną ciszę.
- Posprzątałam w moim i Matta pokoju, w kuchni i trochę w salonie.
- Wybierasz się jutro do szkoły?
- Najprawdopodobniej.
- A jak biodro?
- Już lepiej, ale będę jeszcze na nie uważać.
Matt przez cały czas mnie obserwował. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, bałam się, że zaraz coś wypapla.
- Nie smakuje ci? - zapytałam, żeby uświadomić go, że prawie wcale nie ruszył swojej porcji.
Ocknął się, spojrzał na swój talerz i szybko zaczął zajadać się jego zawartością.
Kiedy już zjadłam, posprzątałam ze stołu i poszłam do swojego pokoju. Usłyszałam brzęczenie telefonu, oznaczało to, że ktoś do mnie dzwonił. Była to Kim.
- Hej, Kim. Jak leci?
- No cześć. Widzimy się jutro mam nadzieję. Masz mi opowiedzieć kim jest ten blondyn, który wychodził dzisiaj z twojego domu jakąś godzinę temu.
Poczułam jak łzy zaczęły zbierać się w moich oczach.
- Nie ma o czym mówić – odpowiedziałam w miarę szybko, by Kim nie nabrała podejrzeń.
- Dlaczego? Zrobił ci coś? - obawiałam się, że te słowa wyjdą z jej ust.
- Kim, muszę kończyć. Muszę pomóc Mattowi w lekcjach, porozmawiamy jutro. Trzymaj się – rozłączyłam się, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Nie chciałam jej okłamywać, opowiem im wszystko w swoim czasie, gdy w miarę stanę na nogi.
Znowu zaczęłam płakać. No bo do cholery, jak on mógł mnie uderzyć? Zawinił i ja za to oberwałam. Nie dam się więcej tak traktować.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam głębiej o tym myśleć. W mojej głowie pojawiły się obrazy rozzłoszczonego Sebastiana. Nie chcę już na niego patrzeć. Jak wróci mnie przeprosić to go wyśmieję. Przynajmniej tak myślę.
Ruszyłam się z łóżka i postanowiłam przygotować się do szkoły. Spakowałam potrzebne książki i zeszyty. Swoją drogą nie wiem, jak mogłam tak szybko pozbierać się po tym, jak siedziałam w piwnicy Nathana. Raczej myślałam, że będę miała załamanie nerwowe, będę rozbita przez miesiąc i że nie będę mogła się pozbierać bez pomocy psychologa.
Skończyłam się pakować, odwróciłam się i zobaczyłam mojego tatę stojącego w drzwiach. Ręce trzymał w kieszeniach i spoglądał na mnie smutno.
- Co jest, tato? - uśmiechnęłam się sztucznie po raz kolejny.
Westchnął głośno i zaczął mówić.
- Matt mi powiedział, że płakałaś. Miałaś czerwony ślad na poliku. Potknęłaś się na schodach – wymieniał ze zwątpieniem w głosie, niedobrze. - Myślisz, że ja będę taki głupi, żeby w to uwierzyć? Ktoś tu był gdy nas nie było? Justin?
Miałam wrażenie, jakby on o wszystkim wiedział.
- Justin by mi nic nie zrobił, w tej chwili ufam mu bardziej niż Sebastianowi – powiedziałam ostro.
- Sebastian mi powiedział, że on jest niebezpieczny... - coś się we mnie zagotowało.
- Justin? Niebezpieczny? Może i jest, ale nie w stosunku do mnie – odpowiedziałam podirytowana.
- Więc kto ci to zrobił?
Wkurwiło mnie to, że każdy nagle każdy martwił się o mnie. Nagle każdy stawał się opiekuńczy.
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! - popchnęłam go, aby nie uderzyć go drzwiami i zatrzasnęłam je. Zrobiło mi się przykro, przez moją reakcję. Nie chciałam go tak potraktować, ale puściły mi nerwy.
Usłyszałam tylko, jak zrezygnowany głośno westchnął i zszedł na dół. Jak zaraz przyjdzie tu Kim albo Diana, już naprawdę nie wytrzymam. To moje przyjaciółki, ale to martwienie się jest takie... przesadne. Denerwuje mnie tak naprawdę wszystko. To miłe, że tak się martwią, ale jednak mnie to wkurza. Jak na razie, chcę to zostawić dla siebie.
Po raz któryś tego dnia, położyłam się na moim łóżku i zaczęłam płakać. Nie mogłam tego znieść, że chłopak mnie tak potraktował. Jego reakcja była zaskakująca. Nie przypuszczałabym, że mógłby mnie uderzyć, że posunąłby się do tego. Nawet z takiego, trochę błahego powodu.
Oderwałam się od poduszki i zauważyłam, że jest na niej naprawdę ogromna mokra plama. Zdjęłam z niej poszewkę i powiesiłam na lince na balkonie, a poduszką położyłam na parapecie, by również wyschła.
Z szafy wyjęłam nową, większą poduszkę i kładąc się na łóżku ponownie zaczęłam płakać. Nie potrafiłam tego kontrolować. By zapomnieć o tym wszystkim, musiałabym zająć się czymś konkretnym, posprzątać, zrobić lekcje... cokolwiek, ale nie miałam najmniejszej ochoty. Wolałam leżeć i płakać do poduszki.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Ja pierdole...
- Mogę? - szepnął mój tata po drugiej stronie.
- Proszę.
Otworzył powoli drzwi i zaczął znowu szeptem.
- Słuchaj, skarbie. Justin przyszedł. Co mu powiedzieć?
Justin? Czego on ode mnie chce. Nie chciałam mu się tłumaczyć, mimo iż wiedziałam, że on jest jedyną osobą, która będzie potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy, że jest jedyną osobą, która pozwoli mi zapomnieć.
- Powiedz mu, że mnie nie ma... - powiedziałam przez łzy.
Słyszałam, jak mój tata otwiera mu drzwi i tłumaczy, że mnie nie ma i nie wie kiedy wrócę. Chwilę po tym odezwał się mój brat...
- Tato? Dlaczego kłamiesz... Van siedzi w swoim pokoju od rana i do tego cały czas płacze...
Kurwa.
-
PŁACZE? - szybkość jego kroków na schodach oznaczała, że biegł. Zmartwił się. Ojej.Zerwałam się z łóżka, gdy otworzył drzwi z taką siłą, że obróciły się o 180 stopni i walnęły w ścianę. Mam nadzieję, że nie będzie dziury w ścianie.
- Nie ma cię, jasne –
powiedział zdyszany. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie.
Usiadłam na brzegu łóżka. Musiałam przyznać przed samą sobą, że cieszyła mnie jego obecność.
Kucnął naprzeciwko mnie, oparł się o moje nogi i spojrzał prosto w moje oczy. Te karmelowe tęczówki sprawiały, że miękły mi nogi. Teraz, gdy czułam się źle, ponownie, był ze mną Justin. Jak na zawołanie. - Justin, ja...
-Shh. Nic nie mów – rozsunął moje nogi,
stanął pomiędzy nimi i przytulił mnie. Był to bardzo opiekuńczy uścisk.
Trwaliśmy w takiej pozycji jakiś czas. W tym momencie byłam wdzięczna mojemu bratu, że mnie wydał.
Po paru minutach oderwał się ode mnie
i chwycił mnie w pasie.
- No, to teraz mów co się stało.
- J-ja n-nie chc-ce o tym... Wiesz, może usiądziesz? - Krępowało mnie to, że byłam prawie „twarzą w twarz” z jego... k
olegą.- Pod warunkiem, że gdy usiądę opowiesz mi co się stało, hm?
- Justin – próbowałam unikać jego wzroku. - Nie chcę o tym mówić, nie rozumiesz?
- Będę tu siedział, dopóki mi nie powiesz.
- To siedź tutaj do usranej śmierci – syknęłam.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafki, aby znaleźć piżamę. Mimo wczesnej pory, chciałam wziąć prysznic i pójść spać. W dupie miałam jego obecność i tak będę w piżamie, a nie nago. - Przynajmniej będę cały czas blisko ciebie – zaskoczona jego słowami, zatrzasnęłam drzwi szafy i powoli się odwróciłam, aby na niego spojrzeć. Jego oczy się rozszerzyły. - To znaczy...
- Tak, na pewno – powiedziałam z ironią i udałam się do łazienki.
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gdy mój polik złapał kontakt z ciepłą wodą, poczułam ból. Jakby małe mrówki gryzły moją skórę.
- Kurwa – powiedziałam do siebie.
- Co,
okres dostałaś?! - krzyknął rozbawiony Justin zza drzwi.
- Spadaj, idioto!
- zabawne... Mi nie było do śmiechu. To nie było przyjemne, że cały czas coś mi przypominało o tej sytuacji. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się starannie, po czym ręcznikiem wycisnęłam z moich włosów wodę, by nie kapało z nich. Ubrałam się w luźną koszulkę i spodenki. Nie miałam bielizny na sobie, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. Justin przecież mnie nie zgwałci. W tych sprawach mu ufałam. Wyszłam z łazienki i już na wejściu czułam na sobie wzrok Justina.
- Co? - spytałam, gdy zauważyłam, że chłopak bacznie mnie obserwował.
- Nie sądziłem, że pokażesz mi się bez stanika.
- Skąd wiesz, że jestem bez stanika?
Posłał mi spojrzenie, jakby to było oczywiste. – No nie żartuj. Masz wycięte boki w koszulce i widzę, że nie masz tego paska, co się go tam z tyłu zapina...
Spojrzałam na siebie. Nie zwróciłam uwagi, że to jest widoczne. Poczułam jak moja twarz się rumieni.
Podszedł do mnie, lekko zdezorientowany.
- Nie! - krzyknęłam, gdy podniósł rękę, by przeczesać sobie nią włosy. Przez sekundę myślałam, że chce mnie uderzyć. Nic nie poradzę na to, że cały czas miałam Sebastiana w głowie.
- Co ty taka przewrażliwiona, uderzył cię ktoś? - zaśmiał się,
ale spoważniał, jak zauważył łzy, które zbierały mi się w oczach. Jego tęczówki zmieniły kolor na ciemny brąz. Pogładził mnie po czerwonym miejscu na poliku. - Więc to dlatego? - Jego ciało się napięło. Oblizał z nerwów wargi. -Van, kto?
Patrzałam na niego i nie potrafiłam nic powiedzieć. Nie umiałam wydać Sebastiana.
- Van, powiedz – powiedział, nadal gładząc kciukiem mój polik. Dziwiło mnie, że ślad trzymał się tak długo na mojej skórze.Przestąpiłam z nogi na nogę. W mojej głowie panowała walka pomiędzy „powiedzieć” a „nie powiedzieć”.
- Sebastian. On mnie uderzył – mój głos się załamał.
Zauważyłam jak mięśnie Justina się napinają, a chwilę potem rozluźniają.
- Hej, ten frajer nie jest wart twoich łez. Szczególnie po tym jak zdobył się na to, by uderzyć kobietę –
pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
Wtuliłam się w niego i chwilę potem poczułam dziwne uczucie w moim brzuchu. Swoimi dłońmi jeździł po moich gołych bokach, omijając moje piersi.
Zauważyłam, że w pewnym momencie zaczął pisać coś na telefonie. Kątem oka zauważyłam, że była to wiadomość do Sebastiana. Coś we mnie kazało mi sprawdzić co pisał. Zanim zdążył wysłać udało mi się to odczytać. „Masz przejebane,
rozumiesz?”. Przeraziłam się i spojrzałam na Jusa. Mógł mu coś zrobić.
- Nie przejmuj się tym – odpowiedział.
Pocałował mnie w czoło i szybko wyszedł.
Kurwa, a
co jak Sebastian przyjdzie do mnie wkurwiony, że powiedziałam cokolwiek Justinowi...
_________________________________________________________
Siemka. Więc - macie tu rozdział, a ja nie wiem co mogę wam napisać pod tym rozdziałem.
Proszę jedynie o jakieś komentarze co do rozdziału.
Macie może jakieś przypuszczenia co do kolejnych rozdziałów?
Jakieś podejrzenia, co może dziać się w kolejnych?
Piszcie co myślicie, piszcie wszystko...
Kocham Was <3

@Nestlee_x3

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 10

- „Skarbie”? Van, o co tu chodzi?
Przeraziłam się, ale już nie miałam wyjścia, musiałam mu powiedzieć, że jestem z Sebastianem. Naprawdę bałam się jego reakcji... Nigdy nie mówiłam mu o moich „miłościach”. Mówiłam mu dosłownie o wszystkim, bo jakby nie patrzeć, nie miałam matki, ale o problemach sercowych nigdy nie wspominałam. Było to dla mnie zbyt osobiste... Tym razem musiałam się przełamać, nie wymyśliłabym nic teraz, a w głupią historyjkę, że to mój przyjaciel w życiu by nie uwierzył.
Na spokojnie wszystko mu wyjaśniłam. Na spokojnie, mimo że serce waliło mi cholernie mocno. Jąkałam się co drugie słowo, ale udało mi się dobrnąć do końca historii. Oczywiście nie powiedziałam mu prawdy, znowu go okłamałam, ale co innego mogłam zrobić w tej sytuacji. Powiedziałam mu w skrócie, że Sebastiana poznałam już dawno, ale dopiero od niedawna jesteśmy razem. Jak już skończyłam wszystko wyjaśniać, przyszedł lekarz i powiedział, że musi mnie zabrać na badania. Bałam się zostawić ich we trójkę w tej sali, ale nic nie mogłam na to poradzić. Mój tata zresztą jest opanowanym człowiekiem. Obawiałam się, mimo że nie miałam do tego większych powodów. Czekałam, aż rozpoczną cokolwiek robić i poczułam, że jestem lekko senna. Wytrzymałam ze snem przez większość badań, ale na koniec, gdy musiałam czekać kwadrans na zakończenie ostatniego – sama dokładnie nie wiem, co mi badali, zasnęłam.
* * *
Otworzyłam oczy. Miałam wrażenie, że znajduję się w kostnicy... Zdjęłam z siebie powoli tą okropną folię i zauważyłam naokoło pełno trupów. Zrobiło mi się momentalnie niedobrze. Było zimno i nie pachniało zbyt przyjemnie, to zrozumiałe. Podniosłam się, zauważając postać leżącą obok mnie. Wszędzie naokoło była krew. Postanowiłam odkryć, kim była ta osoba. Sięgnęłam do folii i odkryłam powoli twarz owej postaci. Panicznie się bałam, tego co tam zobaczę. Już miałam zobaczyć kim była ta osoba, ale...
Obudziłam się. Cała spocona, zdyszana i przerażona. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Jeżeli te sny miały mnie nękać co noc, wolałabym już nigdy nie zasnąć. Przerażała mnie ciemność, która mnie otaczała. Myśląc, że jestem sama po prostu zaczęłam płakać, ale pożałowałam, gdy okazało się, że w kącie czaił się Justin.
Justin. Znowu Justin. Dlaczego on jest zawsze przy mnie. On, a nie Sebastian.
Nic nie mówiąc, przytulił mnie, ale po chwili odsunął się ode mnie. Pociągnęłam go za koszulkę, by przytulić go ponownie, po prostu się bałam.
- Jus, gdzie jest Sebastian. I mój tata? - spytałam, ocierając łzy
- Poszli do kawiarenki szpitalnej. Zostałem z tobą, w razie gdybyś się obudziła i nie wiedziała czemu nikogo nie ma, czy coś...
- To miłe, Justin, ale możesz już iść, na pewno sam jesteś zmęczony.
- Pójdę, ale dopiero jak oni wrócą, nie chcę zostawiać cię tu samej. Koszmary, zwidy. Nie, zdecydowanie zostanę.
- Justin, raz mi się przewidziało i będziesz mi to wypominał za każdym razem?
- Może... - nie widziałam go, ale wiedziałam podświadomie, że się uśmiecha.
- Dlaczego jesteś zawsze, gdy potrzebuję kogoś obok? - postanowiłam w końcu zadać to pytanie. Ciekawość zżerała mnie od środka.
- Przecież ktoś musi – zaśmiał się.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła.
W tym momencie drzwi do sali się uchyliły i ujrzałam Sebastiana z moim tatą. Ich wyrazy twarzy mówiły same za siebie, polubili się. Ucieszyło mnie to.
Zapaliłam lampę, żeby lepiej wszystkich widzieć. Wszyscy troje usiedli naokoło mojego łóżka. Justin siedział i się nie odzywał. Cały czas wzrok miał zwrócony na swoje dłonie, momentami zerkając złowrogo w stronę Sebastiana. Nie przyjmował do wiadomości tego, że z nim jestem.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Justin spojrzał na mnie, zapewne nie wiedząc, że w tym momencie również patrzałam na niego. W jego oczach dostrzegłam najprawdziwszy w świecie smutek, zrobiło mi się go szkoda. Posłałam mu smutne spojrzenie, nic mu nie poradzę na to, że na początku mnie wkurwiał, nadal mnie wkurwia, i wybrałam Sebastiana. Właściwie to nie wybrałam go, tak naprawdę to była wymówka, a co z tego wynikło to już wszyscy dobrze wiemy.
- Van, żyjesz? - ocknęłam się nagle, gdy usłyszałam głos mojego taty.
- Tak, czemu?
- Nie wiem, nie odzywasz się i patrzysz w jeden punkt. Coś nie tak?
- Nie, po prostu najchętniej poszłabym spać. Która godzina?
- Po północy. Chcesz odpocząć?
- Mhm, byłoby miło – uśmiechnęłam się do nich.
- Skarbie, nie obrazisz się jak pojadę do domu? Przywiozę ci rzeczy rano, o ósmej Cię wypisują.
- A właśnie, były już wyniki?
- Lekarz powiedział, że to nic poważnego, biodro jest obite i trochę nadwyrężone. Miałaś szczęście z tym samochodem.
- Tato, a co z Kim i Dianą? Wiedzą, że tu jestem? Cokolwiek wiedzą?
- Spokojnie, wszystko im powiedziałem, ale nie mogły do ciebie przyjechać, porozmawiacie jak już będziesz w domu.
Wszyscy wyszli i zostałam sama w tych ciemnościach.
Za drzwiami usłyszałam jeszcze, jak Sebastian żegna się z moim tatą. Z tego co zrozumiałam, Sebastian mówił, że musi ze Stevenem załatwić sprawy poza miastem i wrócą koło czternastej. Jest po północy. Jakie sprawy załatwia się pół dnia? Nic więcej konkretnego nie usłyszałam, ale miałam wrażenie, że Justin nie zostawi mnie tu. Znowu będzie to Justin... Źle wybrałam? Jeszcze nic nie wiem, idę spać.
* * *
Znowu to samo. Znowu kostnica, znowu krew, znowu trup przy mnie. Ten sen miał coś oznaczać? Może niedługo kogoś zabiją na moich oczach? Mam nadzieję, że nie.
Otworzyłam oczy i poczułam jak nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Byłam zdyszana i trochę spocona. Przewróciłam się leniwie na drugi bok i zauważyłam, że obok łóżka stoi zakapturzona postać. Ta sama postać, którą widziałam w domu Pattie. Zaczęłam krzyczeć i jednocześnie zaczęłam płakać.
Do sali wbiegł przerażony Justin.
- Van? Co się stało? - usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego przerażona. Czyżbym miała zwidy? - Hej, spokojnie, jestem tu.
Przez dobrych parę minut nie mogłam się uspokoić. Przerażała mnie myśl, że gdyby nie Justin, siedziałabym tutaj teraz sama...
- Powiesz mi co się stało? Wcześniej było to samo. Nękają cię koszmary? - mówił całkiem spokojnie. Czułam bicie jego serca, które było dla mnie jak piękna kołysanka. Jego rytm sprawił, że się odprężyłam. Moje ciało nie było takie spięte, a ja już nie byłam taka zdyszana.
- Śniło mi się, że... - mój głos się załamał, nie przejdzie mi to przez gardło. - Justin, śniło mi się drugi raz to samo. Wtedy w nocy... śniło mi się to samo. Dlaczego tak jest?
Zamknął mnie w swoich ramionach i nic nie mówił.
- Poza tym... Tu koło łóżka stał... - nagle Justin odsunął mnie od siebie, na wyciągnięcie swoich ramion i spojrzał prosto w moje, spuchnięte od łez oczy.
- Znowu widziałaś tą postać, która wtedy stała przy drzwiach od piwnicy? - zapytał przerażony.
Zakryłam usta dłonią, przytaknęłam, a z moich oczu poleciało jeszcze więcej łez.
- Dziewczyno, ty masz zwidy.
Jęknęłam z przerażenia. Wyszłam spod kołdry, usiadłam na Justinie okrakiem i schowałam twarz w zagłębiu jego szyi. Byłam bliżej z Justinem niż z Sebastianem. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, że on jest „moim chłopakiem”. Zbyt szybko wybrałam, o ile w ogóle chciałam wybierać.
Z drugiej strony, jest to po części ich wina, sami się do mnie dobierali. Muszę jeszcze to wszystko przemyśleć. Na chwilę obecną, uważam, że zostawię to wszystko, zacznę od nowa i zobaczę jak to wszystko się potoczy.
- Nie płacz już, okej? - powiedział w końcu, gładząc mnie po plecach. Nawet nie zauważyłam, że byłam przebrana w jakąś szmatę szpitalną. Moje plecy, tak jak i tyłek, były całkowicie odkryte. Poczułam się zażenowana.
Oderwałam się od niego i spojrzałam na swój ciuch. Nie miałam na sobie bielizny, więc chłopak miał łatwy dostęp do... mnie. Zerwałam się i schowałam pod kołdrę.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym w TEN sposób, wykorzystać tą sytuację? - zaśmiał się.
Nieśmiało pokiwałam głową, na co on posłał mi złowrogie spojrzenie.
- Która godzina?
- W pół do trzeciej – westchnął.
- Na prawdę nie jesteś zmęczony? - zmartwiłam się.
- Jestem przyzwyczajony – uśmiechnął się blado.
- Do braku snu? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Spokojnie, ja to odeśpię, gdy tylko będziesz już bezpieczna w domu, a teraz śpij, będę tu cały czas.
Posłałam mu wdzięczne spojrzenie i ułożyłam się.
- Dobranoc, Justin.
- Dobranoc – odpowiedział, składając pocałunek na moim czole.
* * *
Tym razem obyło się bez koszmarów ani halucynacji. Gdy spałam, podświadomie czułam obecność Justina. To było dziwne...
Parę minut po siódmej do szpitala przyjechał mój tata razem z Mattem. Bardzo się ucieszyłam, gdy ujrzałam go, wchodzącego do sali. Rzuciliśmy się na siebie. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Można powiedzieć, że zastąpiłam mu mamę, ale oczywiście nie dosłownie. Brakowało tu tylko moich przyjaciółek, zawsze gdy parę dni spędzam bez nich czuję jakąś pustkę. Dzisiaj tą pustkę wypełnił mój brat. Przebrałam się w ciuchy, które przywiózł mi tata. Otrzymałam jeszcze od lekarza miesięczne zwolnienie z w-fu i mogłam udać się w stronę domu.
Jechaliśmy samochodem w ciszy. Nie miałam ochoty do nikogo się odzywać, w głowie miałam tylko obrazy z mojego snu. Chciałam je jak najszybciej wymazać, może zastąpić innymi, jednak gdy nagle przypomniałam sobie o zakrwawionej twarzy Nathana, blisko mojej, zemdliło mnie.
Pierwsze co zrobiłam, gdy weszłam do pokoju, rzuciłam się na moje łóżko. Zrzuciłam z siebie buty i zorientowałam się, że w szpitalu zmienili mi opatrunek na stopę, był bardziej profesjonalny. Pomyślałam, że jest mi już nie potrzebny i po prostu go zdjęłam. Zajrzałam pod poduszkę i wyjęłam spod niej telefon. 73 nieodebranych połączeń i 34 sms'y. Nie spodziewałam się, że aż tak będą się martwić. Większość była od Kim. Zadzwoniłam do niej i do Diany, informując że ze mną wszystko w porządku i że jestem cała. Obiecałam im, że spotkamy się niedługo i wsadziłam telefon ponownie pod poduszkę.
Nie szłam do szkoły, więc postanowiłam zająć się domem. Wysprzątałam mój pokój, moją łazienkę, kuchnię i pokój Matta.
Zabrałam się za mycie okien w salonie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Dokończyłam na szybko myć okno, przechodząc przez korytarz obejrzałam się jeszcze w lustrze i doszłam do drzwi.
Otworzyłam je i ujrzałam w nich... Sebastiana?
- Skąd ty wiesz gdzie ja mieszkam? - spytałam zaskoczona.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zrobił minę słodkiego szczeniaka.
- Wejdź – odpowiedziałam krótko.
Posłusznie wszedł do środka i udał się w stronę salonu.
- Siadaj – wskazałam w stronę kanapy.
- Coś się stało? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mam wrażenie, że słyszę to pytanie sto razy dziennie. Tak stało się.
Wstał, z zamiarem przytulenia mnie, ale odsunęłam się.
- Powiedz mi, Sebastian. Dlaczego za każdym razem, gdy cię potrzebuję, jest ze mną Justin? Dlaczego za każdym razem, gdy coś się dzieje, broni mnie Justin? Dlaczego zawsze jest to Justin?
- Do czego zmierzasz?
- Masz mnie w dupie? - zapytałam prosto z mostu
Zaskoczony, nie wiedział co ma odpowiedzieć. Nie obchodziło mnie to, chciałam jedynie wiedzieć DLACZEGO.
- N-nie, no c-co ty, w życiu bym cię tak nie potraktował.
- Naprawdę? Jak na razie to nie wygląda za dobrze. Ty chyba nawet nie wiesz co się u mnie ostatnio działo i dlaczego byłam w tym szpitalu – ostatnie zdanie wykrzyczałam.
Najwyraźniej nie wiedział – To moja wina, że Justin próbuje zrobić ze mnie tego najgorszego, żeby cię zdobyć?
- Nie zwalaj wszystkiego na niego, widocznie mu bardziej na mnie zależy niż Tobie, mojemu chłopakowi!
- Nikt ci nie powiedział, że my jesteśmy razem!
Nie spodziewałam się, że te słowa wyjdą z jego ust, bardzo mnie zraniły.
- Jak możesz mnie tak traktować! - popchnęłam go na kanapę. Zdecydowanie trochę za mocno go popchnęłam, ponieważ gdy upadł kanapa odsunęła się w tył o parę metrów.
Rozzłościłam go, jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
Tego, co działo się dalej, kompletnie się nie spodziewałam.
Wstał i bez cienia uczuć uderzył mnie w twarz.
__________________________________________________
Wiecie co mnie rozwala? Wy i wasza nienawiść do Sebastiana!
Też go nie lubię, jestem z Wami. xd
Oszukała mnie pewna dziewczyna z komentarzami, ale dobra widać zależało jej na 10, więc macie.

Jeżeli ktoś chce być informowanym czy cóś, to niech zostawi w komentarzu nazwę tt, cokolwiek.
Kolejny postaram się za dwa dni, ale nie wiem jak mi pójdzie, bo cholernie się męczę z 16...

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 9

„Co ty tu robisz?!” .
Te słowa odbiły się echem w mojej głowie. Odwróciłam się gwałtowanie i zobaczyłam mężczyznę, którego wcześniej tu nie widziałam...
- Ty nie powinnaś być u Pattie z Justinem i Sebastianem? - zapytał zdziwiony. Skąd on do cholery wiedział, gdzie powinnam się znajdować? Już miałam coś powiedzieć, kiedy do domu wpadł Nathan, cały czerwony. Myślałam, że już po mnie. Mężczyzna schował mnie za swoimi plecami i zaczął się szarpać z Nathanem. Wszystko działo się tak szybko, naprawdę. Nie zdążyłam na nic zareagować. Ani pisnąć, ani wrzasnąć, no nic. Stałam tak jak wryta, gdy nagle chłopak oberwał mocniej i wylądował na podłodze. Oberwał parę razy w brzuch i nagle się ocknęłam. Rzuciłam się w stronę Nathana, uderzyłam go pięścią w twarz i kopnęłam parę razy tam, gdzie słońce nie dochodzi. Może był twardzielem, ale czuły punkt jest chyba czuły dla każdego. Kucnęłam przy chłopaku, bałam się trochę o niego. Zobaczyłam, że był przytomny, więc odetchnęłam w ulgą. Coś od tyłu pociągnęło mnie za włosy. Pisnęłam z bólu, ale kogo obchodziło, że mnie to zabolało. Kilka łez spłynęło po mojej twarzy.
- Idziesz ze mną, szmato – usłyszałam głos Nathana przy moim uchu. - Raczej już po Tobie, możesz się pożegnać ze światem, bo nie ujrzysz światła dziennego – pociągnął mnie jeszcze mocniej za włosy, co spowodowało, że wypuściłam więcej łez. Poczułam jak Nathan popycha mnie w stronę wyjścia. Byliśmy w połowie drogi do jego samochodu, gdy nagle nadjechał Justin. No z nieba mi spadł. Dosłownie przyleciał do mnie i zaczął okładać Nathana po twarzy, a potem po całym ciele. Stałam i przyglądałam się całej tej scenie. Przypomniałam sobie, że przecież w środku leży chłopak, którego imienia niestety nie znałam. Wbiegłam do środka i zobaczyłam, że mężczyzna próbuje się podnieść. Bez wahania ruszyłam mu pomóc. Posłał mi wdzięczne spojrzenie i ciepły uśmiech.
- W porządku? Może usiądziesz? - po tym jak stanął w mojej obronie, przynajmniej tyle mogłam dla niego zrobić. Zaprowadziłam go w stronę fotela. Gdy już usiadł, poszłam po lód, miał całą spuchniętą twarz, wyglądał okropnie. Na zewnątrz nagle zapadła cisza. Bałam się, że Justinowi się coś stało, ale po chwili razem z Nathanem weszli do środka. Nathan szybkim krokiem podszedł do mnie, na co ja cofnęłam się parę kroków do tyłu i wstrzymałam oddech. Jego twarz była blisko mojej i czułam, że za sekundę mnie uderzy. On jedynie przytrzymał moją twarz jedną ręką, dysząc prosto w moje usta. Był cały zakrwawiony, co przyprawiło mnie o mdłości. Poza tym, zdecydowanie za mocno ściskał mój podbródek, czułam że będę miała czerwony ślad. Jęknęłam z bólu.
- Nie myśl, że to koniec. Jeszcze się spotkamy – puścił moją twarz, zrobił parę kroków w tył i wyszedł. Z moich oczu zaczęły powoli spływać łzy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to zauważył, więc przeniosłam wzrok na moje stopy. Schowałam twarz w dłonie i szybko się uspokoiłam. Zanim zdążyłam ją odkryć, poczułam, jak czyjeś silne ramiona objęły moje drobne ciało. Od razu wiedziałam, że to był Justin. Wtuliłam się w niego, nie powinnam, ale potrzebowałam teraz kogoś, kto podniesie mnie na duchu przynajmniej poprzez przytulenie. Sebastiana tutaj nie było więc.. a właśnie, gdzie Sebastian? Powinien chyba tu przyjechać z Justinem, dlaczego więc nie było go tu, kiedy go potrzebowałam najbardziej? Justin chwycił mój podbródek i uniósł moją głowę, tak bym na niego spojrzała.
- Uuu, został ci po tym ślad – po tych słowach jeszcze bardziej wtuliłam się w Justina, bałam się po prostu, że pewnego dnia Nathan mnie dorwie i już nie będzie tak pięknie. Już mnie nikt nie obroni, już będzie po mnie...
Oderwałam się w końcu od niego i zaczęło mnie ponownie boleć w biodrze. Poczułam jak tracę grunt pod nogami, ale w ostatniej chwili Justin mnie złapał. Dzięki, Justin, po raz setny.
- Nie puszczaj! - powiedziałam szybko. Przytrzymałam się go mocniej, w momencie kiedy już miał mnie puścić. Najwyraźniej myślał, że się o coś potknęłam i że mogę samodzielnie chodzić.
- Coś Ci się stało? - zapytał, marszcząc przy tym brwi.
- T-tak jakby – syknęłam z bólu. Chłopak chciał mnie podnieść, ale miałam wrażenie, że gdybym poruszyła w jakiś sposób nogą, stałoby mi się coś poważnego. Macie czasem takie wrażenie, że gdy zegniecie rękę, ona wam się złamie? Ja tak właśnie czułam, ale w nodze. - Nie, błagam, połóż mnie na podłodze.
Na szczęście mnie posłuchał i z ogromną ostrożnością ułożył mnie na podłodze.
- To przez niego?
- Właściwie to moja wina. Gdybym nie wyszła...
- Nie patrzmy wstecz, co się stało, to się nie odstanie. To przez niego? - powtórzył.
- Mniej więcej...
- Van, to mniej czy może więcej.
- Daj mi spokój – jęknęłam.
- Ale jak to się stało?
- Jezu, nie możesz sobie po prostu odpuścić. Sam powiedziałeś, że co się stało to się nie odstanie. Stało się, boli i tyle.
- Bo może chcę wiedzieć? - zapytał już lekko poirytowany.
- Po co?
- Bo się o Ciebie martwię?!
Spojrzałam na niego dziwnie. Dotarło do niego co właśnie powiedział i lekko się speszył.
- Potrącił mnie – powiedziałam pod nosem.
- SAMOCHODEM?!
- No raczej, a czym innym – nie chciałam, żeby on na mnie krzyczał, więc ja też starałam się nie krzyczeć.
- Możesz? - zająknął się, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. - Zdjąć? - wskazał na moją koszulkę. Spojrzałam na niego jak na debila, dosłownie. - Chociaż podwiń – westchnął, zrezygnowany.
Zanim zdążyłam się ruszyć, pochylił się nade mną, podwinął mi koszulkę i zsunął lekko spodenki. Miałam ochotę go za to spoliczkować, ale nie widział nic poza moim odkrytym brzuchem. Sam nawet nie chciał widzieć nic więcej. Miał do mnie szacunek, więc się powstrzymałam.
Zaczął wodzić palcami po moim biodrze, przez co poczułam dreszcze spowodowane jego dotykiem. Zauważył to i kąciki jego ust lekko się uniosły. Zignorowałam to.
- Jesteś tylko poobijana, nic poważnego – powiedział, uśmiechając się do mnie. - Tak sądzę – dodał po chwili, prostując się. Lekko się poruszyłam i nagle przeskoczyło mi coś w biodrze. Czasami działo się tak, że szłam sobie spokojnie ulicą i coś mi w nim przeskakiwało. Lekarz mówił, że nie ma powodów do niepokoju i że to kiedyś samo przejdzie.
Parę łez spłynęło po mojej twarzy, jednak Jus szybko pochylił się ponownie i je wytarł.
- Hej, nie płacz, będzie dobrze – powiedział bardzo spokojnie, prawie szeptem.
- Justin, mogę cię o coś poprosić?
- O co tylko chcesz – zastanowiłam się jeszcze przez chwilę, czy warto o to pytać i czy nie rozzłości to Justina.
- Chcę wrócić do domu – po tych słowach jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie wiedziałam, czy zaraz wybuchnie czy co...
Powoli wpuścił powietrze do swoich płuc i wypuścił.
- Teraz? - spytał oblizując wargi. Pomyślałam czy by nie wrócić jeszcze, by zobaczyć Sebastiana, ale jeżeli mu na mnie zależy, a nie byłam pewna czy tak było, to mnie odwiedzi.
- Tak, teraz.
Tak swoją drogą głupio mi było rozmawiać z nim, kiedy ja leżałam na podłodze z odkrytym brzuchem, koleś na fotelu siedział z lodem przy twarzy, a Justin stał nade mną, obserwował mnie z góry z zakrwawionym nosem i siniakiem, który tworzył mu się pod okiem. To było takie krępujące.
- Steven, dasz sobie radę? - powiedział do chłopaka na fotelu. Chłopak pokiwał głową.
- Ja bym sobie rady nie dał? Siedzę zawsze samotnie w tym domu – zaśmiał się.
- Spoko, wrócę niedługo i nie będziesz taki samotny – puścił mu oczko, oczywiście dla żartów. Razem wybuchnęliśmy śmiechem.
* * *
Byliśmy w drodze do mojego domu. Leżałam na tylnych siedzeniach i czułam się jakbym była w samochodzie Nathana... Całą drogę dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było naprawdę przyjemnie. W pewnym momencie twarz Justina spoważniała i zaczął dosyć... dziwny temat.
Zawsze myślałam, że nienawidzi poruszać tego typu tematów.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do domu mojej mamy? - zaczął, a gdy domyślił się, że nie wiem o co chodzi, kontynuował. – Do Sebastiana...
- Nie, chcę już być w domu. Wiem, że to wygląda jak bym miała go w dupie, ale naprawdę tęsknię za moim tatą i bratem.
- Ale może lepiej będzie, jeśli jednak tam pojedziemy. Jeszcze Seb pomyśli, że celowo cię tam nie przywiozłem.
- Nie, Justin. Dom.
Dalej już jechaliśmy w ciszy. Spojrzałam za okno i zauważyłam, że Justin wcale nie zmierza w stronę mojego domu, tylko raczej w stronę... szpitala?
- Ju-Justin, co ty robisz?
- Nie zawiozę cię do domu, dopóki nie będę pewien, że nic ci nie jest.
- Serio? Szpital? Zadzwonią do mojego ojca. Co ja mu powiem, że gonił mnie koleś, który w dzień moich urodzin mnie porwał, ale mu uciekłam i akurat dzisiaj mnie dorwał, goniąc mnie swoim autem oberwałam od niego w plecy?
- Wymyślisz coś – odpowiedział parkując pod szpitalem. Wyjął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na mnie – Przy okazji. Spóźnione Wszystkiego Najlepszego.
Przewróciłam oczami i samodzielnie wysiadłam z auta. Justin już chciał mi pomóc, ale nie chciałam czuć się jak kaleka.
- Potrafię chodzić, Justin – uniósł ręce w obronnym geście i puścił mnie przodem.
Porozmawiał z jakąś pielęgniarką, a parę minut później podszedł do nas lekarz z wózkiem.
- Siadaj, panienko...
- Harrison – dokończyłam za niego.
- Harrison. Zawiozę cię na salę.
Usiadłam na wózku – w tym momencie naprawdę czułam się jak kaleka – i pojechałam na pustą salę. Smutno będzie tak samemu, jeśli tu zostanę dłużej.
- Musisz nam podać numer twoich rodziców, naszym obowiązkiem jest powiadomić ich, że u nas jesteś i co jest przyczyną.
Podałam mu numer i zostawił mnie samotnie na łóżku. Rzuciłam się na poduszkę, wzdychając przy tym. Podziwiałam wygląd sali. Był tak uroczo umeblowany, udekorowany, że człowiek mógł poczuć się jak w domu. Było bardzo przyjemnie tam leżeć, jeżeli nie brało się pod uwagę, że to jednak szpital.
Do sali wszedł nagle Justin z dwoma kubkami gorącego Kakao. Uśmiechnęłam się szeroko, myślałam, że pojechał do domu.
- Co taka wesoła, jesteś w szpitalu, dziewczyno.
- Szczerze mówiąc myślałam, że mnie tu zostawiłeś i jak cię zobaczyłam to tak jakoś... - bałam się, że źle mnie zrozumie, ale chyba dobrze się zrozumieliśmy.
Spojrzał na mnie dziwnie – Żartujesz sobie? Jak by to wyglądało, przywiozłem cię tu i pojechałem sobie do domu, co by twój ojciec pomyślał.
- Racja. Justin możesz coś jeszcze dla mnie zrobić? - kiwnął głową, na znak, że mam kontynuować. - Zadzwonisz do Sebastiana, żeby tu przyjechał?
Trochę się na to zdenerwował, ale nie walczył ze mną. Odłożył swoje kakao i poszedł zadzwonić.
Kakao... To było urocze z jego strony, poczułam się jak dziecko. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Do sali wszedł lekarz i oznajmił mi, że za godzinę poddadzą mnie badaniu. Porozmawiałam z nim jeszcze chwilę, gdy nagle do sali wszedł mój tata.
- Van, co się stało? Coś poważnego, panie doktorze? - zapytał zmartwiony.
- Tato, spokojnie. Lekarz jeszcze nic nie wie, dopiero będę badana.
Doktor postanowił zostawić mnie sam na sam z tatą.
Zaraz po tym do sali wszedł Justin i zrobiło się małe zamieszanie.
- Dzi-Dzień dobry, proszę pana – przywitał się lekko zdziwiony.
- Van, kto to jest?
- Jestem przyjacielem. Justin Bieber – podszedł do mojego taty i podali sobie ręce na przywitanie.
- John Harrison. Ojciec – zabawnie to zabrzmiało. Nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się. - Więc, Van... - gestem ręki wskazał mi, że mam mówić.
- No dobra, wszystko już ci opowiadam. Otóż, gdy wracałam z tego komisariatu... mówiłam ci to już. Więc Justin zabrał mnie do siebie. Następnego dnia, jakąś godzinę po tym jak do ciebie zadzwoniłam, mama Justina poprosiła mnie, abym poszła do sklepu, po rzeczy na obiad. No więc poszłam. Szłam ulicą i nie spojrzałam na to, czy coś jedzie czy nie, no i potrącił mnie jakiś koleś. Z początku nic mi nie było. Ten chłopak chciał mnie zawieźć do szpitala, ale ja nie chciałam. Poszłam po te zakupy. Jak wróciłam nadal wszystko było w porządku. Dzisiaj rano postanowiłam iść pobiegać do lasu – w tym momencie Justin próbował powstrzymać się od śmiechu. Na szczęście mu się udało. - Jak tak biegałam, nagle zaczęło mnie boleć biodro, jakoś doszłam do domu i chciałam, żeby Justin zawiózł mnie do domu, ale on nalegał, aby zawieźć mnie tutaj.
Mój tata spojrzał w stronę Justina, który stał pod ścianą z rękami skrzyżowanymi na piersi i uśmiechnął się do niego. Ucieszyłam się, że Justin zrobił na nim dobre wrażenie.
Akurat w tym pieprzonym momencie do sali musiał wpaść Sebastian i cała miła atmosfera opadła. Najwidoczniej w dupie miał Justina i mojego ojca, skupił się tylko na mnie.
- Skarbie? Wszystko z tobą w porządku? Co się stało? - wkurwiło mnie to, że po raz któryś będę musiała opowiadać co się stało. Nagle odezwał się mój oburzony tata.
- „Skarbie”? Van, kto to jest?
Ups...
____________________________________________________________________________
A więc, równo 22, macie rozdział. Nie jest idealny, przepraszam za jakiekolwiek literówki, błędy interpunkcyjne itd. Staram się pisać dłuższe rozdziały, ale to wychodzi tak, że piszę rozdział i mam wrażenie, że on jest za długi! A jak się go czyta to sekunda i koniec... Więc nigdy nie wiem ile pisać, żeby wyszło tak akurat.Pracuję nad tym, nie martwcie się.
Ogólnie dzisiaj pomyślałam sobie "Nie zasłużyli na rozdział..." Teraz wchodzę - 14 komentarzy, 9 obserwatorów. "O kurwa, jednak zasłużyli" :)
UWAGA!
A teraz się z Wami pobawię.
Kolejny dodam DOPIERO, jak tutaj będzie 15 komentarzy. Niedobra ja!
Oczywiście jedna osoba może dodać jeden komentarz... Ufam, że mnie nie będziecie oszukiwać, mordeczki :)
Wierzę, że dacie radę <3 ;)

@Nestlee_x3