niedziela, 20 października 2013

Rozdział 27

- TATA! - zawołał uradowany, na co spanikowałam i nie wiedziałam co teraz...
A co jak on do niego pobiegnie? Co jak ojciec mi go zabierze? Co jak on tutaj podejdzie! Nie dam rady sama sobie poradzić. Spanikowałam jeszcze bardziej, jak zauważyłam butelkę piwa położoną obok jego nogi. Znowu chlał. Skąd on ma na to w ogóle pieniądze?! Tyle pytań i zero odpowiedzi.
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek w ogóle go spotkam. Widok jego twarzy, zakapturzonej, ale jednak, wzbudził tyle wspomnień. Oczywiście tych złych, dobrych już nie przyjmowałam do mojego mózgu, jakby wyparowały. Przed oczami widziałam tylko te chwile, kiedy na mnie krzyczał, karcił za jakieś głupie przewinienia w szkole. Kiedy mnie dotykał. W moim organizmie wytworzyła się wola walki i przetrwania. Jeśli można to tak ująć. Próbowałam przemówić Mattowi do rozsądku, że to nie jest tata, tylko nieznajomy, który może mu przypominać tatę, bo go dawno nie widział. W tym momencie zdążył do nas podejść i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia po prostą zaczął szarpać Matta za prawą rękę, żeby poszedł z nim. Ja trzymałam go za lewą i byłam gotowa uderzyć go.
Uderzyć go, czy nie? To jest mój tata! Moja rodzina! Nie powinnam go bić, mimo że on zrobił mi taką a nie inną krzywdę, do której przywykłam dosyć szybko. Jestem po prostu z natury silna i szybko potrafię pogodzić się z prawdą, jakakolwiek ona by nie była. Kiedy dowiedziałam się, że moja matka tak naprawdę nie chciała mnie i Matta, zamknęłam się w pokoju na parę godzin. Przemyślałam w ciszy parę spraw i doszłam do wniosku, że mam tatę, który mnie
KOCHAŁ. Jego miłość wystarczyła mi w zupełności. Oczywiście Matt póki co myślał, że mama pracuje gdzieś daleko. Była to właściwie prawda, ona gdzieś tam jest, ale gdzie? Nie wiem...
Ludzie przechodzili obok i nawet nie raczyli się ruszyć, by mi pomóc. Miałam ochotę zacząć się na nich wydzierać, bo przecież ja, kobieta, młoda – walczę o swojego brata z jakimś... No ja wiedziałam, że to mój ojciec, ale oni mogli myśleć, że może jakiś stary pedofil. W każdym razie, widzieli, że coś się dzieje, mogliby chociaż na policję zadzwonić cokolwiek!
W końcu po jakimś czasie ujrzałam jakiś zwykły samochód, który wyglądał znajomo. Zahamował z piskiem opon niedaleko parku. Ze środka wybiegł Justin. Co on tu przepraszam nagle robi? Nieważne, ważne, że mi pomoże! W mgnieniu oka znalazł się przy mnie, właściwie przy moim wyrodnym ojcu i odepchnął go od Matta. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zauważyć, kiedy Justin go uderzył
i wylądował na zimnym chodniku. Zostawiłam brata tak naprawdę na pastwę losu, by uspokoić Justina na tyle, by nas stamtąd zabrał.
Zaczęłam rozglądać się naokoło i zauważyłam, że stoimy pośrodku tłumu. To wyglądało prawie jak tamtego dnia w moje urodziny. Przedzierałam się przez tłum, aby dotrzeć do środka zbiorowiska, żeby ujrzeć dwóch bijących się przybłęd.
Pokręciłam głową, aby wrócić do rzeczywistości i posłałam mu spojrzenie, które miało wyrażać... ból. Tak, chciałam w nim wzbudzić... Sama nie wiem co! Chciałam żeby odpuścił i tyle.
Wyraz jego twarzy złagodniał, wygładziły się zmarszczki, które utworzyły mu się z nerwów. - Chodź stąd, proszę – szepnęłam. Jeszcze przez jakiś czas stał i się zastanawiał. Prawdopodobnie sam był zdziwiony, że mi ulega. Czułam jakąś satysfakcje, bo się mnie słuchał. W jego oczach odnalazłam coś niepokojącego, co mnie trochę przeraziło. Chwycił mnie za rękę – przyznam, że trochę za mocno i pociągnął w stronę samochodu. Zawołałam szybko Matta, który od razu za nami pobiegł.
- Justin, puść, to boli – pisnęłam.
- Przepraszam – burknął ledwo dosłyszalnie
i puścił moją rękę.
Potarłam nadgarstek, z nadzieją, że nie będzie jakiegoś dużego śladu, mam już dość siniaków i innych takich...
Znaleźliśmy się już w wozie, gdy nagle coś mnie uderzyło. W pewnym sensie, oczywiście.
- Justin, ale my go mamy tak zostawić? - spytałam lekko spanikowana.
- A chcesz, żebym go zapakował do auta i żeby udał się z nami?
- No... nie... ale – jąkałam się.
- Nie panikuj, nic mu nie będzie – wyczułam w jego głosie pewnego rodzaju irytację, więc wolałam już nic nie mówić i o nic nie pytać.
Justin ruszył stamtąd z piskiem opon, nie trudno było zgadnąć, że był zły, mam tylko nadzieję, że nie na mnie, tylko na mojego ojca, czy coś. Przecież to nie moja wina, że on tam był, nie moja wina, że był narąbany w trzy dupy i nie moja wina, że mój młodszy brat tęskni za tatą. Chociaż, jakby się bliżej zastanowić, mogłam go zostawić w domu, wtedy kiedy uciekałam, ale co by była ze mnie za siostra. Jaki przykład bym dała mu na przyszłość. Gdyby tak było, w przyszłości być może nie miałabym z nim kontaktu, bo by mnie nienawidził za to, że go zostawiłam z „ojcem tyranem”.
Chciałabym, żeby to się zmieniło. Nie chcę takiego ojca. Chciałabym naprawdę mu pomóc, ale niestety... Boję się go. Przecież nie przyjdę po prostu do domu i nie obwieszczę mu, że zabieram go na terapię alkoholową, bo jego zachowanie nie jest normalne. Jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy. Matt będzie musiał zapomnieć o istnieniu mężczyzny, z którym spędzał dziennie większość swojego czasu? Szkoda mi go, cholera.
- Van, żyjesz? Jesteśmy na miejscu – Justin pomachał mi dłonią przed twarzą. Zamrugałam dwa razy i wróciłam do rzeczywistości.
- Oh, tak – burknęłam ledwo dosłyszalnie, wysiadając z auta. Zatrzasnęłam drzwiczki, poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę domu
Pattie.
Weszłam do domu i od razu do moich nozdrzy dotarł zapach pieczonego kurczaka. Mruknęłam ciche 'mniam' i stanęłam w miejscu, zadurzając się w tym zapachu. Chwilę potem poczułam jak ktoś na mnie wpada. Odwróciłam się i, oh, no tak, to nikt inny jak Justin.
- Uważaj jak chodzisz i na co wchodzisz, kochanie – zaśmiałam się.
- Wchodźcie, wchodźcie. Obiad zaraz będzie gotowy! - usłyszeliśmy wesoły głos Pattie, dobiegający z kuchni.
Zdjęłam szybko buty i powędrowałam do kuchni. Usiadłam przy blacie i jak grzeczna, mała dziewczynka czekałam na obiad.
- Ale ty nie jesz – obwieścił Justin wchodząc do kuchni, trzymając za rękę mojego brata. To był taki uroczy widok, że niechcący wymsknęło mi się głośne „aww”. Ale zaraz...
- Co? Dlaczego? - oburzyłam się. - Żartujesz sobie? Głodna jestem!
Westchnął i pokręcił głową – Ile można jeść – burknął pod nosem. Myślał, że nie usłyszałam? Może nie miałam usłyszeć.
- Żebyś się nie zdziwił – odezwał się nagle Matt, co bardzo mnie rozśmieszyło. - Ona je całymi dniami! - dodał po chwili.
- Matt, przestań. To nie jest prawda – sprzeciwiałam się. - Też byś coś zjadł.
- Widzisz? Nie dość, że dużo je, to jeszcze mnie w to wciąga – odpowiedział zabawnym, cieniutkim głosem.
- Dobra, dobra, siadajcie już i jemy – przerwała nam Pattie. Ta kobieta wiedziała, kiedy przerwać beznadziejną rozmowę. Dobra, może nie była beznadziejna, ale... ja tyle nie jem!
Zajadaliśmy się pysznym kurczakiem i sałatką. Bawiło mnie, jak widziałam Matta, któremu od jedzenia aż uszy się trzęsły. Pamiętam, jak jeszcze niedawno był małym niejadkiem i trzeba było go zmuszać do jedzenia. Jak razem z tatą robiliśmy wszystko, żeby tylko zjadł chociaż jedną małą kromkę chleba.
Poczułam czyjąś ciepłą rękę na moim kolenia, na co od razu spojrzałam w bok i spotkałam oczy Justina, pytające „czy wszystko dobrze?”. Posłałam mu przelotny uśmiech i odwróciłam głowę, z powrotem spoglądając na Matta. Był szczęśliwy, cieszyło mnie to.
- Przeproszę was na chwilę – powiedziałam nagle i odeszłam od stołu, prosto do łazienki. Odchodząc, czułam na sobie palący wzrok Justina.
Oparłam się o umywalkę i spuściłam głowę. Byłam zmęczona, a najgorsze było to, że tęskniłam za moimi przyjaciółkami, nie wiem gdzie są i co robią. Nic nie wiem. Nawet do szkoły nie chodzę, ale za parę dni do niej wrócę, może wtedy będzie lepiej, wrócę do zwykłej codzienności i już będzie jak dawniej. Może nie do końca jak dawniej, ale przynajmniej w jakimś stopniu. Spuściłam głowę i wzięłam kilka głębszych wdechów. Jak mogłam dopuścić do tego, co jest teraz? No jak? Powinnam od razu reagować, na te jego wybryki z alkoholem. Może gdyby mama ze mną była... W tym momencie do moich oczu napłynęły łzy. Za mamą też tęsknię, ale wiem, że ona już nie wróci. Nie daje znaku życia, nie wiem co robi, gdzie jest, czy ma innego faceta, może jakieś dzieci. Byłoby mi miło, gdybym dowiedziała się, że mam przyrodnie rodzeństwo. Chciałabym je poznać. Pytanie, czy moja mama jeszcze żyje. Może coś się stało i już jej tu nie ma? Nie, nie chcę tak myśleć. Nie mogę!
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Oh, niech zgadnę – Justin?
- Kto tam? - spytałam, ocierając łzy wierzchem dłoni. Drzwi się otworzyły.
- Mogę? - usłyszałam delikatny, kobiecy głos.
- Pattie? - zdziwiłam się. - Przepraszam, myślałam, że to Justin.
- Może mam wyjść? - powiedziała niepewnie.
- Nie, nie. Jest dobrze.
Przez chwilę stałyśmy w milczeniu, trochę niezręcznej ciszy, a ja czułam się... głupio.
- Wszystko dobrze?
Spojrzałam na nią i przytaknęłam głową. - Tak, tak. Jestem tylko trochę zmęczona i mam wszystkiego dosyć.
- Czyli, że coś się stało wcześniej? - dopytywała się.
Widząc jej smutek, od razu zaprzeczyłam. Chyba myślała, że stało się coś pomiędzy mną a Justinem.
- Między nami nic się nie stało, Pattie – westchnęłam. - Boję się tego, co jest pomiędzy mną a moim ojcem. Nie chcę go już spotykać. Przynajmniej nie wtedy, kiedy jestem gdzieś z Mattem.
- Spokojnie, postaramy się, żeby nic złego się wam nie działo, od tego tu jesteśmy.
Podeszła do mnie i przytuliła mocno. Poczułam się jak w ramionach mojej prawdziwej mamy, to było piękne.
- Zbiorowy przytulas! - krzyknął Matt, który pojawił się nie wiadomo skąd i do nas podbiegł. Zaśmiałam się i razem z Pattie zaprosiłyśmy go do uścisku.
- Mogłabym zostać na chwilę sama z moim bratem? - poprosiłam kobietę.
Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam na kanapę do salonu. Usiadłam na środku kanapy i wzięłam chłopca na kolana. Zanim zdążyłam się odezwać, przemówił Matt.
- Chcesz rozmawiać o tacie, prawda? - spytał smutno i przytulił się do mnie.
- Tak, skąd wiesz? - zmarszczyłam brwi.
- Bo się denerwujesz.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy to dziecko nie ma wrodzonych specjalnych zdolności. Jak na swój wiek, był dosyć mądrym chłopcem i zawsze potrafił wyczuć moje emocje. Prawie zawsze.
- Posłuchaj, braciszku.
- Van, ja już nie chcę do niego – powiedział nagle.
Jego nagła zmiana naprawdę mnie zszokowała. Coś mu zrobił i tego nie zauważyłam?
- Dlaczego, skarbie? - ucałowałam go w czoło.
- Wystraszyłem się go wtedy w parku – usłyszałam jak jego głos się załamuje. Skrzywdzony dziewięciolatek, szkoda mi go.
- Ja też – westchnęłam. - Nie płacz, proszę – powiedziałam szybko, gdy poczułam jak w moich oczach ponownie zbierają się łzy.
Wtulił się we mnie, co bardzo rozczuliło Pattie, która stała z boku i przyglądała się całej sytuacji.
Kołysałam się, żeby uspokoić brata. On nie może być teraz smutny. Taki młody chłopiec powinien żyć pełnią życia, jest taki mały i niewinny. Jego dzieciństwo powinno być cudowne i niezapomniane.
Przez dobry kwadrans siedzieliśmy w ciszy, dopóki nie zorientowałam się, że mały zasnął. Ostrożnie położyłam go na kanapie i przykryłam kocem, który leżał po drugiej stronie kanapy. Najchętniej położyłabym się obok niego i odpoczęła razem z nim, ale chyba powinnam pojechać do przyjaciółek i wszystko wyjaśnić. Chcę wiedzieć, co u nich się dzieje, czy wszystko w porządku. Wstałam, poszłam wziąć prysznic i się przebrać, jak najszybciej potrafiłam. Zamknęłam się w łazience, z nadzieją, że Justin się do niej nie dostanie. Nie chcę, żeby wspomnienia wróciły. W najbliższym czasie o seksie sobie może biedak pomarzyć. Właściwie, byłam mu wdzięczna, że tak na mnie nie naciskał. Dla niego to się chyba nie liczyło tak bardzo, jak dla niektórych chłopaków. A wydawałoby się, że to taki „zły chłopiec”.
Rzuciłam ciuchy w kąt i weszłam pod ciepły strumień. Uwielbiam chłodne prysznice, ale dzisiaj potrzebowałam ciepłego. Mruknęłam cicho, czując ukojenie. Chwyciłam żel kokosowy i rozsmarowałam po całym ciele. Poczułam dziwne orzeźwienie, odprężenie. Najchętniej zostałabym tam na zawsze, ale nie mogę. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Wychodząc spod prysznica zorientowałam się, że nie wzięłam sobie świeżych ciuchów. Założyłam bieliznę i z nadzieją, że Justina nie będzie w pokoju, po cichu wyszłam z łazienki. Chłopak leżał na łóżku z rękami za głową i skrzyżowanymi nogami. Widząc mnie w samej bieliźnie, zaświeciły mu się oczy. Poczułam jak z zażenowania zakręciło mi się w głowie, po czym zrobiło mi się dziwnie gorąco. Zarumieniłam się – tak, to na pewno to.
Chłopak oblizał usta, nie ruszając się z miejsca. Zakryłam się ręcznikiem. Brawo, Van. Ty i twój refleks. Mogłam od razu się zakryć.
Podeszłam do torby, stojącej bliżej łazienki niż łóżka, na szczęście. Wybrałam byle jakie ciuchy, byleby kolorystycznie pasowało i uciekłam z powrotem do łazienki. Zatrzasnęłam drzwi i dobiegł do moich uszu śmiech Justina. Uśmiechnęłam się pod nosem i pokręciłam głową.
Włożyłam na siebie ciuchu, włosy upięłam w luźnego kucyka, tak jak najbardziej lubię i wróciłam do pokoju.
- Chyba lepiej ci było w bieliźnie – mruknął.
- Serio? - posłałam mu złowrogie spojrzenie. - Wychodzę - dodałam tonem, nie przyjmującym sprzeciwu.
- Co?! - oburzył się.
- Nie buntuj się, chłopcze – drażniłam się, wychodząc z pokoju.
Zbiegłam na dół, chcąc wyjść, zanim Justin będzie kazał mi zostać. Nie będzie mi mówił co mam robić, mimo że to urocze. Ubierając moje tenisówki, poczułam jak ktoś (Justin) szarpie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie.
- Nie wychodź – szepnął prosto w moje usta. Wciągnęłam mocno powietrze, nie chcąc siać paniki. To tylko Justin, on mi nic nie zrobi... nie zrobi... nie zrobi... nie...
Zamknął mnie w swoich ramionach. Czując jego zapach, uspokoiłam się, ale gdzieś wewnątrz nadal czułam nutkę niepewności.
- Justin, muszę – jęknęłam.
- Nic nie musisz, chciałem cię gdzieś zabrać.
Powiedział to takim stanowczym tonem, że bałam się sprzeciwić, ale jednak to zrobiłam.
- Muszę porozmawiać z dziewczynami, dowiedzieć się czegoś.
- Nie, nie teraz. Nie dzisiaj. Musisz się zrelaksować i spędzić miło czas – powiedział, jakby najlepiej wiedział co teraz będzie dla mnie najlepsze. Bo wiedział.
- Dlaczego musisz być taki – jęknęłam ponownie.
- Jaki?
- „Cześć, jestem Justin, wiem co jest dla ciebie najlepsze.” - powiedziałam dziwnym głosem, który miał być interpretacją jego głosu.
- Ktoś musi, a jak nie ja, to kto? - zrobił minę niewinnego chłopca, którą tak uwielbiałam. - A teraz chodź – powiedział, ubierając swoje buty.
- Ale dokąd? - pisnęłam.
Chwycił mnie za rękę, podszedł do drzwi i odwrócił się do mnie. Pocałował mnie krótko w usta i szepnął coś w stylu - „to będzie mała niespodzianka”.
_________________________________________________
Rozdział jest nieco krótszy niż zwykle, ale pewnie nawet nie zauważycie xd
Dodaję na prośbę dwóch osób.
Miłego czytania <3

16 komentarzy:

  1. I ♥ it.
    Kochamm tego bloga :****
    czekam na nn <3 <3
    love you ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde ten ojciec wrr, a Justin i Van cudo <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh nie lubię niespodzianek bo nie wiem czego się po nich spodziewac to może być wszystko !! :D Też chce takiego mądrego brata,a może jednak nie ? Szczerze to dopiero dzisiaj przyjrzałam się szablonowi twojegobloga i strasznie podoba mi się to tlo <33 a szczególnie Ci ludzi po prawej :* czekam na next i pozdrawiam -Ray

    OdpowiedzUsuń
  4. On jest fajny!
    Nn!<3

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże a ja tak się bałam że ten jej ojciec coś jej zrobi o.o atu nagle Justin się pojawił nie wiadomo skąd. Mam tylko nadzieję, że rozdzial będzie szybko :) bo nie mogę się doczekać co będzie dalej. Masz talent więc pisz. Czekam na nn <3 / Cookie Monster

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział !!!
    Świetnie piszesz...
    Czekam na następny !
    the-other-side-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. bosz genialny i ta niespodzianka...nie moge doczekać sie nn dodaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  8. CUDO kiedy nn?<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny <3 Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń