Nie wierzyłam w to, co właśnie się
działo. Walczyli o mnie. W tej chwili zrozumiałam, że moje myśli
dotyczące samobójstwa, były niepotrzebne. Cóż, miałam już parę
cięć na ręce, ale nic poważniejszego mi się nie stało. Żyję.
Cieszę się, że nie pozwoliłam sama sobie podciąć za pierwszym
zamachem żył z nadgarstka, bo by mnie już tu nie było.
- S-skarbie. Powiedz, że jeszcze tam jesteś?
Najgorsze było to, że coś nie pozwalało mi się w ogóle odezwać, ale jak usłyszałam jego złamany głos... Nie mogłam go zignorować.
- Jestem... - zaszlochałam cicho, nie wiedząc, czy Justin to usłyszał.
Przez jakiś czas pomiędzy nami nastała cisza. Nie wiedziałam co mam robić, więc czekałam na to, co powie Justin i nie musiałam na to długo czekać.
- Proszę cię, musisz otworzyć. Nie możesz tak po prostu odejść, zostawić Matta, swoje przyjaciółki – przerwał na chwilę i zaczął trochę ciszej. - Nie możesz zostawić mnie. Jego słowa powoli trafiały do mnie. Może jeszcze nie straciłam nikogo, może mogę jeszcze wszystko naprawić.
- Musisz żyć i być silna. Musisz być przykładem dla swojego brata. Pokażesz mu, że mimo wszystko nie można się poddawać. Wokół ciebie jest pełno osób, które życzą ci jak najlepiej i chcą, żebyś żyła, pomogą ci w każdej sytuacji. Wiem, że coś się stało i nie jest ci z tym łatwo, ale razem damy radę. Pomogę ci przez to przejść. Musisz nam zaufać i dać sobie pomóc.
Jego słowa były ukojeniem dla mojego stanu. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w to, co do mnie mówił. Już nie chciałam umrzeć, chciałam żyć dla niego. Dla mojego brata, dla Pattie. Nie jest tych osób sporo, ale przynajmniej mam pewność, że mnie kochają i będą mnie wspierać całym swoim sercem.
- Jeżeli trzymasz teraz w ręce żyletkę, coś ostrego, tabletki... Nie wiem... cokolwiek. Odłóż to.
Przeniosłam wzrok na nóż, który trzymałam w mojej drżącej dłoni. Był lekko czerwony od niewielkiej ilości krwi. Moja ręka była obrzydliwie brudna, przez chwilę miałam wrażenie, że zwymiotuję. Wyrzuciłam nóż jak najdalej od siebie i schowałam twarz w dłoniach. Jak ja mogłam zrobić coś tak strasznego. Jeszcze niedawno zawsze mówiłam, że nigdy nie posunę się do takich czynów, bo to okazuje jedynie słabość człowieka.
- Otworzysz? - spytał cicho.
Wahałam się przez chwilę, ale cóż innego mi pozostało. Niepewnie podniosłam rękę do klamki i odkluczyłam drzwi. Odruchowo odsunęłam się pod wannę. Justin wleciał do środka z ogromną prędkością, jakiej się nie spodziewałam. Opadł przede mną na kolana i przyciągnął mocno do siebie.
- Boże, Van, nie strasz mnie tak nigdy więcej – wyszeptał w moje włosy.
Siedzieliśmy oboje wtuleni w siebie. Czułam nutkę szczęścia, on tu był, ze mną, dla mnie. Martwił się o mnie. Dalej już nic nie pamiętam, zrobiło mi się ciemno przed oczami...
* * *
- Van? - usłyszałam ciche echo w mojej głowie.
Zacisnęłam mocniej powieki po czym powoli je otworzyłam. Sztuczne światło pochodzące z żarówki raziło mnie mocno, przez co nie mogłam za bardzo ich otworzyć. Skrzywiłam się i przysłoniłam sobie oczy ręką.
- Ś-światło... - mruknęłam.
- Już, już – zerwał się z krzesła i czym prędzej zgasił światło. - Zapalę tą małą, co?
Kiwnęłam głową, rzucając krótkie „mhm”. Byłam jeszcze trochę zmęczona, nie wiem ile spałam i która jest godzina, ale jeszcze trochę snu na pewno mi nie zaszkodzi.
- Wszystko dobrze? Przynieść ci coś?
- Szklankę wody – ziewnęłam.
- Zaraz wrócę – powiedział cicho i cmoknął mnie w czoło.
Rozejrzałam się po pokoju. Cóż, pościel była świeża, pod głową miałam ogromną i miękką poduszkę. Podniosłam się lekko do góry i usiadłam, układając się wygodnie. Tam, gdzie przez cały czas spoczywała moja lewa ręka, było kilka plam krwi. Jęknęłam niezadowolona, gdy poczułam ostre pieczenie i swędzenie ran.
- Nawet nie próbuj – oburzył się Justin, wchodząc do pokoju ze szklanką wody.
- Ale to tak cholernie drażni – pisnęłam, skrzywiając się ponownie.
- Cóż, trzeba było się nie ciąć – syknął. Że co proszę?
Poczułam się lekko urażona. Uderzyła we mnie fala złości. Jak on mógł to powiedzieć. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zamrugałam parę razy, żeby nie wypuścić z nich łez. Nerwowo skubałam róg kołdry, przetwarzając w głowie po raz setny jego słowa. Może i miał rację, ale nie powinien tego mi teraz wypominać.
- Przepraszam, nie powinienem... - próbował pogładzić mnie po policzku, ale się odsunęłam, co go zraniło, ale nie ukrywam, że o to mi chodziło. - Po prostu strasznie się martwiłem.
- Mhm, szczególnie wtedy, kiedy zostawiłeś mnie na chodniku przed domem – powiedziałam drżącym głosem.
Spojrzałam na niego kątem oka, kiedy brałam od niego szklankę. To co ujrzałam w jego wyrazie twarzy było mieszanką wstydu i zmieszania. Podrapał się nerwowo po karku nie wiedząc co powiedzieć. Obracałam w dłoniach moją szklankę, czując się trochę niezręcznie. Oddałam mu pustą już szklankę i poczułam się sennie. Powieki same mi się zamykały. Nie chciałam spać, chciałam z nim posiedzieć, porozmawiać, czuć jego obecność, ale jak na razie muszę sobie odpuścić.Ziewnęłam cicho, przetarłam oczy i zsunęłam się do pozycji leżącej. Justin odruchowo wstał, był lekko przybity i nie chciał na mnie spojrzeć. Nie chcę, żeby było mu smutno...
- Przynieść ci coś jeszcze czy... - zapytał niepewnie. Pokiwałam przecząco głową i lekko się uśmiechnęłam. Chciał już wychodzić, ale zdążyłam chwycić go za rękę.
- Zostań... proszę.
Przyglądał mi się, rozważając nad moją propozycją. Przytaknął nic nie mówiąc. Usiadł na krześle przystawionym obok łóżka i odłożył szklankę na szafkę.
Justin cały czas trzymał mnie za rękę i kciukiem gładził kostki mojej dłoni.
- Śpij – szepnął, gładząc mój policzek drugą ręką.
Przymknęłam oczy. Zatraciłam się w jego dotyku, który stawał się dla mnie ukojeniem. Czułam się przy nim bezpiecznie, bez względu na wszystko.
* * *
Uciekałam ciemną uliczką, nie wiem od kogo i dlaczego. Czułam się jak w labiryncie, nie wiedziałam w którą stronę mam skręcić. Cały czas odwracałam się za siebie, sprawdzając, czy on za mną nie idzie. Nie wiedziałam jeszcze przed kim uciekałam i co chciał mi zrobić, ale wiedziałam, że muszę się schować. Nie mogę tak tragicznie zakończyć swój żywot. Nie mogę...
Wskoczyłam za jakąś ścianę, starając się nie dyszeć zbyt głośno. Nie chciałam, żeby mnie dorwał. Usłyszałam jakiś szelest i rzuciłam się do ucieczki prostym korytarzem. Na jej końcu ujrzałam postać. Stojącą z siekierą. Spanikowałam. Biegłam dalej aż napotkałam ślepy zaułek. Nie... nie... nie...Wzdrygnęłam się na łóżku. Byłam cała zdyszana i lekko przestraszona, a serce waliło mi jak młotem. Znajdowałam się sama w ciemnym pokoju. Bałam się gdziekolwiek spojrzeć. Mój mózg płatał mi figle w ciemnościach. Tak jak te moje wcześniejsze zwidy. Po prostu myślałam, że jak gdzieś spojrzę ujrzę ducha, albo coś, a nie chcę drzeć się na cały dom, obudzić mojego brata, ani Pattie. Zerwałam się z łóżka i czym prędzej wybiegłam z pokoju. Już czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Płaczę z takiego błahego powodu? Sama się sobie dziwię.
Zbiegając po schodach natrafiłam na Justina śpiącego na kanapie. Przynajmniej myślałam, że śpiącego. Gdy znalazłam się już na dole okazało się, że nie spał. Podszedł do mnie i pogładził po policzku, drugą ręką przyciągając do siebie.
- Co się dzieje? - spytał zaskoczony.
- J-ja... - zamieszałam się. - Możesz spać ze mną? B-boję się.
Chłopak pokiwał głową i udaliśmy się oboje do pokoju. Te pieprzone sny wprowadzą mnie w jakąś paranoję. Zaczynam bać się ciemności... Weszliśmy do pokoju, na co ja szybko pobiegłam w stronę łóżka i ułożyłam się na nim wygodnie.
- Coś ty taka nerwowa? - spytał cicho, kiedy wchodził pod kołdrę.
- Justin... ale spodnie możesz zdjąć – chciałam jakoś wyminąć temat.
- Jesteś pewna? - czy on się musi o wszystko sto razy upewniać?
- Tak, no przecież mówię...
A co mogłoby się stać, gdyby był w samych bokserkach. Bez spodni będzie mu wygodniej, więc pozwalam mu spać bez nich, to takie złe? Poczułam ponowne swędzenie, ale gdy tylko ruszyłam ręką w celu podrapania ran, Justin od razu się rzucił i zakazał mi tego dotykać.
- Justin – jęknęłam, przeciągając jego imię. - Nie! - oburzył się. - Zostaw to, szybciej się zagoi.
Westchnęłam, próbując zwalczyć pokusę podrapania się. Wiłam się na łóżku i syczałam nie mogąc zająć niczym myśli.
- Dobra, ale lekko.
Od razu zaczęłam mocno drapać, nie zważając na jego słowa. Pożałowałam prawie od razu, bo zaczęła lecieć krew i okropnie zaczęło boleć.
- Masz za swoje – zaśmiał się.
- Ha, ha, ha – zakpiłam i wyszłam z łóżka kierując się do łazienki.
- Dokąd idziesz? - zapytał smutno. Mogłam sobie wyobrazić jak w tej chwili robi te swoje słodkie oczka i wydął dolną wargę.
- Jak najdalej od ciebie – warknęłam.
Weszłam do łazienki, ale gdy tylko zapaliłam światło, rozbolała mnie głowa. Tak mnie drażniło... No nic, muszę wytrzymać.
- Masz gdzieś apteczkę? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Szafka pod umywalką.Znalazłam apteczkę i wyjęłam z niej kilka gazików i bandaż elastyczny. Muszę coś zrobić, żeby nie drapać tego gówna. Nie chcę blizn...
- Moja dziewczyna się ze mną drażni – powiedział rozmarzonym głosem, kiedy stanął w drzwiach. - Lubię to.
Przewróciłam oczami i zajęłam się opatrunkiem. Nie obyło się bez zaczepek ze strony Justina i prób odwrócenia mojej uwagi od... świata. Nie mówię, żeby mi to przeszkadzało, ale musiałam udawać, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę rozrywało mnie od środka. Taka mała bójka myśli. Z jednej strony myślałam, że muszę go odepchnąć i uciec, ale z drugiej tęskniłam za nim. - Justin – pisnęłam, kiedy musnął ustami mój kark. Ten dreszcz sprawił, że aż podskoczyłam.
- No co – jęknął, udając obrażonego.
- Chcę to zabandażować – oburzyłam się, cofając się trochę w tył.
Nie wiedziałam, że za mną jest wanna i gdyby nie Justin, wpadłabym do niej, a to by się nie skończyło za dobrze. Przy okazji poczułam ból pomiędzy nogami. Wspaniałe wyczucie czasu. - Wszystko okej? Bo wiesz, krew ci... - odchrząknął.
Spojrzałam na moje uda i po chwili świat zawirował. Nie wiedziałam, czy zaraz zemdleję, czy się wyrzygam. Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Wow – usłyszałam tylko, zanim poczułam jak chłopak mnie podtrzymuje. Dalej już nic nie pamiętam.
* * *
- To zrób coś z tym, ja w tej chwili jej nie zostawię. Nie... No... Dobra, dobra. Jak będzie naprawdę źle to się za to zabiorę. Jest was trzech, dacie radę. Słuchaj, Chris, kończę, bo mi się księżniczka wybudza – przetarłam leniwie oczy. - Nara – dodał, śmiejąc się. Księżniczka? Boże...
- Justin... Ja nie jestem żadną pieprzoną księżniczką – mruknęłam. Otworzyłam oczy i ujrzałam jego miodowe tęczówki bardzo blisko moich oczu. Nawet nie poczułam, kiedy ułożył się nade mną. Uśmiechnęłam się do niego, po czym cicho ziewnęłam.
- Jak się czujesz - miałam już odpowiedzieć, kiedy dokończył swoje pytanie. – Księżniczko?
- Mogę być księżniczką, ale ty na pewno nie jesteś moim księciem...
- Auć – zaśmiał się. - Nie muszę być twoim księciem, ale ty za to musisz być moją księżniczką.
Poczułam jak się czerwienię. Czym prędzej zrzuciłam go z siebie i odwróciłam do niego plecami.
- Kochanie, tak słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz – szepnął prosto do mojego ucha.
To sprawiło, że zawstydziłam się jeszcze bardziej. Justin, musisz mi to robić?
Momentalnie coś we mnie uderzyło. Spojrzałam pod kołdrę i ujrzałam... ojej. Odwróciłam się twarzą do niego, nie mogąc uwierzyć, że...
- Justin, cz-czy. Czy t-ty mi... - byłam tak zszokowana, że plątał mi się język.
- Co ja, kochanie? - spytał, mimo że wiedział o co mi chodzi. Boże, nie mógł współpracować? Cham. Kochany cham...
- Czy ty mi-m-mnie...
- No wyduś to z siebie – dobrze się bawisz, Bieber? W jego oczach widziałam takie ogromne rozbawienie, jakiego nigdy jeszcze nie widziałam. Jaki on był czasami dziecinny. Jezu.
Odchrząknęłam głośno. - Czy ty mi, kurwa, zmieniłeś majtki? Chłopak posłał mi wredny uśmiech, ukazujący jego idealnie białe zęby.
- No przecież nie mogłem pozwolić, żebyś w zakrwawionych chodziła, nie? - poruszył znacząco brwiami. Nie żartuj
- Mam nadzieję, że dobrze się przy tym bawiłeś – bąknęłam.
Przygryzłam nerwowo wnętrze mojego policzka, kiedy zrozumiałam, jak to głupio zabrzmiało...
- Nie martw się, nie zerkałem – wątpię... - aż tak bardzo – dodał po chwili.
- Justin – pisnęłam, uderzając go pięściami w klatkę piersiową.
Nie wierzę, że on mógł być... taki. Oglądał sobie moje ciało, kiedy byłam nie przytomna. Czy to nie podchodzi pod jakieś molestowanie, czy coś?
Kiedy tak rozmyślałam, Justin wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, co dało mu do zrozumienia, że ma powiedzieć o co mu chodzi.
- No bo – zaczął. - Tak swoją drogą, dlaczego leciała ci krew?
Ugh.
Mam się jakoś wywinąć, zmienić temat, albo... Nie uda się, za bardzo chciał znać prawdę. Jego wzrok był taki przeszywający, aż mnie przerażał. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Im dłużej zwlekałam z odpowiedzą, tym bardziej wiedział, że chcę wymyślić wymówkę. JUSTIN! Musisz być taki domyślny?
- No wiesz, na miesiączkę mi to nie wyglądało – nagle zmarszczyłam brwi.
- Cieszę się, Justin, że jesteś taki obeznany w tych tematach – warknęłam, siadając na łóżku. Ledwo skończyłam mówić, a chłopak również usiadł na łóżku i zaczął swój wywiad.
- To o to ci chodziło ostatnio? Wtedy, gdy oskarżyłem cię o zdradę? To jest to, czego nie chcesz mi powiedzieć, tak? Wstydzisz się tego. To to, prawda? - więcej pytań, bo kurwa za mało. Nie, Justin, wcale mnie to nie rani.
- Odpowiesz w końcu, czy nie?! - oburzył się.
Aha, czyli w jednym momencie jest zboczony, w drugim dziecinny, a w trzecim chamski, lub wybuchowy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?!
- Tak, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje!
Dobra, chcesz prawdy, to ją kurwa dostaniesz.
- Zostałam zgwałcona! Brutalnie! Przez własnego ojca! - wykrzyczałam poprzez łzy. - Już znasz swoją prawdę. Zadowolony?
_________________________________
Nie sprawdzam błędów, kiepsko się dziś czuję. :(
Będę kolejny rozdział do tyłu, ale nie chcę żebyście dłużej czekali, czy coś...
Dodam tylko na koniec, że ja NIE usuwam, NIE zawieszam bloga. Dalej go piszę i nie mam zamiaru go kończyć, musieliście mnie gdzieś źle zrozumieć :)
Poza tym w spisie treści jak byk pisze, że piszę już 27 rozdział, więc może gdybyście tam zajrzeli to byście się tak nie martwili, że usuwam c:
- S-skarbie. Powiedz, że jeszcze tam jesteś?
Najgorsze było to, że coś nie pozwalało mi się w ogóle odezwać, ale jak usłyszałam jego złamany głos... Nie mogłam go zignorować.
- Jestem... - zaszlochałam cicho, nie wiedząc, czy Justin to usłyszał.
Przez jakiś czas pomiędzy nami nastała cisza. Nie wiedziałam co mam robić, więc czekałam na to, co powie Justin i nie musiałam na to długo czekać.
- Proszę cię, musisz otworzyć. Nie możesz tak po prostu odejść, zostawić Matta, swoje przyjaciółki – przerwał na chwilę i zaczął trochę ciszej. - Nie możesz zostawić mnie. Jego słowa powoli trafiały do mnie. Może jeszcze nie straciłam nikogo, może mogę jeszcze wszystko naprawić.
- Musisz żyć i być silna. Musisz być przykładem dla swojego brata. Pokażesz mu, że mimo wszystko nie można się poddawać. Wokół ciebie jest pełno osób, które życzą ci jak najlepiej i chcą, żebyś żyła, pomogą ci w każdej sytuacji. Wiem, że coś się stało i nie jest ci z tym łatwo, ale razem damy radę. Pomogę ci przez to przejść. Musisz nam zaufać i dać sobie pomóc.
Jego słowa były ukojeniem dla mojego stanu. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w to, co do mnie mówił. Już nie chciałam umrzeć, chciałam żyć dla niego. Dla mojego brata, dla Pattie. Nie jest tych osób sporo, ale przynajmniej mam pewność, że mnie kochają i będą mnie wspierać całym swoim sercem.
- Jeżeli trzymasz teraz w ręce żyletkę, coś ostrego, tabletki... Nie wiem... cokolwiek. Odłóż to.
Przeniosłam wzrok na nóż, który trzymałam w mojej drżącej dłoni. Był lekko czerwony od niewielkiej ilości krwi. Moja ręka była obrzydliwie brudna, przez chwilę miałam wrażenie, że zwymiotuję. Wyrzuciłam nóż jak najdalej od siebie i schowałam twarz w dłoniach. Jak ja mogłam zrobić coś tak strasznego. Jeszcze niedawno zawsze mówiłam, że nigdy nie posunę się do takich czynów, bo to okazuje jedynie słabość człowieka.
- Otworzysz? - spytał cicho.
Wahałam się przez chwilę, ale cóż innego mi pozostało. Niepewnie podniosłam rękę do klamki i odkluczyłam drzwi. Odruchowo odsunęłam się pod wannę. Justin wleciał do środka z ogromną prędkością, jakiej się nie spodziewałam. Opadł przede mną na kolana i przyciągnął mocno do siebie.
- Boże, Van, nie strasz mnie tak nigdy więcej – wyszeptał w moje włosy.
Siedzieliśmy oboje wtuleni w siebie. Czułam nutkę szczęścia, on tu był, ze mną, dla mnie. Martwił się o mnie. Dalej już nic nie pamiętam, zrobiło mi się ciemno przed oczami...
* * *
- Van? - usłyszałam ciche echo w mojej głowie.
Zacisnęłam mocniej powieki po czym powoli je otworzyłam. Sztuczne światło pochodzące z żarówki raziło mnie mocno, przez co nie mogłam za bardzo ich otworzyć. Skrzywiłam się i przysłoniłam sobie oczy ręką.
- Ś-światło... - mruknęłam.
- Już, już – zerwał się z krzesła i czym prędzej zgasił światło. - Zapalę tą małą, co?
Kiwnęłam głową, rzucając krótkie „mhm”. Byłam jeszcze trochę zmęczona, nie wiem ile spałam i która jest godzina, ale jeszcze trochę snu na pewno mi nie zaszkodzi.
- Wszystko dobrze? Przynieść ci coś?
- Szklankę wody – ziewnęłam.
- Zaraz wrócę – powiedział cicho i cmoknął mnie w czoło.
Rozejrzałam się po pokoju. Cóż, pościel była świeża, pod głową miałam ogromną i miękką poduszkę. Podniosłam się lekko do góry i usiadłam, układając się wygodnie. Tam, gdzie przez cały czas spoczywała moja lewa ręka, było kilka plam krwi. Jęknęłam niezadowolona, gdy poczułam ostre pieczenie i swędzenie ran.
- Nawet nie próbuj – oburzył się Justin, wchodząc do pokoju ze szklanką wody.
- Ale to tak cholernie drażni – pisnęłam, skrzywiając się ponownie.
- Cóż, trzeba było się nie ciąć – syknął. Że co proszę?
Poczułam się lekko urażona. Uderzyła we mnie fala złości. Jak on mógł to powiedzieć. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zamrugałam parę razy, żeby nie wypuścić z nich łez. Nerwowo skubałam róg kołdry, przetwarzając w głowie po raz setny jego słowa. Może i miał rację, ale nie powinien tego mi teraz wypominać.
- Przepraszam, nie powinienem... - próbował pogładzić mnie po policzku, ale się odsunęłam, co go zraniło, ale nie ukrywam, że o to mi chodziło. - Po prostu strasznie się martwiłem.
- Mhm, szczególnie wtedy, kiedy zostawiłeś mnie na chodniku przed domem – powiedziałam drżącym głosem.
Spojrzałam na niego kątem oka, kiedy brałam od niego szklankę. To co ujrzałam w jego wyrazie twarzy było mieszanką wstydu i zmieszania. Podrapał się nerwowo po karku nie wiedząc co powiedzieć. Obracałam w dłoniach moją szklankę, czując się trochę niezręcznie. Oddałam mu pustą już szklankę i poczułam się sennie. Powieki same mi się zamykały. Nie chciałam spać, chciałam z nim posiedzieć, porozmawiać, czuć jego obecność, ale jak na razie muszę sobie odpuścić.Ziewnęłam cicho, przetarłam oczy i zsunęłam się do pozycji leżącej. Justin odruchowo wstał, był lekko przybity i nie chciał na mnie spojrzeć. Nie chcę, żeby było mu smutno...
- Przynieść ci coś jeszcze czy... - zapytał niepewnie. Pokiwałam przecząco głową i lekko się uśmiechnęłam. Chciał już wychodzić, ale zdążyłam chwycić go za rękę.
- Zostań... proszę.
Przyglądał mi się, rozważając nad moją propozycją. Przytaknął nic nie mówiąc. Usiadł na krześle przystawionym obok łóżka i odłożył szklankę na szafkę.
Justin cały czas trzymał mnie za rękę i kciukiem gładził kostki mojej dłoni.
- Śpij – szepnął, gładząc mój policzek drugą ręką.
Przymknęłam oczy. Zatraciłam się w jego dotyku, który stawał się dla mnie ukojeniem. Czułam się przy nim bezpiecznie, bez względu na wszystko.
* * *
Uciekałam ciemną uliczką, nie wiem od kogo i dlaczego. Czułam się jak w labiryncie, nie wiedziałam w którą stronę mam skręcić. Cały czas odwracałam się za siebie, sprawdzając, czy on za mną nie idzie. Nie wiedziałam jeszcze przed kim uciekałam i co chciał mi zrobić, ale wiedziałam, że muszę się schować. Nie mogę tak tragicznie zakończyć swój żywot. Nie mogę...
Wskoczyłam za jakąś ścianę, starając się nie dyszeć zbyt głośno. Nie chciałam, żeby mnie dorwał. Usłyszałam jakiś szelest i rzuciłam się do ucieczki prostym korytarzem. Na jej końcu ujrzałam postać. Stojącą z siekierą. Spanikowałam. Biegłam dalej aż napotkałam ślepy zaułek. Nie... nie... nie...Wzdrygnęłam się na łóżku. Byłam cała zdyszana i lekko przestraszona, a serce waliło mi jak młotem. Znajdowałam się sama w ciemnym pokoju. Bałam się gdziekolwiek spojrzeć. Mój mózg płatał mi figle w ciemnościach. Tak jak te moje wcześniejsze zwidy. Po prostu myślałam, że jak gdzieś spojrzę ujrzę ducha, albo coś, a nie chcę drzeć się na cały dom, obudzić mojego brata, ani Pattie. Zerwałam się z łóżka i czym prędzej wybiegłam z pokoju. Już czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Płaczę z takiego błahego powodu? Sama się sobie dziwię.
Zbiegając po schodach natrafiłam na Justina śpiącego na kanapie. Przynajmniej myślałam, że śpiącego. Gdy znalazłam się już na dole okazało się, że nie spał. Podszedł do mnie i pogładził po policzku, drugą ręką przyciągając do siebie.
- Co się dzieje? - spytał zaskoczony.
- J-ja... - zamieszałam się. - Możesz spać ze mną? B-boję się.
Chłopak pokiwał głową i udaliśmy się oboje do pokoju. Te pieprzone sny wprowadzą mnie w jakąś paranoję. Zaczynam bać się ciemności... Weszliśmy do pokoju, na co ja szybko pobiegłam w stronę łóżka i ułożyłam się na nim wygodnie.
- Coś ty taka nerwowa? - spytał cicho, kiedy wchodził pod kołdrę.
- Justin... ale spodnie możesz zdjąć – chciałam jakoś wyminąć temat.
- Jesteś pewna? - czy on się musi o wszystko sto razy upewniać?
- Tak, no przecież mówię...
A co mogłoby się stać, gdyby był w samych bokserkach. Bez spodni będzie mu wygodniej, więc pozwalam mu spać bez nich, to takie złe? Poczułam ponowne swędzenie, ale gdy tylko ruszyłam ręką w celu podrapania ran, Justin od razu się rzucił i zakazał mi tego dotykać.
- Justin – jęknęłam, przeciągając jego imię. - Nie! - oburzył się. - Zostaw to, szybciej się zagoi.
Westchnęłam, próbując zwalczyć pokusę podrapania się. Wiłam się na łóżku i syczałam nie mogąc zająć niczym myśli.
- Dobra, ale lekko.
Od razu zaczęłam mocno drapać, nie zważając na jego słowa. Pożałowałam prawie od razu, bo zaczęła lecieć krew i okropnie zaczęło boleć.
- Masz za swoje – zaśmiał się.
- Ha, ha, ha – zakpiłam i wyszłam z łóżka kierując się do łazienki.
- Dokąd idziesz? - zapytał smutno. Mogłam sobie wyobrazić jak w tej chwili robi te swoje słodkie oczka i wydął dolną wargę.
- Jak najdalej od ciebie – warknęłam.
Weszłam do łazienki, ale gdy tylko zapaliłam światło, rozbolała mnie głowa. Tak mnie drażniło... No nic, muszę wytrzymać.
- Masz gdzieś apteczkę? - zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Szafka pod umywalką.Znalazłam apteczkę i wyjęłam z niej kilka gazików i bandaż elastyczny. Muszę coś zrobić, żeby nie drapać tego gówna. Nie chcę blizn...
- Moja dziewczyna się ze mną drażni – powiedział rozmarzonym głosem, kiedy stanął w drzwiach. - Lubię to.
Przewróciłam oczami i zajęłam się opatrunkiem. Nie obyło się bez zaczepek ze strony Justina i prób odwrócenia mojej uwagi od... świata. Nie mówię, żeby mi to przeszkadzało, ale musiałam udawać, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę rozrywało mnie od środka. Taka mała bójka myśli. Z jednej strony myślałam, że muszę go odepchnąć i uciec, ale z drugiej tęskniłam za nim. - Justin – pisnęłam, kiedy musnął ustami mój kark. Ten dreszcz sprawił, że aż podskoczyłam.
- No co – jęknął, udając obrażonego.
- Chcę to zabandażować – oburzyłam się, cofając się trochę w tył.
Nie wiedziałam, że za mną jest wanna i gdyby nie Justin, wpadłabym do niej, a to by się nie skończyło za dobrze. Przy okazji poczułam ból pomiędzy nogami. Wspaniałe wyczucie czasu. - Wszystko okej? Bo wiesz, krew ci... - odchrząknął.
Spojrzałam na moje uda i po chwili świat zawirował. Nie wiedziałam, czy zaraz zemdleję, czy się wyrzygam. Potem zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Wow – usłyszałam tylko, zanim poczułam jak chłopak mnie podtrzymuje. Dalej już nic nie pamiętam.
* * *
- To zrób coś z tym, ja w tej chwili jej nie zostawię. Nie... No... Dobra, dobra. Jak będzie naprawdę źle to się za to zabiorę. Jest was trzech, dacie radę. Słuchaj, Chris, kończę, bo mi się księżniczka wybudza – przetarłam leniwie oczy. - Nara – dodał, śmiejąc się. Księżniczka? Boże...
- Justin... Ja nie jestem żadną pieprzoną księżniczką – mruknęłam. Otworzyłam oczy i ujrzałam jego miodowe tęczówki bardzo blisko moich oczu. Nawet nie poczułam, kiedy ułożył się nade mną. Uśmiechnęłam się do niego, po czym cicho ziewnęłam.
- Jak się czujesz - miałam już odpowiedzieć, kiedy dokończył swoje pytanie. – Księżniczko?
- Mogę być księżniczką, ale ty na pewno nie jesteś moim księciem...
- Auć – zaśmiał się. - Nie muszę być twoim księciem, ale ty za to musisz być moją księżniczką.
Poczułam jak się czerwienię. Czym prędzej zrzuciłam go z siebie i odwróciłam do niego plecami.
- Kochanie, tak słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz – szepnął prosto do mojego ucha.
To sprawiło, że zawstydziłam się jeszcze bardziej. Justin, musisz mi to robić?
Momentalnie coś we mnie uderzyło. Spojrzałam pod kołdrę i ujrzałam... ojej. Odwróciłam się twarzą do niego, nie mogąc uwierzyć, że...
- Justin, cz-czy. Czy t-ty mi... - byłam tak zszokowana, że plątał mi się język.
- Co ja, kochanie? - spytał, mimo że wiedział o co mi chodzi. Boże, nie mógł współpracować? Cham. Kochany cham...
- Czy ty mi-m-mnie...
- No wyduś to z siebie – dobrze się bawisz, Bieber? W jego oczach widziałam takie ogromne rozbawienie, jakiego nigdy jeszcze nie widziałam. Jaki on był czasami dziecinny. Jezu.
Odchrząknęłam głośno. - Czy ty mi, kurwa, zmieniłeś majtki? Chłopak posłał mi wredny uśmiech, ukazujący jego idealnie białe zęby.
- No przecież nie mogłem pozwolić, żebyś w zakrwawionych chodziła, nie? - poruszył znacząco brwiami. Nie żartuj
- Mam nadzieję, że dobrze się przy tym bawiłeś – bąknęłam.
Przygryzłam nerwowo wnętrze mojego policzka, kiedy zrozumiałam, jak to głupio zabrzmiało...
- Nie martw się, nie zerkałem – wątpię... - aż tak bardzo – dodał po chwili.
- Justin – pisnęłam, uderzając go pięściami w klatkę piersiową.
Nie wierzę, że on mógł być... taki. Oglądał sobie moje ciało, kiedy byłam nie przytomna. Czy to nie podchodzi pod jakieś molestowanie, czy coś?
Kiedy tak rozmyślałam, Justin wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, co dało mu do zrozumienia, że ma powiedzieć o co mu chodzi.
- No bo – zaczął. - Tak swoją drogą, dlaczego leciała ci krew?
Ugh.
Mam się jakoś wywinąć, zmienić temat, albo... Nie uda się, za bardzo chciał znać prawdę. Jego wzrok był taki przeszywający, aż mnie przerażał. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Im dłużej zwlekałam z odpowiedzą, tym bardziej wiedział, że chcę wymyślić wymówkę. JUSTIN! Musisz być taki domyślny?
- No wiesz, na miesiączkę mi to nie wyglądało – nagle zmarszczyłam brwi.
- Cieszę się, Justin, że jesteś taki obeznany w tych tematach – warknęłam, siadając na łóżku. Ledwo skończyłam mówić, a chłopak również usiadł na łóżku i zaczął swój wywiad.
- To o to ci chodziło ostatnio? Wtedy, gdy oskarżyłem cię o zdradę? To jest to, czego nie chcesz mi powiedzieć, tak? Wstydzisz się tego. To to, prawda? - więcej pytań, bo kurwa za mało. Nie, Justin, wcale mnie to nie rani.
- Odpowiesz w końcu, czy nie?! - oburzył się.
Aha, czyli w jednym momencie jest zboczony, w drugim dziecinny, a w trzecim chamski, lub wybuchowy.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?!
- Tak, chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje!
Dobra, chcesz prawdy, to ją kurwa dostaniesz.
- Zostałam zgwałcona! Brutalnie! Przez własnego ojca! - wykrzyczałam poprzez łzy. - Już znasz swoją prawdę. Zadowolony?
_________________________________
Nie sprawdzam błędów, kiepsko się dziś czuję. :(
Będę kolejny rozdział do tyłu, ale nie chcę żebyście dłużej czekali, czy coś...
Dodam tylko na koniec, że ja NIE usuwam, NIE zawieszam bloga. Dalej go piszę i nie mam zamiaru go kończyć, musieliście mnie gdzieś źle zrozumieć :)
Poza tym w spisie treści jak byk pisze, że piszę już 27 rozdział, więc może gdybyście tam zajrzeli to byście się tak nie martwili, że usuwam c: