Rozdział dodany z myślą o @foslodka, więc jeśli chcecie jej podziękować, nie krępujcie się.
Nadal leżałam na zimnym chodniku, mając w dupie wszystko dookoła. Mam to gdzieś, że mi zimno, że mi niewygodnie i że prawdopodobnie będę miała grypę, czy coś.
Po jakimś czasie zobaczyłam, że w pokoju Pattie zapaliło się światło. Może nic nie wie, że tu jestem, może nic nie słyszała. Może mnie nie znajdzie...
- Vanessa? - usłyszałam cichy głos Pattie. Spojrzałam w stronę drzwi. - Co ty robisz, dziecko?
Kucnęła przy mnie i ujrzałam w jej oczach łzy.
- Pattie, proszę, nie płacz.
To był chyba najgorszy widok, jak mógł mnie spotkać. Pattie płakała, prawdopodobnie z mojego powodu. Cholera, brakuje tu tylko mojego płaczącego brata.
- Słyszałam twoją rozmowę z Justinem. Naprawdę, nie chcę wiedzieć jak bardzo teraz musisz cierpieć, ale proszę, wróć skarbie do środka.
Zrobiłam to jedynie ze względu na nią. Przytuliłam ją i obie weszłyśmy do środka.
- Pattie, przeze mnie wszystko się psuje. Ja... ja nie zasługuje na nic.
- Cii, nie mów tak, kochanie – powiedziała tuląc mnie mocno do siebie. - Zasługujesz na więcej niż ci się wydaje. Jesteś przewrażliwiona, tyle się działo w ciągu ostatniego dnia. Potrzebujesz odpoczynku.
Nic nie mówiąc, wskazała na kanapę i poszła do swojego pokoju. Usiadłam na niej i czekałam na Pattie. Kiedy zauważyłam, że niesie mi koc i poduszkę, uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam od niej rzeczy i ułożyłam się wygodnie.
- Będę tu z tobą siedzieć, dopóki nie zaśniesz.
Poczułam się jak mała dziewczynka, która miała jakiś koszmar, a mama przyszła ją pocieszyć, to było takie urocze. Po paru minutach stwierdziłam jednak, że to bez sensu. Ja i tak nie zasnę, a ona jeśli będzie mnie tak pilnować, to też za dużo nie pośpi.
- Pattie, proszę. Idź spać, ja sobie dam radę.
- Na pewno? - nacisnęła znacząco na te dwa słowa. Sugerowała mi coś?
- Tak.
Schyliła się i ucałowała mnie w czoło, szepcząc krótkie „dobranoc”. Poszła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zostałam sama z moimi myślami. Nie wierzyłam w to, że straciłam Justina. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Moje życie legło w zasranych gruzach w ciągu paru godzin. Schowałam głowę w poduszkę i w nią płakałam, jak najciszej tylko potrafiłam. Czułam się taka... bezradna i... nierozumiana. Opuszczona... samotna... Tak, mogłam się domyśleć, że jest zbyt spokojnie. Mogłam się domyśleć, że było mi zbyt łatwo. Dlaczego akurat ja. Dlaczego to się przytrafia akurat mnie. Czym sobie zasłużyłam na taką podłość. Boże, powiedz mi – za jakie grzechy!
Nie chcę już nikogo słyszeć, ani widzieć, ani czuć. Nic nie chcę. Najlepiej by było, gdyby odeszła... na zawsze.
Podniosłam głowę znad poduszki. Na dworzu robiło się już powoli jasno. Kurwa, kiedy ja zasnęłam? Zerknęłam na wyświetlacz. Prawie szósta. Czyli Pattie zaraz się obudzi. Usiadłam leniwie na kanapie, byłam wykończona. Potrzebuję przerwy. Ciekawe co teraz robi Justin. Mam nadzieję, że nie odstresowuje się z jakąś inną w krzakach, albo... nie. Nie, on by tak nie postąpił, prawda? Mam już paranoję.
W drzwiach stanęła Pattie, która zawiązywała akurat swój szlafrok. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, po czym ziewnęłam i przetarłam oczy.
- Spałaś chociaż trochę? - westchnęła, kierując się do kuchni, po drodze podchodząc do mnie i całując w głowię.
- Może jakieś trzy godziny. A ty?
- Tak samo.
Poszłam za nią do kuchni, ale gdy tylko do niej weszłam, nogi się pode mną ugięły i opadłam na podłogę. Byłam tak kurewsko zmęczona.
- Nie, nie. Idź się połóż, przyniosę ci herbaty.
Opadłam bezwładnie na kanapę, marząc o śnie. Chyba pierwszy raz w życiu tak źle spałam.
- Boli cię coś? - spytała Pattie z kuchni, wrzucając torebkę herbaty do kubka.
Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym wcześniej, ale przecież nie powiem jej, że nie wiem. Przez parę sekund skupiłam się na tym, jak się czuję.
- Chyba głowa – powiedziałam, kładąc dłoń na czole.
Krótko po tym otrzymałam od niej szklankę z wodą i jakąś białą tabletkę, z pewnością na ból głowy. Wydukałam ciche podziękowanie i łyknęłam tabletkę, mimo że wiedziałam, że prawdopodobnie nie pomoże.
Zauważyłam w jej oczach wyraźne zmęczenie, w momencie gdy przyniosła mi herbatę z cytryną i pierwsze co pomyślałam, że strasznie mi jej szkoda, że musi to ze mną znosić, a drugie co pomyślałam - „Spokojnie, Pattie. Gdy tylko nadarzy się okazja, zniknę i będziesz miała spokój”.
- Wiesz co? Pomyślałam, czy by nie wziąć Matta na jakiś spacer, gdzieś... No wiesz, żeby mnie polubił – powiedziała jak na zawołanie.
- Jasne, to dobry pomysł – uśmiechnęłam się niepewnie.
- A ty? - spytała cicho.
- Ale co ja?
- Robisz coś dzisiaj? Widzisz się może z Justinem?
Na sam dźwięk jego imienia, przeszła mnie ogromna fala ciepła. „Odezwij się, gdy dowiesz się co to w ogóle było”. Wiedziałam od samego początku co to było, to nie moja wina, że nie było mi łatwo powiedzieć wprost „Wiesz, mój ojciec mnie zgwałcił i to trochę brutalnie.
- Dlaczego miałabym się z nim widzieć?
- Ty kochasz go, on kocha ciebie. Musisz z nim to wyjaśnić.
- Pattie, ale ja mu przecież nie powiem tego tak po prostu. W nocy dałam mu do zrozumienia, że go zdradziłam.
- No nie wiem, rób co uważasz za słuszne, skarbie.
Później już z nią nie rozmawiałam. Nie miałam ochoty na rozmawianie z nikim. Przynajmniej do czasu, kiedy po schodach zszedł mój brat. Zamieniłam z nim parę zdań, a potem kazałam mu iść zjeść śniadanie. Starał się być uprzejmy w stosunku do Pattie, która starała się w jakiś sposób z nim porozmawiać, nawet na błahe tematy, ale wiedziałam, że nie był jeszcze co do niej pewny. Modliłam się w duchu, żeby już nie prosił mnie o powrót do domu, to było zbyt bolesne, chciałam, żeby ją polubił i żebyśmy mogli tu zostać. Tyle się działo, a przy mnie nie było nikogo, do kogo mogłabym się przytulić. Ani Kim, ani Diany, ani nawet Justina. To wszystko było tak cholernie bolesne i przytłaczające.
Uśmiechnęłam się w duchu, kiedy zauważyłam, że Pattie razem z Mattem zbierają się do wyjścia.
Braciszku, zaufaj Pattie, bo jak wrócisz, to tylko ona ci zostanie, mnie już nie będzie. Kobieta niechętnie chciała zostawić mnie samą w domu, bała się, że coś sobie zrobię. Dobrze myślała, ale zrobiłam wszystko, żeby nakłonić ją do wyjścia. Głównie mówiłam, że nie będę jej przecież zabraniać spacerków. Nie pozwolę jej siedzieć cały czas w domu ze mną, kiedy może się zająć sobą.
Piętnaście minut po ich wyjściu pomyślałam, że nadszedł mój czas. Mogłam już być pewna, że nie wróci po nic do domu, czego mogła przypadkiem zapomnieć. Odszukałam na szybko byle jaką czystą kartkę i długopis. Nie mam zbyt wiele czasu na pisanie listu pożegnalnego, że postawię na parę krótkich, wyjaśniających zdań.Droga Pattie.
Przepraszam, że chcę stąd zniknąć. To była bardzo szybka decyzja. Czuję taką pustkę w sercu, czuję się po prostu nie potrzebna. Przepraszam, że zmarnowałam twój cenny czas, że cierpiałaś razem ze mną i próbowałaś pomóc – nadaremnie. Ja po prostu nie potrafię znieść myśli, że osoby, które były mi tak bardzo bliskie, odsunęły się ode mnie. Wolę umrzeć teraz, niż do końca życia chodzić smutna.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że Matt cię polubi i zostanie z Tobą. Mogę mieć do ciebie ostatnią prośbę? Proszę, zajmij się nim... Złożyłam karteczkę i położyłam na stole. No ładnie, pisanie tego zajęło mi dobre pół godziny. Teraz pozostaje pytanie, w jaki sposób mam do cholery to zrobić. Nie mam ze sobą żyletek. Jeśli wezmę tabletki, mam większe szanse, że przeżyję tą próbę samobójczą, więc wolę sobie wbić nóż w serce. Ten sposób może być zbyt bolesny. Po prostu wezmę coś ostrego i podetnę sobie żyły. Mogłabym jeszcze po prostu zawiesić się na drzewie, ale słyszałam, że to bardzo niewygodne posunięcie. Podobno przez jakiś czas, jak wisisz na sznurku, jeszcze żyjesz. Nie chcę bardzo wolnej śmierci, chcę to skończyć tak po prostu. Od razu, bez zbędnego czekania na reakcje organizmu.
Udałam się do kuchni, po największy nóż, jaki znalazłam. Jeśli największy, to i najostrzejszy – prawda?
Chwyciłam go w moją małą dłoń i od razu poczułam strach. Nie dam rady, to jest zbyt trudne. Ja... Ja już naprawdę nie wiem co mam począć. Jestem zbyt słaba, żeby to zrobić, ale jeszcze bardziej słaba, jak ma myśleć o ślęczeniu w tym gównie.
Pewnym krokiem udałam się do łazienki. Dam radę, muszę dać radę. Zakluczyłam się w pomieszczeniu. Póki co odłożyłam narzędzie. Oparłam ręce o umywalkę, zrzucając na nie cały ciężar mojego ciała. Spojrzałam w lustro.
Kogo ujrzałam?
Osobę słabą, która dalej nie pociągnie, osobę, która nie zasługuje na nic. Osobę, którą spotkało w ciągu ostatnich paru dni dużo przykrości. Osobę, która nie wie, co ma dalej ze sobą robić, dlatego postanowiła nie robić nic, zniknąć na zawsze.
Na samą myśl, że już nigdy się nie uśmiechnę, nigdy nie ujrzę mojego brata, moich koleżanek, Pattie, Justina, no nikogo. Nigdy nie ujrzę jak mój brat dorasta, nie poznam jego pierwszej dziewczyny. Będę ich wszystkich obserwowała z góry, o ile Bóg będzie chciał taką beznadziejną mnie w swoim domu. Justin... Przykro mi, że go tak zostawiam. Mam nadzieję, że jego kolejna będzie z nim szczęśliwa. A co najważniejsze, mam nadzieję, że oni wszyscy kiedyś wspomną mnie, uśmiechając się przy tym, że powiedzą „Ona była fajna, szkoda że jej nie ma”. Jak na razie nie zauważyłam, żebym była komuś potrzebna.
Zasiedziałam się w moich myślach, bo usłyszałam, jak ktoś odklucza dom i wchodzi do środka.
- Van? - usłyszałam.
Kurwa. Spanikowałam na tyle, że chwyciłam rączkę noża i czym prędzej przejechałam w poprzek moich żył. Krew powoli spływała. Bardzo powoli. Cholernie bolało, a na samą myśl, że zaraz zniknę, moje oczy nieprzyjemnie zapiekły i zebrały się w nich łzy. Pociągnęłam nosem, upuszczając nóż na podłogę. Chwyciłam moją koszulkę i podciągnęłam do moich oczu, w celu wytarcia zbędnego płynu, bo przez nie prawie nic nie widziałam.
- Van, gdzie jesteś?! - dobiegł mnie przerażony głos Pattie.
Usłyszałam jak ze szmerem otwiera kartkę. Przeczytała chyba jedyne pierwsze dwa zdania, bo może dwie sekundy potem usłyszałam jej spanikowany oddech i pukanie do drzwi łazienki.
- Van, nie rób nic głupiego! O-otwórz! - powiedziała błagalnym tonem. - Jesteś tam jeszcze?
Nie umiałam nic jej odpowiedzieć. Zakryłam usta dłonią i zacisnęłam powieki, żeby pomóc łzom spłynąć po mojej twarzy.
- Co się dzieje? - usłyszałam cieniutki głos mojego brata.
- Idź do góry, słoneczko – szepnęła rozpaczliwie.
Nie odzywała się do mnie, dopóki nie usłyszała, jak mój brat zatrzaskuje drzwi, gdzieś na górze.
- Van, odezwij się. Powiedz, że jeszcze żyjesz – powiedziała słabym głosem.
- J-jestem, Pattie. Ja dłużej tak nie pociągnę, słyszysz?
Osunęłam się po drzwiach, prosto na podłogę i chwytając ponownie nóż, zrobiłam drugą szramę na ręce.
Nie usłyszałam jej więcej. Nie odzywała się, ale słyszałam jak odeszła, a raczej odbiegła od drzwi łazienki. Nie miałam pojęcia, co planowała, o ile coś planowała. Może pomyślała, że ma mnie w dupie i mogę sobie zdechnąć. Ta myśl zraniła mnie okropnie, więc zrobiłam kolejną szramę. Robiłam to tak zajebiście wolno i nawet nie czułam żadnego fizycznego bólu. Koszmar...
Chwilę potem usłyszałam, jak Pattie dzwoni do Justina...
Justin's POV
Leżałem swobodnie na łóżku. Rozmyślałem o tym, co się stało. Może za ostro ją potraktowałem. Może powinienem jej wysłuchać. Może naprawdę źle zrozumiałem. Ta rozpacz w jej głosie, oczach. To był przykry widok, ale za bardzo przejąłem się tym, że ona mnie zdradziła.
Przecież Van nie byłaby w stanie mnie zdradzić. Ta dziewczyna nie jest taka, przynajmniej tak sądzę.
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Zmarszczyłem brwi, jak ujrzałem, że dzwoniła do mnie moja mama...
- Halo? - spytałem niepewnie.
- Justin! Matko, cieszę się, że cie słyszę – zdziwiłem się jeszcze bardziej, o co może chodzić...
- O co chodzi?
- Van, ona... Ona chce się chyba zabić, Justin musisz coś zrobić, nie pozwól jej, proszę.
Ona nie może się zabić, moja księżniczka... Ona musi żyć, musi być ze mną, musi! Nie, nie mogę pozwolić jej umrzeć.
- Zaraz będę – powiedziałem zrywając się z łóżka.
Vanessa's POV
Moja ręka była już cała czerwona od krwi, a ja bałam się robić mocniejsze cięcia, lub te tuż przy nadgarstkach. Gdy usłyszałam jak Pattie rozmawia z Justinem, zrobiłam sobie kolejne kilka cięć. Poczułam się taka słaba. Nie mogłam się ruszyć, straciłam czucie w nogach. Robiło mi się trochę duszno.
- Jesteś tam jeszcze, powiedz coś! - wrzasnęła Pattie, waląc otwartą dłonią w drzwi. Wystraszyłam się. - Pattie, odpuść proszę. Ja nie chcę tu już być.
- Pomogę ci, przetrwamy to razem, damy radę, rozumiesz?
Nie potrzebuję łaski, ani zbędnej pomocy. Nic mi nie pomoże. Nawet beznadziejny psycholog. W mojej głowie zawsze będą obrazy mojego ojca tyrana i już zawszę będę czuła ból w pochwie.
Nagle usłyszałam ten głos. Ten, który przezwyciężył wszystko, nawet moją chęć do samobójstwa. Usłyszałam głos mojego anioła.
- Otwórz! Nie kończ tego! Dla mnie! - wrzasnął, dobijając się do łazienki.
_________________________________
Nadal leżałam na zimnym chodniku, mając w dupie wszystko dookoła. Mam to gdzieś, że mi zimno, że mi niewygodnie i że prawdopodobnie będę miała grypę, czy coś.
Po jakimś czasie zobaczyłam, że w pokoju Pattie zapaliło się światło. Może nic nie wie, że tu jestem, może nic nie słyszała. Może mnie nie znajdzie...
- Vanessa? - usłyszałam cichy głos Pattie. Spojrzałam w stronę drzwi. - Co ty robisz, dziecko?
Kucnęła przy mnie i ujrzałam w jej oczach łzy.
- Pattie, proszę, nie płacz.
To był chyba najgorszy widok, jak mógł mnie spotkać. Pattie płakała, prawdopodobnie z mojego powodu. Cholera, brakuje tu tylko mojego płaczącego brata.
- Słyszałam twoją rozmowę z Justinem. Naprawdę, nie chcę wiedzieć jak bardzo teraz musisz cierpieć, ale proszę, wróć skarbie do środka.
Zrobiłam to jedynie ze względu na nią. Przytuliłam ją i obie weszłyśmy do środka.
- Pattie, przeze mnie wszystko się psuje. Ja... ja nie zasługuje na nic.
- Cii, nie mów tak, kochanie – powiedziała tuląc mnie mocno do siebie. - Zasługujesz na więcej niż ci się wydaje. Jesteś przewrażliwiona, tyle się działo w ciągu ostatniego dnia. Potrzebujesz odpoczynku.
Nic nie mówiąc, wskazała na kanapę i poszła do swojego pokoju. Usiadłam na niej i czekałam na Pattie. Kiedy zauważyłam, że niesie mi koc i poduszkę, uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam od niej rzeczy i ułożyłam się wygodnie.
- Będę tu z tobą siedzieć, dopóki nie zaśniesz.
Poczułam się jak mała dziewczynka, która miała jakiś koszmar, a mama przyszła ją pocieszyć, to było takie urocze. Po paru minutach stwierdziłam jednak, że to bez sensu. Ja i tak nie zasnę, a ona jeśli będzie mnie tak pilnować, to też za dużo nie pośpi.
- Pattie, proszę. Idź spać, ja sobie dam radę.
- Na pewno? - nacisnęła znacząco na te dwa słowa. Sugerowała mi coś?
- Tak.
Schyliła się i ucałowała mnie w czoło, szepcząc krótkie „dobranoc”. Poszła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zostałam sama z moimi myślami. Nie wierzyłam w to, że straciłam Justina. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Moje życie legło w zasranych gruzach w ciągu paru godzin. Schowałam głowę w poduszkę i w nią płakałam, jak najciszej tylko potrafiłam. Czułam się taka... bezradna i... nierozumiana. Opuszczona... samotna... Tak, mogłam się domyśleć, że jest zbyt spokojnie. Mogłam się domyśleć, że było mi zbyt łatwo. Dlaczego akurat ja. Dlaczego to się przytrafia akurat mnie. Czym sobie zasłużyłam na taką podłość. Boże, powiedz mi – za jakie grzechy!
Nie chcę już nikogo słyszeć, ani widzieć, ani czuć. Nic nie chcę. Najlepiej by było, gdyby odeszła... na zawsze.
Podniosłam głowę znad poduszki. Na dworzu robiło się już powoli jasno. Kurwa, kiedy ja zasnęłam? Zerknęłam na wyświetlacz. Prawie szósta. Czyli Pattie zaraz się obudzi. Usiadłam leniwie na kanapie, byłam wykończona. Potrzebuję przerwy. Ciekawe co teraz robi Justin. Mam nadzieję, że nie odstresowuje się z jakąś inną w krzakach, albo... nie. Nie, on by tak nie postąpił, prawda? Mam już paranoję.
W drzwiach stanęła Pattie, która zawiązywała akurat swój szlafrok. Uśmiechnęłam się do niej sztucznie, po czym ziewnęłam i przetarłam oczy.
- Spałaś chociaż trochę? - westchnęła, kierując się do kuchni, po drodze podchodząc do mnie i całując w głowię.
- Może jakieś trzy godziny. A ty?
- Tak samo.
Poszłam za nią do kuchni, ale gdy tylko do niej weszłam, nogi się pode mną ugięły i opadłam na podłogę. Byłam tak kurewsko zmęczona.
- Nie, nie. Idź się połóż, przyniosę ci herbaty.
Opadłam bezwładnie na kanapę, marząc o śnie. Chyba pierwszy raz w życiu tak źle spałam.
- Boli cię coś? - spytała Pattie z kuchni, wrzucając torebkę herbaty do kubka.
Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym wcześniej, ale przecież nie powiem jej, że nie wiem. Przez parę sekund skupiłam się na tym, jak się czuję.
- Chyba głowa – powiedziałam, kładąc dłoń na czole.
Krótko po tym otrzymałam od niej szklankę z wodą i jakąś białą tabletkę, z pewnością na ból głowy. Wydukałam ciche podziękowanie i łyknęłam tabletkę, mimo że wiedziałam, że prawdopodobnie nie pomoże.
Zauważyłam w jej oczach wyraźne zmęczenie, w momencie gdy przyniosła mi herbatę z cytryną i pierwsze co pomyślałam, że strasznie mi jej szkoda, że musi to ze mną znosić, a drugie co pomyślałam - „Spokojnie, Pattie. Gdy tylko nadarzy się okazja, zniknę i będziesz miała spokój”.
- Wiesz co? Pomyślałam, czy by nie wziąć Matta na jakiś spacer, gdzieś... No wiesz, żeby mnie polubił – powiedziała jak na zawołanie.
- Jasne, to dobry pomysł – uśmiechnęłam się niepewnie.
- A ty? - spytała cicho.
- Ale co ja?
- Robisz coś dzisiaj? Widzisz się może z Justinem?
Na sam dźwięk jego imienia, przeszła mnie ogromna fala ciepła. „Odezwij się, gdy dowiesz się co to w ogóle było”. Wiedziałam od samego początku co to było, to nie moja wina, że nie było mi łatwo powiedzieć wprost „Wiesz, mój ojciec mnie zgwałcił i to trochę brutalnie.
- Dlaczego miałabym się z nim widzieć?
- Ty kochasz go, on kocha ciebie. Musisz z nim to wyjaśnić.
- Pattie, ale ja mu przecież nie powiem tego tak po prostu. W nocy dałam mu do zrozumienia, że go zdradziłam.
- No nie wiem, rób co uważasz za słuszne, skarbie.
Później już z nią nie rozmawiałam. Nie miałam ochoty na rozmawianie z nikim. Przynajmniej do czasu, kiedy po schodach zszedł mój brat. Zamieniłam z nim parę zdań, a potem kazałam mu iść zjeść śniadanie. Starał się być uprzejmy w stosunku do Pattie, która starała się w jakiś sposób z nim porozmawiać, nawet na błahe tematy, ale wiedziałam, że nie był jeszcze co do niej pewny. Modliłam się w duchu, żeby już nie prosił mnie o powrót do domu, to było zbyt bolesne, chciałam, żeby ją polubił i żebyśmy mogli tu zostać. Tyle się działo, a przy mnie nie było nikogo, do kogo mogłabym się przytulić. Ani Kim, ani Diany, ani nawet Justina. To wszystko było tak cholernie bolesne i przytłaczające.
Uśmiechnęłam się w duchu, kiedy zauważyłam, że Pattie razem z Mattem zbierają się do wyjścia.
Braciszku, zaufaj Pattie, bo jak wrócisz, to tylko ona ci zostanie, mnie już nie będzie. Kobieta niechętnie chciała zostawić mnie samą w domu, bała się, że coś sobie zrobię. Dobrze myślała, ale zrobiłam wszystko, żeby nakłonić ją do wyjścia. Głównie mówiłam, że nie będę jej przecież zabraniać spacerków. Nie pozwolę jej siedzieć cały czas w domu ze mną, kiedy może się zająć sobą.
Piętnaście minut po ich wyjściu pomyślałam, że nadszedł mój czas. Mogłam już być pewna, że nie wróci po nic do domu, czego mogła przypadkiem zapomnieć. Odszukałam na szybko byle jaką czystą kartkę i długopis. Nie mam zbyt wiele czasu na pisanie listu pożegnalnego, że postawię na parę krótkich, wyjaśniających zdań.Droga Pattie.
Przepraszam, że chcę stąd zniknąć. To była bardzo szybka decyzja. Czuję taką pustkę w sercu, czuję się po prostu nie potrzebna. Przepraszam, że zmarnowałam twój cenny czas, że cierpiałaś razem ze mną i próbowałaś pomóc – nadaremnie. Ja po prostu nie potrafię znieść myśli, że osoby, które były mi tak bardzo bliskie, odsunęły się ode mnie. Wolę umrzeć teraz, niż do końca życia chodzić smutna.
Przepraszam.
Mam nadzieję, że Matt cię polubi i zostanie z Tobą. Mogę mieć do ciebie ostatnią prośbę? Proszę, zajmij się nim... Złożyłam karteczkę i położyłam na stole. No ładnie, pisanie tego zajęło mi dobre pół godziny. Teraz pozostaje pytanie, w jaki sposób mam do cholery to zrobić. Nie mam ze sobą żyletek. Jeśli wezmę tabletki, mam większe szanse, że przeżyję tą próbę samobójczą, więc wolę sobie wbić nóż w serce. Ten sposób może być zbyt bolesny. Po prostu wezmę coś ostrego i podetnę sobie żyły. Mogłabym jeszcze po prostu zawiesić się na drzewie, ale słyszałam, że to bardzo niewygodne posunięcie. Podobno przez jakiś czas, jak wisisz na sznurku, jeszcze żyjesz. Nie chcę bardzo wolnej śmierci, chcę to skończyć tak po prostu. Od razu, bez zbędnego czekania na reakcje organizmu.
Udałam się do kuchni, po największy nóż, jaki znalazłam. Jeśli największy, to i najostrzejszy – prawda?
Chwyciłam go w moją małą dłoń i od razu poczułam strach. Nie dam rady, to jest zbyt trudne. Ja... Ja już naprawdę nie wiem co mam począć. Jestem zbyt słaba, żeby to zrobić, ale jeszcze bardziej słaba, jak ma myśleć o ślęczeniu w tym gównie.
Pewnym krokiem udałam się do łazienki. Dam radę, muszę dać radę. Zakluczyłam się w pomieszczeniu. Póki co odłożyłam narzędzie. Oparłam ręce o umywalkę, zrzucając na nie cały ciężar mojego ciała. Spojrzałam w lustro.
Kogo ujrzałam?
Osobę słabą, która dalej nie pociągnie, osobę, która nie zasługuje na nic. Osobę, którą spotkało w ciągu ostatnich paru dni dużo przykrości. Osobę, która nie wie, co ma dalej ze sobą robić, dlatego postanowiła nie robić nic, zniknąć na zawsze.
Na samą myśl, że już nigdy się nie uśmiechnę, nigdy nie ujrzę mojego brata, moich koleżanek, Pattie, Justina, no nikogo. Nigdy nie ujrzę jak mój brat dorasta, nie poznam jego pierwszej dziewczyny. Będę ich wszystkich obserwowała z góry, o ile Bóg będzie chciał taką beznadziejną mnie w swoim domu. Justin... Przykro mi, że go tak zostawiam. Mam nadzieję, że jego kolejna będzie z nim szczęśliwa. A co najważniejsze, mam nadzieję, że oni wszyscy kiedyś wspomną mnie, uśmiechając się przy tym, że powiedzą „Ona była fajna, szkoda że jej nie ma”. Jak na razie nie zauważyłam, żebym była komuś potrzebna.
Zasiedziałam się w moich myślach, bo usłyszałam, jak ktoś odklucza dom i wchodzi do środka.
- Van? - usłyszałam.
Kurwa. Spanikowałam na tyle, że chwyciłam rączkę noża i czym prędzej przejechałam w poprzek moich żył. Krew powoli spływała. Bardzo powoli. Cholernie bolało, a na samą myśl, że zaraz zniknę, moje oczy nieprzyjemnie zapiekły i zebrały się w nich łzy. Pociągnęłam nosem, upuszczając nóż na podłogę. Chwyciłam moją koszulkę i podciągnęłam do moich oczu, w celu wytarcia zbędnego płynu, bo przez nie prawie nic nie widziałam.
- Van, gdzie jesteś?! - dobiegł mnie przerażony głos Pattie.
Usłyszałam jak ze szmerem otwiera kartkę. Przeczytała chyba jedyne pierwsze dwa zdania, bo może dwie sekundy potem usłyszałam jej spanikowany oddech i pukanie do drzwi łazienki.
- Van, nie rób nic głupiego! O-otwórz! - powiedziała błagalnym tonem. - Jesteś tam jeszcze?
Nie umiałam nic jej odpowiedzieć. Zakryłam usta dłonią i zacisnęłam powieki, żeby pomóc łzom spłynąć po mojej twarzy.
- Co się dzieje? - usłyszałam cieniutki głos mojego brata.
- Idź do góry, słoneczko – szepnęła rozpaczliwie.
Nie odzywała się do mnie, dopóki nie usłyszała, jak mój brat zatrzaskuje drzwi, gdzieś na górze.
- Van, odezwij się. Powiedz, że jeszcze żyjesz – powiedziała słabym głosem.
- J-jestem, Pattie. Ja dłużej tak nie pociągnę, słyszysz?
Osunęłam się po drzwiach, prosto na podłogę i chwytając ponownie nóż, zrobiłam drugą szramę na ręce.
Nie usłyszałam jej więcej. Nie odzywała się, ale słyszałam jak odeszła, a raczej odbiegła od drzwi łazienki. Nie miałam pojęcia, co planowała, o ile coś planowała. Może pomyślała, że ma mnie w dupie i mogę sobie zdechnąć. Ta myśl zraniła mnie okropnie, więc zrobiłam kolejną szramę. Robiłam to tak zajebiście wolno i nawet nie czułam żadnego fizycznego bólu. Koszmar...
Chwilę potem usłyszałam, jak Pattie dzwoni do Justina...
Justin's POV
Leżałem swobodnie na łóżku. Rozmyślałem o tym, co się stało. Może za ostro ją potraktowałem. Może powinienem jej wysłuchać. Może naprawdę źle zrozumiałem. Ta rozpacz w jej głosie, oczach. To był przykry widok, ale za bardzo przejąłem się tym, że ona mnie zdradziła.
Przecież Van nie byłaby w stanie mnie zdradzić. Ta dziewczyna nie jest taka, przynajmniej tak sądzę.
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Zmarszczyłem brwi, jak ujrzałem, że dzwoniła do mnie moja mama...
- Halo? - spytałem niepewnie.
- Justin! Matko, cieszę się, że cie słyszę – zdziwiłem się jeszcze bardziej, o co może chodzić...
- O co chodzi?
- Van, ona... Ona chce się chyba zabić, Justin musisz coś zrobić, nie pozwól jej, proszę.
Ona nie może się zabić, moja księżniczka... Ona musi żyć, musi być ze mną, musi! Nie, nie mogę pozwolić jej umrzeć.
- Zaraz będę – powiedziałem zrywając się z łóżka.
Vanessa's POV
Moja ręka była już cała czerwona od krwi, a ja bałam się robić mocniejsze cięcia, lub te tuż przy nadgarstkach. Gdy usłyszałam jak Pattie rozmawia z Justinem, zrobiłam sobie kolejne kilka cięć. Poczułam się taka słaba. Nie mogłam się ruszyć, straciłam czucie w nogach. Robiło mi się trochę duszno.
- Jesteś tam jeszcze, powiedz coś! - wrzasnęła Pattie, waląc otwartą dłonią w drzwi. Wystraszyłam się. - Pattie, odpuść proszę. Ja nie chcę tu już być.
- Pomogę ci, przetrwamy to razem, damy radę, rozumiesz?
Nie potrzebuję łaski, ani zbędnej pomocy. Nic mi nie pomoże. Nawet beznadziejny psycholog. W mojej głowie zawsze będą obrazy mojego ojca tyrana i już zawszę będę czuła ból w pochwie.
Nagle usłyszałam ten głos. Ten, który przezwyciężył wszystko, nawet moją chęć do samobójstwa. Usłyszałam głos mojego anioła.
- Otwórz! Nie kończ tego! Dla mnie! - wrzasnął, dobijając się do łazienki.
_________________________________
Nie będę nic pisać, bo zwyczajnie mi się nie chce.
Przepraszam jedynie za błędy bo nie mam siły ich sprawdzać.
Przepraszam, że taki krótki. Przepraszam za wszystko...
@Nestlee_x3
Przepraszam jedynie za błędy bo nie mam siły ich sprawdzać.
Przepraszam, że taki krótki. Przepraszam za wszystko...
@Nestlee_x3
Cudowny rozdział,jak zawsze.. i nie masz za co przeoraszać. Jest szkoła,masz własne życie.. ale i tak masz czas na nowy rozdział.Jesteś swietna. <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
JEZUS MARIA! MUSISZ NAPISAĆ KOLEJNY , BO JA NIE WYTRZYMAM Z MYŚLA ZE ONA SOBIE DALEJ COŚ ROBI... :C MATKO BOSKA SERIO ; O
OdpowiedzUsuńUbustwiam! No normalnie hdgsvdkhhdd !! :* szybko next !! Bo niewytrzyam ! :d no to do nn :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kochana x
OdpowiedzUsuńO kurde. Ale akcja
OdpowiedzUsuńkocham to KURWA !! :*
OdpowiedzUsuńBoski rozdział, a że krótki to nic bo tu wynagrodziła to akcja samobójcza. Mam nadzieję, że Jus ją przekona. <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńCudowny,cudowny i jeszcze raz cudowny. Kocham to opowiadanie. Za kazdym razem jak czytam nowy rozdzial czuje sie jakbym byla w samym srodkuk akcji *.* bede czekac na nastepny z niecierpliwoscia^^
OdpowiedzUsuńpowiem ci szczerze ze jak pisze rozdział to czuje jakbym tam była xd /Nestle.
UsuńKochanie masz wielki talent do pisania,nie zmarnuj tego. Wiem,że jest Ci pewnie ciężko pogodzić pisanie i naukę, i jeszcze te pytania kiedy następny rozdział, ale nie przejmuj się. Niektórzy są po prostu uzależnieni od tego bloga. Nigdy się nie poddawaj, bo ja wierzę w Ciebie :)
OdpowiedzUsuńAgata
awww, dziekuje kochana:* @foslodka
OdpowiedzUsuńboooze prawie rycze, kocham goooo <3333333333333333333333333333 ale to przezywam @foslodka ♥♥♥ wspaniale!!1
OdpowiedzUsuńtrochę smutny jak zresztą całe opowiadanie. Jest ok.
OdpowiedzUsuńNie nie nieeeeee nie kończ pisać :c dla mnie zawsze będziesz najlepsza. Ty sama tego nie widzisz. Nie widzisz że tyle ludzi cie kocha. Nie widzisz że twoje oppwiadanie jest wspaniałe. Nie wiem jak mogę to opisać. Gdy Bohater płacze-ja płaczę. Bohater jest zły-ja jestem zła. Bohater się śmieje-ja się śmieję. Tego nie da się opisać. Po prostu masz w sobie to coś, czego w sobie nie zauważasz. Nie przejmuj się hejterami. Oni nie mają w.sobie tej pasji i są zbyt zdesperowani by do tego się przyznać.
OdpowiedzUsuńBELIEVE.
~~@BVictoriaHh
super <3
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział. Popłakałam się :D Cudownie piszesz. Wiem, że może to są banalne słowa,m ale to jest tak piękne, że nie potrafię wymyślić innych słów. Jestem pod wrażeniem twojego talentu pisarskiego :))
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :*******
BANALNE!? ŻARTUJESZ SOBIE?!
UsuńWiesz ile to znaczy dla takiej zwykłej, nastoletniej "pisarki"?! <3
Czytam twojego bloga i (chyba) to jest mój pierwszy komentarz xD
OdpowiedzUsuńTen rozdzial jak i cały blog jest swietny. Czekam na nastepny rozdzial ;**
JEZU JAKI CUDOWNY! ;C PORYCZAŁAM SIE ;C
OdpowiedzUsuńJejku jaki suuper rozdział!!! Prawie sie poplakalam ;( Czekam nn ;* <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest kdkdfnjdnfnjfdnjfnwafjkfe....
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział mam nadzieję że będzie nie długo <3
Kocham ciebie i to opowiadanie :D
http://jednanoc97.blogspot.com/
Skomentuję ten rozdział jednym zdaniem...
OdpowiedzUsuńPopłakałam się...
Po prostu cudowny , naprawdę można się wzruszyć. Czekam na dalszy ciąg i myślę że będzie nie długo. :-D
OdpowiedzUsuńAle slodko *-* xd i dramatycznie. ;) dodawaj szybciutko kojelny <3 do nn :*
OdpowiedzUsuńTo "przepraszam za wszystko zabrzmialo dziwnie po przeczytaniu końcówki rozdziału xD Ale był fajny i czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńProszę pisz dalej. Tak cudownie piszesz.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem twego talentu.
Jeśli nie chcesz już pisać ja to zrozumiem :(
Dodasz chociaż ostatni rozdział na zakończenie ? :D
Bardzo cię o to proszę. Jeśli nie masz czasu, to ja zrozumiem. Ale i tak bd twierdzić, że masz wielki talent do pisania :DD
Pozroo :******
Ale o co wam chodzi, ja tego nie kończę przecież. xd
UsuńJestem w trakcie pisania 27 i to nadal nie koniec. Nie wiem skąd wzięliście, że ja to kończę ;o
kiedy nn ?:)
UsuńJeśli mam być szczera to... SOON.
UsuńWłaśnie go piszę i nie wiem kiedy skończę.
to opowiadanie jest takie cudowne ;c poryczałam sie jak czytałam ten rozdział ;c
OdpowiedzUsuńkochanie, szybko nastepny <3
Rycze ;-;
OdpowiedzUsuńboshe becze ;-;
OdpowiedzUsuńporyczalam sie :c
OdpowiedzUsuń