niedziela, 1 września 2013

Rozdział 23

Matt już od dobrych paru godzin spokojnie spał, a ja gdy tylko zamykałam oczy, miałam przed nimi tego gwałciciela. Wierciłam się na łóżku, przekręcałam z jednego boku na drugi. Cały czas miałam łzy w oczach i przez to nie mogłam zasnąć. Łkałam cicho w poduszkę, żeby nie obudzić brata, zaraz by pytał co się stało, a ja nie mogłam kłamać. Jego nigdy bym nie okłamała. Czasem jakieś małe kłamstewka, ale żeby zaraz wymyślać, że uderzyłam się, jak szłam do kuchni po szklankę wody? To może by bolało, ale nie żeby aż tak ryczeć. On nie jest aż taki głupi, mimo swojego wieku.
Była około druga w nocy, kiedy zdecydowałam, że grzanie się pod kołdrą nie ma najmniejszego sensu. Odkryłam się i spróbowałam usiąść na skraju łóżka. Teraz dopiero odczułam co to prawdziwy ból. Od wczorajszego dnia bardzo się nasilił i dopiero teraz odczułam tą różnicę. Cicho syknęłam sama do siebie. No nic, jakoś muszę przetrwać. Ten pieprzony ból jednak cały czas mi przypominał tylko o tej całej sytuacji, wiem, że nie zapomnę tego jakoś specjalnie szybko i będę zalewała się łzami dobry miesiąc, ale mogę przynajmniej próbować, prawda?
Powoli ruszyłam w stronę drzwi, co wcale nie było takie łatwe. Robiłam wszystko, by tylko nie wybuchnąć płaczem. Nie z przyczyny bólu fizycznego, ale bardziej psychicznego. Zamknęłam drzwi od pokoju, kiedy udało mi się już „doczołgać” na zewnątrz. Osunęłam się po nich na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Musiałam z siebie kiedyś to wyrzucić.
Siedząc tak przez parę minut, podniosłam się, stwierdzając, ze to co teraz robię nie ma sensu i niczego nie naprawi. Mimo, że nadal czułam ogromny ból, od którego chciałam się jak najszybciej uwolnić. Zeszłam do kuchni, zaciskając zęby. Nalałam sobie trochę wody do szklanki i usiadłam na blacie.
- Czemu nie śpisz? - usłyszałam cichy, zaspany głos Pattie, która stała w przedpokoju w szlafroku.
Zamieszałam się lekko. Obudziłam ją? Bo jeśli tak, to bardzo źle, bo będę się czuła winna.
- O-obudziłam cię? - zmieszałam się.
- Nie martw się tym – uśmiechnęła się ciepło, po czym ziewnęła i weszła do kuchni.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że byłam głośno, ja...
- Nie, nie. Mam bardzo „lekki” sen. Obudzi mnie każdy cichy szmer. Spokojnie.
Pokiwałam głową, przygryzając wnętrze policzka. Kobieta przeglądała mi się przez jakiś czas, na co się trochę zawstydziłam. Jezu, nienawidzę jak ludzie mnie tak obserwują, jakby chcieli mnie do czegoś namówić samym wzrokiem. Spojrzałam na swoje stopy, nie wiedząc gdzie mam podziać oczy.
- Dobrze się czujesz? - spytała po chwili ciszy. Nie spuszczając wzroku ze stóp, pokiwałam lekko głową. - Dobrze się czujesz? - powtórzyła. No kurwa, kobieto, uwierz mi, bo nie chcę się rozkleić!
- Pattie – przeciągnęłam „ie”. Zacisnęłam we frustracji usta w cienką linię. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. - A jak myślisz? - zapytałam na tyle delikatnie, by jej nie urazić.
Wzruszyła tylko ramionami i podeszła, by mnie przytulić. Poczułam się, jakby serce mi pękło. Wtuliłam się mocno i zwyczajnie zaczęłam płakać. Nie, nie może tak być. Justin musi wiedzieć, będzie mi o wiele lżej i będę miała przy sobie więcej osób, które będą wiedziały o moim „niewielkim” problemie.
Odsunęła się ode mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.
- Spróbuj zasnąć, skarbie, bo rano będzie z tobą kiepsko – powiedziała i poszła z powrotem do swojego pokoju.
Nie mam zamiaru gnić w tym łóżku. Cały czas przewracam się z boku na bok, wolę usiąść na kanapie i włączyć sobie telewizję, ale nie mogę tego zrobić, bo mogę obudzić Pattie. W prawdzie nie śpi, ale nie chcę zakłócać nocnej ciszy. Postanowiłam, że pójdę do pokoju, w którym spałam, kiedy pierwszy raz tu byłam. Tam mogę na spokojnie sobie włączyć jakiś film na DVD. Zajrzałam do lodówki i znalazłam butelkę wody truskawkowej. Pomyślałam, że wezmę ją, skoro czeka mnie nie przespana noc, żeby nie chodzić cały czas do kuchni. Chwyciłam zimną butelkę i zatrzasnęłam drzwi lodówki. Cóż, teraz muszę jakoś przetrwać przemieszczanie się do pokoju, do którego muszę dojść PO SCHODACH.
Nie ukrywam, że nie było to miłe przeżycie, ale udało mi się po jakimś czasie, dotrzeć do pomieszczenia. Położyłam sobie po prawej stronie łóżka wszystkie płyty i oba piloty, oraz rzuciłam tam butelkę z piciem, a sama ułożyłam się wygodnie po lewej stronie łóżka. Pożałowałam, bo trochę mi zajęło ułożenie poduszki, by było mi rzeczywiście wygodnie, a jak już mi się to udało, przypomniało mi się, że muszę wstać, żeby włożyć płytę do odtwarzacza. Głośno westchnęłam, na szybko wybrałam jakąkolwiek komedię i wsunęłam płytę do środka. Odczekałam chwilę, aż się wczyta i wygodnie się usadawiając, odstawiłam wszystkie myśli ma bok, no może oprócz tej jednej, która kompletnie zniszczyła mi psychikę.
Wszystko było okej, dopóki gdzieś pod koniec filmu była scena łóżkowa. Chwyciłam butelkę i rzuciłam o ścianę. Zakryłam dłonią usta i znowu zaczęłam płakać. Nie jest za dobrze.
- Van? - usłyszałam cichy głos mojego brata, dochodzącego z drugiego pokoju.
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam tam. Matt siedział na łóżku i wzrokiem szukał mnie.
- Jestem, co się stało? - powiedziałam, kucając przy nim.
- Znowu płaczesz... - powiedział smutno.
- No i co z tego? - zdenerwowałam się. Pierwszy raz podniosłam na niego głos... Aż sama się zdziwiłam. - Przepraszam, nie chciałam.
Spróbowałam go przytulić, ale mnie odepchnął i skulił się na łóżku. - Chcę do taty.
Te słowa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Mam mu po prostu powiedzieć, że prawdopodobnie już go nie zobaczy, że ja tam nie wrócę, a samego go tam nie zostawię? Według mnie, za młody jest na to. Przykro mi, że musi przez to przejść, dla mnie nie jest to przyjemne, więc dla niego szczególnie, ale jest to najlepsze wyjście. Jestem trochę samolubna, bo liczę się tylko ze swoim zdaniem, ale przecież ja go chcę tylko uchronić przed tym tyranem. Wolę, żeby przecierpiał parę dni, przyzwyczajając się do Pattie, niż do końca życia miał mieszkać z tym alkoholikiem i za parę lat mieć mi za złe, że go zostawiłam tam samego.
- Przykro mi, że musisz przez to przejść, Matt.
Nie odpowiedział. Odwrócił się do mnie plecami i mnie ignorował.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać, bo raz na ciebie krzyknęłam? - oburzyłam się.
- Chcę do taty – ja pierdole.
- Matt, czy ty nie rozumiesz, że tata może zrobić ci krzywdę?!
- Tata nigdy nie zrobi mi krzywdy. Tobie też nie.
- Nie byłabym tego taka pewna.
Odwrócił się z powrotem do mnie, zaciekawiony.
- Zrobił ci coś? - spytał smutno. Boże, jakie kumate dziecko.
- Nie rozmawiajmy o tym – syknęłam, odwracając wzrok. - To nie jest temat dla ciebie. Śpij.
Przykryłam go pod samą szyję i ucałowałam w czoło.
- Przepraszam, Van – szepnął, gdy wychodziłam z pokoju.
- Ja też.
Wyszłam i zaciskając zęby wróciłam do pokoju z zamiarem obejrzenia innego filmu. Mam nadzieję, że nie trafię na Komedię Romantyczną, albo czegoś tego typu, bo nie mam na to siły. Byłam też poddenerwowana, bo nie było obok Justina. Nie widziałam go cały wczorajszy dzień. Tęsknię za nim. Chcę go przytulić, poczuć się bezpiecznie, ale nie jestem pewna, czy gdy będzie próbował mnie dotknąć, odskoczę. Przez moją bezradność – znowu zaczęłam płakać. Tak nie może być, muszę do niego zadzwonić...
Po cichu udałam się znowu do pokoju, w którym spał Matt. Nie wiem czy spał, ale wolałam nie ryzykować, że się obudzi. Po omacku w pościeli znalazłam mój telefon i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, usiadłam na kanapie i wybrałam jego numer. Mam nadzieję, że nie będzie zły, że dzwonię do niego po pierwszej w nocy.
- Czego? - zapytał niskim, zachrypniętym głosem. No tak, obudziłam go.
- Justin? - zapytałam cicho.
- Van? Co się stało? - ożywił się. - Przepraszam, nie spojrzałem na wyświetlacz.
- Możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję cię teraz.
- Stało się coś? Twój tata może być zły, że do ciebie przyjeżdżam o tej porze.
- Justin, nie ma mnie w domu – powiedziałam i poczułam ból w sercu. Znowu chciało mi się płakać...
- Co? Gdzie jesteś? Van, co ty wyprawiasz! - ups, nie chciałam go zdenerwować.
- D-dobrze jak nie chcesz, to n...
- Nie, nie. Przyjadę, tylko powiedz gdzie jesteś.
- Jestem u Pattie, błagam, szybko – powiedziałam już przez łzy.
- Będę za parę minut.
Odetchnęłam z ulgą, mam nadzieję, że Pattie nie będzie na mnie zła, że kazałam mu tu przyjechać, zrobiłam to pod wpływem chwili.
Położyłam się na kanapie i czekałam na niego. Nie miałam poczucia czasu, ale coś mi się wydawało, że to jego „parę minut” to parę godzin. W głowie miałam obrazy z wczorajszego dnia. Robiłam co mogłam, żeby zastąpić je innymi, ale to nie jest takie proste. Myślałam, że gorzej już być nie mogło.
Cieszę się, że po niego zadzwoniłam. Tylko on może sprawić, że stanę na nogi. W tym stresie zaczynam powoli wariować. Tak jak dzisiaj, nakrzyczałam na Matta. Może nie od razu „nakrzyczałam”, ale podniosłam głos. Nigdy tego nie robiłam, bo nie miałam powodów. Tym razem też nie miałam powodu, to jest po prostu mały, niewinny chłopiec, który nie wie co się dzieje. Powinnam go jakoś pocieszać, a nie sprawiać, że będzie jeszcze bardziej smutny. Było minęło, czasu nie cofnę.
W pokoju było ciemno, więc gdy Justin podjechał pod dom, światła samochodowe wpadły do pomieszczenia, oświetlając go lekko. Wstałam z kanapy, chyba trochę zbyt raptownie, bo ból po raz chyba setny mnie sparaliżował. Zaciskając powieki, wstałam powoli z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Wyszłam na zewnątrz i czekałam, aż Justin spokojnie zaparkuje. Wysiadł i dosłownie przybiegł do mnie, po drodze ściągając kaptur z głowy. Zaskoczyło mnie, gdy tak gwałtownie mnie przytulił. Na początku się wystraszyłam i nawet byłam gotowa go odepchnąć, ale jak na razie muszę zachowywać jakiekolwiek pozory. Wtuliłam się w niego, a do moich nozdrzy dobiegł zapach jego perfum. Perfumował się nawet po nocach, jeśli miał gdzieś wyjść, dziwne.
Poczułam się całkiem bezpiecznie, pewna, że Justin nie zrobiłby mi krzywdy, ale kiedy poczułam jego oddech na moim ramieniu, ten sam, jaki czułam w czasie... ugh. Wtedy krzyknęłam i go odepchnęłam. Jaka ja jestem głupia.
- Skarbie, co się dzieje? - szepnął z troską w głosie. Kciukiem wytarł łzy, spływające po moich policzkach. Brakowało mi tego. Tej opiekuńczości, tego głosu, jego osoby.
Pociągnęłam nosem, chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do środka. Justin poczuł jak się trzęsę ze stesu, ale był bezradny. Usiadł na kanapie i pociągnął mnie ze sobą, chcąc posadzić sobie mnie na kolanach, ale się wyrwałam i skuliłam się w rogu kanapy.
- Zachowaj dystans, proszę – szepnęłam. Jego mina była bezcenna. - Muszę ci coś powiedzieć...
- Czekam – powiedział spokojnie.
- Nie wiem, czy przejdzie mi to przez gardło – odchrząknęłam.
Siedzieliśmy w ciszy, a ja zastanawiałam się, jak mogę mu to powiedzieć, żeby nie wybuchł i nikogo nie obudził.
- Więc, może powiedz, ale jakoś innymi słowami? - zaproponował.
Pokiwałam głową, ale dalej nie wiedziała, jak mogę to ubrać w słowa. Widziałam, że się niecierpliwił, ale nie chciałam niczego powiedzieć pochopnie, jeszcze żeby źle to odebrał.
- No bo chodzi o to że... jeszcze przedwczoraj....
Nie patrzałam mu w oczy, bo nie chciałam się za bardzo rozkleić, ale i bez tego zaczęłam płakać.
- Widzę, że to dla ciebie ciężkie, jeśli nie chcesz mi na razie mówić, to nie mów. Tylko powiedz mi jedynie, czy dotyczy to zdrady czy...
- Nie – powiedziałam szybko. - Znaczy... w sumie... - dosłownie za sekundę pożałowałam tych słów, ale nie sądziłam, że tak mocno na niego zadziałają.
- Co? Żartujesz sobie?
- Nie, nie, nie. Justin, nie zdradziłam cię – wytłumaczyłam szybko.
- Przed chwilą zasugerowałaś coś innego – oburzył się i wstał z kanapy. W jego oczach zauważalna była wściekłość i może trochę bólu.
- Justin, proszę posłuchaj.
Robiło się coraz gorzej, byłam strasznie załamana. Schowałam twarz w dłoniach i nie wiedziałam co mam zrobić.
- Czego mam według Ciebie słuchać? Twoich wyjaśnień?
- Justin, błagam...
- Teraz będziesz chciała mnie wziąć na litość? Daruj sobie.
Machnął ręką i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
O nie. Wstałam szybko z kanapy i pobiegłam za nim. To nie może się tak skończyć. Wybiegłam za nim na dwór.
- Zostań ze mną. Nie zostawiaj mnie teraz. Potrzebuję cię.
- Mówisz, że ta sprawa dotyczy zdrady...
- Nie, źle zroz...
- Nie przerywaj mi! - podskoczyłam i zakryłam ręką usta. Jeszcze nigdy na mnie nie krzyknął. Najgorsze jest to, że Pattie prawdopodobnie wszystko słyszy. - Więc jeśli według ciebie, była to zdrada, nie mamy o czym rozmawiać, rozumiesz?
- Czy ty nie rozumiesz, że to nie była zdrada?! Nawet nie wiesz co się stało i jak bardzo ranią mnie w tej chwili twoje słowa.
- Wiesz co, porozmawiamy jak się namyślisz co to w ogóle było.
Zaczął iść w stronę samochodu i nawet chciałam za nim pobiec, ale zrobiłam duży krok do przodu i ten pierdolony ból nie pozwolił mi biec dalej. Upadłam na zimny chodnik. Skuliłam się i leżałam tak sporo czasu. Justin bez serca po prostu zostawił mnie taką. Odjechał. Jak on mógł. Wszyscy się ode mnie odwracają. Co ja teraz zrobię.
Zrobiło się pusto. Niedługo potem zaczęłam się trząść z zimna, ale nie miałam ochoty na wracanie do łóżka. Chciałabym się teraz schować w jakimś miejscu, gdzie nie będzie nikogo i niczego. Chcę mieć już spokój, zero problemów. Skoro wszyscy się ode mnie odwracają, oznacza to, że nie jestem niczego warta. Jestem zwykłą pustą idiotką.
Chcę umrzeć.
____________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo czekaliście.
Przepraszam. Nigdy więcej wam tego nie zrobię, obiecuję.
Muszę jak narazie pozbierać myśli, idę do nowej szkoły i się boję, więc nie mam głowy do pisania.
PRZEPRASZAM, misiaki :(
Byłoby miło, gdybyście pozostawili po sobie komentarz :)
@Nestlee_x3

21 komentarzy:

  1. Boski,boski,boski ach tylko czemu taki smutny :( Jak mógł ją tam samą zostawić ? No ale w sumie jakby się postawić na jego miejscu ... Nienawidzę tego jej ojca grr :( Oby się im w końcu ułożyło i niech Justin jej nie zostawia ! :( czekam na nn :* Powodzenia w nowej szkole :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale to smutne ;-(
    fajny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  3. super, czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. boski! czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. .. nie lubie kłótni..no ale nie zawsze jest kolorowo.. czekam na nn. i powodzenia w nowe szkole

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! Nie przejmuj się inni dodają rzadziej niż ty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział ;-*
    Justin mnie normalnie przeraził swoim nagłym wybuchem...
    Już myślałam,że Van mu powie...Strasznie jej współczuję...
    Czekam na następny i powodzenia w nowej szkole... !
    Kocham Cię ;-*
    the-other-side-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. szkoda że nie ma kolejnego rozdziału chce wiedzieć co teraz zrobi :C

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie drama :o Justin nigdy sie tak nie zachowywał...

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział :D Czekam na więcej.
    Zapraszam do siebie ----> http://jednanoc97.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. NOMINOWAŁAM CIĘ DO NAGRODY WIĘCEJ NA http://i-promise-ill-catch-u-if-u-fall.blogspot.com/2013/09/pragne-podziekowac-za-te-nominacje-do.html

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. kocham cię :** tak cudnie piszesz, że normalnie nie wyrabiam. Płakałam jak głupia :))Nie mogę się doczekać nexta :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Bozeee :(( placzee :( gsgywjshub to takie .. to opowiadanie boli ;( jak ojciec moze zrobic cos takiego wlasnej corce? To juz lepiej zeby ktos inny ja zgwalcil np. nathan ale zeby tata? Boze ;(( a justin.. bezczelny gnojek ;( zostawil ja tam.. boze.. ;((( jest pozno w nocy i jakos emocje sa silniejsze ;((( i wieksze.... czemu nie chce tego dac na policje? Zglosic tego? ;( dlaczego ?? Tyle emocji ughh.. rozdzial wspanialy.. zreszta jak reszta .. uwielbiam jak Justin jest bipolarny . Sama po czesci jestem taka :c czekam na nastepny. Powodzenia w szkole czy cos . Trzymaj sie. Caluje. Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Błagam dodaj następny.... :'(

    Świetny blog ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. nieeeeeee, jak on mogl , no nieee:////

    OdpowiedzUsuń
  17. OMFG... 0.0 Boze.. coz za emocje! Czekam na nastepny! ♥

    OdpowiedzUsuń