sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 22

Jak zwykle podczas jazdy samochodem, wgapiona byłam w okno. Niesamowicie się stresowałam, w pewnym momencie nawet uroniłam pojedynczą łzę, ale w mgnieniu oka, wytarłam ją. Ten człowiek, bo nie mogłam nazwać go moim tatą, już raz mnie uderzył, pytanie, czy byłby w stanie zrobić to drugi raz? Bo jeśli tak, będę musiała coś z tym zrobić. Może terapia... Z tego co widzę, moje przyjaciółki mi za bardzo nie pomogą. Dziwne są ostatnio, czuję jakby mnie zbywały cały czas. Może to tylko moje przypuszczenia.
Kiedy naprawdę potrzebuję dobrej rady, one zachowują się jakoś inaczej. Justinowi się nie będę zwierzać, bo to takie dziwne, zwierzać się komuś o odmiennej płci. Przynajmniej dla mnie to trochę dziwne.
- Spokojnie – powiedział cicho Justin, kładąc swoją dłoń na moim kolanie.
No tak, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam się trząść.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić.
Przygryzłam nerwowo wnętrze policzka, rozmyślając nad jego propozycją. Im dużej będę z tym zwlekać, tym gorzej.
- I tak czeka mnie rozmowa z nim, więc czy zrobię to teraz, czy później... Lepiej teraz, będę miała to szybciej z głowy.
Justin zaparkował przed moim domem. Spojrzałam w jego kierunku, przecież to cały czas mój dom, nie ma się czego bać. Mam z nim związanych tyle przemiłych wspomnień. Zawsze mogę powiedzieć, że spałam u Kim. Może uda mi się przygadać mu do rozumu. Jeśli nie puszczą mi nerwy i nie będę krzyczeć, powinno być dobrze.
- Zaczekać na ciebie? - spytał i chwycił moją dłoń, głaskając kciukiem moje kostki.
Pokręciłam przecząco głową. Pocałował mnie krótko w usta i zaczekał aż wysiądę.
- Dzwoń, gdyby coś się działo.
Wysiadłam powoli z auta. Gdy stanęłam na chodniku, prawie zemdlałam. Nogi miałam jak z waty, ale jakoś udało mi się ustać. Wizja bijącego mnie ojca, krzyczącego i wmawiającego sobie, że spałam z Justinem była obrzydliwa. Wzięłam torbę z tylnego siedzenia i zatrzasnęłam drzwi. Z podniesioną głową, pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi frontowych.
Powoli nacisnęłam klamkę. Drzwi nie były zakluczone, co oznacza, że mój tata jest w domu. Poczułam jak moje serce bije szybciej.
- Halo? - zapiszczałam.
Cisza. Zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam torbę na ziemię. Zdjęłam buty i ostrożnie zajrzałam do salonu. To wyglądało, jakby huragan przeszedł przez ten pokój. Puszki po piwie były wszędzie. Jakieś dwie butelki po wódce stały na stoliku. Było mi przykro, że zostawiłam tak Matta. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Młody na pewno nie wiedział co się dzieje.
- Matt! - krzyknęłam i popędziłam w stronę jego pokoju. Otworzyłam drzwi z nadzieją, że chłopak spokojne śpi w swoim łóżku, ale gdy zobaczyłam, że pokój jest pusty, przeraziłam się.
- Gdzie byłaś! - wrzasnął nagle mój ojciec z dołu. Świetnie, był pijany. - Wiesz jak się bałem? - szepnął. Gówno prawda.
- Gdzie jest Matt? - spytałam z obrzydzeniem.
- Matt? Jaki... aaa – walnął się dłonią prosto w czoło. - U kolegi spał. A ty gdzie byłaś!
Zaczął kierować się w moją stronę. Schody były dla niego jak tor przeszkód. Na początku nie potrafił wejść na żaden stopień, ale potem już szło mu dobrze.
- Spałam u Kim, miałam nadzieję, że zmądrzejesz przez tą noc, ale widzę, że jest jeszcze gorzej. Zająłbyś się Mattem, ale ty wolisz pić po nocach. Nie wiadomo dlaczego i po co.
- Przecież jesteś jego siostrą, nie możesz pomóc? - czknął.
- To ty jesteś rodzicem, a nie ja. Ja go nie robiłam, nie było w tym żadnego mojego wkładu, więc z jakiej racji mam się nim zajmować?
- Nie pyskuj! - podskoczyłam z przerażenia. - Raczej wątpię, że spałaś u Kim.
Jego twarz stała się taka... mroczna. Z dziwnym wyrazem twarzy podszedł do mnie i przygwoździł do ściany.
- Znowu się z nim pieprzyłaś!
Z jego ust na kilometr można było wyczuć zapach wódki i papierosów. Boże, przecież on nigdy nie palił papierosów.
- Zostaw mnie, nie będę z tobą rozmawiać po pijaku – odepchnęłam go, przez co stał się groźny. Niepotrzebnie go wkurwiłam, ale już nie cofnę tych paru ostatnich zdań. Bałam się go, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Chwycił mnie za bokserkę i przyciągnął do siebie. Miał nade mną przewagę wzrostu i siły, nie miałam szans. - Nie odpychaj mnie. Trochę szacunku dla tatusia.
- Co ty robisz, zostaw mnie – oburzyłam się, walcząc z nim. Starałam się odepchnąć go, ale chwycił mnie szybko za nadgarstki, ponownie przyciskając do ściany. Straciłam siły.
- Nie pieprzyłaś się z nim? Nie? - w tym momencie myślałam, że mnie uderzy, ale się myliłam - To ja ci pokażę jak to się robi, żebyś wiedziała na przyszłość.
- Nie! - adrenalina we mnie wzrosła. Chęć wydostania się z domu, bycia jak najdalej od niego przewyższyła wszystko. Zdziwiło mnie jak zawzięcie z nim walczyłam. Przegrałam...
Pociągnął mnie do mojego pokoju. Jedną nogą pchnął drzwi i w tym momencie byłam już tak przerażona, że nawet nie potrafiłam się ruszyć. Wszystko się we mnie zatrzymało. Ojciec rzucił mnie na łóżko, aż wszystko mnie zabolało. Przycisnął swoje ciało do mojego, odbierając mi tym tlen i możliwość ruszenia się. W moich oczach powoli zbierały się łzy.
Poczułam jak podwija mi koszulką pod samą szyję i dłonią rozpina stanik. Odczuwałam wtedy strach, złość, nienawiść, wstyd i rozpacz. Wszystko naraz formowało się w mojej psychice. Moje ręce ułożył po obu stronach mojej głowy i przytrzymywał je tam swoimi. Ssał i przygryzał moje sutki. Czułam ogromny ból. Łzy strumieniami lały się ze mnie. Nie mogłam uwierzyć, że to się teraz dzieje.
Nie zauważyłam nawet kiedy zdążył zsunąć z siebie spodnie i zbędne ciuchy. Tak samo ze mnie. Zsunął jedną dłoń pomiędzy moje uda, szybkim ruchem wpychając dwa, albo nawet trzy palce do mojej pochwy. Wrzasnęłam z bólu i niekomfortowego uczucia.
- Tak, właśnie tak krzycz – sapnął prosto do mojego ucha. Myślałam, że się porzygam. Czułam ogromne obrzydzenie do tego człowieka. Stał się tyranem z dnia na dzień...
Poczułam przeszywający mnie ból, kiedy wsadził całą dłoń. Krzyczałam, jakby palili mnie żywcem, chociaż nie wiem, czy to uczucie nie było gorsze. Zdzierałam sobie gardło, ale to tak bardzo bolało, że nikt nie potrafiłby tego wytrzymać. Moje ciało nie było przyzwyczajone do tak dużych „obiektów” w środku. Gdy wyjął rękę, zauważyłam przez łzy, że była cała we krwi. Moja pościel też już robiła się cała czerwona.
Długo nie musiałam czekać na ponowne uderzenie ze strony mojego ojca. Ułożył się nade mną i nie czekając na nic, ostro we mnie wszedł. Od razu przeszedł do mocnych i szybkich pchnięć, a to tak cholernie bolało. Już od teraz brzydziłam się swoim ciałem. Wolałabym umrzeć.
Przygryzał skórę mojej szyi, zostawiając na niej liczne rany i zaczerwienienia. Przez moment to wszystko tak bolało, że nie mogłam złapać oddechu.
Kiedy już skończył, wyszedł ze mnie i stanął przed łóżkiem.
- Justinowi powinnaś się podobać.
Wyszedł z pokoju, zabierając ze sobą swoje ciuchy. Leżałam bezwładnie na łóżku cały czas w jednej pozycji. Gdy lekko się ruszyłam, czułam ogromny ból w pochwie. Nie dałam mu za wygraną, musiałam wstać, ubrać się i stąd uciekać. MUSIAŁAM.
Zwlekłam się ostrożnie z łóżka, mimo przeszywającego bólu. Wszystko musiałam robić po cichu i do tego ostrożnie, żeby mój tata nic nie słyszał. Gdyby wrócił, nie wiem co bym zrobiła. Już wystarczy mi tego bólu, który będę odczuwała przez tydzień. Co ja powiem Justinowi? Tak po prostu mam mu powiedzieć, że zostałam zgwałcona?
Ubrałam się w cokolwiek. W jakąś przypadkową siatkę wrzuciłam ciuchy, bieliznę i parę butów. Nie mogłam tak po prostu zejść na dół, wziąć torbę i wrócić na górę. Starałam się ignorować ból, być silnym. Skupiłam się na tym, by spakować wszystko co potrzebne, żeby nie musieć tu wracać.
Jakimś sposobem udało mi się zbiec ze schodów, ubrać buty, chwycić torbę i wybiec z domu. Musiałam być naprawdę zdeterminowana. Wybiegając z domu natknęłam się na Matta. Powiedziałam mu szybko, że ma wziąć parę ciuchów i wymknąć się z domu. Chłopiec o nic nie pytał, ufał mi.
Czekałam na niego stojąc za krzakami, bałam się, że jak będę na widoku wyjdzie mój ojciec i będzie jeszcze bardziej wkurwiony. Czekałam już tak ponad dziesięć minut i zaczęłam się stresować. Nawet przez chwilę myślałam, czy by nie wrócić tam po niego, ale na moje szczęście akurat otworzyły się drzwi i chłopiec do mnie podszedł.
- Dokąd idziemy? I dlaczego płaczesz?
- Skarbie, nie pytaj o nic, tylko chodź – powiedziałam trochę za ostro, ale nic nie poradzę, że byłam bardzo, ale to bardzo zdenerwowana.
Szliśmy przez dobre pół godziny i nawet nie byliśmy w połowie drogi. To przez ten ból, jak to ujmę, moja cipka ucierpiała, nigdy nie miała w sobie tak dużych obiektów, jaką jest dłoń mężczyzny. Z każdym kolejnym krokiem było coraz gorzej, więc szłam wolno.
- Van, jestem zmęczony.
- Przepraszam, staram się jak mogę, by szybko być na miejscu... Jeszcze parę minutek.
Specjalnie dla niego, przyśpieszyłam. Sama zresztą też byłam zmęczona. Zmęczona płaczem, wędrówką i życiem. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Zawsze, gdy czytałam o tych gwałconych osobach... Strasznie im współczułam, miałam łzy w oczach, kiedy dowiadywałam się, że ktoś został zgwałcony. Nie wiedziałam wtedy, jak to jest i nie pomyślałabym, że kiedyś się dowiem. Gdyby ktoś mnie wczoraj zapytał, czy mój ojciec byłby zdolny wyrządzić mi taką krzywdę, zaprzeczyłabym bez zastanowienia, bo go znam. Właściwie to znałam, teraz go nie poznaję.
Drugą połowę drogi przebyliśmy już w krótszym czasie, bo około piętnaście minut. Matt nadal nie wiedział, dlaczego tak postępujemy i cały czas próbował mi wmówić, że musimy wracać, że źle robimy i czy tata w ogóle wie, gdzie jesteśmy.
Gdy zadawał te beznadziejne pytania, miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nienawidzę naszego taty i że nie wrócimy tam zbyt prędko, jeśli w ogóle wrócimy. Siedziałam cicho i go ignorowałam. Było to trudne, bo gdy tylko s
łyszałam jakiekolwiek pytanie, na temat ojca, wybuchałam płaczem. Czasem udało mi się powstrzymać łzy, ale była to rzadkość.
-
Jesteśmy na miejscu – powiedziałam w końcu.
Dosłownie W KOŃCU, bo już myślałam, że z moim tempem nigdy tu nie dojdziemy. Podeszłam z nim bliżej drzwi. Gdy tak staliśmy przed drzwiami i czekaliśmy aż Pattie nam otworzy, czułam jak Matt tuli się do mojej ręki. Bał się, co mnie zabolało, bo nie miał się tu czego bać.
- Hej, co jest? - spytałam, głaskając go po plecach.
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z przerażeniem na drzwi. Odpuściłam. Był mały, na pewno się przyzwyczai do nowego otoczenia, a co najważniejsze, na pewno polubi Pattie.
Kobieta otworzyła drzwi i gdy zobaczyła mnie całą spuchniętą i przerażonego Matta, na jej twarzy było widoczne przerażenie, a jednocześnie zdziwienie.
-
Możemy wejść? - spytałam niepewnie.
- Tak, tak. Zapraszam.
Przez chwilę myślałam, że Matt będzie bał się wejść i będzie stał w miejscu, ale mocno się do mnie przytulił i wszedł za mną do środka, bez zbędnych
protestów.
- A kim jest ten mały gentleman? - spytała, starając się być uprzejmą.
- Ten mały gentleman póki co się wstydzi, ma na imię Matt.
Przez parę minut, Pattie próbowała porozmawiać z nim, przekonać go do siebie, ale póki co było to niewykonalne.
- On się jeszcze przyzwyczai. Słuchaj, Pattie. Mam do Ciebie prośbę.
- Chcesz tu zostać? - wtrąciła mi się.
- T-tak. Moglibyśmy...?
- Oczywiście, mam wolne pokoje u góry.
- Dziękuję – powiedziałam, pociągając przy tym nosem.
Spojrzała na mnie jednoznacznie, jakby chciała powiedzieć „Później sobie porozmawiamy”.
Szczerze mówiąc, mogłabym tu zostać na zawsze, ale nie wiem czy Pattie życzyłaby sobie mnie i ośmioletniego chłopca w swoim domu.
Kobieta zabrała Matta, próbując go jakoś zagadać. Ja wzięłam jego i swoją torbę i zaniosłam do pierwszego lepszego pokoju dwuosobowego. Jak na razie będę spała z nim, bo chłopiec naprawdę nie wiedział o co chodzi i kim jest Pattie. Pamiętam, jak byłam mała, też bałam się każdego człowieka. Czasem przychodziliśmy do znajomych naszych rodziców, albo do dalszej rodziny, przyklejałam się do mojej mamy i nie chciałam odstąpić jej na krok. Chodziłam za nią, a jak ktoś coś do mnie mówił, chowałam się za mamą.
Całkowicie go rozumiałam.
- Matt! Chodź na górę, proszę!
Po chwili chłopiec pojawił się w pokoju, w którym aktualnie przebywałam.
- Coś się stało? - spytał nieśmiało.
- Chciałam porozmawiać – powiedziałam, poklepując miejsce obok siebie, dając mu znak, aby usiadł. - Więc, mogę ci przysięgać na kolanach, że nie musisz wstydzić się Pattie, ani bać. Ona jest naprawdę bardzo miła i uprzejma. Jak na razie zostaniemy tutaj, więc musisz się zadomowić.
Matt kiwał głową na znak, że mnie słucha, po czym zapytał.
- A dlaczego nie będziemy już z tatą?
-
Bo wiesz, tata... tata nie jest dla nas dobry, wiesz? - rozpłakałam się ponownie.
- Skrzywdził cię?
- Tak i dlatego nas stamtąd zabrałam, żeby nie skrzywdził też ciebie. A teraz proszę cię, zostań tu przez parę minut. Masz tu telewizor, pooglądaj coś sobie.
Wstałam i wyszłam z pokoju. Dobra, sprawa z Mattem załatwiona, teraz tylko porozmawiać z Pattie.
Zastałam ją w salonie, siedzącą na kanapie, zapewne już na mnie czekała. Ostrożnie usiadłam obok niej, z tego wszystkiego nawet zapomniałam o bólu. Teraz kiedy sobie przypomniałam, wszystko od nowa zaczęło mnie boleć.
- Chcesz porozmawiać o tym, co się stało? - spytała z troską w głosie.
- Tak, ale zanim ci opowiem wszystko, musisz mi obiecać, że nic nie powiesz Justinowi, ani że się tu znajduję, ani nic. Sama mu wszystko powiem w odpowiednim czasie – przerwałam, spoglądając na nią. - Po prostu na razie się boję tego wszystkiego – dodałam i uroniłam parę łez. Byłam tak cholernie rozdarta.
- Obiecuję...
________________________
Sory, że tak rzadko dodaję. Tracę chęci, wprost proporcjonalnie do zmniejszającej się liczby obserwatorów. Miło, kurwa. :)
Powiem tylko, że jeden głupi komentarz naprawdę zajebiście motywuje. A taka motywacja naprawdę mi się przyda, bo w moim "życiu  prywatnym" nie dzieje się za ciekawie i nie mam humoru na nic a i tak dla Was piszę, więc chyba zasługuję na jedno głupie zdanie pod wpisem...
Dziękuję tym, którzy komentują regularnie. Dziękuję, naprawdę. :')
@Nestlee_x3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 21

Rozdział ze specjalną dedykacją dla mojego zboczonego debila! <3
@_Belieber_Mania
+Mała reklama - zapraszam na tego bloga (anonimowa prośba)
http://forgotten-harrystyles.blogspot.com/
To jest takie asdfhgkkahf <3
A teraz zapraszam na rozdział. :)



W tym momencie do przedpokoju wszedł Justin. Był szczęśliwy, że mnie widzi, ale gdy ujrzał torbę na moim ramieniu, wyraz jego twarzy był... po prostu bezcenny. Staliśmy i patrzeliśmy na siebie przez dobrą minutę. W końcu spuściłam wzrok. Czułam się trochę winna, że nic mu nie powiedziałam i nie chciałam mu powiedzieć. Przynajmniej dzisiaj. Justin cofnął się do salonu i usiadł na fotelu.
- Stało się coś? - szepnęła Pattie, która była lekko zdezorientowana.
- Wiesz, nie specjalnie chciałam na niego trafić – westchnęłam. - Boję się spać u siebie i chciałam przenocować tutaj i liczyłam, że na niego nie trafię, bo nie chciałam się tłumaczyć, a w tym momencie nie mam wyjścia.
- Zostawić Was samych? - spytała po chwili rozmyślań.
Przytaknęłam głową, zrzucając torbę z ramienia. Pattie położyła dłoń na moim ramieniu, dodając mi tym otuchy. Posłała mi ciepły uśmiech i wyszła z domu. Chciałam ruszyć do salonu, ale jak się odwróciłam, Justin już za mną stał. Podszedł i pocałował mnie w czoło.
- Wszystko w porządku?
- Szczerze? - westchnęłam.
- Tak, oczekuję od ciebie szczerości – odpowiedział marszcząc brwi.
- Chodzi po prostu o to, że mój tata jest chamski i nie mam zamiaru przebywać z nim w jednym domu.
- Przesadzasz, na pewno taki nie jest, przecież jeszcze nie dawno był całkiem spoko – zaśmiał się.
- Nie musisz mi wierzyć – warknęłam.
Chwyciłam moją torbę, spojrzałam na niego po raz ostatni i wbiegłam na górę. Wkurwił mnie, on by mnie najlepiej nawet odprowadził do domu. Dogonił mnie, niestety albo stety, i odwrócił mnie przodem do siebie. Chwycił moje dłonie, splątując nasze palce i trącił swoim nosem o mój.
- Nie chcę, żebyś się złościła – mruknął i zrobił minę obrażonego pięciolatka. - Jak chcesz możesz spać u mnie.
Zastanawiałam się czy to dobry pomysł. Pomyśleć, że mam spędzić noc z samymi facetami, prawdopodobnie w jednym łóżku z Justinem... O nie.
- Wiesz, raczej nie sądzę, żeby spanie w domu z trzema nastolatkami będzie dla mnie bezpieczne – syknęłam z ironią.
Przycisnął mnie do najbliższej ściany, a gdy poczułam jego oddech na mojej szyi, przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Chłopaków nie ma, będziemy sami – mruknął ponownie, coraz bardziej na mnie napierając. Trochę się wystraszyłam. Chyba to wyczuł, bo momentalnie się odsunął o te parę milimetrów.
Wziął ode mnie torbę i zawiesił na swoim ramieniu, po czym chwycił mnie delikatnie za rękę i posyłając serdeczny uśmiech skierował się w stronę wyjścia.
Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam na Justina, który wrzucił moją torbę na tylne siedzenie i dopiero potem wsiadł do auta. Czułam się trochę winna, że zostawiłam Matta samego z ojcem, ale już nie raz szłam na noc do koleżanek, więc może nic takiego się nie stanie, boje się tylko co będzie jak wrócę jutro do domu... A może nie wrócę?
Justin próbował nawiązać rozmowę, ale w ogóle go nie słuchałam, zawsze gdy jechałam z nim gdziekolwiek, zanurzałam się w swoim świecie.
- Van, słuchasz mnie w ogóle? - powiedział w końcu zirytowany Justin.
- Co? Hmm, tak, tak – odrzekłam wymijająco.
- Na pewno – westchnął, kiwając głową.
- Przepraszam.
Nic nie odpowiedział i już do końca drogi się nie odzywał. Jak dla mnie to dobrze, nie specjalnie zbierało mi się w tej chwili na rozmowę.
- Jesteśmy na miejscu – rzekł krótko, wysiadając.
Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że był na mnie zły. Wybacz, Justin, że nie jest mi dzisiaj do śmiechu. Od razu szedł w stronę domu, jakby mnie z nim nie było. Zamrugałam w niedowierzaniu oczami. Jak on się zachowywał. Zresztą, nie jestem lepsza.
Wysiadłam i szybko otworzyłam tylne drzwi, wyciągając stamtąd mój bagaż, aby móc dogonić Justina. Weszliśmy oboje do pustego domu, w którym jak zawsze było czysto, co do dziś mnie zadziwiało.
Chłopak wchodząc, rzucił klucze na szafkę i ignorując mnie całkowicie, poszedł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi. Poczułam, jakbym oberwała czymś ciężkim w twarz. Nie chciałam, żeby akurat teraz, kiedy go potrzebuję, miał powody do złości, zazdrości i tym podobne.
Póki co wolałam zostawić go samego. Udałam się do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy i nalałam sobie trochę do szklanki. Zauważyłam, że jest niepozmywane, czym prędzej wypiłam zawartość szklanki i zabrałam się za robotę. Tak po prostu, dla zabicia czasu.
Po zmyciu ostatniego talerza, postanowiłam iść do Justina. Nie wiem jak mógł reagować, gdy był zdenerwowany, dlatego liczyłam na to, że już się uspokoił. Zanim weszłam do jego pokoju, zastanowiłam się, czy to aby dobry pomysł. Po woli nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi na całą szerokość. Justin leżał na łóżku, wpatrując się w ścianę po mojej lewej stronie. Po ruchu jego polików mogłam stwierdzić, że zacisną mocniej szczękę, co oznaczało, że był wkurwiony moją obecnością. Nie fajnie.
- Mogę? - powiedziałam cicho.
Niemo przytaknął głową nie odrywając wzroku od ściany. Wolnymi krokami podchodziłam do łóżka, a gdy już byłam w połowie drogi podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej. Oparł łokcie o swoje kolana, umieszczając twarz w dłoniach. Praktycznie od razu zdjęłam jego ręce z kolan i usiadłam na nich, złączając nasze czoła.
- Przepraszam, Justin.
- Nie, nie przepraszaj – przerwał mi szybko. - Nie masz za co.
- Mam, bo zachowuję się jak nadąsana siedmiolatka. Po prostu męczy mnie ta cała sytuacja i to wszystko... - posmutniałam.
- Będzie dobrze, myszko – szepnął, głaskając mnie po policzku. - Zjemy coś?
Zdziwiło mnie, z jaką łatwością jego humory się zmieniały. Jakby robił to na zawołanie. Wolałam tego nie komentować, tylko poszłam za nim do kuchni.
- Cholera, nie ma nic w lodówce – zirytował się, zatrzaskując drzwi lodówki.
Zastanawiał się przez chwilę, co ze sobą zrobić.
- Przecież możesz coś zamówić – spojrzał na mnie nagle i pokiwał głową. Wyjął telefon z kieszeni, jednocześnie wyciągając ulotkę z szuflady. W tym czasie udałam się po torbę do przedpokoju, by zanieść ją do pokoju Justina. Wyjrzałam zza drzwi i spojrzałam na Justina, wskazując w stronę jego pokoju. No co, może nie życzył sobie mnie w swoim łóżku. Z drugiej strony to dziwne, że sama z siebie chciałam z nim spać. Jeszcze parę dni temu w życiu bym się nie zgodziła. Wolałabym kanapę.
Rzuciłam torbę w kąt i weszłam do łazienki naprzeciwko jego pokoju. Było w nim ogromne lustro. Spojrzałam na siebie i swojego ciało. Podwinęłam koszulkę, oglądając przeklętego siniaka, który nie chciał zejść, był trochę jaśniejszy i już tak nie bolał, chyba, że mocno się nacisnęło. Usłyszałam, jak Justin wszedł do łazienki, ale nie przejęłam się tym specjalnie.
- Hmm. Jestem gruba – jęknęłam, bardziej do siebie niż do niego.
- Jesteś perfekcyjna – odpowiedział. Uszczypnął mnie w brzuch na co ja zaczęłam się śmiać. Łaskotki, dlaczego istniejecie.
- Jak mam się przy tobie czuć, kiedy ty masz idealną 'figurę' – narzekałam. Wsadziłam swoje zimne dłonie pod jego koszulkę. Opuszkami palców wodziłam po jego dobrze wyrzeźbionym ciele. Zauważyłam dreszcze na jego ciele. Uśmiechnęłam się do siebie, ale nie męczyłam go dłużej, wyjęłam dłonie spod jego ubrania.
Poszliśmy do salonu, aby dla zabicia czasu obejrzeć telewizję. Przez parę minut może i oglądaliśmy, to co akurat leciało, ale po chwili zaczęliśmy się szturchać i drażnić nawzajem. Czułam się z nim jak z dobrym kumplem, co w nim uwielbiałam. Potrafiliśmy sobie dogryzać, bić się, a nie tylko cały czas tulić i całować, mimo że takich chwil też było sporo. Małe sprzeczki w naszym „związku”, jeśli byliśmy w jakimkolwiek związku, tylko nas do siebie zbliżały.
Około dziewiętnastej usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Momentalnie zgłodniałam. Gdy poczułam roznoszący się po domu zapach pizzy, zaburczało mi w brzuchu. Dawno nie jadłam pizzy.
Justin wszedł do salonu z dwoma pudełkami pizzy. Rzuciłam się na niego i zabrałam jedną z nich.
- Ktoś tu jest naprawdę głodny – zaśmiał się głośno.
- Jeszcze mnie nie znasz...
* * *
Jego usta, muskające delikatnie moją szyję, z taką dokładnością, jakby nie chciały ominąć żadnego miejsca. Rosnąca atmosfera pomiędzy nami. Nasze ciała przylgnięte do siebie tak blisko, że żadne powietrze nie miało szans na przebicie się. Opuszkami palców błądził po moich plecach, powoli kierują się niżej i niżej. Zjechał dłońmi do wewnętrznej strony moich ud, chcąc dostać się do mojej kobiecości. Wszystko działo się tak wolno. Mój oddech stał się nierówny. Czułam jak robię się mokra...
I rzeczywiście, byłam mokra. Obudziłam się, zszokowana moim snem. Znalazłam się w dosyć... dziwnej pozycji. Krótko mówiąc, stykaliśmy się kroczami. To mi wcale nie pomogło w tej sytuacji. Odsunęłam się od niego, starając się go nie obudzić. Przewróciłam się na plecy i wpatrywałam się w sufit, starając się nie myśleć o tym, że czuję mrowienie pomiędzy udami. Pierwszy raz mnie coś takiego spotkało.
Nie mogłam zająć myśli, Chciałam jakoś zabić to uczucie, więc zaczęłam się wiercić. Spojrzałam w stronę Justina i zauważyłam, że miał otwarte oczy i z dziwną miną mnie obserwował.
- Co ty robisz? - zaśmiał się.
- Nic – odpowiedziałam na wydechu.
- Właśnie widzę – mruknął zaspanym głosem. - Śnił ci się koszmar?
Przyciągnął mnie do siebie, ale od razu się odsunęłam, by przypadkiem nie dotknąć jego
kolegi.
-
Nie.
-
To czemu tak dyszysz nierów... masturbowałaś się? - spytał nagle. Czułam jak się rumienię, mimo że Justin nie miał racji. Dobrze, że było ciemno.
- Żartujesz sobie ze mnie? - oburzyłam się.
- Nie, pytam poważnie.
Westchnęłam, próbując wyrównać oddech.
- Miałam taki sen. Taki, no wiesz... - odchrząknęłam.
- Mhm, wiem – podniósł się i przybliżył do mnie. Jego bliskość również wcale mi nie pomagała, innym słowem, coraz bardziej drażniło mnie uczucie podniecenia. - Mogę pomóc...
Bałam się tego, co miał na myśli. Jęknęłam cicho, kiedy delikatnie przejechał palcami po mojej bieliźnie
. Swoją dłoń położył pomiędzy moimi udami, nigdy czegoś takiego nie czułam. Nerwowo przygryzłam wargę. Wzięłam głęboki oddech, kiedy złożył pojedynczy pocałunek na mojej szyi. Teraz był jeszcze bardziej nierówny, a było to spowodowane jego dotykiem. Gdziekolwiek mnie nie dotknął, czułam dreszcze. Jego druga dłoń wędrowała wolno po moim ciele, jakby chciał mnie jeszcze bardziej podsycić. Cały czas mnie obserwował, czekał, aż karzę mu przestać, ale nie zamierzałam tego zrobić, dopóki miałam pewność, że tej nocy nie stracę dziewictwa. Mógł ze mną zrobić wszystko... tylko nie to.
Zaczął bardziej muskać moją szyję swoimi ustami. Zamknęłam oczy, by móc czuć jego dotyk bardziej intensywnie. Dłoń cofnął do linii moich majtek. Opuszkami palców przejechał się po ich gumce, po czym jego dłoń powędrowała powoli do środka. Moje ciało wygięło się w łuk,
a z ust wydobyło się ciche westchnięcie, kiedy poczułam jego dłoń tak blisko mojej strefy. Oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechnął się do mnie gdy poczuł mój srom*. Delikatnie muskał go palcami, na co zadrżałam z podniecenia. Poczułam się nieco dziwnie,
- No co? - spytałam na wydechu, kiedy nie przestawał się uśmiechać.
- Nic – cmoknął mnie w usta. - Lubię takie – powiedział, po czym ponownie zagłębił twarz w mojej szyi, całując ją i przygryzając. Dołożył do tego język, przez co głośno jęknęłam. Jego palce szybko odnalazły moją łechtaczkę. Drażnił ją, sprawiając mi tym ogrom przyjemności. Szalał nimi pomiędzy moimi udami. Moje jęki roznosiły się na cały dom, miałam nadzieję, że nikogo nie ma. Coraz szybciej i mocniej naciskał palcami na moje czułe miejsce. Było mi tak dobrze, że parę łez spłynęło z moich oczu. Justin, wiedząc, że byłam już blisko, wyjął dłoń z moich majtek i ułożył się nade mną. Ponownie na mnie spojrzał, myśląc, że karzę mu przestać, a ja bardziej byłam ciekawa, co on chce zrobić. Położył się na mnie i zaczął pocierać swoim ciałem o moje,
całując mnie przy tym namiętnie w usta. Moje palce wplotłam w jego włosy, przez co chłopak cicho westchnął. Zaczęłam równo z nim poruszać biodrami, domagając się więcej potarć. To przeżycie było bardzo intensywne.
- Justin... - jęknęłam jedynie, po czym wiedziałam, że dosłownie za sekundę będzie już po wszystkim.
Gdy mój orgazm opadł, Jus położył się obok mnie i przytulił mocno do siebie. Przez jakiś czas siedziałam cicho, starając się wyrównać mój oddech.
- I jak? - spytał, posyłając mi ciepły uśmiech.
Pomyślałam chwilę, co mogłabym odpowiedzieć, bo słowo „cudownie”, albo „genialnie” to za mało.
- Kiedy to powtórzymy? - mruknęłam. Muszę przyznać, chłopak wiedział jak zadowolić kobietę.
- Kiedy tylko chcesz – odmruknął cicho do mojego ucha. - Teraz śpij, kochanie.
* * *
Obudziłam się, kompletnie niewyspana. Na dworzu było już jasno. Kiedy przypomniałam sobie, co działo się tej nocy, uśmiechnęłam się do siebie. Nie pomyślałabym, że to może być tak przyjemne, zawsze miałam inne zdanie na ten temat. Spojrzałam na Justina, który słodko chrapał. Pocałowałam go w nos i wstałam z łóżka. Wyjęłam z torby bieliznę i ręcznik i udałam się do łazienki znajdującą się w jego pokoju.
Odłożyłam rzeczy na klapę sedesu. Ściągnęłam koszulkę i odrzuciłam ją w kąt.
Spojrzałam na siebie w lustrze, boże, jestem okropna. Usłyszałam jak Justin mruknął zaspany. Wyjrzałam zza drzwi łazienki i uśmiechnęłam się do niego. Jego oczy stały się takie radosne, kiedy mnie ujrzał. Wstał, przeciągnął się i wszedł do łazienki, ja natomiast wróciłam do oglądania swojego odbicia.
Chłopak podchodząc do mnie od tyłu, mocno mnie przytulił. Złożył krótki pocałunek na moim karku, od którego przeszły mnie ciarki.
Powoli zaczął zsuwać swoje dłonie prosto do moich majtek. Kciukiem naciągnął gumkę, chcą „zajrzeć” do środka, ale się zawstydziłam i go odepchnęłam. Justin zaśmiał się, jakby liczył na taką reakcję z mojej strony.
- Co tak się przeglądasz? - spytał, suwając nosem po delikatnej skórze mojej szyi.
- Patrzę na siebie – westchnęłam. -
Jestem okropna.
- Nieprawda! - oburzył się. - Jesteś perfekcyjna. Dla mnie.
Uszczypnął mnie lekko w udo, a potem w brzuch. - No popatrz, mam za co złapać.
- Pff - prychnęłam wypychając go z łazienki. - Daj mi wziąć prysznic.
Zatrzasnęłam drzwi i zakluczyłam się. Wiedziałam, że stoi za drzwiami, ale co mnie to obchodzi. Rozebrałam się, rzeczy rzucając w tą samą stronę, gdzie leżała koszulka. Puściłam letnią wodę i weszłam pod prysznic. Chwilę potem usłyszałam pukanie do drzwi.
- Co chcesz na śniadanie?
Chciał mi zrobić śniadanie, ojej.
- Nie wiem, trochę kawy, trochę kanapek. Och i trochę ciebie.
Mogłam sobie wyobrazić, jak spuszcza głowę i uśmiecha się pod nosem. No, ale nieważne. Stałam pod prysznicem i czułam jak chłodny strumień wody opada na moje ciało. Na początek przemyłam twarz płynem, który wzięłam ze sobą. Następnie starannie umyłam swoje ciało, starając się nie pomijać żadnego miejsca. Dopiero potem nałożyłam na włosy szampon i odżywkę.
Ostatnie dni były bardzo gorące, nawet dzisiejszy zapowiadał się na bardzo słoneczny, więc nie chciało mi się wychodzić spod chłodnego prysznica, ale
przecież ile można napuszczać wodę. Wytarłam się słabo starannie i wycisnęłam wodę z włosów, na tyle, by z nich nie kapało.
Ubrałam się w czarną bokserkę i jeansowe spodenki, bo tylko to zdążyłam spakować do torby. Ułożyłam na szybko mokre włosy, by po wyschnięciu nie sterczały „każdy w inną stronę”.
Zeszłam na dół i ujrzałam siedzącego na kanapie Stevena. Z przerażeniem spojrzałam na Justina, który puścił mi oczko i przygryzł wargę. Wiedział o co mi chodzi i starał się powstrzymać śmiech.
- Nie martw się, wróciłem jakąś godzinę temu, więc jeśli coś się w nocy działo, nic nie słyszałem – powiedział zmieszany, kiedy zobaczył moją reakcję na jego widok.
Nic nie mówiąc, przeszłam przez salon i usiadłam na krześle, znajdującym się najbliżej Justina. Podał mi talerz, na którym znajdowały się dwie kanapki z jakąś pastą. W sumie pachniało ładnie, więc nie musiało tak źle smakować. Poczekałam jeszcze na moją kawę
i zaczęłam spożywać swoje śniadanie. - Dobra, to ja idę wziąć szybko prysznic. Odwieźć cię potem, czy zostaniesz jeszcze?
- Odwieź – odpowiedziałam smutno, spoglądając na pusty talerz.
Pocałował mnie w czoło i przechodząc przez salon poszedł do łazienki. Po skończonym posiłku usiadłam na kanapie obok Stevena i razem z nim oglądałam jakiś beznadziejny serial.
- Ale tak serio, Van. Działo się coś? - zapytał, przerywając nudną ciszę.
- Tak jakby – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Uuuu... - uderzyłam go w ramię.
- Przestań, to nie było to o czym myślisz! - oburzyłam się.
Chciał mi oddać, ale zanim zdążył to zrobić, z łazienki wyszedł Justin i gdy zobaczył na co się zapowiada, od razu zareagował.
- Tknij ją, a nie żyjesz.
Był w samym ręczniku, przez co moje oczy się rozszerzyły i prawdopodobnie się zarumieniłam.
- Spokojnie, Bieber, nic nie robię – uniósł ręce w obronnym geście.
- No ja myślę – zagroził.
Puścił mi oczko i pobiegł na górę, żeby się ubrać.
- Szykuj się, Van! - krzyknął z góry.
Wstałam i poszłam ubrać buty. Nie musiałam na niego długo czekać,
zauważyłam jak schodził po schodach z moją torbą zawieszoną na ramieniu.
- Gotowa? - spytał, obejmując mnie wolną ręką w pasie.
Wyszliśmy z domu. Znowu była fala upału.
Justin zatrzasnął za nami drzwi i dopiero po chwili do mnie dotarło... Już nie żyję.

*
srom – wpiszcie sobie w google, tylko się nie przestraszcie. Są większe i mniejsze, mi akurat chodziło o te większe. ;)
_______________________________
Jestem strasznie chora, ale proszę bardzo rozdział specjalnie dla was. ;)

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 20

Obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do mojego pokoju przez uchylone okno. Leniwie przewróciłam się na plecy i przetarłam oczy. Mruknęłam sennie, sama do siebie, sięgając po telefon. Mrużąc oczy, spojrzałam na wyświetlacz. Było chwilę po dziesiątej. Przez sekundę miałam „mini-zawał”, przeraziłam się, że nie poszłam do szkoły, ale wszystko wróciło. Przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Wątpiłam w to, że mój ojciec będzie chciał zwierzać mi się, ze swoich problemów, ale musiałam chociaż spróbować dowiedzieć się, o co chodzi.
Leniwie wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju, z zamiarem sprawdzenia, czy Matt jest w szkole, czy w domu. Weszłam do jego pokoju, nie było go. Zszokowało mnie to, co tam ujrzałam. Nie sądziłam, że ośmioletnie dziecko, będzie w stanie utrzymać taki porządek w pokoju. Wszystko lśniło, można by tu „jeść z podłogi”, czy jak to się mówi...
Pomyślałam, że trochę nieładnie tak rozglądać się po cudzym pokoju, mimo że to pokój mojego brata, więc zamknęłam drzwi i poszłam do siebie, ubrać się. Na szybko wybrałam byle jaki zestaw, przynajmniej jak na razie będę siedziała w domu, więc nie ma po co się stroić.
Zaścieliłam na szybko łóżko i poczułam jak burczy mi w brzuchu, więc zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie. Nie miałam pojęcia, na co mam ochotę, stwierdziłam, że zjem to, co znajdę w lodówce.
Wchodząc do kuchni, natknęłam się na mojego tatę, który był na kacu, co było widoczne gołym okiem. Stanęłam jak wryta i nie wiedziałam co powiedzieć. Spoglądałam na niego i na to co robił. Chodził po kuchni, lekko wkurwiony nie wiadomo na co. Robił sobie śniadanie, ale tak się denerwował, że wszystko leciało mu z rąk. Zmarszczyłam brwi i powoli podeszłam do lodówki. Bałam się, że gdy zrobię jakiś nagły, niechciany ruch, zdenerwuję go jeszcze bardziej. Westchnęłam głośno i zatrzasnęłam drzwi lodówki, nie było tam nic ciekawego. Niżej znajdowała się zamrażarka, w której znalazłam paczkę pierogów z truskawkami. Wolę te domowej roboty, ale kupne też nie są złe, zresztą byłam tak głodna, że nie mogłam za bardzo narzekać.
Wlałam do garnka wodę i postawiłam na kuchence. Zauważyłam, że mój tata gdzieś zniknął. Weszłam do salonu, leżał na kanapie i wpatrywał się w sufit. Przygryzłam wargę, ruszając ku niemu. Usiadłam na skraju kanapy i nie patrząc na niego, raczej przed siebie, postanowiłam nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Znaczy, nie jakąkolwiek, tylko tą jedną konkretną.
- Tato, co się wczoraj stało? - spytałam niepewnie.
- Nic – odpowiedział oschle.
- Dlaczego sięgnąłeś po alkohol... ponownie?
- Nieważne – odpowiedział, wpatrując się dalej w sufit.
Poczułam się, jakby ktoś mi przyłożył w twarz. Odtrącał mnie, co mnie bardzo zabolało. Póki co zrezygnowałam, ale miałam zamiar jeszcze próbować dowiedzieć się czegokolwiek. Chcę mu pomóc, jestem jego córką. Zawsze gdy miałam problem, mogłam do niego iść, nadal mogę, więc chcę zrobić coś dla niego i też mu pomóc. Rodzina powinna się wspierać nawzajem.
Nie jestem jednak do końca pewna, czy cokolwiek zdziałam, bo ten człowiek na kanapie... to nie był mój tata. Teoretycznie był, ale to nie ten wyraz twarzy, nie ten ton głosu...
Wstałam, spojrzałam jeszcze na niego. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowałam i udałam się z powrotem do kuchni. Woda się zagotowała, więc wrzuciłam do niej pierogi i czekałam niecierpliwie, aż się zrobią. Czułam jak burczy mi w brzuchu, jeszcze gdy zapach rozniósł się po kuchni, myślałam, że nie wytrzymam. Wlałam do kubka śmietanę i dodałam trochę cukru, pomieszałam trochę i odstawiłam na bok. Usiadłam na blacie i czekałam na swoje śniadanie. Dłużyło się w cholerę...
- Zejdź z blatu, od siedzenia są krzesła – syknął mój tata, wchodząc do kuchni.
Wolałam go słuchać, miał minę mordercy. Obserwowałam każdy jego ruch, każde krzywe spojrzenie. Zaczynałam się go powoli bać. Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, ale pomogę mu, na pewno. Bałam się, że niedługo stanie się agresywny, a nie mogę do tego dopuścić, jak coś stanie się Mattowi... ugh.
Przyłapał mnie na tym, jak go obserwuję, ale nie miałam zamiaru odpuścić, nadal go obserwowałam.
- Tato, to mi nie daje spokoju – podeszłam do niego bliżej. - Powiedz mi, co się stało?
Popatrzał na mnie przez chwilę, jakby chciał znaleźć jakąkolwiek emocję w moich oczach. Zrozumiał, że jestem tu dla niego. Westchnął, po czym powiedział:
- Nie odpuścisz, prawda?
Momentalnie moja nadzieja wzrosła. Podeszłam z talerzem do kuchenki i czekałam, aż mój tata zacznie cokolwiek mówić.
- Szef powiedział mi, że zastanawia się, czy by mnie nie zwolnić...
Zaskoczyło mnie to zdanie, odłożyłam talerz i oparłam się o blat znajdujący się obok.
- Powinieneś zrobić coś, żeby pokazać mu jaki jesteś pracowity. Zostać po godzinach. Cokolwiek, a nie wracać do domu i chwytać za pierwszą lepszą butelkę wódki.
Jego oczy się rozszerzyły. Powróciła wredna strona mojego taty.
- Nie pyskuj! - krzyknął, podchodząc do mnie. Uderzył mnie w twarz po czym wyszedł. Byłam tak zszokowana, że przez pierwsze parę minut nie czułam żadnego bólu fizycznego. „Nie pyskuj”? Tylko na tyle go stać?
Ocknęłam się w końcu, chwyciłam talerz z pierogami, nalałam trochę śmietany z cukrem i poszłam z tym do mojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i dopiero dotarło do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. ON mnie uderzył. Człowiek, który nigdy nie skrzywdziłby nawet muchy.
Odłożyłam talerz na szafkę koło mojego łóżka i chwyciłam telefon. Wybrałam numer Diany i czekałam aż odbierze. Mogłaby nie słyszeć, że dzwonię, bo była przerwa obiadowa.
- Halo? - usłyszałam nagle w słuchawce.
- Diana? Cześć.
- Coś się stało? Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko jest dobrze. Nie przyszłam bo pomyślałam, że muszę zostać z tatą w domu.
- To rozumiem, ale masz jakiś inny głos, płakałaś?
- Nie, nie. Po prostu... dopiero się obudziłam – wymyśliłam na szybko. - Albo wiesz co... Porozmawiamy o tym później. Wpadnę do ciebie po szkole.
- Będę u Kim, więc kieruj się do niej.
Rozłączyłam się i rzuciłam na łóżko. Trzy godziny nic nie robienia. Prawdopodobnie będę zadręczać się myślami. Póki co muszę zjeść śniadanie.
Wzięłam mojego laptopa i włączyłam sobie trzeci sezon „Pretty Little Liars”. To dziwne, jeszcze jakiś miesiąc temu siedziałam na twitterze, facebooku i tego typu portalach praktycznie ciągle, teraz nie znajdywałam na to zbytnio czasu...
Włączyłam sobie jeden z odcinków, zajadając się przy tym pierogami. Tak naprawdę bałam się zejść na dół. Bałam się jego samego. Nie mam pojęcia jak wytrzymam dzisiaj w domu. Może nie będę musiała wracać. Coś jeszcze wymyślę. Byłam trochę przytłoczona tym, co się stało. Wybaczyłam mu, tylko dlatego, że nie ma dziś dobrego humoru. Wierzę, że nie zrobiłby tego, gdyby nie był na kacu.
Po dwóch godzinach siedzenia i właściwie nicnierobienia, bo oprócz oglądania serialu, nic nie robiłam, odłożyłam laptopa i zeszłam na dół. Ostrożnie przeszłam przez salon, gdzie znajdował się mój tata, prosto do kuchni. Odłożyłam talerz i zbierając się w sobie, weszłam do salonu.
- Odbierzesz ze szkoły Matta? - spytałam niepewnie, mając nadzieję, że mój tata nie wybuchnie.
- Tak, czemu pytasz? - syknął i posłał mi swoje mordercze spojrzenie.
- N-nie wiem.
Ze stresu zaczęłam bawić się rękawem mojej bluzy. Wystraszyłam się go już na dobre.
- Sugerujesz mi coś? - warknął.
- Nie, nigdy bym nie...
- Zamknij się i idź stąd – po tych słowach coś we mnie pękło i zaczęłam zwyczajnie płakać. Nie chciałam już nic mówić. Zostawiłam go samego w salonie i pobiegłam szykować się powoli do wyjścia. Przynajmniej taki miałam zamiar, jednak to jak się zachowywał było bardzo... niepokojące.
Weszłam do łazienki zatrzaskując drzwi. Wytarłam ostatnie łzy i wzięłam parę uspokajających wdechów. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Chyba potrzebuję przerwy. Widoczne wory pod oczami, zaniedbane włosy, twarz. Obmyłam ją starannie płynem i delikatnie wytarłam w ręcznik. Nałożyłam trochę korektora i tuszu na rzęsy. Od razu inaczej. Rzadko się malowałam, a jak już to bardzo lekko, nie przejmowałam się aż tak pryszczami, czy innymi „syfami”, więc nie były mi kosmetyki zbytnio potrzebne.
Przebrałam się szybko w ładniejsze ciuchy i nic nie mówiąc mojemu tacie, wyszłam z domu. Miałam nadzieję nie spotkać Justina. Musiałabym wymyślać szybkie wymówki, a on potrafił wyczuć, że kłamię. Nie wiem jak to robił, przecież nie wiedział o moim nerwowym pocieraniu ramienia. Przerażał mnie czasami.
* * *
- Wejdź! - krzyknęła Kim, gdy zadzwoniłam dzwonkiem.
Nieśmiało otworzyłam drzwi, dziwnie było mi wchodzić tak po prostu do czyjegoś domu. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach naleśników. Dopiero co ze szkoły wróciły, a już zdążyły zrobić kilka naleśników.
- Jesteś głodna? - spytała, uśmiechając się do mnie promiennie.
- Mhm. Pięknie pachnie.
Usiadłam na taborecie w kuchni i obserwowałam ich pracę. Zabawnie to wyglądało. Obie całe upaćkane mąką.
- Co tak siedzisz. Pomogłabyś! - oburzyła się Diana.
- Hej, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść – zaśmiałam się. - Poza tym, ja jestem od degustowania.
Posłały mi mordercze spojrzenia i wróciły do smażenia naleśników. Zaczekałam aż wszystkie już usmażą i równo zaczęłyśmy jeść. Wyszły im przepyszne naleśniki. Zresztą wszystko, co gotowała Kim było pyszne, uwielbiałam jej kuchnię. Kiedyś co sobotę przychodziłam do niej na obiady, potem jakoś się stało, że przestałam przychodzić. Sama nie wiem czemu, ale żałuję, bo czas który razem spędzałyśmy, uwierzcie mi, nie był marnowany. Tyle się działo, pełno wspomnień mam z tego okresu w mojej głowie. Kiedyś urządziłyśmy imprezę. Miało na niej być jakieś pięć osób... Wyszło trochę inaczej, długa historia.
- Dobra, idźcie na górę, a ja tu trochę posprzątam, zanim rodzice wrócą – powiedziała Kim, wyrywając mnie z zamyślenia.
Diana od razu pociągnęła mnie za rękę w stronę pokoju Kim. Posadziła mnie na fotelu i sama usiadła na łóżku. Siedziałyśmy w ciszy, dopóki nie dołączyła do nas Kim.
- Teraz mów, co się stało – rzekła Diana. Popatrzałam na nie dziwnie. Przez chwilę zapomniałam, po co tu przyszłam.
- A, tak – westchnęłam, osuwając się po fotelu. - Mój tata od wczoraj jest... inny. Sprawił, że się go teraz boję.
- Twój tata przecież nie zrobiłby ci krzywdy – oburzyła się Kim.
- Jesteś pewna? Dziś za „pyskowanie” uderzył mnie w twarz.
- Masz zamiar z tym coś zrobić? - spytała Kim, po paru sekundach mrocznej ciszy.
- Na razie nie wiem... Dlatego chciałam zapytać was, co mogłabym zrobić – spytałam z nadzieją w głosie.
- W tej chwili nie możemy ci powiedzieć. Musiałybyśmy się zastanowić. Prześpijmy się z tym i jutro porozmawiamy.
- Okej – westchnęłam zrezygnowana. - To ja już może wrócę do domu...
Tak naprawdę poczułam się odrzucona. Jakby chciały się mnie pozbyć, więc pomyślałam, że lepiej będzie jak pójdę do domu.
Znowu włóczyłam się po mieście. Do domu miałam około dziesięć minut. Matt powinien być już po szkole, chyba powinnam z nim porozmawiać. Jest mały i nie powinien nic wiedzieć na ten temat, ale muszę go ostrzec, albo chociaż spytać, jak tata zachowuje się w jego obecności.
Szłam dosyć szybkim krokiem, nieco zdenerwowana. Po tych dziesięciu minutach, może nawet pięciu, znalazłam się w domu. Rozejrzałam się po domu i nigdzie nie znalazłam mojego taty, to chyba dobrze.
- Hej, Matt – przywitałam się wchodząc do jego pokoju.
- Vaaan! - krzyknął jak zawsze uradowany na mój widok.
- Słuchaj, mam do ciebie sprawę, wiesz?
- Sprawę? - powtórzył, wyraźnie zaciekawiony.
- Tak, chciałam z tobą porozmawiać trochę o zachowaniu naszego taty.
- Coś z nim nie tak? - zaniepokoił się.
- Można tak powiedzieć. Czy według ciebie tata się zmienił? Jego zachowanie w stosunku do ciebie, czy cokolwiek. Zauważyłeś coś?
- Jak jechaliśmy do domu, bałem się odezwać, była jakiś zdenerwowany – jak na ośmiolatka, powiedział to bardzo poważnie.
To znaczyło, że nie tylko w stosunku do mnie był taki.
- A czy tata coś mówił?
- Raczej nie.
- Dobra, rób lekcję, pobaw się, nie wiem. Ja już lecę.
Wyszłam z pokoju. Chciałam zadzwonić do Justina, spotkać się z nim. Nie odzywał się cały dzień. Schodząc na dół natknęłam się na mojego tatę, który po raz kolejny miał w oczach coś z mordercy.
- Gdzie byłaś? - warknął. Jakoś nigdy go to specjalnie nie obchodziło.
- U przyjaciółek.
- Wątpię.
- C-co? - zamieszałam się.
- Na pewno byłaś u Justina – syknął. Jego słowa bardzo bolały, to był mój tata, powinien mieć o mnie dobre zdanie. - Byłaś u niego i się z nim pieprzyłaś. Nawet nie zaprzeczaj.
- Co ja ci zrobiłam, że tak się do mnie zwracasz. Przecież wiesz, że nie byłabym taka głupia.
- Jesteś nic niewartą suką – powiedział i poszedł do salonu.
Nie wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam. Usiadłam na schodach i zalałam się łzami. Jak on mógł mnie tak poniżać. Jak można własne dziecko wyzywać od suk. Nic z tego nie rozumiem.
- Van, nie płacz – usłyszałam za plecami.
- Matt? Ty... ty wszystko słyszałeś? - wystraszyłam się.
- Nie wiem, co to wszystko znaczy, to co powiedział tata, ale na pewno się myli – powiedział. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Dziękuję, skarbie – przytuliłam go mocniej, po czym wstałam. - Ale więcej nie podsłuchuj, dobrze? I nie powtarzaj nigdy tego, co tu usłyszałeś.
- Przepraszam.
Nienawidzę, gdy Matt jest smutny. Moje serce wtedy pęka. Pogłaskałam go po głowie i pobiegłam do pokoju. Chwyciłam niewielką torbę i spakowałam w nią trochę ciuchów i szczoteczkę do zębów. Nie mam zamiaru tu spać. Pójdę do Pattie. Mam tylko nadzieję, że nie trafię tam na Justina.
Zbiegłam na dół i szybko ubrałam buty.
- Dokąd ty się wybierasz? - wrzasnął tata, ale zanim zdążył do mnie podbiec i zatrzymać, wybiegłam z domu. Już po mnie...
* * *
Znalazłam się przed domem Pattie. Stałam i zastanawiałam się, czy to dobry pomysł zostawiać tak Matta, ale ja po prostu za bardzo boję się tam być. Może moja „uciekczka” da mojemu tacie do myślenia, wątpię, żeby chciał mnie stracić. Raz kozie śmierć. Podeszłam do frontowych drzwi i zapukałam. Po niedługim czasie drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich Pattie. Uśmiechnęłam się na mój widok i ruchem ręki zachęciła do wejścia.
- Wchodź, wchodź – posłuchałam jej i przekroczyłam próg domu. - Justin jest w salonie.
Zamarłam.
- Co?
____________________
Mam na was focha.
+zapraszam na prolog!
http://addiction-fanfiction.blogspot.com/

@Nestlee_x3

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 19

Pozdrawiam moją koleżankę z nowej klasy - Olę, która czyta mojego bloga, a ja nawet nie wiem skąd ona wzięła link <ok> ;*
Przy okazji, dedykuję ci ten rozdział <3
_________________________________
- Kiedy zaginięcie zostało zgłoszone?
- W-właściwie to dzisiaj...
- Przykro mi, system nie posiada owego zgłoszenia. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
- Nie, to wszystko, dziękuję – rozłączyłam się. - Nie no nie wierzę.
Obie ruchem głowy zasygnalizowały mi, że mam mówić.
- Mój tata wcale nie zadzwonił na policję.
W zdenerwowaniu przygryzłam wargę. Oparłam łokcie na moich kolanach, po czym głowę na dłoniach. Czułam się jakoś... dziwnie. Co się tutaj dzieje? O co chodzi? Do czego to prowadzi?
- Myślisz, że tego sms'a pisał ci po pijaku?
Skojarzyłam fakty. Właściwie mógł być tak narąbany, żeby mieć problemy z napisaniem sms'a. Co mogło być tego powodem? Z nudów chyba by się nie narąbał...
- Tak, tak właśnie myślę – westchnęłam.
W tym momencie zadzwoniła do Kim jej mama. Rozmawiały dłuższą chwilę. W pewnym momencie spojrzała na mnie i posmutniała.
- Wiesz, my musimy już lecieć – powiedziała, gdy już się rozłączyła. - Dasz sobie radę?
- Pewnie – uśmiechnęłam się, mimo ogromnego bólu, który odczułam w sercu.
Pożegnałam się z nimi i zostałam sama. Ułożyłam się na łóżku i przez dłuższy czas, w kompletnej ciszy, wpatrywałam się w sufit. Jedyne co słyszałam to tykanie zegara.
Ten odgłos wprowadził mnie w trans. Odprężyłam się i całkowicie odcięłam od świata. Poczułam się jak w mojej bajce, gdzie nie ma nikogo i niczego. Odczucie, jak bym była na haju. Uspokoiłam moje myśli, bicie serca i spokojnie oddychałam.
Otworzyłam oczy i pomyślałam, że przydałby mi się spacer. Niedaleko mojego domu znajdowała się mała sadzawka, nad którą czasami chodziłam, nikogo tam nigdy nie było.
Wstałam z łóżka, podeszłam do szafy i postanowiłam odszukać gdzieś głębiej luźnych ciuchów. Wybrałam krótkie spodenki. Zastanawiałam się czy wybrać jeansowe, czy z materiału, ale zależało mi na tym, by ubrać się luźniej, więc postawiłam na materiałowe. Do tego dołożyłam czarną bokserkę i właściwie byłam gotowa. Udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i trochę się przestraszyłam przez to, co miałam na głowie. Totalny, jak to się mówi - „nieogar”. Artystyczny nieład. Ułożyłam je z małą pomocą lakieru i byłam gotowa.
Otworzyłam drzwi frontowe i pierwsze co poczułam, to wiosenne powietrze, które buchnęło w moją zmęczoną twarz. Po cichu zamknęłam drzwi i z podniesioną głową ruszyłam przed siebie.
Zatraciłam się w zapachu wiosennego wiatru. Tego potrzebowałam. W mojej głowie panował spokój. Spojrzałam na ekran mojego telefonu, żadnych nowych wiadomości, godzina jeszcze młoda, mam sporo czasu dla siebie. Przynajmniej dopóki nie otrzymałam żadnych wieści od Justina.
Skręciłam w stronę łąki. Doskonale znałam drogę nad sadzawkę. Było to dzikie miejsce, zarośnięte gęstą trawą. Właściwie to nie wiem, czy ktokolwiek oprócz mnie i mojego brata wiedział o jej istnieniu.
Gdy już znalazłam się nad sadzawką, usiadłam na brzegu, zdjęłam buty i skarpetki i zamoczyłam nogi do kolan. Woda była letnia, przyjemne uczucie. Miałam ochotę wejść tam cała, ale nie znałam głębokości, chociaż zwykła sadzawka nie mogła być głęboka, ale dla własnego bezpieczeństwa wolę nie sprawdzać.
Usłyszałam szelest i przerażona odwróciłam się w danym kierunku. Zza krzaków wyszedł czarny, młody kot. Podszedł do mnie i ułożył się przy mojej nodze.
- Witaj kolego – westchnęłam, drapiąc go po jego małej główce. - Co tutaj robisz sam?
Leżał spokojnie koło mnie i nic nie robił. Odpoczywał zwyczajnie, mając wszystko w nosie. Tak jak w tej chwili ja.
Poczułam brzęczenie mojego telefonu, w tylnej kieszeni moich spodenek. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Dzwoniła dyrektorka szkoły Matta. Czym prędzej odebrała.
- Halo?
- Dzień dobry, Vanessa.
- Dzień dobry, właściwie dobry wieczór. Coś się stało?
- Tak, otóż od zakończenia zajęć nikt nie przyszedł po Matta. Nie chciałam puścić go samego do domu.
- Mój tata po niego nie przyszedł? - właściwie gdzieś tam w głębi tak przeczuwałam, ale postanowiłam udawać idiotkę.
- Parę minut temu zgłosił się do odbioru mniemany pan Bieber. Mały mówi, że go zna, ale wolałam zadzwonić do ciebie i zapytać, czy oddać małego w ręce chłopaka.
- Tak, może pani... - nagle skojarzyłam fakty, to mógł być Nathan podszywający się. Trochę przegięcie, albo może paranoja, ale musiałam mieć włączony czujnik na wszelki wypadek. - Może pani dać mi go do telefonu?
- Tak oczywiście, chwileczkę.
Przez chwilę w słuchawce zapadła cisza, słyszałam jakieś dziwne szmeranie, przez co zmarszczyłam brwi, ale parę sekund potem usłyszałam ten głos. Ten, który przyprawiał mnie o dreszcze. Przyjemne dreszcze.
- Co jest, Van?
- Justin? Nie, nic. Chciałam się upewnić, czy to na pewno ty.
- Po co? - zapytał zdziwiony.
- Skąd miałam wiedzieć, czy to nie Nathan?
- Faktycznie... Dobra, to ja go zabieram i będę u ciebie za parę minut.
Rozłączyłam się do siebie. W sercu poczułam przyjemne ukłucie. Mój brat żyje, jest cały zdrowy i zaraz go zobaczę. Miałam ochotę skakać z radości, ale jedyne co robiłam to kołysałam się na boki ze szczęścia i machałam nogami pod wodą. Zachowałam się przez chwilę jak psychiczna, ale mojemu czarnemu towarzyszowi to nie przeszkadzało. Obserwował mnie z zaciekawieniem i powoli machał swoim ogonem.
Nagle sobie przypomniałam, tata spał w domu, Matt nie mógł tam wpaść i zobaczyć go w takim stanie. Napisałam szybkiego sms'a do Justina, że jestem nad sadzawką i że Matt wie, gdzie to jest. Wsadziłam smartfona z powrotem do tylnej kieszeni i ułożyłam się na trawie. Przypomniał mi się ojciec. Gdy wróci do alkoholizmu, co zrobimy... Może jeśli od samego początku będę dla niego wsparciem, szybko o tym zapomni. Matt nie może widzieć go w takim stanie, więc szybko muszę zrobić coś w tym kierunku. Zatraciłam się w moich myślach.
Usłyszałam kroki. Nie podniosłam się z trawy, było mi zbyt przyjemnie, mimo burzy myśli.
- Jesteś pewien, że to tu? - usłyszałam gdzieś głos Justina.
- Tak, tak. Zaraz będziemy na miejscu – usłyszałam tym razem Matta. Na dźwięk jego głosu, podniosłam się i czekałam, aż wyłonią się zza gęstych traw.
Pierwszego ujrzałam Matta, który na mój widok, rzucił się na mnie. Ułożyłam go na swoich kolanach i mocno do siebie przytuliłam. Tak strasznie się o niego martwiłam, nie licząc chwili, kiedy poszłam na spacer.
Ze szczęścia popłynęło mi parę łez.
- Nie płacz – powiedział smutno Matt.
- Skarbie, to ze szczęścia – zaśmiałam się.
Poczułam jak Justin składa opiekuńczy pocałunek na mojej głowie.
- Zostawię was, co? - spytał, uśmiechając się do mnie.
Przez chwilę chciałam powiedzieć „tak”, ale pomyślałam o sytuacji z moim ojcem i stwierdziłam, że potrzebuję go obok. Nie chciałam mu o niczym mówić, przynajmniej na razie, ale chyba będę musiała. Chcę być z nim szczera.
- Idziemy na spacer? - spytałam Matta.
- Mhm – mruknął i wstał z moich kolan.
Wyjęłam nogi z wody, chwyciłam moje buty i poczułam jak Justin składa kolejny pocałunek, tym razem na moim czole. Uśmiechnęłam się do niego i jedną ręką objęłam go w pasie, w drugiej trzymając moje buty. Nie chciałam ich zakładać, bo przecież miałam mokre nogi, nie byłoby to przyjemne. Szliśmy w ciszy przez łąkę. Matt biegał pośród traw, co sprawiło, że czułam się szczęśliwa, widząc go tak szczęśliwego.
Nagle podbiegł do nas i zagadnął mnie.
- Głodny jestem – jęknął.
- Zaraz pójdziemy coś zjeść, idź – popchnęłam go lekko, aby pobiegł gdzieś dalej.
Justin wyczuł w moim głosie lekką niepewność i gdy Matt się oddalił na bezpieczną odległość, od razu na mnie spojrzał, marszcząc brwi.
- Justin, bo... jest taka sprawa – zacięłam się. Nerwowo oblizałam wargi. Justin dla otuchy, chwycił moją dłoń i cierpliwie czekał aż cokolwiek mu powiem. - Ja nie mogę z nim wrócić do domu.
- Co masz na myśli? - zdziwił się.
- No bo – odchrząknęłam. - Mój tata, on...
Zaczęłam się trząść z nerwów, naprawdę NIE WIEM, dlaczego aż tak się denerwowałam, nie mogło mi to przejść przez gardło. Justin kciukiem pogłaskał kostki moich dłoni, dodając mi tym otuchy.
- Mój tata się upił. Śpi na razie u siebie w pokoju i nie chcę, żeby Matt go obudził, czy coś w tym stylu...
- Dlaczego się upił? - spytał zmartwiony.
- Nie wiem – szepnęłam. W moim gardle utknęła jakaś gula, która nie pozwoliła mi nic powiedzieć.
- Spokojnie. Zadzwonię do mojej mamy i pójdziemy do niej na kolację, hm?
Wtuliłam się w niego, byłam mu wdzięczna, za to że był. Nie przypuszczałabym, że trafię na tak opiekuńczego 'mężczyznę'. Nie wiem, czy mogłam to w tej chwili powiedzieć, ale chciałabym, żeby nigdy, nigdzie nie odchodził. Żeby był ze mną na zawsze...
* * *
- Dziękuję, Pattie – powiedziałam po skończonym posiłku.
- Nie ma sprawy, naprawdę, zawsze możesz na mnie liczyć.
Poczułam się kochana, nie żebym wcześniej tego nie czuła, ale teraz ta pewność wzrosła.
Wstałam od stołu i razem z Mattem pomogliśmy sprzątnąć po udanej kolacji ze stołu. Gdy już wszystko było sprzątnięte, weszłam do salonu i ujrzałam Justina leżącego na kanapie. Podeszłam do niego i ułożyłam się na nim. Obserwowałam go uważnie, jakbym próbowała znaleźć jakieś wady na jego twarzy. Nie szukałam ich, ale mógł to tak odebrać. Przycisnęłam głowę do jego piersi i cierpliwie słuchałam bicia jego serca.
Poczułam jak chłopak opuszkami palców gładzi skórę moich pleców. Jeździł tak od ramienia do paska od mojego stanika. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą.
Po chwili przesunął rękę na mój kark. Gdy opuszki jego palców zetknęły się z moją delikatną skórą, przeszedł po mnie niewyobrażalny dreszcz. Prawdopodobnie odnalazł moje czułe miejsce, którego ja do tej pory nie znałam. Byłam tak zaskoczona, reakcją mojego organizmu na jego dotyk, że spadłam, a raczej przeturlałam się z niego, na podłogę, co doprowadziło Justina do niekontrolowanego śmiechu.
- Nie śmieszne – burknęłam zirytowana, podnosząc się z podłogi.
- Oj nie bądź taka obrażalska – odpowiedział Justin, zniżając głos i marszcząc nos.
Udałam się do przedpokoju z zamiarem przygotowania się do wyjścia.
- Matt, zbieramy się! - krzyknęłam krótko.
Pochyliłam się, aby założyć buta i poczułam usta Justina, muskające mój kark. Będzie się nade mną teraz znęcał? Chwycił mnie w pasie i zrobił to ponownie jeszcze parę razy. Za każdym razem czułam przeszywający mnie dreszcz.
- Justin – syknęłam, szturchając go łokciem, żeby się odsunął. Uszczypnął mnie w bok, przez co aż podskoczyłam. Miałam łaskotki. Spojrzał na mnie i znacząco poruszył brwiami.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, uciekając od niego.
Justin, nic już nie mówiąc, sam zaczął ubierać buty i szykować się do wyjścia.
- Dziękuję jeszcze raz, Pattie – westchnęłam, przytulając ją. Posłała mi swój ciepły uśmiech, który uwielbiałam. Podnosił na duchu.
- Nie ma za co dziękować, to ja dziękuję, że mogłam was ugościć.
Pożegnała się jeszcze z Mattem i Justinem i mogliśmy wyjść. Skierowałam się do samochodu, gdy usłyszałam, że Justin odblokował wóz, wsiadłam do środka, rozwalając się na siedzeniu. Byłam zmęczona, chciałam już do mojego łóżka. Wyjęłam mój telefon, zerknęłam na godzinę i wsadziła z powrotem do kieszeni. Była już 22? Kiedy to zleciało?
- To do domu? - spytał Justin, wsiadając.
- Mhm – mruknęłam krótko.
- Jesteś zła?
- Zmęczona – westchnęłam.
Pokiwał głową, na znak, że rozumie i wyjechał swoim autem na ulicę.
Przysypiałam na swoim siedzeniu, tak bardzo pragnęłam znaleźć się już w moim łóżku. Zacząć nowy dzień. Iść do szko... nie. Nie mogłam iść do szkoły. Muszę porozmawiać z tatą, zapytać dlaczego sięgnął po alkohol i okłamał mnie, że Matt zniknął. To będzie trudne, czuję to.
- Nad czym tak dumasz? - dziwił się Justin.
- Nad niczym.
Byłam trochę oschła, ale tylko w ten sposób uniknę jakichkolwiek pytań, może go zdenerwuję, ale w obecności mojego brata, nie da się sprowokować.
- Jesteśmy na miejscu – zakomunikował.
Podniosłam się lekko i wyciągnęłam się, ziewając.
- Wow, nie za wygodnie ci było? - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się tylko, nie chciałam już nic mówić.
Matt wysiadł, na co pocałowałam szybko Justina w usta i wysiadłam, żeby nie wzbudzać w nim podejrzeń. Ruszyłam równo z nim w stronę frontowych drzwi.
- Tylko cii, bo tatuś śpi, okej? - spytałam z nadzieją, że go nie obudzi. Bałam się go trochę po pijaku. Nie żeby coś mi zrobił, ale od zawsze bałam się pijanych ludzi...
Weszliśmy do środka, usłyszałam standardowo jak Justin odjeżdża. Zawsze musiał poczekać, aż wejdę do domu.
Poszłam na górę, ułożyłam mojego brata do spania i sama udałam się do swojego pokoju. Byłam naprawdę bardzo zmęczona i chciałam już poczuć miękkość mojego łóżka i mojej poduszki, nie wspominając o cieple mojej kołdry, ale postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic.
Strumień ciepłej wody zgrał się razem z delikatnością mojej skóry. Wycierając się, zerknęłam do lustra na siniaka, z którego jak na razie jedynie zeszła opuchlizna. Plecy były prawie w normie, jeszcze parę dni.
W końcu mogłam ułożyć się w moim łóżku. Westchnęłam ciężko i rozluźniłam mięśnie. Zerknęłam po raz ostatni na swój telefon. Zauważyłam, że mam jedną nieodebraną od Justina, sprzed dwóch minut.

Od; Justin
Kolorowych snów, widzimy się jutro :)

Uśmiechnęłam się do siebie i pogrążyłam się w głębokim śnie.
____________________________
Przepraszam, nie wiedziałam, że to już 5 dni minęło od ostatniego rozdziału.
Macie tu dziewiętnastkę - można hejtować. :)
Za 3-4 dni POSTARAM SIĘ (bo jestem w lesie z rozdziałami) dodać kolejny,
a wraz z dodaniem dwudziestego, dodam prolog na drugiego bloga, który według mnie jest ciekawszy. ;_;
No ale opinię pozostawiam jak najbardziej Wam.
do nn. :)
@Nestlee_x3

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 18

Biegłam przed siebie, sama nie wiem gdzie. W mojej głowie wybuchła burza myśli. Przez chwilę nie mogłam myśleć racjonalnie. Dopiero gdy dopuściłam do siebie myśl, że Matt może nie żyć, otrząsnęłam się – to niemożliwe, na pewno żyje.
Zaczęłam się kierować w stronę parkingu. Na szczęście zapamiętałam drogę, zresztą nie była taka długa. Nie wiem dlaczego biegłam, może chciałam w ten sposób wyrzucić z siebie wszystkie emocje.
Nagle przed sobą ujrzałam owy parking, a po chwili usłyszałam Justina, wykrzykującego moje imię. Nie oglądając się za siebie, dalej biegłam. Łzy zaczęły napływać do moich oczu, nie widziałam nic. Potknęłam się o krawężnik i upadłam na kolana. Przejechałam tak około metr, zdzierając sobie skórę, aż do krwi. Przez to wszystko nawet nie czułam bólu.
Justin od razu znalazł się przy mnie. Szybko biega, nie ma co... Cały zdyszany, wziął mnie na ręce i usiadł na najbliższej ławce, sadzając mnie na swoich kolanach.
- Hej, co się stało? - spytał, wycierając kciukiem moje spływające łzy.
Dopiero parę minut później byłam w stanie cokolwiek powiedzieć, gdy już mój oddech się wyrównał, a adrenalina opadła.
- Matt zniknął. Chyba ktoś go porwał – wydukałam.
Justin przez chwilę siedział nieruchomo, rozważając dokładnie, to co powiedziałam. Odciął się na chwilę od świata. Wpatrywałam się w niego, szukając w jego oczach jakiejkolwiek emocji, żeby wiedzieć czego się spodziewać, jednak nic nie znalazłam. Zauważyłam jak z czasem jego klatka piersiowa zaczęłam unosić się coraz wyżej i szybciej. Z nerwów zrobił się cały czerwony.
- Chodź, jedziemy – powiedział nagle.
Zsunął mnie ze swoich kolan i pobiegliśmy do samochodu. Justin ruszył z piskiem opon. Ale właściwie to dokąd jechaliśmy? Bałam się o cokolwiek pytać, bo wiedziałam jak bardzo się zdenerwował.
- Justin, gdzie nas wieziesz?
- Do ciebie – odpowiedział, patrząc pusto przed siebie. Był spięty, tak samo jak ja.
Nastała między nami głucha, niezręczna cisza. Nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, zadzwoniłam do taty. Odebrał praktycznie od razu, jakby tylko czekał, aż do niego zadzwonię.
- Tato? Gdzie teraz jesteś?
- Właśnie wróciłem do domu z komisariatu – załamałam się jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam jego smutny głos. Nienawidzę, gdy ktoś z moich bliskich jest smutny. - Powiedzieli, że zrobią co w ich mocy, żeby go odszukać.
- Mam nadzieję, że nic mu nie będzie i że to jakieś nieporozumienie. – westchnęłam. - Jedziemy do ciebie.
- My?
- No, ja i Justin.
- Van, czy ty mu mówisz wszystko co się wokół ciebie dzieje? - powiedział oburzony.
- Tato, nie mam zamiaru się z Tobą teraz sprzeczać. Najważniejsze, żeby Matt się znalazł, potem możesz na mnie krzyczeć ile chcesz.
- Masz rację. Tylko nie myśl, że ten temat skończony, porozmawiamy jeszcze o tym – powiedział i się rozłączył.
Wpuszczał go normalnie do domu, ale jak jesteśmy sami, to się czepia, że się z nim zadaję. Nie rozumiem... Był moim ojcem, a ja byłam jego jedyną córką, może to dlatego. To podchodziło trochę pod dwulicowość... Przy nim udawał, że go lubi, a przy mnie już miał wątpliwości.
Poczułam dłoń Justina na moim udzie, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
- Będzie dobrze – szepnął i uśmiechnął się. Taki zwykły gest, naprawdę podniósł mnie na duchu. Chwyciłam jego dłoń w moje dwie i głaskałam swoimi opuszkami, wpatrując się w nią. W duchu modliłam się, żeby jej nie cofał. Na szczęście dopiero pod moim domem zabrał rękę.
- Nie wejdziesz? - spytałam, gdy zauważyłam, że chłopak nie wysiada.
- Raczej nie sądzę, żeby to był dobry pomysł...
- Bo...?
- Twój tata by sobie tego nie życzył. Idź już, ja pojadę po chłopaków i pojedziemy do Nathana. Ty powinnaś zostać ze swoim tatą.
- Dzięki – uśmiechnęłam się smutno i zatrzasnęłam drzwi auta. Dopiero gdy weszłam do domu – odjechał. Zaśmiałam się do siebie pod nosem. Moja mina zrzędła, gdy ujrzałam mojego tatę z butelką jakiejś taniej wódki w dłoni. Podbiegłam do niego wyrywając mu ją.
- Cholera, tato! Matt nas teraz potrzebuje, musimy go szukać, a ty będziesz teraz chlał! Taki z ciebie ojciec? - oburzyłam się. Nie wiem ile on zdążył wypić w dosłownie parę minut jak mnie nie było, ale wiem, że nie był w stanie nic ze sobą zrobić.
Zakręciłam korek butelki i schowałam ją do najwyżej położonej szafki w salonie. Wzięłam mojego ojca pod rękę i zaprowadziłam do jego pokoju.
- Będziesz miał ostrego kaca rano, kolego – powiedziałam do siebie. Nie dość, że Nathan miał mnie na celowniku, nie mam pojęcia czy policja się nim interesuje czy nie, ale jeśli nie to chwała Bogu, bo jestem bezpieczna. Matta porwali, nie wiadomo co się z nim dzieje, czy jest bity, nękany, obrażany, więziony, gwał... nie. Stop. Do tego mojemu ojcu alkoholu się zachciało. Kiedyś miał problem z alkoholem, po rozwodzie z moją mamą... Ale jak zagrozili mu utratą pracy, opanował się bo nie miałby pieniędzy na utrzymanie nas.
Ułożyłam go w łóżku, na szczęście się nie stawiał. Pobiegłam do swojego pokoju i pierwsze co zrobiłam, popłakałam się. Łzy lały się ze mnie strumieniami. Cała zapłakana postanowiłam zadzwonić po Kim i Dianę. Potrzebowałam kogoś, kto mnie przytuli, po Justina nie dzwoniłam, bo szukał Matta.
Kim, słysząc mój słaby głos, zmartwiła się bardzo. Nie pytając o nic, powiedziała, że będzie za parę minut. Ucieszyłam się, mimo tylu spływających łez. Byłam kompletnie załamana i przewrażliwiona na punkcie wszystkiego. Myślałam, że rozpadnę się na małe kawałeczki, ale dla Matta musiałam jakoś się trzymać. No po prostu musiałam. Potrzebował teraz pomocy.
Zdałam sobie sprawę z tego, jak on musiał teraz cierpieć. W końcu był to młody, niewinny chłopczyk, który nikomu nigdy niczym nie zawinił, nie zrobił nikomu krzywdy.
Usłyszałam, jak ktoś wbiega po schodach do góry. Była to więcej niż jedna osoba. Odsunęłam się od drzwi i chwilę po tym wbiegły do pokoju dziewczyny. Wstałam i wtuliłam się w nie obie, zalewając się jeszcze większym morzem łez.
- Jejciu, skarbie, uspokój się, proszę... - powiedziała spokojnie Diana.
- Justin ci coś zrobił? - przeraziła się Kim.
Dlaczego każdy posądzał o wszystko Justina.
- Zwariowałaś? - udało mi się wypowiedzieć, pomiędzy szlochami.
- Kocie, uspokój się i opowiedz, co się dzieje.
Usiadłyśmy w kółku na moim łóżku, otarłam ostatnie łzy i postanowiłam mówić.
- Więc. Byłam z Justinem w restauracji. Złożyliśmy zamówienie i...
- I? Van, mów – niecierpliwiła się Kim.
Posłałam jej surowe spojrzenie, na znak, że ma się tak niecierpliwić, bo przecież wszystko jej zaraz opowiem.
- Była scena zazdrości z jego strony.
Obie ze zdumienia, zakryły dłonią usta.
- Żartujesz? To słodkie – pisnęła Diana.
- Słodkie, prawda? Pomyśleć, że Justin mógłby być zazdrosny o mnie – uśmiechnęłam się do siebie.
- Co dalej? - pośpieszała mnie Kim. Boże, ta to jest niecierpliwa.
- No więc, chwilę później dostałam sms'a od mojego taty, że Matt zniknął. Nie ma go. Rozumiecie? Nie ma mojego brata – rozkleiłam się.
Obie od razu mnie przytuliły i próbowały uspokoić. Dosyć szybko się otrząsnęłam. Gdy wróciła myśl, że to nie czas na płacz, że muszę się wziąć w garść dla niego, uspokoiłam się.
- A co na to twój tata, Justin, gdzie oni są?
Gdy to usłyszałam, wszystko się we mnie zagotowało.
- Więc, Justin pojechał go szukać razem ze swoimi kumplami.
- Masz jakieś podejrzenia, gdzie on może być?
Westchnęłam głośno, jak pomyślałam o Nathanie i o tym, co w tej chwili może robić mojemu bratu, po całym ciele przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Sądzę... - miałam wątpliwości co do tego, ale przypomniało mi się jak Matt mówił, że widział (prawdopodobnie) Nathana pod swoją szkołą. - Tak, sądzę, że to może być Nathan.
- Nathan? - zdziwiły się obie.
- Chodzi ci o tego, co przez parę godzin więził cię w piwnicy? - spytała Kim.
- Tak, o tego.
- Dlaczego akurat on?
- Niedawno z Mattem rozmawiałam i powiedział, że jakiś człowiek zakapturzony, stał pod bramą jego szkoły i chyba go wołał. Nawet chciał wejść na teren szkoły, ale się wycofał.
- Tak naprawdę nie masz pewności, czy to był on...
- Wiesz, tylko z nim mam na pieńku, poza tym Nathan sam to potwierdził.
- Rozmawiałaś z nim? - oburzyła się Kim. Zresztą nic dziwnego...
- Tak. Rozmawiałam.
- Ale tak SAM na SAM? - widziałam przerażenie w jej oczach, co trochę mnie rozbawiło. - No i z czego ty się śmiejesz, to nie było mądre z twojej strony.
- Uspokój się, Seb był wtedy ze mną. Nathan nie przyszedł wtedy po to, żeby mi coś zrobić, tylko żeby mnie ostrzec.
- Seb – przewróciła teatralnie oczami.
- Hej, nie bądź taka, przeprosił za wszystko...
Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, ale zaczęła się kolejna seria pytań.
- Skoro Justin pojechał go szukać, my siedzimy tu... Co robi twój ojciec?
- Mój ojciec ma, delikatnie mówiąc... Wszystko w dupie.
-
Przepraszam, co?
Pokiwałam niemo głową, aby potwierdzić moje słowa.
- Czemu tak sądzisz? - tym razem spytała Diana.
- Wróciłam do domu, a tam co? Mój ojciec na kanapie z butelką wódki, narąbany w trzy dupy.
Były w szoku i przez chwilę nie potrafiły wydusić z siebie nic konkretnego...
- Czy on kiedyś nie miał problemu z alkoholem? - dopytywała się Kim.
- Właśnie w tym problem... Boję się, że to znowu wróci.
- Chyba czeka cię poważna rozmowa, jak już wytrzeźwieje.
- No dobra, to jutro, jak się obudzi, ale co teraz?
Wszystkie trzy siedziałyśmy i nie wiedziałyśmy co począć. Co możemy zrobić.
- Może zadzwoń do Justina?
- Gdyby coś udało mu się ustalić, zadzwo...
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu ujrzałam „
Justin”. Trochę się wystraszyłam , bo nie wiedziałam co chciał mi przekazać.
- Masz zamiar odebrać? - spojrzałam na nią, westchnęłam i odebrałam.
Zawahałam się jeszcze, zanim przyłożyłam telefon do ucha, ale skoro już odebrałam, nie ma odwrotu.
- Tak?
- Słuchaj, u Nathana na pewno go nie ma... Szukamy dalej, ale zanim się czegoś dowiem, to potrwa, więc spróbuj nie zasnąć.
- Justin, ja mam jutro szkołę, wiesz?
- Ty chyba żartujesz, że w takiej sytuacji pójdziesz jutro do szkoły – prychnął.
- To ja jutro nie idę do szkoły? - zdziwiłam się.
- Raczej nie, przynajmniej dopóki nie znajdzie się twój brat, będziesz miała więcej czasu dla mnie, nie?
- Wiesz co, cieszę się, że przynajmniej ty jesteś tak pozytywnie do wszystkiego nastawiony...
- A co robi teraz twój tata? Czeka na telefon od policji, czy coś?
- Justin, bo... - zaczęłam smutno, powstrzymując łzy.
- Hej, stało się coś? - zmartwił się.
- Wiesz, później o tym porozmawiamy, okej?
- Jak chcesz – oburzył się lekko.
- Nie chodzi o to, że nie chcę ci mówić.
- To o co?
- To nie jest rozmowa na telefon.
- Niech ci będzie. Trzymaj się – powiedział i się rozłączył.
Dziewczyny spojrzały na mnie znacząco,
zachęcając mnie do mówienia.
- Więc, jak na razie nie za dużo wie, ale Matt na pewno nie jest u Nathana...
- No to w sumie, kamień z serca, ale skoro dalej nie wiemy co się stało, ani nic... to w głębokiej dupie siedzimy.
- Dzięki za pocieszenie, Kim...
Może policja już coś ma...
- Gdyby coś mieli, od razu by zadzwonili.
- Ale oni zapewne mają numer mojego taty zapisany, a przecież on nie odbierze...
Czekałam niecierpliwie, aż ktokolwiek odbierze. Gdy usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, zestresowałam się lekko i bałam się, że się nie odezwę i się rozłączy, ale wzięłam się w garść.
- Witam, chciałabym zapytać, czy wiadomo już coś w sprawie zaginięcia Matta Harrisona?
- Chwileczkę, młoda damo.
W słuchawce zapadła cisza. Miałam wrażenie, że trwała ona wieczność, mimo że było to tylko parę sekund.
- Niestety, w przeciągu dwóch dni, nie uzyskaliśmy żadnego zgłoszenia dotyczącego Matta Harrisona...
- Przepraszam,
co?
_________________________________
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, bo już mnie oczy bolą od tego monitora i nie mam ochoty na sprawdzanie przecinków, literówek etc.
Mówicie, że nie dam rady pisać dwóch opowiadań, a jak narazie jakoś mi idzie i nie zaniedbuje żadnego z opowiadań.
Jeśli chodzi o drugie opowiadanie. Prolog pojawi się SOON :)

Proszę o komentarze, bo to strasznie motywuje :)

Chciałabym wam jeszcze podziękować za ponad 10 tysięcy wyświetleń. WOW, gdy to zobaczyłam prawie z krzeszła spadłam. Nie zdążyłam wam podziękować, a wbiło mi już 11 tysięcy i zaraz stuknie 12 tys. Dziękuję wam, że tak was tu sporo wchodzi, skoro wbijacię mi jakieś 1000 wejść na 2-3 dni *-*

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 17

- Wstawaj, Van! - tym razem był to Matt. Nie miałam ochoty na ruszanie się spod ciepłej kołdry. Wskoczył na łóżko i położył się obok mnie. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego wzdychając. - Miałem nie mówić, ale Justin jest na dole.
- Żartujesz? - szepnęłam.
- Nie, naprawdę siedzi na dole.
- To idź już, a ja się ubiorę i zejdę za chwilę – dał mi całusa w policzek i wyszedł.
Jak najprędzej zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki w celu poprawienia stanu moich włosów i twarzy. Nie chciałam, żeby czekał na mnie długo, więc wszystko robiłam ze zwiększoną szybkością. Gdybym robiła wszystko bardzo wolno, zresztą jak zawsze, pomyślałby, że jestem jakaś... no wiecie o co mi chodzi.
Dobrze, że przed pójściem spać przygotowałam sobie ciuchy na rano, inaczej biedny musiałby czekać jeszcze jakieś dobre piętnaście minut.
Gdy już byłam gotowa, podeszłam jeszcze do lustra w łazience, aby obejrzeć siniaka, którego tak bardzo nienawidziłam. Nic się nie zmieniło, a jak już, to na gorsze. Przejechałam palcami naokoło siniaka, rzeczywiście w tym miejscu miałam napuchnięte. Lekko na niego nacisnęłam, przeszedł mnie dreszcz. Potem nacisnęłam trochę mocniej, ale gdy poczułam ostrzejszy ból, zostawiłam go, chwyciłam torbę z książkami i udałam się do przedpokoju. Miałam udawać, że nic nie wiem o jego obecności.
Odłożyłam torbę i zaczęłam udawać, że szukam czegoś w niej, gdy poczułam dłonie Justina, które delikatnie położył na moich biodrach, a chwilę potem jego ciepłe wargi na moim ramieniu. Cicho mruknęłam i przymknęłam oczy, uśmiechając się do siebie.
Zaśmiał się w zagłębie mojej szyi. - Twój tata jest w pokoju obok, a ty tak mruczysz – szepnął.
- Tak na mnie działasz, nic nie poradzę – zaśmiałam się. - Co tu robisz?
- Odwożę cię do szkoły – mruknął seksownie prosto do mojego ucha, przez co przeszły mnie dreszcze, a mój oddech stał się nierówny.
- Musisz akurat do szkoły? - westchnęłam.
- A dokąd byś chciała, jeśli nie do szkoły? - mruknął tym samym tonem.
- Może do ciebie? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Niegrzeczna jesteś – klepnął mnie w tyłek, na co ja podskoczyłam ze zdziwienia. - Won, śniadanie jeść – powiedział stanowczo i wskazał palcem w stronę kuchni.
Zrobiłam minę urażonej pięciolatki i bardzo wolno udałam się do kuchni.
- Zrób sobie płatki czy coś, bo ja dziś nic nie pichciłem – powiedział całując mnie w głowę na dzień dobry.
- Jasne, spoko.
- Mogę cię jeszcze prosić na słówko? - podążyłam za nim do przedpokoju i oparłam się o ścianę. - Van, nie ufam temu chłopakowi, ja...
- Tato, on już tu tyle razy przychodził i dopiero teraz na to reagujesz?
- Uważam, że nie jest odpowiedni. Boję się, że zrobi ci krzywdę. Wiesz o czym mówię? - spojrzał na mnie jednoznacznie. Justin by mnie nie zgwałcił, błagam.
- I powiedział ci to Sebastian, chłopak który praktycznie mnie pobił.
- Skoro oni się znają, Justin być może jest taki sam. Może zrobić ci to samo.
- Tato, nie. Wiem co robię.
- Ale jeśli coś się stanie, zawsze możesz przyjść i porozmawiać.
- Wiem – pocałowałam go w policzek. - Idź już, bo Matt się spóźni.
- Wiesz co robisz? - usłyszałam za sobą, gdy tylko mój tata zatrzasnął za sobą drzwi.
- Podsłuchiwałeś – stwierdziłam, uderzając go w ramię.
- Przyniosłem ci śniadanie, ale jeśli chcesz mnie bić...
Powiedział, idąc w stronę kanapy, zajadając się moimi płatkami.
- Justin, to moje śniadanie! - krzyknęłam podbiegając do niego. Zdążył już zjeść trzy porządne łyżki z mojego dania.
- Masz – odpowiedział, przysuwając do mojej twarzy łyżkę, na którą nałożył trochę czekoladowych kulek.
- Chcesz mnie karmić? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Czemu nie...
- Jus...
- AAAAAA – przerwał mi, przysuwając jeszcze bliżej łyżkę.
Jeszcze nie zdążyłam zjeść jednej porcji, kiedy Justin już zdążył nałożyć kolejną łyżkę i zmierzał nią w stronę mojej twarzy. Nie miałam innego wyjścia, jak „przyjąć” ją.
- bubsb... - próbowałam coś powiedzieć, na co Justin zaczął głośno się śmiać.
Serio, nie mógł się opanować. Ja miałam do czynienia z Justinem, który wyglądał na groźnego zabójcę, czy z dzieckiem?
- O co ci chodzi? - spytałam oburzona, gdy już wszystko zjadłam.
- O nic, tylko – odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. - Zabawnie to zabrzmiało, tyle.
Westchnęłam ciężko, posłałam mu złowrogie spojrzenie i ruszyłam w stronę przedpokoju.
- Nie złość się – śmiał się dalej, próby opanowania śmiechu nic nie dawały. Chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie, przez co aż zgięłam się w pół. Po obu stronach poczułam ból, zdaje się, że uraz po potrąceniu, znów dał o sobie znać. Włożył swoje ciepłe dłonie, pod moją koszulkę i gładził opuszkami palców moje biodra po obu stronach. - Nie chciałem – szepnął, opierając głowę na moim ramieniu.
- Mhm – zastanawiałam się tylko, kiedy to przestanie boleć. Kiedy zniknie ten pieprzony siniak i kiedy biodro wróci do zdrowia.
- Dokończ śniadanie i jedziemy.
Wyrwałam się z jego uścisku, wzięłam miskę ze stołu i usiadłam na kanapie. Po chwili stanął za kanapą, pochylił się nade mną i zaczął podgryzać moje ramię. Może i było to przyjemne, ale też denerwujące, bo coraz bardziej się ze mną w ten sposób drażnił.
- Możesz przestać? - syknęłam.
- Nie.
Wstałam dojadając końcówkę i odłożyłam miskę do zlewu w kuchni.
- Możemy jechać.
* * *
- O której po ciebie być?
- Kończę równo o piętnastej – odpowiedziałam, wysiadając z auta.
- Miłego dnia – uśmiechnął się, po czym odjechał.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ku wejściu do szkoły. Zanim zdążyłam przekroczyć jej mury, dorwała mnie Kim.
- Justin cię odwiózł? Awww – przywitała mnie, szturchając mnie łokciem prosto w żebra.
- Spadaj – zaśmiałam się. - Nie byłaś rano na w-fie?
- Jakoś nie chciało mi się iść. Diany dziś nie będzie cały dzień, jedzie do dentysty, a potem już jej się nie opłaca przychodzić.
Dzisiejsze lekcje były trochę luźniejsze. Na angielskim oglądaliśmy film, na chemii cały czas obliczaliśmy stężenie procentowe substancji, prościzna. Na historii kolejny film. O pierwszej wojnie światowej. Biologię musiałam jakoś przetrwać, to nie była moja bajka.
Nareszcie nadszedł czas przerwy obiadowej. Spędziłam ją z Kim. Wygłupiałyśmy się jak nigdy. Przy niej zawsze mogłam zapomnieć o problemach, jak i o nich porozmawiać.
- Wiesz, że podobno w przyszłym tygodniu jakiś nowy uczeń ma być z nami w klasie? - zaczęła Kim.
- Skąd wiesz?
- Szłam sobie korytarzem i na środku stał Dyrektor z naszym wychowawcą i coś tam podsłuchałam, jak przechodziłam obok.
- Hmm, no to chyba będzie ciekawie...
Gdy usłyszałyśmy dzwonek, niechętnie wstałyśmy z trawnika i udałyśmy się na 3 ostatnie lekcje.
Siedząc obok Kim na godzinie z wychowawcą, tak mnie zagadała, że zapomniałam o Justinie. Nagle wzięło mnie na rozmyślanie. Miał mi wynagrodzić wczorajszy dzień. Ciekawe gdzie mnie zabierze.
Usłyszałam dzwonek. Pochłonięta myślami, wystraszyłam się go. Zapomniałam o świecie.
- Odprowadzić cię? - zagadnęła mnie Kim na korytarzu szkolnym.
- Nie, jadę gdzieś z Jusem. Jeszcze nie wiem gdzie...
- Uuuu... Miłej zabawy, opowiesz mi wszystko wieczorem – rozkazała.
- Tak jest.
Pewnym krokiem wyszłam ze szkoły. Rozejrzałam się po parkingu w poszukiwaniu Justina. Gdy większa grupka ludzi się rozeszła, ujrzałam go. Stał oparty o maskę samochodu i rozmawiał z dwoma dziewczynami. Rozpoznałam je. Były to te z grupy „pustych lalek”. Każdy kto chciał, mógł je przelecieć. Obserwowałam ich, żeby zobaczyć jak zachowa się Justin...
Był dla nich uprzejmy, ale w wyrazie jego twarzy, była zauważalna niechęć, co do nich. Robił im łaskę, że z nimi rozmawia. Zaczęłam iść w ich stronę. Byłam w połowie drogi do nich, kiedy jedna z nich przycisnęła swoje ciało do ciała Jusa i próbowała go pocałować. Nachalna ździra. Zatrzymałam się i stałam tam zszokowana. Byłam pewna, że Justin ją pocałuje, nie wiem dlaczego, po prostu to wiedziałam, jednak Jus mnie nie zawiódł i odepchnął ją delikatnie od siebie. Wyraz jej twarzy był bezcenny. Chciała spróbować jeszcze raz, zaczęła gładzić go po klatce piersiowej, ale w tym momencie Justin zauważył mnie. Wstał, odtrącając dziewczynę i podążając w moją stronę.
Poruszył brwiami, w sposób, który mnie rozśmieszył, ale nie potrafiłam nic zrobić, byłam lekko wkurwiona. Przygryzł wargę, gdy zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Śmieszne, przecież widział mnie już rano...
Myślałam, że pocałuje mnie jak zwykle w czoło, ale on „zaskoczył mnie”. Odwrócił nas bokiem do tych dziewczyn, aby wszystko dokładnie widziały. Złapał mój podbródek, bym na niego spojrzała i pocałował mnie czule w usta. Czekałam na ten dzień, kiedy zrobimy jakikolwiek krok do przodu, chyba że zrobił to wyłącznie na pokaz.
Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Te puste laski prawie zjadły mnie wzrokiem. Jutro w szkole będzie ciekawie, chociaż możliwe, że nawet do mnie nie podejdą.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, gdy już Justin odpalił wóz.
- Na obiad. Do restauracji.
O nic więcej nie pytałam, oparłam głowę o szybę i podziwiałam widoki zza okna.
Dojechaliśmy w jakieś dziesięć minut. Napisałam do taty sms'a, że zjem na mieście, mając nadzieję, że się nie sprzeciwi, bo już za późno na sprzeciw.
Justin wysiadł z samochodu i podbiegł, by otworzyć drzwi z mojej strony. Podał mi swoją dłoń i pomógł wysiąść, całując jeszcze przy tym w usta. Rozejrzałam się i kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Byliśmy na szarym prawie pustym parkingu. Spojrzałam na niego przerażona. Gdzie on mnie wywiózł?
- Dalej pójdziemy, to niedaleko – zaśmiał się, widząc moje zdziwienie.
Pokiwałam niemo głową i ruszyliśmy przed siebie. Kiedy tak szliśmy, zaczęłam kojarzyć gdzie jesteśmy. Mniej więcej. Nigdy tutaj nie byłam jakoś dłużej, ale przejeżdżałam parę razy, gdy jechałam do kuzynki, ale że rzadko ją odwiedzaliśmy, miałam prawo tego nie pamiętać.
Wychodząc zza rogu, ujrzałam ową restaurację. Wyglądała, jakby była stworzona specjalnie dla bogaczy.
- Justin? Sądzisz, że stać cię na ten cały „obiad”?
- Tak, dlaczego pytasz? - spytał lekko zmieszany.
- Tak po prostu...
Zmarszczył brwi, ale o nic już nie pytał. Nic dziwnego, raczej dziewczyny nie pytają o takie rzeczy na randkach, jeśli można uznać to za randkę.
Otworzył drzwi lokalu i puścił mnie przodem. Wychowany to on był, to trzeba było mu przyznać. Wszystko było pokryte barwami biało – brązowymi, co wyglądało uroczo. Brązowe stoły, na nich białe, bądź kremowe obrusy. Brązowe krzesła, których oparcia były pokryte delikatnymi białymi wzorami. W dodatku wszystko było zadbane, wysprzątane.
- Chodziłem tutaj zawsze z mamą, gdy miałem urodziny. Każdego roku.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tu jest pięknie, Justin – szepnęłam. Chłopak jedynie spojrzał na mnie, a kąciki jego ust lekko się uniosły. Pokierował mnie w stronę stolika, stojącego w rogu. Prawie od razu, po usadowieniu się, otrzymaliśmy menu. Był tak duży wybór, że z początku na prawdę byłam zmieszana, bo nie miałam pojęcia co wybrać.
- Justin, oni mają za duży wybór – jęknęłam.
- To chyba dobrze. Wolałabyś, żeby podawali tylko golonkę i piwo?
Posłałam mu złowrogie spojrzenie, na co on tylko się zaśmiał. Aż tak bardzo go rozśmieszałam? Był taki rozbawiony, od kiedy zabrał mnie spod szkoły.
Wkrótce podszedł do nas kelner. Złożyłam swoje zamówienie, patrząc jedynie w moje menu. Gdy była kolej Justina, spojrzałam na kelnera. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, był nieziemsko przystojny, jeszcze w tym wdzianku kelnera było mu do twarzy.
Gdy odchodził, poczułam jak Justin delikatnie mnie kopnął. Przywrócona do rzeczywistości, skierowałam na niego swój wzrok. W wyrazie jego twarzy ujrzałam czystą zazdrość, przez co uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Coś nie tak? - spytałam, nadal się uśmiechając.
- Wszystko w porządku – westchnął. Był lekko podirytowany, czułam to.
- Czyżby nasz pan Bieber był zazdrosny? - powiedziałam, akcentując ostatni wyraz.
Po tych słowach, Justin zaczął unikać mojego wzroku, nerwowo poprawiając się na krześle. - Aww, czyli jednak mam rację. Nie masz o co, Justin – powiedziałam, muskając opuszkami moich palców, jego dłoń.
Odsunął ode mnie swoją dłoń, przez co poczułam się odtrącona. Momentalnie zrobiło mi się przykro, ale próbowałam przekonać samą siebie, że to przez tą jego zazdrość.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać? - spytałam, unosząc jedną brew.
- Może...
- Oj, Justin. Przestań być takim zazdrośnikiem – powiedziałam zniżając głos, aby go chociaż trochę rozśmieszyć, oczywiście udało mi się.
Nagle usłyszałam sygnał z mojego telefonu, oznajmiającego, że dostałam sms'a. Chwyciłam go w dłoń, odblokowałam i ujrzałam że to od taty.

Od: Tata
Matt znilknął. Cahyba ktoś go portwał.

Literówki, znajdujące się w wiadomości, oznaczały, że pisał ją pod wpływem ogromnego zdenerwowania. Uderzyła mnie fala ciepła.
Zerwałam się z krzesła i czym prędzej wybiegłam z restauracji.
_________________________________________________________________
Dzień dobry miśki.
Przybywa was tu cały czas, cieszę się <3
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Liczę na komentarze, bo to naprawdę cieszy i motywuje do dalszej pracy, bo wtedy wiem, że nie piszę tego tylko dla siebie :)
Do nn. <3

Nestlee_x3