niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 17

- Wstawaj, Van! - tym razem był to Matt. Nie miałam ochoty na ruszanie się spod ciepłej kołdry. Wskoczył na łóżko i położył się obok mnie. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego wzdychając. - Miałem nie mówić, ale Justin jest na dole.
- Żartujesz? - szepnęłam.
- Nie, naprawdę siedzi na dole.
- To idź już, a ja się ubiorę i zejdę za chwilę – dał mi całusa w policzek i wyszedł.
Jak najprędzej zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki w celu poprawienia stanu moich włosów i twarzy. Nie chciałam, żeby czekał na mnie długo, więc wszystko robiłam ze zwiększoną szybkością. Gdybym robiła wszystko bardzo wolno, zresztą jak zawsze, pomyślałby, że jestem jakaś... no wiecie o co mi chodzi.
Dobrze, że przed pójściem spać przygotowałam sobie ciuchy na rano, inaczej biedny musiałby czekać jeszcze jakieś dobre piętnaście minut.
Gdy już byłam gotowa, podeszłam jeszcze do lustra w łazience, aby obejrzeć siniaka, którego tak bardzo nienawidziłam. Nic się nie zmieniło, a jak już, to na gorsze. Przejechałam palcami naokoło siniaka, rzeczywiście w tym miejscu miałam napuchnięte. Lekko na niego nacisnęłam, przeszedł mnie dreszcz. Potem nacisnęłam trochę mocniej, ale gdy poczułam ostrzejszy ból, zostawiłam go, chwyciłam torbę z książkami i udałam się do przedpokoju. Miałam udawać, że nic nie wiem o jego obecności.
Odłożyłam torbę i zaczęłam udawać, że szukam czegoś w niej, gdy poczułam dłonie Justina, które delikatnie położył na moich biodrach, a chwilę potem jego ciepłe wargi na moim ramieniu. Cicho mruknęłam i przymknęłam oczy, uśmiechając się do siebie.
Zaśmiał się w zagłębie mojej szyi. - Twój tata jest w pokoju obok, a ty tak mruczysz – szepnął.
- Tak na mnie działasz, nic nie poradzę – zaśmiałam się. - Co tu robisz?
- Odwożę cię do szkoły – mruknął seksownie prosto do mojego ucha, przez co przeszły mnie dreszcze, a mój oddech stał się nierówny.
- Musisz akurat do szkoły? - westchnęłam.
- A dokąd byś chciała, jeśli nie do szkoły? - mruknął tym samym tonem.
- Może do ciebie? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Niegrzeczna jesteś – klepnął mnie w tyłek, na co ja podskoczyłam ze zdziwienia. - Won, śniadanie jeść – powiedział stanowczo i wskazał palcem w stronę kuchni.
Zrobiłam minę urażonej pięciolatki i bardzo wolno udałam się do kuchni.
- Zrób sobie płatki czy coś, bo ja dziś nic nie pichciłem – powiedział całując mnie w głowę na dzień dobry.
- Jasne, spoko.
- Mogę cię jeszcze prosić na słówko? - podążyłam za nim do przedpokoju i oparłam się o ścianę. - Van, nie ufam temu chłopakowi, ja...
- Tato, on już tu tyle razy przychodził i dopiero teraz na to reagujesz?
- Uważam, że nie jest odpowiedni. Boję się, że zrobi ci krzywdę. Wiesz o czym mówię? - spojrzał na mnie jednoznacznie. Justin by mnie nie zgwałcił, błagam.
- I powiedział ci to Sebastian, chłopak który praktycznie mnie pobił.
- Skoro oni się znają, Justin być może jest taki sam. Może zrobić ci to samo.
- Tato, nie. Wiem co robię.
- Ale jeśli coś się stanie, zawsze możesz przyjść i porozmawiać.
- Wiem – pocałowałam go w policzek. - Idź już, bo Matt się spóźni.
- Wiesz co robisz? - usłyszałam za sobą, gdy tylko mój tata zatrzasnął za sobą drzwi.
- Podsłuchiwałeś – stwierdziłam, uderzając go w ramię.
- Przyniosłem ci śniadanie, ale jeśli chcesz mnie bić...
Powiedział, idąc w stronę kanapy, zajadając się moimi płatkami.
- Justin, to moje śniadanie! - krzyknęłam podbiegając do niego. Zdążył już zjeść trzy porządne łyżki z mojego dania.
- Masz – odpowiedział, przysuwając do mojej twarzy łyżkę, na którą nałożył trochę czekoladowych kulek.
- Chcesz mnie karmić? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Czemu nie...
- Jus...
- AAAAAA – przerwał mi, przysuwając jeszcze bliżej łyżkę.
Jeszcze nie zdążyłam zjeść jednej porcji, kiedy Justin już zdążył nałożyć kolejną łyżkę i zmierzał nią w stronę mojej twarzy. Nie miałam innego wyjścia, jak „przyjąć” ją.
- bubsb... - próbowałam coś powiedzieć, na co Justin zaczął głośno się śmiać.
Serio, nie mógł się opanować. Ja miałam do czynienia z Justinem, który wyglądał na groźnego zabójcę, czy z dzieckiem?
- O co ci chodzi? - spytałam oburzona, gdy już wszystko zjadłam.
- O nic, tylko – odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. - Zabawnie to zabrzmiało, tyle.
Westchnęłam ciężko, posłałam mu złowrogie spojrzenie i ruszyłam w stronę przedpokoju.
- Nie złość się – śmiał się dalej, próby opanowania śmiechu nic nie dawały. Chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie, przez co aż zgięłam się w pół. Po obu stronach poczułam ból, zdaje się, że uraz po potrąceniu, znów dał o sobie znać. Włożył swoje ciepłe dłonie, pod moją koszulkę i gładził opuszkami palców moje biodra po obu stronach. - Nie chciałem – szepnął, opierając głowę na moim ramieniu.
- Mhm – zastanawiałam się tylko, kiedy to przestanie boleć. Kiedy zniknie ten pieprzony siniak i kiedy biodro wróci do zdrowia.
- Dokończ śniadanie i jedziemy.
Wyrwałam się z jego uścisku, wzięłam miskę ze stołu i usiadłam na kanapie. Po chwili stanął za kanapą, pochylił się nade mną i zaczął podgryzać moje ramię. Może i było to przyjemne, ale też denerwujące, bo coraz bardziej się ze mną w ten sposób drażnił.
- Możesz przestać? - syknęłam.
- Nie.
Wstałam dojadając końcówkę i odłożyłam miskę do zlewu w kuchni.
- Możemy jechać.
* * *
- O której po ciebie być?
- Kończę równo o piętnastej – odpowiedziałam, wysiadając z auta.
- Miłego dnia – uśmiechnął się, po czym odjechał.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam ku wejściu do szkoły. Zanim zdążyłam przekroczyć jej mury, dorwała mnie Kim.
- Justin cię odwiózł? Awww – przywitała mnie, szturchając mnie łokciem prosto w żebra.
- Spadaj – zaśmiałam się. - Nie byłaś rano na w-fie?
- Jakoś nie chciało mi się iść. Diany dziś nie będzie cały dzień, jedzie do dentysty, a potem już jej się nie opłaca przychodzić.
Dzisiejsze lekcje były trochę luźniejsze. Na angielskim oglądaliśmy film, na chemii cały czas obliczaliśmy stężenie procentowe substancji, prościzna. Na historii kolejny film. O pierwszej wojnie światowej. Biologię musiałam jakoś przetrwać, to nie była moja bajka.
Nareszcie nadszedł czas przerwy obiadowej. Spędziłam ją z Kim. Wygłupiałyśmy się jak nigdy. Przy niej zawsze mogłam zapomnieć o problemach, jak i o nich porozmawiać.
- Wiesz, że podobno w przyszłym tygodniu jakiś nowy uczeń ma być z nami w klasie? - zaczęła Kim.
- Skąd wiesz?
- Szłam sobie korytarzem i na środku stał Dyrektor z naszym wychowawcą i coś tam podsłuchałam, jak przechodziłam obok.
- Hmm, no to chyba będzie ciekawie...
Gdy usłyszałyśmy dzwonek, niechętnie wstałyśmy z trawnika i udałyśmy się na 3 ostatnie lekcje.
Siedząc obok Kim na godzinie z wychowawcą, tak mnie zagadała, że zapomniałam o Justinie. Nagle wzięło mnie na rozmyślanie. Miał mi wynagrodzić wczorajszy dzień. Ciekawe gdzie mnie zabierze.
Usłyszałam dzwonek. Pochłonięta myślami, wystraszyłam się go. Zapomniałam o świecie.
- Odprowadzić cię? - zagadnęła mnie Kim na korytarzu szkolnym.
- Nie, jadę gdzieś z Jusem. Jeszcze nie wiem gdzie...
- Uuuu... Miłej zabawy, opowiesz mi wszystko wieczorem – rozkazała.
- Tak jest.
Pewnym krokiem wyszłam ze szkoły. Rozejrzałam się po parkingu w poszukiwaniu Justina. Gdy większa grupka ludzi się rozeszła, ujrzałam go. Stał oparty o maskę samochodu i rozmawiał z dwoma dziewczynami. Rozpoznałam je. Były to te z grupy „pustych lalek”. Każdy kto chciał, mógł je przelecieć. Obserwowałam ich, żeby zobaczyć jak zachowa się Justin...
Był dla nich uprzejmy, ale w wyrazie jego twarzy, była zauważalna niechęć, co do nich. Robił im łaskę, że z nimi rozmawia. Zaczęłam iść w ich stronę. Byłam w połowie drogi do nich, kiedy jedna z nich przycisnęła swoje ciało do ciała Jusa i próbowała go pocałować. Nachalna ździra. Zatrzymałam się i stałam tam zszokowana. Byłam pewna, że Justin ją pocałuje, nie wiem dlaczego, po prostu to wiedziałam, jednak Jus mnie nie zawiódł i odepchnął ją delikatnie od siebie. Wyraz jej twarzy był bezcenny. Chciała spróbować jeszcze raz, zaczęła gładzić go po klatce piersiowej, ale w tym momencie Justin zauważył mnie. Wstał, odtrącając dziewczynę i podążając w moją stronę.
Poruszył brwiami, w sposób, który mnie rozśmieszył, ale nie potrafiłam nic zrobić, byłam lekko wkurwiona. Przygryzł wargę, gdy zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Śmieszne, przecież widział mnie już rano...
Myślałam, że pocałuje mnie jak zwykle w czoło, ale on „zaskoczył mnie”. Odwrócił nas bokiem do tych dziewczyn, aby wszystko dokładnie widziały. Złapał mój podbródek, bym na niego spojrzała i pocałował mnie czule w usta. Czekałam na ten dzień, kiedy zrobimy jakikolwiek krok do przodu, chyba że zrobił to wyłącznie na pokaz.
Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Te puste laski prawie zjadły mnie wzrokiem. Jutro w szkole będzie ciekawie, chociaż możliwe, że nawet do mnie nie podejdą.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, gdy już Justin odpalił wóz.
- Na obiad. Do restauracji.
O nic więcej nie pytałam, oparłam głowę o szybę i podziwiałam widoki zza okna.
Dojechaliśmy w jakieś dziesięć minut. Napisałam do taty sms'a, że zjem na mieście, mając nadzieję, że się nie sprzeciwi, bo już za późno na sprzeciw.
Justin wysiadł z samochodu i podbiegł, by otworzyć drzwi z mojej strony. Podał mi swoją dłoń i pomógł wysiąść, całując jeszcze przy tym w usta. Rozejrzałam się i kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Byliśmy na szarym prawie pustym parkingu. Spojrzałam na niego przerażona. Gdzie on mnie wywiózł?
- Dalej pójdziemy, to niedaleko – zaśmiał się, widząc moje zdziwienie.
Pokiwałam niemo głową i ruszyliśmy przed siebie. Kiedy tak szliśmy, zaczęłam kojarzyć gdzie jesteśmy. Mniej więcej. Nigdy tutaj nie byłam jakoś dłużej, ale przejeżdżałam parę razy, gdy jechałam do kuzynki, ale że rzadko ją odwiedzaliśmy, miałam prawo tego nie pamiętać.
Wychodząc zza rogu, ujrzałam ową restaurację. Wyglądała, jakby była stworzona specjalnie dla bogaczy.
- Justin? Sądzisz, że stać cię na ten cały „obiad”?
- Tak, dlaczego pytasz? - spytał lekko zmieszany.
- Tak po prostu...
Zmarszczył brwi, ale o nic już nie pytał. Nic dziwnego, raczej dziewczyny nie pytają o takie rzeczy na randkach, jeśli można uznać to za randkę.
Otworzył drzwi lokalu i puścił mnie przodem. Wychowany to on był, to trzeba było mu przyznać. Wszystko było pokryte barwami biało – brązowymi, co wyglądało uroczo. Brązowe stoły, na nich białe, bądź kremowe obrusy. Brązowe krzesła, których oparcia były pokryte delikatnymi białymi wzorami. W dodatku wszystko było zadbane, wysprzątane.
- Chodziłem tutaj zawsze z mamą, gdy miałem urodziny. Każdego roku.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tu jest pięknie, Justin – szepnęłam. Chłopak jedynie spojrzał na mnie, a kąciki jego ust lekko się uniosły. Pokierował mnie w stronę stolika, stojącego w rogu. Prawie od razu, po usadowieniu się, otrzymaliśmy menu. Był tak duży wybór, że z początku na prawdę byłam zmieszana, bo nie miałam pojęcia co wybrać.
- Justin, oni mają za duży wybór – jęknęłam.
- To chyba dobrze. Wolałabyś, żeby podawali tylko golonkę i piwo?
Posłałam mu złowrogie spojrzenie, na co on tylko się zaśmiał. Aż tak bardzo go rozśmieszałam? Był taki rozbawiony, od kiedy zabrał mnie spod szkoły.
Wkrótce podszedł do nas kelner. Złożyłam swoje zamówienie, patrząc jedynie w moje menu. Gdy była kolej Justina, spojrzałam na kelnera. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, był nieziemsko przystojny, jeszcze w tym wdzianku kelnera było mu do twarzy.
Gdy odchodził, poczułam jak Justin delikatnie mnie kopnął. Przywrócona do rzeczywistości, skierowałam na niego swój wzrok. W wyrazie jego twarzy ujrzałam czystą zazdrość, przez co uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Coś nie tak? - spytałam, nadal się uśmiechając.
- Wszystko w porządku – westchnął. Był lekko podirytowany, czułam to.
- Czyżby nasz pan Bieber był zazdrosny? - powiedziałam, akcentując ostatni wyraz.
Po tych słowach, Justin zaczął unikać mojego wzroku, nerwowo poprawiając się na krześle. - Aww, czyli jednak mam rację. Nie masz o co, Justin – powiedziałam, muskając opuszkami moich palców, jego dłoń.
Odsunął ode mnie swoją dłoń, przez co poczułam się odtrącona. Momentalnie zrobiło mi się przykro, ale próbowałam przekonać samą siebie, że to przez tą jego zazdrość.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać? - spytałam, unosząc jedną brew.
- Może...
- Oj, Justin. Przestań być takim zazdrośnikiem – powiedziałam zniżając głos, aby go chociaż trochę rozśmieszyć, oczywiście udało mi się.
Nagle usłyszałam sygnał z mojego telefonu, oznajmiającego, że dostałam sms'a. Chwyciłam go w dłoń, odblokowałam i ujrzałam że to od taty.

Od: Tata
Matt znilknął. Cahyba ktoś go portwał.

Literówki, znajdujące się w wiadomości, oznaczały, że pisał ją pod wpływem ogromnego zdenerwowania. Uderzyła mnie fala ciepła.
Zerwałam się z krzesła i czym prędzej wybiegłam z restauracji.
_________________________________________________________________
Dzień dobry miśki.
Przybywa was tu cały czas, cieszę się <3
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Liczę na komentarze, bo to naprawdę cieszy i motywuje do dalszej pracy, bo wtedy wiem, że nie piszę tego tylko dla siebie :)
Do nn. <3

Nestlee_x3

14 komentarzy:

  1. Aaaaaa pierwsza!?=)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam aż tak wielu czytelników, więc jeśli jesteś pierwsza to naprawdę nic wielkiego :D

      Usuń
  2. Aaa końcówka najlepsza <3 Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko ja chcę następny. Świetny rozdział , po prostu Cudny. Czekam na następny. :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne :3
    + zapraszam do mnie ;) http://dontforgetaboutmee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby z Matt'em nic sie nie stalo , mialam ndzieje ze spedza romatnyczny wieczor a tu nic,ale jak zawsze boskie i czekam na nn :* * telefon = blendy sorki :D

    OdpowiedzUsuń
  6. swietny rozdzial, nie moge doczekac sie nastepnego, pisz szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Suuuper !! <3 Czekam nn <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka! Rozdział cudeńko, oby Matt był cały i zdrowy... i pisz szybko ciąg dalszy! Ja zapraszam do siebie- http://everyone-be-in-love.blogspot.com/. Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham twoje opowiadanie *-* <3

    OdpowiedzUsuń
  10. o cholera.............. boże dodaj szybko kolejny <3

    OdpowiedzUsuń