niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 19

Pozdrawiam moją koleżankę z nowej klasy - Olę, która czyta mojego bloga, a ja nawet nie wiem skąd ona wzięła link <ok> ;*
Przy okazji, dedykuję ci ten rozdział <3
_________________________________
- Kiedy zaginięcie zostało zgłoszone?
- W-właściwie to dzisiaj...
- Przykro mi, system nie posiada owego zgłoszenia. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
- Nie, to wszystko, dziękuję – rozłączyłam się. - Nie no nie wierzę.
Obie ruchem głowy zasygnalizowały mi, że mam mówić.
- Mój tata wcale nie zadzwonił na policję.
W zdenerwowaniu przygryzłam wargę. Oparłam łokcie na moich kolanach, po czym głowę na dłoniach. Czułam się jakoś... dziwnie. Co się tutaj dzieje? O co chodzi? Do czego to prowadzi?
- Myślisz, że tego sms'a pisał ci po pijaku?
Skojarzyłam fakty. Właściwie mógł być tak narąbany, żeby mieć problemy z napisaniem sms'a. Co mogło być tego powodem? Z nudów chyba by się nie narąbał...
- Tak, tak właśnie myślę – westchnęłam.
W tym momencie zadzwoniła do Kim jej mama. Rozmawiały dłuższą chwilę. W pewnym momencie spojrzała na mnie i posmutniała.
- Wiesz, my musimy już lecieć – powiedziała, gdy już się rozłączyła. - Dasz sobie radę?
- Pewnie – uśmiechnęłam się, mimo ogromnego bólu, który odczułam w sercu.
Pożegnałam się z nimi i zostałam sama. Ułożyłam się na łóżku i przez dłuższy czas, w kompletnej ciszy, wpatrywałam się w sufit. Jedyne co słyszałam to tykanie zegara.
Ten odgłos wprowadził mnie w trans. Odprężyłam się i całkowicie odcięłam od świata. Poczułam się jak w mojej bajce, gdzie nie ma nikogo i niczego. Odczucie, jak bym była na haju. Uspokoiłam moje myśli, bicie serca i spokojnie oddychałam.
Otworzyłam oczy i pomyślałam, że przydałby mi się spacer. Niedaleko mojego domu znajdowała się mała sadzawka, nad którą czasami chodziłam, nikogo tam nigdy nie było.
Wstałam z łóżka, podeszłam do szafy i postanowiłam odszukać gdzieś głębiej luźnych ciuchów. Wybrałam krótkie spodenki. Zastanawiałam się czy wybrać jeansowe, czy z materiału, ale zależało mi na tym, by ubrać się luźniej, więc postawiłam na materiałowe. Do tego dołożyłam czarną bokserkę i właściwie byłam gotowa. Udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i trochę się przestraszyłam przez to, co miałam na głowie. Totalny, jak to się mówi - „nieogar”. Artystyczny nieład. Ułożyłam je z małą pomocą lakieru i byłam gotowa.
Otworzyłam drzwi frontowe i pierwsze co poczułam, to wiosenne powietrze, które buchnęło w moją zmęczoną twarz. Po cichu zamknęłam drzwi i z podniesioną głową ruszyłam przed siebie.
Zatraciłam się w zapachu wiosennego wiatru. Tego potrzebowałam. W mojej głowie panował spokój. Spojrzałam na ekran mojego telefonu, żadnych nowych wiadomości, godzina jeszcze młoda, mam sporo czasu dla siebie. Przynajmniej dopóki nie otrzymałam żadnych wieści od Justina.
Skręciłam w stronę łąki. Doskonale znałam drogę nad sadzawkę. Było to dzikie miejsce, zarośnięte gęstą trawą. Właściwie to nie wiem, czy ktokolwiek oprócz mnie i mojego brata wiedział o jej istnieniu.
Gdy już znalazłam się nad sadzawką, usiadłam na brzegu, zdjęłam buty i skarpetki i zamoczyłam nogi do kolan. Woda była letnia, przyjemne uczucie. Miałam ochotę wejść tam cała, ale nie znałam głębokości, chociaż zwykła sadzawka nie mogła być głęboka, ale dla własnego bezpieczeństwa wolę nie sprawdzać.
Usłyszałam szelest i przerażona odwróciłam się w danym kierunku. Zza krzaków wyszedł czarny, młody kot. Podszedł do mnie i ułożył się przy mojej nodze.
- Witaj kolego – westchnęłam, drapiąc go po jego małej główce. - Co tutaj robisz sam?
Leżał spokojnie koło mnie i nic nie robił. Odpoczywał zwyczajnie, mając wszystko w nosie. Tak jak w tej chwili ja.
Poczułam brzęczenie mojego telefonu, w tylnej kieszeni moich spodenek. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Dzwoniła dyrektorka szkoły Matta. Czym prędzej odebrała.
- Halo?
- Dzień dobry, Vanessa.
- Dzień dobry, właściwie dobry wieczór. Coś się stało?
- Tak, otóż od zakończenia zajęć nikt nie przyszedł po Matta. Nie chciałam puścić go samego do domu.
- Mój tata po niego nie przyszedł? - właściwie gdzieś tam w głębi tak przeczuwałam, ale postanowiłam udawać idiotkę.
- Parę minut temu zgłosił się do odbioru mniemany pan Bieber. Mały mówi, że go zna, ale wolałam zadzwonić do ciebie i zapytać, czy oddać małego w ręce chłopaka.
- Tak, może pani... - nagle skojarzyłam fakty, to mógł być Nathan podszywający się. Trochę przegięcie, albo może paranoja, ale musiałam mieć włączony czujnik na wszelki wypadek. - Może pani dać mi go do telefonu?
- Tak oczywiście, chwileczkę.
Przez chwilę w słuchawce zapadła cisza, słyszałam jakieś dziwne szmeranie, przez co zmarszczyłam brwi, ale parę sekund potem usłyszałam ten głos. Ten, który przyprawiał mnie o dreszcze. Przyjemne dreszcze.
- Co jest, Van?
- Justin? Nie, nic. Chciałam się upewnić, czy to na pewno ty.
- Po co? - zapytał zdziwiony.
- Skąd miałam wiedzieć, czy to nie Nathan?
- Faktycznie... Dobra, to ja go zabieram i będę u ciebie za parę minut.
Rozłączyłam się do siebie. W sercu poczułam przyjemne ukłucie. Mój brat żyje, jest cały zdrowy i zaraz go zobaczę. Miałam ochotę skakać z radości, ale jedyne co robiłam to kołysałam się na boki ze szczęścia i machałam nogami pod wodą. Zachowałam się przez chwilę jak psychiczna, ale mojemu czarnemu towarzyszowi to nie przeszkadzało. Obserwował mnie z zaciekawieniem i powoli machał swoim ogonem.
Nagle sobie przypomniałam, tata spał w domu, Matt nie mógł tam wpaść i zobaczyć go w takim stanie. Napisałam szybkiego sms'a do Justina, że jestem nad sadzawką i że Matt wie, gdzie to jest. Wsadziłam smartfona z powrotem do tylnej kieszeni i ułożyłam się na trawie. Przypomniał mi się ojciec. Gdy wróci do alkoholizmu, co zrobimy... Może jeśli od samego początku będę dla niego wsparciem, szybko o tym zapomni. Matt nie może widzieć go w takim stanie, więc szybko muszę zrobić coś w tym kierunku. Zatraciłam się w moich myślach.
Usłyszałam kroki. Nie podniosłam się z trawy, było mi zbyt przyjemnie, mimo burzy myśli.
- Jesteś pewien, że to tu? - usłyszałam gdzieś głos Justina.
- Tak, tak. Zaraz będziemy na miejscu – usłyszałam tym razem Matta. Na dźwięk jego głosu, podniosłam się i czekałam, aż wyłonią się zza gęstych traw.
Pierwszego ujrzałam Matta, który na mój widok, rzucił się na mnie. Ułożyłam go na swoich kolanach i mocno do siebie przytuliłam. Tak strasznie się o niego martwiłam, nie licząc chwili, kiedy poszłam na spacer.
Ze szczęścia popłynęło mi parę łez.
- Nie płacz – powiedział smutno Matt.
- Skarbie, to ze szczęścia – zaśmiałam się.
Poczułam jak Justin składa opiekuńczy pocałunek na mojej głowie.
- Zostawię was, co? - spytał, uśmiechając się do mnie.
Przez chwilę chciałam powiedzieć „tak”, ale pomyślałam o sytuacji z moim ojcem i stwierdziłam, że potrzebuję go obok. Nie chciałam mu o niczym mówić, przynajmniej na razie, ale chyba będę musiała. Chcę być z nim szczera.
- Idziemy na spacer? - spytałam Matta.
- Mhm – mruknął i wstał z moich kolan.
Wyjęłam nogi z wody, chwyciłam moje buty i poczułam jak Justin składa kolejny pocałunek, tym razem na moim czole. Uśmiechnęłam się do niego i jedną ręką objęłam go w pasie, w drugiej trzymając moje buty. Nie chciałam ich zakładać, bo przecież miałam mokre nogi, nie byłoby to przyjemne. Szliśmy w ciszy przez łąkę. Matt biegał pośród traw, co sprawiło, że czułam się szczęśliwa, widząc go tak szczęśliwego.
Nagle podbiegł do nas i zagadnął mnie.
- Głodny jestem – jęknął.
- Zaraz pójdziemy coś zjeść, idź – popchnęłam go lekko, aby pobiegł gdzieś dalej.
Justin wyczuł w moim głosie lekką niepewność i gdy Matt się oddalił na bezpieczną odległość, od razu na mnie spojrzał, marszcząc brwi.
- Justin, bo... jest taka sprawa – zacięłam się. Nerwowo oblizałam wargi. Justin dla otuchy, chwycił moją dłoń i cierpliwie czekał aż cokolwiek mu powiem. - Ja nie mogę z nim wrócić do domu.
- Co masz na myśli? - zdziwił się.
- No bo – odchrząknęłam. - Mój tata, on...
Zaczęłam się trząść z nerwów, naprawdę NIE WIEM, dlaczego aż tak się denerwowałam, nie mogło mi to przejść przez gardło. Justin kciukiem pogłaskał kostki moich dłoni, dodając mi tym otuchy.
- Mój tata się upił. Śpi na razie u siebie w pokoju i nie chcę, żeby Matt go obudził, czy coś w tym stylu...
- Dlaczego się upił? - spytał zmartwiony.
- Nie wiem – szepnęłam. W moim gardle utknęła jakaś gula, która nie pozwoliła mi nic powiedzieć.
- Spokojnie. Zadzwonię do mojej mamy i pójdziemy do niej na kolację, hm?
Wtuliłam się w niego, byłam mu wdzięczna, za to że był. Nie przypuszczałabym, że trafię na tak opiekuńczego 'mężczyznę'. Nie wiem, czy mogłam to w tej chwili powiedzieć, ale chciałabym, żeby nigdy, nigdzie nie odchodził. Żeby był ze mną na zawsze...
* * *
- Dziękuję, Pattie – powiedziałam po skończonym posiłku.
- Nie ma sprawy, naprawdę, zawsze możesz na mnie liczyć.
Poczułam się kochana, nie żebym wcześniej tego nie czuła, ale teraz ta pewność wzrosła.
Wstałam od stołu i razem z Mattem pomogliśmy sprzątnąć po udanej kolacji ze stołu. Gdy już wszystko było sprzątnięte, weszłam do salonu i ujrzałam Justina leżącego na kanapie. Podeszłam do niego i ułożyłam się na nim. Obserwowałam go uważnie, jakbym próbowała znaleźć jakieś wady na jego twarzy. Nie szukałam ich, ale mógł to tak odebrać. Przycisnęłam głowę do jego piersi i cierpliwie słuchałam bicia jego serca.
Poczułam jak chłopak opuszkami palców gładzi skórę moich pleców. Jeździł tak od ramienia do paska od mojego stanika. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą.
Po chwili przesunął rękę na mój kark. Gdy opuszki jego palców zetknęły się z moją delikatną skórą, przeszedł po mnie niewyobrażalny dreszcz. Prawdopodobnie odnalazł moje czułe miejsce, którego ja do tej pory nie znałam. Byłam tak zaskoczona, reakcją mojego organizmu na jego dotyk, że spadłam, a raczej przeturlałam się z niego, na podłogę, co doprowadziło Justina do niekontrolowanego śmiechu.
- Nie śmieszne – burknęłam zirytowana, podnosząc się z podłogi.
- Oj nie bądź taka obrażalska – odpowiedział Justin, zniżając głos i marszcząc nos.
Udałam się do przedpokoju z zamiarem przygotowania się do wyjścia.
- Matt, zbieramy się! - krzyknęłam krótko.
Pochyliłam się, aby założyć buta i poczułam usta Justina, muskające mój kark. Będzie się nade mną teraz znęcał? Chwycił mnie w pasie i zrobił to ponownie jeszcze parę razy. Za każdym razem czułam przeszywający mnie dreszcz.
- Justin – syknęłam, szturchając go łokciem, żeby się odsunął. Uszczypnął mnie w bok, przez co aż podskoczyłam. Miałam łaskotki. Spojrzał na mnie i znacząco poruszył brwiami.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, uciekając od niego.
Justin, nic już nie mówiąc, sam zaczął ubierać buty i szykować się do wyjścia.
- Dziękuję jeszcze raz, Pattie – westchnęłam, przytulając ją. Posłała mi swój ciepły uśmiech, który uwielbiałam. Podnosił na duchu.
- Nie ma za co dziękować, to ja dziękuję, że mogłam was ugościć.
Pożegnała się jeszcze z Mattem i Justinem i mogliśmy wyjść. Skierowałam się do samochodu, gdy usłyszałam, że Justin odblokował wóz, wsiadłam do środka, rozwalając się na siedzeniu. Byłam zmęczona, chciałam już do mojego łóżka. Wyjęłam mój telefon, zerknęłam na godzinę i wsadziła z powrotem do kieszeni. Była już 22? Kiedy to zleciało?
- To do domu? - spytał Justin, wsiadając.
- Mhm – mruknęłam krótko.
- Jesteś zła?
- Zmęczona – westchnęłam.
Pokiwał głową, na znak, że rozumie i wyjechał swoim autem na ulicę.
Przysypiałam na swoim siedzeniu, tak bardzo pragnęłam znaleźć się już w moim łóżku. Zacząć nowy dzień. Iść do szko... nie. Nie mogłam iść do szkoły. Muszę porozmawiać z tatą, zapytać dlaczego sięgnął po alkohol i okłamał mnie, że Matt zniknął. To będzie trudne, czuję to.
- Nad czym tak dumasz? - dziwił się Justin.
- Nad niczym.
Byłam trochę oschła, ale tylko w ten sposób uniknę jakichkolwiek pytań, może go zdenerwuję, ale w obecności mojego brata, nie da się sprowokować.
- Jesteśmy na miejscu – zakomunikował.
Podniosłam się lekko i wyciągnęłam się, ziewając.
- Wow, nie za wygodnie ci było? - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się tylko, nie chciałam już nic mówić.
Matt wysiadł, na co pocałowałam szybko Justina w usta i wysiadłam, żeby nie wzbudzać w nim podejrzeń. Ruszyłam równo z nim w stronę frontowych drzwi.
- Tylko cii, bo tatuś śpi, okej? - spytałam z nadzieją, że go nie obudzi. Bałam się go trochę po pijaku. Nie żeby coś mi zrobił, ale od zawsze bałam się pijanych ludzi...
Weszliśmy do środka, usłyszałam standardowo jak Justin odjeżdża. Zawsze musiał poczekać, aż wejdę do domu.
Poszłam na górę, ułożyłam mojego brata do spania i sama udałam się do swojego pokoju. Byłam naprawdę bardzo zmęczona i chciałam już poczuć miękkość mojego łóżka i mojej poduszki, nie wspominając o cieple mojej kołdry, ale postanowiłam wziąć jeszcze szybki prysznic.
Strumień ciepłej wody zgrał się razem z delikatnością mojej skóry. Wycierając się, zerknęłam do lustra na siniaka, z którego jak na razie jedynie zeszła opuchlizna. Plecy były prawie w normie, jeszcze parę dni.
W końcu mogłam ułożyć się w moim łóżku. Westchnęłam ciężko i rozluźniłam mięśnie. Zerknęłam po raz ostatni na swój telefon. Zauważyłam, że mam jedną nieodebraną od Justina, sprzed dwóch minut.

Od; Justin
Kolorowych snów, widzimy się jutro :)

Uśmiechnęłam się do siebie i pogrążyłam się w głębokim śnie.
____________________________
Przepraszam, nie wiedziałam, że to już 5 dni minęło od ostatniego rozdziału.
Macie tu dziewiętnastkę - można hejtować. :)
Za 3-4 dni POSTARAM SIĘ (bo jestem w lesie z rozdziałami) dodać kolejny,
a wraz z dodaniem dwudziestego, dodam prolog na drugiego bloga, który według mnie jest ciekawszy. ;_;
No ale opinię pozostawiam jak najbardziej Wam.
do nn. :)
@Nestlee_x3

7 komentarzy: