niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 6

Obudziłam się koło 16. Ubrałam spodenki i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i ujrzałam na mojej szyi jeszcze dość dobrze widoczną malinkę. Cholera, jak to zakryć? Zabiję Justina. Ułożyłam włosy tak, żeby nic nie było widać.
Wyszłam z łazienki. Wymyślę ewentualnie jakąś wymówkę, jestem głodna, a przecież nie będę siedziała wiecznie w pokoju.
Zeszłam na dół i nie widziałam nigdzie nikogo. Pomyślałam, że może siedzą w swoich pokojach. Weszłam do kuchni, rozejrzałam się trochę. Nie wiedziałam gdzie co leży, a miałam ochotę na tosty. - Pomóc ci w czymś? - Usłyszałam głos mamy Justina. Oni wszyscy muszą mnie tak straszyć i nachodzić od tyłu? Jak ja to robię, że nikogo nigdy nie słyszę? Podczas obrotu włosy odsłoniły moją malinkę. Kobieta zauważyła ją, ale chyba wolała zostawić to bez komentarza. Zakryłam ponownie „dzieło” Justina swoimi włosami.
- Chciałam sobie zrobić tosty, proszę pani, ale nie wiem gdzie co jest schowane.
- Żadna pani! Mów mi Pattie – kobieta podeszła i podała mi rękę.
- Vanessa. Znajomi mówią mi Van – odpowiedziałam jej, również podając rękę.
- Więc, Vanesso. Usiądź sobie, zrobię ci te tosty.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i usiadłam w salonie. Włączyłam sobie jakieś wiadomości. No cóż, trzeba zobaczyć co tam się na świecie dzieje, gdy ja nie mam do niego dostępu. Właściwie nie było nic interesującego. Przełączyłam na jakiś program muzyczny. Leciał akurat Timberlake – Mirrors.
Parę minut później dostałam moje tosty. Zjadłam je w mgnieniu oka. Wstałam i odniosłam talerzyk do kuchni.
Pattie spojrzała na mnie dziwnie. – Już zjadłaś? Chcesz jeszcze?
- Nie, dziękuję, tyle mi starczy – tak naprawdę byłam jeszcze głodna, ale nie chciałam uchodzić na jakiegoś żarłoka.
Wróciłam do salonu i walnęłam się na kanapę. Leciały reklamy więc przełączyłam na Animal Planet. Po chwili dołączyła do mnie Pattie.
- I jak ci się tu mieszka? Nie jesteś tu długo, ale może masz jakieś zastrzeżenia? - Zastrzeżenia? Miałam jej dyktować jakieś warunki?
- Nie mam żadnych zastrzeżeń, będę się dopasowywać do Twojego trybu życia.
- No dobrze, jak chcesz – posłała mi ciepły uśmiech.
Zapadła trochę niezręczna cisza. Po chwili Pattie postanowiła zacząć temat, którego ja wolałam nie poruszać.
- Justin zrobił ci tę malinkę? - Powiedziała śmiejąc się.
- Pattie – jęknęłam, odrzucając głowę do tyłu.
- Ojej, tylko pytam.
- Tak, on mi ją zrobił, ale nie mogłam go odepchnąć. Jak już mi się udało, była widoczna.
- Nie mogłaś, czy nie chciałaś? - Zapytała podejrzliwie.
Ta kobieta była niemożliwa, ale to było zabawne gdy mnie tak wypytywała. Czułam jakbym rozmawiała z mamą, dlatego nie chciałam być z nią nieszczera.
- No dobra już dobra. Na początku byłam tak oniemiała, że nie wiedziałam co się dzieje. Potem chciałam powiedzieć, żeby przestał, ale z wrażenia nie mogłam nic powiedzieć – sama się dziwie, że to powiedziałam jego mamie - a na koniec powiedziałam sama sobie „nie” i udało mi się przemówić mu do rozsądku i się odczepił.
- Sama przyznałaś, że ci się podobało, więc czemu kazałaś mu przestać?
- Dlaczego o to pytasz?
Zamyśliła się przez chwilę, po czym powiedziała:
- Nigdy nie miałam córki, z którą mogłabym rozmawiać na takie tematy, więc może stąd te pytania.
- Ok. Przyznam, że Justin jest czarujący, ale nie znam go. Poza tym boję się, że będzie chciał mnie tylko przelecieć, a potem będę mu obojętna. A jeżeli tak nie jest, to nie chciałam dawać mu nadziei na to, że między nami będzie coś więcej.
- A ja ci powiem, że uroczo razem wyglądacie. Justin może źle traktuje kobiety, ale nigdy nie był z nimi tylko dla seksu. Po prostu szybko mu się nudzą, Justin nie lubi przywiązywać się do kogoś na dłużej. Lubi ciągłe zmiany.
- Właśnie ostrzegłaś mnie przed swoim własnym synem – odpowiedziałam jej i razem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Co takiego powiedziałaś Justinowi, że się oderwał?
- Powiem Ci, jeśli nie powiesz nic Justinowi – pokiwała głową na znak, że mam mówić dalej – powiedziałam mu, że chodzę z Sebastianem...
Nagle usłyszałyśmy jak ktoś wchodzi do domu i trzaska drzwiami. Spojrzałam w stronę korytarza i ujrzałam Justina. Spojrzał na mnie i się nie ruszył. Po paru sekundach zdjął buty i wbiegł po schodach na górę. Chwilę później zza ściany wyszedł jeszcze Sebastian. Moje serce przyspieszyło z przerażenia. Jeżeli Justin mu coś powiedział i wszystko się wydało, już po mnie. Seb wszedł do salonu i podszedł do mnie. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie – był wkurwiony.
- Dzień dobry Pattie – powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
Sposób w jaki na mnie patrzał, przerażał mnie. Wbiło mnie w kanapę. Myślałam, że zaraz mnie uderzy.
- Witaj Sebastian – odpowiedziała mu w końcu.
Spuściłam wzrok. Zaczęłam bawić się moimi palcami. Moje ręce całe się trzęsły.
-Van, możemy porozmawiać, teraz? - Zaakcentował ostatnie słowo. Powoli podniosłam się z kanapy nadal nie patrząc mu w oczy. Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do mojego pokoju. Przy schodach spojrzałam jeszcze kątem oka na Pattie, która była trochę oszołomiona. Być może z powodu tej mojej wymówki podczas sytuacji z Justinem.
Weszłam do pokoju puszczając jego rękę i zatrzymując się na środku. Skrzyżowałam ręce na piersi, żeby nie było widać, że się trzęsę. Bałam się tego co się będzie działo, że będzie na mnie krzyczał, a nie chciałam, żeby był zły. Naprawdę go polubiłam. Moja wina, to fakt, ale spanikowałam, nie znalazłam innej wymówki. Usłyszałam, że chłopak zamknął drzwi i podszedł do mnie. Odwrócił mnie twarzą do siebie i zaczął krzyczeć...
- Van. Co ty sobie wyobrażasz? - Już po tych słowach zrobiło mi się słabo. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Gdy ktoś na mnie krzyczał od razu płakałam i nic nie mogłam na to poradzić. - Twoje łzy tu nie pomogą. Dlaczego skłamałaś? Siedzę sobie spokojnie w domu, a tu nagle Justin wpada wściekły i się na mnie drze. Co ci strzeliło do głowy? Co prawda wziąłem twoją stronę i przyznałem, że jesteśmy razem. Myślałem, że miałaś jakiś konkretny powód, ale z tego co zrozumiałem nie miałaś żadnego – stałam i nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Chciałam się obronić i powiedzieć, dlaczego to wymyśliłam, ale po prostu nie mogłam.
- Sebastian, proszę, nie krzycz – to jedyne co mogłam mu teraz powiedzieć.
Chwycił mój podbródek, chcąc abym na niego spojrzała. Wyrwałam się i odwróciłam głowę w drugą stronę. Musiałam za mocno machnąć głową, ponieważ moja malinka znowu ujrzała światło dzienne, sądząc po jego reakcji.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nawet nie potra... Dziewczyno co ty masz na szyi?! - Przejechał palcem po blado-czerwonym „dziele”. - Kto ci to zrobił – zaśmiał się.
- Justin – odpowiedziałam szybko. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, jeśli dla niego było to zabawne.
- Co, nie podobało Ci się, że wymyśliłaś jakąś beznadziejną wymówkę? - Śmiał się nadal. Chociaż nie wiem czy to był po prostu śmiech. Wersja hard, on miał ewidentnie ze mnie „bekę”.
- Nie, po prostu nie chciałam, żeby byle kto dotykał moje ciało – nadal na niego nie patrzałam. Znalazłam sobie zwykły punkt na ścianie, który był naprawdę bardzo interesujący. Czujecie ten sarkazm?
Zauważyłam, że Sebastian zbliża się do mnie. Instynktownie zaczęłam się cofać. Wiedziałam, że zaraz wpadnę na ścianę, albo parapet, ale lepsze to, niż łóżko, przyznajcie sami. Jeszcze parę kroków i... jednak ściana. Gdy stał tak blisko mogłam poczuć bicie jego serca, co oznaczało, że on czuł bicie mojego. Nie owijając w bawełnę, czuł że jestem bardzo zdenerwowana bądź wystraszona. Sama nie wiedziałam co czułam w tym momencie.
Był nieco ode mnie wyższy, więc uroczo to musiało wyglądać... To też musicie mi przyznać.
Zaczął wodzić nosem po moim poliku, zjeżdżając do linii mojej szczęki, kończąc na szyi. Jeżeli ten idiota zrobi mi malinkę po drugiej stronie, nie będzie z nim za fajnie. Delikatnie musną ustami skórę mojej szyi. Przygryzłam wargę akurat w tym samym momencie, w którym musiał na mnie spojrzeć. Ironia losu, naprawdę. Zaśmiał się do siebie pod nosem.
- Nie odepchniesz mnie? - Zapytał tym swoim zniżonym głosem. Powinnam. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Znowu.
Ponownie zaczął muskać moją szyję w tym samym miejscu co wcześniej. Za każdym razem gdy jego usta stykały się z moją szyją przechodził mnie przyjemny dreszcz.
Pociągnął za rękaw od mojej koszulki odsłaniając moje ramię i zaczął jeździć po nim nosem. Nawet nie wiem kiedy moje dłonie wślizgnęły się pod jego koszulkę. Pod opuszkami moich palców czułam jaki miał umięśniony brzuch.
Przesunął mnie trochę na moje lewo i posadził na parapecie. Teraz byłam „wyższa” od niego. Miał lepszy dostęp do mojej szyi, którą tego dnia dosłownie molestował. Rozsunął moje nogi i stanął pomiędzy nimi, aby znaleźć się bliżej mnie. Teraz dobrał się do drugiej strony mojej szyi. Wyczułam, że ma zamiar poprawić dzieło Justina. Dobrze wyczułam. Z początku jedynie delikatnie ssał.
- Tylko … nie … malinka – powiedziałam, pomiędzy westchnięciami. Po tych słowach zaczął ssać mocniej, dokładając do tego język. Zaczęłam się wiercić na tym parapecie. Wplotłam moje palce w jego włosy. Oderwał się ode mnie na chwilę.
- Dziewczyno, ty wiesz jak cudownie smakujesz? - Zapytał, po czym ponownie zaczął muskać moją szyję.
- Van, jeśli zaraz nie karzesz mi przestać, nie będę mógł się powstrzymać...Przed niczym...
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cóż za wyznania. Chciałam sprawdzić co miał na myśli.
- Grozisz czy obiecujesz?
- Oczywiście, że grożę.
Podniósł mnie i zaniósł na łóżko. Położył mnie i oparł się tak, by być nade mną. Na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech, a sekundę potem poczułam jak wsadza rękę pod moją koszulkę i jeździ po moim brzuchu.
- MAM ŁASKOTKI! - Tylko tyle zdążyłam powiedzieć przed głośnym napadem śmiechu. Po chwili dołożył drugą rękę. To powinno być zabronione! - Prze-przestań, proszę!
- Jesteś urocza, gdy jesteś taka bezbronna – odpowiedział, uśmiechając się przy tym.
- Phi...
- Właśnie mi oświadczyłaś, iż nie jestem dla Ciebie byle kim, kochanie.
Po tych słowach, musiałam to przyznać przed samą sobą.
- Idę do kuchni, a ty odpoczywaj - podszedł do komody, otworzył jedną z szuflad i rzucił mi pilot. - Obejrzyj sobie coś na DVD, pod łóżkiem masz płyty – powiedział, po czym wyszedł.
Szczerze mówiąc dopiero teraz zauważyłam, że nad drzwiami wisi telewizor podłączony do DVD.
Sięgnęłam pod łóżko i wyciągnęłam kilka płyt. Wybrałam „Diabeł ubiera się u prady”. Uwielbiam ten film.
Jakoś w połowie filmu ktoś zapukał do drzwi. Otworzyły się i ujrzałam w nich Justina. Podniosłam się i uśmiechnęłam do niego.
- Ja z Sebem musimy załatwić parę spraw. Moja mama pojechała do koleżanki.
- Mam być tu sama? - Zapytałam przerażona.
- Nie będzie nas tylko godzinę, może półtorej, nie martw się. Gdyby Cię znaleźli już dawno by po Ciebie przyszli...
- Może tylko czekają na to, aż zostanę sama. Pomyślałeś o tym?
Zwinęłam się w kłębek. Na samą myśl, że mam tu siedzieć samotnie chciało mi się płakać. Justin podszedł do mnie, kucnął i spojrzał w moje oczy.
- Wszystko będzie dobrze, już Ci mówiłem, że on tu nie zagląda...
- Nigdy nie masz pewności, czy tym razem tego nie zrobi. Zostaw mnie...
Westchnął, wstał i wyszedł. Zajebiście. Obiecał mi co innego. Wyłączyłam film, światło i schowałam się pod kołdrę. Słyszałam dźwięk zakluczanych drzwi. Zostałam sama.
Każdy dźwięk na
dworzu, każdy podmuch wiatru. Wszystko było tak samo przerażające i podejrzane. Zaczęłam się trząść. Najgorsze było to, że nie było w tym pokoju żadnego zegarka i nie wiedziałam ile jeszcze do powrotu chłopaków. Bałam się zejść na dół, żeby zobaczyć która godzina. Nie miałam telefonu, ani laptopa, więc nie mogłam nawet wejść, żeby z kimś poesemesować. Zabiłabym w ten sposób nudę i może na chwilę zapomniała o tym wszystkim. Próbowałam sobie też jakoś ubzdurać, że Jus jest w domu, że Sebastian leży obok. To nie było zbyt łatwe. Właściwie to było niewykonalne.
No, Van. W co ty się wpakowałaś. Może gdybym pozwoliła się odwieźć, nie byłoby ze mną tak źle.

Tak rozmyślając, nawet nie zauważyłam kiedy stałam się senna. Nadal się bałam, ale pomyślałam, że jak zasnę to przynajmniej czas szybciej zleci.Lekko przysnęłam i w końcu po jakimś czasie zasnęłam.
* * *
Obok mnie leżał Nathan. Spał spokojnie. Chciałam wyjść z łóżka i uciec, ale gdy już lekko się poruszyłam, włączył się alarm. Postanowiłam udawać, że śpię, a poruszyłam się tylko przez sen. Coś mówił do siebie, usłyszałam, że potrzebny mu nóż. Dalej nie wiem co robił. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak nade mną unosi się jego ręka. W ręce trzymał ogromny nóż. Już miałam piszczeć kiedy...
Otworzyłam oczy, nadal byłam pod kołdrą. Dobrze, że to był tylko sen, ale i tak byłam przerażona. Przypomniałam sobie, że byłam sama w domu. Pytanie, czy już wrócili, czy są na dole i czy mogę iść i się przytulić do Sebastiana. Tak po prostu, żeby poczuć się bezpiecznie. Poruszyłam się leniwie. Moja stopa dotknęła czegoś ciepłego... to było czyjeś ciało. Moje oczy rozszerzyły się. Moje serce zaczęło walić. Szybko się odsunęłam od tego „kogoś” przez co spadłam z łóżka. Zaplątałam się w kołdrę i nie mogłam się wydostać. Po paru sekundach udało mi się odplątać. Nade mną stał mężczyzna. Odsunęłam się pod ścianę, dysząc ze strachu. Było ciemno, więc postać też była ciemna. Chciałam zacząć się drzeć, kiedy postać podbiegła i ręką zatkała mi usta.
- Zamknij się, Van. Wszystkich obudzisz – uff, Seb
astian.
Szybko wstałam i przytuliłam się do niego.
Naprawdę mnie wystraszył. Poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku, ale szybko ją wytarłam. Zamknął mnie w swoich ramionach „przekazując” mi swój spokój. Dzięki temu szybko się uspokoiłam. W końcu puścił mnie, podniósł kołdrę i położyliśmy się. Mocno się w niego wtuliłam.
- I co? Żyjesz, nikt po Ciebie nie przyszedł i jesteś cała – powiedział całując mnie przy tym w czoło.
- Może, ale to były najgorsze godziny mojego życia – westchnęłam, kreśląc kółka na jego klatce piersiowej.
Zaśmiał się, przybliżając się do mnie i tuląc do siebie mocno. W takiej pozycji oboje usnęliśmy.

__________________________________________________________________
Wolicie Janessę czy Sanessę?
Ja osobiście Janessę, bo lepiej brzmi :D
Rozdział trochę z opóźnieniem, ale to chyba nikomu i tak nie przeszkadza ;)
Do nn :)

8 komentarzy: