sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 9

„Co ty tu robisz?!” .
Te słowa odbiły się echem w mojej głowie. Odwróciłam się gwałtowanie i zobaczyłam mężczyznę, którego wcześniej tu nie widziałam...
- Ty nie powinnaś być u Pattie z Justinem i Sebastianem? - zapytał zdziwiony. Skąd on do cholery wiedział, gdzie powinnam się znajdować? Już miałam coś powiedzieć, kiedy do domu wpadł Nathan, cały czerwony. Myślałam, że już po mnie. Mężczyzna schował mnie za swoimi plecami i zaczął się szarpać z Nathanem. Wszystko działo się tak szybko, naprawdę. Nie zdążyłam na nic zareagować. Ani pisnąć, ani wrzasnąć, no nic. Stałam tak jak wryta, gdy nagle chłopak oberwał mocniej i wylądował na podłodze. Oberwał parę razy w brzuch i nagle się ocknęłam. Rzuciłam się w stronę Nathana, uderzyłam go pięścią w twarz i kopnęłam parę razy tam, gdzie słońce nie dochodzi. Może był twardzielem, ale czuły punkt jest chyba czuły dla każdego. Kucnęłam przy chłopaku, bałam się trochę o niego. Zobaczyłam, że był przytomny, więc odetchnęłam w ulgą. Coś od tyłu pociągnęło mnie za włosy. Pisnęłam z bólu, ale kogo obchodziło, że mnie to zabolało. Kilka łez spłynęło po mojej twarzy.
- Idziesz ze mną, szmato – usłyszałam głos Nathana przy moim uchu. - Raczej już po Tobie, możesz się pożegnać ze światem, bo nie ujrzysz światła dziennego – pociągnął mnie jeszcze mocniej za włosy, co spowodowało, że wypuściłam więcej łez. Poczułam jak Nathan popycha mnie w stronę wyjścia. Byliśmy w połowie drogi do jego samochodu, gdy nagle nadjechał Justin. No z nieba mi spadł. Dosłownie przyleciał do mnie i zaczął okładać Nathana po twarzy, a potem po całym ciele. Stałam i przyglądałam się całej tej scenie. Przypomniałam sobie, że przecież w środku leży chłopak, którego imienia niestety nie znałam. Wbiegłam do środka i zobaczyłam, że mężczyzna próbuje się podnieść. Bez wahania ruszyłam mu pomóc. Posłał mi wdzięczne spojrzenie i ciepły uśmiech.
- W porządku? Może usiądziesz? - po tym jak stanął w mojej obronie, przynajmniej tyle mogłam dla niego zrobić. Zaprowadziłam go w stronę fotela. Gdy już usiadł, poszłam po lód, miał całą spuchniętą twarz, wyglądał okropnie. Na zewnątrz nagle zapadła cisza. Bałam się, że Justinowi się coś stało, ale po chwili razem z Nathanem weszli do środka. Nathan szybkim krokiem podszedł do mnie, na co ja cofnęłam się parę kroków do tyłu i wstrzymałam oddech. Jego twarz była blisko mojej i czułam, że za sekundę mnie uderzy. On jedynie przytrzymał moją twarz jedną ręką, dysząc prosto w moje usta. Był cały zakrwawiony, co przyprawiło mnie o mdłości. Poza tym, zdecydowanie za mocno ściskał mój podbródek, czułam że będę miała czerwony ślad. Jęknęłam z bólu.
- Nie myśl, że to koniec. Jeszcze się spotkamy – puścił moją twarz, zrobił parę kroków w tył i wyszedł. Z moich oczu zaczęły powoli spływać łzy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to zauważył, więc przeniosłam wzrok na moje stopy. Schowałam twarz w dłonie i szybko się uspokoiłam. Zanim zdążyłam ją odkryć, poczułam, jak czyjeś silne ramiona objęły moje drobne ciało. Od razu wiedziałam, że to był Justin. Wtuliłam się w niego, nie powinnam, ale potrzebowałam teraz kogoś, kto podniesie mnie na duchu przynajmniej poprzez przytulenie. Sebastiana tutaj nie było więc.. a właśnie, gdzie Sebastian? Powinien chyba tu przyjechać z Justinem, dlaczego więc nie było go tu, kiedy go potrzebowałam najbardziej? Justin chwycił mój podbródek i uniósł moją głowę, tak bym na niego spojrzała.
- Uuu, został ci po tym ślad – po tych słowach jeszcze bardziej wtuliłam się w Justina, bałam się po prostu, że pewnego dnia Nathan mnie dorwie i już nie będzie tak pięknie. Już mnie nikt nie obroni, już będzie po mnie...
Oderwałam się w końcu od niego i zaczęło mnie ponownie boleć w biodrze. Poczułam jak tracę grunt pod nogami, ale w ostatniej chwili Justin mnie złapał. Dzięki, Justin, po raz setny.
- Nie puszczaj! - powiedziałam szybko. Przytrzymałam się go mocniej, w momencie kiedy już miał mnie puścić. Najwyraźniej myślał, że się o coś potknęłam i że mogę samodzielnie chodzić.
- Coś Ci się stało? - zapytał, marszcząc przy tym brwi.
- T-tak jakby – syknęłam z bólu. Chłopak chciał mnie podnieść, ale miałam wrażenie, że gdybym poruszyła w jakiś sposób nogą, stałoby mi się coś poważnego. Macie czasem takie wrażenie, że gdy zegniecie rękę, ona wam się złamie? Ja tak właśnie czułam, ale w nodze. - Nie, błagam, połóż mnie na podłodze.
Na szczęście mnie posłuchał i z ogromną ostrożnością ułożył mnie na podłodze.
- To przez niego?
- Właściwie to moja wina. Gdybym nie wyszła...
- Nie patrzmy wstecz, co się stało, to się nie odstanie. To przez niego? - powtórzył.
- Mniej więcej...
- Van, to mniej czy może więcej.
- Daj mi spokój – jęknęłam.
- Ale jak to się stało?
- Jezu, nie możesz sobie po prostu odpuścić. Sam powiedziałeś, że co się stało to się nie odstanie. Stało się, boli i tyle.
- Bo może chcę wiedzieć? - zapytał już lekko poirytowany.
- Po co?
- Bo się o Ciebie martwię?!
Spojrzałam na niego dziwnie. Dotarło do niego co właśnie powiedział i lekko się speszył.
- Potrącił mnie – powiedziałam pod nosem.
- SAMOCHODEM?!
- No raczej, a czym innym – nie chciałam, żeby on na mnie krzyczał, więc ja też starałam się nie krzyczeć.
- Możesz? - zająknął się, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. - Zdjąć? - wskazał na moją koszulkę. Spojrzałam na niego jak na debila, dosłownie. - Chociaż podwiń – westchnął, zrezygnowany.
Zanim zdążyłam się ruszyć, pochylił się nade mną, podwinął mi koszulkę i zsunął lekko spodenki. Miałam ochotę go za to spoliczkować, ale nie widział nic poza moim odkrytym brzuchem. Sam nawet nie chciał widzieć nic więcej. Miał do mnie szacunek, więc się powstrzymałam.
Zaczął wodzić palcami po moim biodrze, przez co poczułam dreszcze spowodowane jego dotykiem. Zauważył to i kąciki jego ust lekko się uniosły. Zignorowałam to.
- Jesteś tylko poobijana, nic poważnego – powiedział, uśmiechając się do mnie. - Tak sądzę – dodał po chwili, prostując się. Lekko się poruszyłam i nagle przeskoczyło mi coś w biodrze. Czasami działo się tak, że szłam sobie spokojnie ulicą i coś mi w nim przeskakiwało. Lekarz mówił, że nie ma powodów do niepokoju i że to kiedyś samo przejdzie.
Parę łez spłynęło po mojej twarzy, jednak Jus szybko pochylił się ponownie i je wytarł.
- Hej, nie płacz, będzie dobrze – powiedział bardzo spokojnie, prawie szeptem.
- Justin, mogę cię o coś poprosić?
- O co tylko chcesz – zastanowiłam się jeszcze przez chwilę, czy warto o to pytać i czy nie rozzłości to Justina.
- Chcę wrócić do domu – po tych słowach jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie wiedziałam, czy zaraz wybuchnie czy co...
Powoli wpuścił powietrze do swoich płuc i wypuścił.
- Teraz? - spytał oblizując wargi. Pomyślałam czy by nie wrócić jeszcze, by zobaczyć Sebastiana, ale jeżeli mu na mnie zależy, a nie byłam pewna czy tak było, to mnie odwiedzi.
- Tak, teraz.
Tak swoją drogą głupio mi było rozmawiać z nim, kiedy ja leżałam na podłodze z odkrytym brzuchem, koleś na fotelu siedział z lodem przy twarzy, a Justin stał nade mną, obserwował mnie z góry z zakrwawionym nosem i siniakiem, który tworzył mu się pod okiem. To było takie krępujące.
- Steven, dasz sobie radę? - powiedział do chłopaka na fotelu. Chłopak pokiwał głową.
- Ja bym sobie rady nie dał? Siedzę zawsze samotnie w tym domu – zaśmiał się.
- Spoko, wrócę niedługo i nie będziesz taki samotny – puścił mu oczko, oczywiście dla żartów. Razem wybuchnęliśmy śmiechem.
* * *
Byliśmy w drodze do mojego domu. Leżałam na tylnych siedzeniach i czułam się jakbym była w samochodzie Nathana... Całą drogę dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i było naprawdę przyjemnie. W pewnym momencie twarz Justina spoważniała i zaczął dosyć... dziwny temat.
Zawsze myślałam, że nienawidzi poruszać tego typu tematów.
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do domu mojej mamy? - zaczął, a gdy domyślił się, że nie wiem o co chodzi, kontynuował. – Do Sebastiana...
- Nie, chcę już być w domu. Wiem, że to wygląda jak bym miała go w dupie, ale naprawdę tęsknię za moim tatą i bratem.
- Ale może lepiej będzie, jeśli jednak tam pojedziemy. Jeszcze Seb pomyśli, że celowo cię tam nie przywiozłem.
- Nie, Justin. Dom.
Dalej już jechaliśmy w ciszy. Spojrzałam za okno i zauważyłam, że Justin wcale nie zmierza w stronę mojego domu, tylko raczej w stronę... szpitala?
- Ju-Justin, co ty robisz?
- Nie zawiozę cię do domu, dopóki nie będę pewien, że nic ci nie jest.
- Serio? Szpital? Zadzwonią do mojego ojca. Co ja mu powiem, że gonił mnie koleś, który w dzień moich urodzin mnie porwał, ale mu uciekłam i akurat dzisiaj mnie dorwał, goniąc mnie swoim autem oberwałam od niego w plecy?
- Wymyślisz coś – odpowiedział parkując pod szpitalem. Wyjął kluczyki ze stacyjki i spojrzał na mnie – Przy okazji. Spóźnione Wszystkiego Najlepszego.
Przewróciłam oczami i samodzielnie wysiadłam z auta. Justin już chciał mi pomóc, ale nie chciałam czuć się jak kaleka.
- Potrafię chodzić, Justin – uniósł ręce w obronnym geście i puścił mnie przodem.
Porozmawiał z jakąś pielęgniarką, a parę minut później podszedł do nas lekarz z wózkiem.
- Siadaj, panienko...
- Harrison – dokończyłam za niego.
- Harrison. Zawiozę cię na salę.
Usiadłam na wózku – w tym momencie naprawdę czułam się jak kaleka – i pojechałam na pustą salę. Smutno będzie tak samemu, jeśli tu zostanę dłużej.
- Musisz nam podać numer twoich rodziców, naszym obowiązkiem jest powiadomić ich, że u nas jesteś i co jest przyczyną.
Podałam mu numer i zostawił mnie samotnie na łóżku. Rzuciłam się na poduszkę, wzdychając przy tym. Podziwiałam wygląd sali. Był tak uroczo umeblowany, udekorowany, że człowiek mógł poczuć się jak w domu. Było bardzo przyjemnie tam leżeć, jeżeli nie brało się pod uwagę, że to jednak szpital.
Do sali wszedł nagle Justin z dwoma kubkami gorącego Kakao. Uśmiechnęłam się szeroko, myślałam, że pojechał do domu.
- Co taka wesoła, jesteś w szpitalu, dziewczyno.
- Szczerze mówiąc myślałam, że mnie tu zostawiłeś i jak cię zobaczyłam to tak jakoś... - bałam się, że źle mnie zrozumie, ale chyba dobrze się zrozumieliśmy.
Spojrzał na mnie dziwnie – Żartujesz sobie? Jak by to wyglądało, przywiozłem cię tu i pojechałem sobie do domu, co by twój ojciec pomyślał.
- Racja. Justin możesz coś jeszcze dla mnie zrobić? - kiwnął głową, na znak, że mam kontynuować. - Zadzwonisz do Sebastiana, żeby tu przyjechał?
Trochę się na to zdenerwował, ale nie walczył ze mną. Odłożył swoje kakao i poszedł zadzwonić.
Kakao... To było urocze z jego strony, poczułam się jak dziecko. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Do sali wszedł lekarz i oznajmił mi, że za godzinę poddadzą mnie badaniu. Porozmawiałam z nim jeszcze chwilę, gdy nagle do sali wszedł mój tata.
- Van, co się stało? Coś poważnego, panie doktorze? - zapytał zmartwiony.
- Tato, spokojnie. Lekarz jeszcze nic nie wie, dopiero będę badana.
Doktor postanowił zostawić mnie sam na sam z tatą.
Zaraz po tym do sali wszedł Justin i zrobiło się małe zamieszanie.
- Dzi-Dzień dobry, proszę pana – przywitał się lekko zdziwiony.
- Van, kto to jest?
- Jestem przyjacielem. Justin Bieber – podszedł do mojego taty i podali sobie ręce na przywitanie.
- John Harrison. Ojciec – zabawnie to zabrzmiało. Nie mogłam się powstrzymać od zaśmiania się. - Więc, Van... - gestem ręki wskazał mi, że mam mówić.
- No dobra, wszystko już ci opowiadam. Otóż, gdy wracałam z tego komisariatu... mówiłam ci to już. Więc Justin zabrał mnie do siebie. Następnego dnia, jakąś godzinę po tym jak do ciebie zadzwoniłam, mama Justina poprosiła mnie, abym poszła do sklepu, po rzeczy na obiad. No więc poszłam. Szłam ulicą i nie spojrzałam na to, czy coś jedzie czy nie, no i potrącił mnie jakiś koleś. Z początku nic mi nie było. Ten chłopak chciał mnie zawieźć do szpitala, ale ja nie chciałam. Poszłam po te zakupy. Jak wróciłam nadal wszystko było w porządku. Dzisiaj rano postanowiłam iść pobiegać do lasu – w tym momencie Justin próbował powstrzymać się od śmiechu. Na szczęście mu się udało. - Jak tak biegałam, nagle zaczęło mnie boleć biodro, jakoś doszłam do domu i chciałam, żeby Justin zawiózł mnie do domu, ale on nalegał, aby zawieźć mnie tutaj.
Mój tata spojrzał w stronę Justina, który stał pod ścianą z rękami skrzyżowanymi na piersi i uśmiechnął się do niego. Ucieszyłam się, że Justin zrobił na nim dobre wrażenie.
Akurat w tym pieprzonym momencie do sali musiał wpaść Sebastian i cała miła atmosfera opadła. Najwidoczniej w dupie miał Justina i mojego ojca, skupił się tylko na mnie.
- Skarbie? Wszystko z tobą w porządku? Co się stało? - wkurwiło mnie to, że po raz któryś będę musiała opowiadać co się stało. Nagle odezwał się mój oburzony tata.
- „Skarbie”? Van, kto to jest?
Ups...
____________________________________________________________________________
A więc, równo 22, macie rozdział. Nie jest idealny, przepraszam za jakiekolwiek literówki, błędy interpunkcyjne itd. Staram się pisać dłuższe rozdziały, ale to wychodzi tak, że piszę rozdział i mam wrażenie, że on jest za długi! A jak się go czyta to sekunda i koniec... Więc nigdy nie wiem ile pisać, żeby wyszło tak akurat.Pracuję nad tym, nie martwcie się.
Ogólnie dzisiaj pomyślałam sobie "Nie zasłużyli na rozdział..." Teraz wchodzę - 14 komentarzy, 9 obserwatorów. "O kurwa, jednak zasłużyli" :)
UWAGA!
A teraz się z Wami pobawię.
Kolejny dodam DOPIERO, jak tutaj będzie 15 komentarzy. Niedobra ja!
Oczywiście jedna osoba może dodać jeden komentarz... Ufam, że mnie nie będziecie oszukiwać, mordeczki :)
Wierzę, że dacie radę <3 ;)

@Nestlee_x3

19 komentarzy:

  1. Swietny. <3 ciesze sie ze jednak dodalas go dzisiaj. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będziemy oszukiwać mordeczko.Cudowny rozdział i wcale nie krótki ani zbyt długi.Wszystko jest w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspanialy *_____* czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział :D <3

    OdpowiedzUsuń
  5. I ciekawe co teraz :)) boskie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to i ciebie że piszesz dodawaj następny ploooooszeeee.

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne opowiadanie, jestes swietna! uwielbiam Cie, rob dalej to co robisz! (: <3 czekam na nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Sebastian to gnojek, powinna być z Juju xoxo @Juju_Laugh

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebiste... czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja chce żeby Justin był Van a nie Sebastian.. W którym rozdziale ona z nim zerwie ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Już chce kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny rozdział.. Chce kolejny , już nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocham to opowiadanie.. czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jest zajebisty, jak zwykle.
    A co do komentarzy to chyba nie dotrzymali słowa.. :]
    Jakaś spryciula komentuje bardzo szybko!
    Love

    OdpowiedzUsuń