czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 5

Pierwsza moja myśl brzmiała: Nathan. Moje ciało napięło się ze stresu. Mój oddech momentalnie przyspieszył, serce zaczęło walić. Spanikowałam. Już miałam wołać Justina, jednak usłyszałam jego głos.
- Spokojnie, to tylko ja – powiedział zagłębiając swój nos w mojej szyi. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, jednak nie chciałam robić mu ani sobie zbędnych nadziei.
- Justin – westchnęłam, czując, że chłopak robi mi malinkę. Zamknęłam oczy, trafił w mój czuły punkt. Szybko się otrząsnęłam. - Zostaw mnie.
Odepchnęłam go. Pobiegłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Na szczęście malinka była blada, do rana powinna zniknąć. Nie chciałam, żeby Sebastian ją zobaczył.
- Co jest? - zobaczyłam w drzwiach zszokowanego Justina.
- Po prostu nie mam humoru, ok? - Chciał coś powiedzieć, jednak wolałam mu przerwać. - Więc... teraz będę tutaj mieszkać?
- Yup.
- Jak długo? - zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek wrócę do domu...
- Tak długo, aż Silence da ci spokój – odpowiedział z taką nutą w głosie, jakby było to oczywiste.
- A kiedy będę mogła wrócić do domu? - zapytałam, patrząc za okno. Kątem oka widziałam, że podszedł do łóżka. Poczułam jak ono ugina się pod jego ciężarem.
- Nie wiem – westchnął, patrząc na mnie swoimi karmelowymi oczami. - Wtedy, kiedy Silence da ci spokój. - powtórzył celowo.
Posmutniałam. To może trwać wieczność. Na pewno się martwią. Chciałabym się do nich odezwać, ale co im powiem... Na pewno nie prawdę!
- Justin? - powiedziałam nagle, wzdrygając się.
- Hmm? - westchnął, opadając na łóżko.
Nagle naszła mnie myśl, czy może to nie jest zbyt pochopna decyzja. Tęsknię za nimi to fakt, ale kompletnie nie wiem co powiedzieć, żeby ich przekonać, by nie dzwonili na policję... Chociaż pewnie już zadzwonili. Muszę to dokładnie przemyśleć...
- A nie nic, nieważne...
- Nie... Van, chciałaś coś powiedzieć – przerwał mi po czym się podniósł.
- No bo, chciałam zadzwonić do mojej rodziny, przyjaciół. Ale nie wiem co powinnam im powiedzieć – Justin wyjął swój telefon i podał mi, nic nie mówiąc.
Spojrzałam na niego, potem na jego telefon, na niego i potem znowu na jego telefon.
Chciałam chwycić, ale cofnął rękę.
- Ale obiecaj, że nie powiesz im gdzie się znajdujesz tak naprawdę i z kim. Nie chodzi o moje bezpieczeństwo, tylko twoje, rozumiesz?
Pokiwałam głową i w końcu go wzięłam. Justin wyszedł z pokoju dając mi prywatność. Polecę na żywioł, co mi szkodzi.
Znałam numer mojego ojca na pamięć – na szczęście. Szybko go wystukałam i tuż przd drugim sygnałem usłyszałam głos mojego taty.
- Halo, Policja? Wiecie już coś? - zaczął wypytywać. Było słychać, że jest zdenerwowany. Zrobiło mi się strasznie przykro.
- Tato, to ja.
- VAN?! GDZIE TY SIĘ PODZIEWASZ DZIECKO?!
- Tato, ja...
- CZY TY WIESZ, ŻE SIĘ MARTWIĘ?! GDZIE JESTEŚ?!
- Tatusiu, ja ci to...
- KIEDY BĘDZIESZ W DOMU?! JESTEŚ CAŁA?!
- Tak, tato, ale ja...
- WSZYSCY CIĘ SZUKAJĄ, RODZINA, POLICJA, A TY SIĘ W CHOWANEGO BAWISZ!?
- Nie, nie bawię się...
- MYŚLELIŚMY, ŻE CIĘ PORWANO, ŻE NIE ŻYJESZ!
- TATO, DASZ MI WKOŃCU COŚ POWIEDZIEĆ?!
Zapadła cisza. Zszokowałam go na pewno moją reakcją. Nigdy na niego nie krzyczałam. Zawsze żyliśmy w zgodzie. Nie było powodów do kłótni, szczególnie w pobliżu Matta staraliśmy się nie kłócić, ani podnosić głosu.
- Tato... – zaczęłam. Kompletnie nie wiedziałam co mu powiedzieć. - Gdy wracałam z komisariatu jakiś koleś się przywalił. Nieważne. Nagle podjechał mój stary znajomy ze szkoły, który też był na mojej imprezie urodzinowej. Uratował mnie i wziął do siebie, nie chciałam, żebyście musieli patrzeć na mnie gdy byłam w takim stanie, szczególnie Matt. Postanowiłam, że zadzwonię do Was rano. Więc dzwonie. Swoją drogą. Nie ma mnie w domu jedyne 4 godziny, a ty już policję poinformowałeś?! - jakoś tak mnie to zdenerwowało. Gdybym wyszła ze znajomymi na imprezę, też by się tak zachował? Dzwoniłby co godzinę, aby się dowiedzieć czy ze mną wszystko w porządku? Kazałby mi być w domu już o północy?
- Emm, tak. Dzwonił do nas ten policjant, który Cię przesłuchiwał i pytał czy dotarłaś do domu i zacząłem się martwić - po tych słowach poczułam ból w sercu. Było mi przykro, że na niego naskoczyłam. - Więc, kiedy wracasz?
- Nie wiem, tato – musiałam szybko coś wymyślić. - Mogę tu jeszcze trochę zostać? Jestem jeszcze lekko wstrząśnięta sytuacją z napastnikiem. Poza tym siostra tego mojego kolegi... Okazało się, że się znamy. Chodziłyśmy kiedyś razem na zajęcia pozalekcyjne.
- Sądzę, że możesz zostać, ale w niedzielę wieczorem masz już być w domu.
- Tak tato, obiecuję.
Rozłączyłam się po czym zaczęłam płakać. Nie wiem czemu. Po prostu myślałam, że to mogła być nasza ostatnia rozmowa. Łzy spływały po mojej twarzy. Z każdą sekundą było ich coraz więcej. Cisnęły się do moich oczu coraz to mocniej i mocniej. Siedziałam bez ruchu. Nie miałam na nic sił. Z czasem zaczęłam się jednak uspakajać. W końcu stwierdziłam, że muszę być silna. Łzy niczego nie załatwią.
Postanowiłam wziąć prysznic. Jednak nie miałam żadnej piżamy ze sobą, ani ciuchów na zmianę. Co gorsza, nadal miałam na sobie sukienkę z urodzin. Czym prędzej wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W kuchni napotkałam mamę Justina. Poczułam się niezręcznie...
-Emm.. Dzień dobry. Przepraszam, że wcześniej nawet się nie przywitałam, to nie było miłe z mojej strony. A do tego jeszcze będę z panią mieszkać. Mam nadzieję, że nie będę sprawiać pani problemów...
- Nie przejmuj się skarbie. Samemu siedzieć w tym domu też nie jest przyjemnie. A tu przynajmniej będzie z kim porozmawiać – te słowa sprawiły, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Znowu poczuję jak to jest mieć „mamę”. Oczywiście w przenośni. Ta kobieta jest mi obca, ale my – kobiety, powinnyśmy trzymać się razem. Będę mogła z nią porozmawiać dosłownie na wszystkie tematy. Posłałam jej serdeczny uśmiech.
- Chciałam zapytać... gdzie jest Justin?
- Za Tobą, kochanie – odpowiedziała mi. Odwróciłam się. Drgnęłam pod wpływem jego bliskości. Nasze twarze dzieliło jedynie kilka milimetrów. Był rozbawiony moją reakcją. Sekundę potem wyraz jego twarzy zmienił się. Była to mieszanka zmartwienia i zaskoczenia...
- Płakałaś? Masz spuchnięte oczy – mówiąc to chwycił mnie za rękę. Świetnie, znowu to robił. Rozłączyłam nasze dłonie. Wkurzało mnie jego zachowanie.
- Nie, wydaje Ci się, jestem po prostu zmęczona – powiedziałam to szybko. Zdecydowanie za szybko. Nawet głupi usłyszałby, że kłamię. Nie uwierzył mi, ale ewidentnie nie chciał ciągnąć tego tematu.
- Chciałaś coś ode mnie?
- Tak, chciałam wziąć prysznic, ale nie mam w czym spać. Ani w co się rano ubrać.
- Nie martw się skarbie, ja ci dam coś swojego – odezwała się nagle mama Jusa. - Chodź ze mną.
Zaprowadziła mnie do swojego skromnego pokoju, wyjęła z szafy parę ciuchów i luźną koszulkę, w której zapewne miałam spać. Podziękowałam ładnie i poszłam do swojego pokoju.
Rzuciłam ciuchy na krzesło i zorientowałam się, że... Zrezygnowana wyszłam z pokoju, odnalazłam mamę Jusa i zapytałam niepewnie:
- Ekhem, trochę głupio mi o tym mówić, ale mogłabym też pożyczyć od ciebie bieliznę?
- Jasne, poszukaj coś sobie w pierwszej szufladzie w moim pokoju – odpowiedziała, śmiejąc się.
Również się zaśmiałam i odeszłam. Wzięłam parę majtek, która w miarę pasowała. To nie było zbyt higieniczne, ale lepsze to niż chodzenie w tej samej bieliźnie drugi dzień z rzędu, a te przynajmniej były wyprane. W końcu już pewna, że wszystko mam, mogłam wziąć upragniony, chłodny prysznic. Od małego wolałam chłodne prysznice. Było to takie orzeźwienie po całym dniu. Rozkoszowałam się chwilą spokoju, która nie mogła być nazwana „chwilą”, ponieważ trwała całą godzinę. Potrzebowałam tego po prostu...
Wyszłam spod prysznica, przebrałam się w moją „piżamę” i położyłam się do ciepłego łóżeczka. Wreszcie w spokoju mogłam spać. Po dwudziestu minutach wiercenia się w łóżku, zawołałam Justina. Tak o, żeby z kimś porozmawiać.
- Wołałaś mnie? - zapytał stojąc w drzwiach.
- Nie mogę zasnąć – powiedziałam z miną obrażonego dziecka.
- I co ja mam Ci na to poradzić? - odpowiedział wyraźnie rozbawiony wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
- No nie wiem, porozmawiaj ze mną...
Wzruszył ramionami z miną „no niech ci będzie” i podszedł do mnie.
- O czym chcesz rozmawiać? - westchnął rzucając się na łózko.
- No nie wiem. Opowiedz mi o tym wszystkim co się tu dzieje – ułożyłam się wygodnie na łóżku, oczekując długiej historyjki. Prawie jak na dobranoc.
- Więc... Moja mama robi śniadanie – serio? Teraz mu się na żarty zebrało? - trawa na dworzu rośnie, a ja siedzę tu z Tobą i rozmawiamy. - Uśmiechnął się odkrywając rząd idealnie prostych zębów.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Justin, mówię poważnie – westchnęłam z pełną powagą w głosie.
Zrozumiał, że to nie czas na żarty.
- Dobra. Nathan teraz będzie próbował Cię odnaleźć, ale nie martw się. Tu Cię nie znajdzie. Prawdopodobnie. - Po tych słowach zaczęłam się zastanawiać, co by się stało, gdybym była tutaj z jego mamą, go by nie było, a Nathan by po mnie przyszedł. Nie byłoby za ciekawie. - Wiem o czym myślisz, Van. Nie martw się, gdy tylko on tu przyjdzie, moja mama daje mi znać i całą paczką jesteśmy tu w mgnieniu oka.
To było miłe poczuć, że ktoś się o Ciebie troszczy. Że ktoś będzie o Ciebie walczył. Nie żebym nie miała tej pewności wśród moich znajomych. Wręcz przeciwnie – miałam, ale Jus mnie o tym uświadamiał na każdym kroku i mogłam to wyraźnie odczuć.
- Dziękuję, Justin – powiedziałam trochę ciszej. Czułam, że się rumienię, więc szybko zakryłam twarz włosami.
- Rumienisz się, to urocze – powiedział uśmiechają się słodko.
- Zamknij się – zaśmiałam się rzucając w niego poduszką.
Jus przysunął się trochę bliżej i ujął moją twarz w swoje dłonie.
- Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś w dobrych rękach. Nic złego stać się nie może, ale jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości, mogę tu z Tobą cały czas być.
Jego oczy w tym momencie były cudowne. Znowu to się działo. Znowu to robił. Znowu to samo, kurwa. Zaczynam lubić Chrisa, on jedyny nie chciał mnie zdobyć.
- Chcesz mnie pocałować tak bardzo jak ja Ciebie? - Powiedział to bardzo... namiętnie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, ani nawet pomyśleć, kiedy nasze usta się spotkały. Zjechał do mojej szczęki, a potem jeszcze niżej. Zaczął robić mi malinkę w tym samym miejscu co wcześniej. Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp. To, co ten chłopak wyczyniał swoim językiem było mistrzostwem. W odpowiednim momencie oprzytomniałam.
- Jus... - westchnęłam. - Ju... stin...
Nie mogłam kompletnie nic powiedzieć, przez to co robił. Nawet nie wiedziałam co mu powiedzieć. Jedyne co mi przyszło do głowy to...
- Justin, ja mam chłopaka – nie uwierzył. - Kurwa, Justin. Ja chodzę z Sebastianem. - Momentalnie oderwał się od mojej szyi i spojrzał prosto w moje oczy.
____________________________________________________
Z okazji, że dostałam się do szkoły pierwszego wyboru rozdział jest dzisiaj.
Kolejny postaram się dodać za dwa dni, chociaż mam taki natłok spraw związanych ze szkołą, że nie wiem jak mi pójdzie.
Jeśli czytasz, zostaw coś po sobie. Najlepiej komentarz. Dziękuję ;*

9 komentarzy:

  1. Cholernie ci zazdroszczę talentu (stylu pisania) okropnie wciągające opowiadanie.
    Justin jest słodki daj mi GO!
    A Sebastian niech spierdala! :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam tego bloga dokładnie kilka minut temu a już nie mogę doczekać się NN.
    Jak chcesz wpadnij di mnie i zostaw po sobie krótki komentarz a udostępnie twojego bloga na stronce która prowadzę o Justinie na FB
    doyoulovemejustin.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Juz nie moge sie doczekac następnego i Justina reakcji ....:)

    OdpowiedzUsuń
  4. boski rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow... Ciekawa jestem co wyniknie z tego kłamstewka.
    Czekam na nn. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Informuję, że jest już 6 rozdział na http://two-person-in-one.blogspot.com Miłego czytania !

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale dojebała xd

    OdpowiedzUsuń