Obudziłam
się i za oknem powoli robiło się jasno. Stawiałam, że było
jakoś po czwartej. Wyrywając
się z uścisku Sebastiana niechcący go obudziłam...
- Co jest? Wszystko w porządku? - Zapytał z troską w głosie.
- Shh, śpij. Ja idę się napić – uspokoiłam go.Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Nie zapalałam światła, właściwie sama nie wiem czemu. Odnalazłam szklankę i nalałam sobie soku. Odwróciłam się, opierając się o blat zaczęłam pić. To co zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcze. Szklanka wyleciała mi z dłoni, spadając prosto na moją stopę. Poczułam jak kawałeczki szkła wbijają mi się w palce. Przy drzwiach do piwnicy ktoś stał. Był to dobrze zbudowany i wysoki mężczyzna. Czyżby po mnie przyszedł? Stałam tam wryta i nie widziałam co zrobić. Mężczyzna stał i się nie ruszał. Zaczęłam krzyczeć, a chwilę po tym płakać... znowu.
Usłyszałam jak po schodach zbiegali chłopcy.
- Co się stało?! - Zapytali równocześnie.
Cała zapłakana wskazałam w kierunku drzwi od piwnicy.
- Przecież tam nic nie ma – powiedział zdziwiony Jus.
Sebastian podszedł do mnie i złapał za ręce – Wszystko z Tobą ok?
W tym czasie Justin pobiegł sprawdzić, czy ktoś nie czai się w piwnicy. - Tam ktoś stał, mówię Ci – mówiłam przez łzy.
- Nikogo nie ma – powiedział zdyszany Justin. - Musiało ci się przewidzieć, Van.
- Nie, tam naprawdę ktoś stał!
- Spokojnie. Słyszałem dźwięk tłuczonego szkła, jesteś ranna?
Spojrzałam na moją stopę. Zobaczyłam krew. Dopiero teraz poczułam pieczenie i ostry ból. Pisnęłam, schylając się. Sebastian zaniósł mnie do salonu i położył na kanapie.
- Posprzątaj to szkło Seb, ja się tym zajmę – usłyszałam głos Justina.
- Nie, ja to zrobię, ty idź posprzątać – odpowiedział oschle.
Teraz mieli zamiar się kłócić? Poruszyłam palcami i poczułam kolejny raz ostry ból. Zwinęłam się w kłębek.
- Sebastian, nie kłóć się, błagam – poprosiłam. Pogłaskał mnie po ramieniu, wstał i poszedł po mnie posprzątać.
Justin usiadł przy kanapie i zaczął oglądać moją stopę. Wstał i ruszył w stronę kuchni. Chciałam się podnieść, ale...
- LEŻ! - Krzyknął Justin. Tak, wystraszyłam się go. Nie wiem co mu zrobiłam... Właściwie wiem, ale myślałam, że ten temat już zamknięty, skoro przyszedł i powiadomił mnie dość spokojnie, że wychodzą... Nie mam pytań.
Wrócił z apteczką i ponownie przysiadł przy kanapie. Westchnęłam, patrząc się w pusty punkt na ścianie.- Przepraszam, ok? Nie chciałem.
- Jasne.
- Wyczułem sarkazm, nieładnie – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, wyjmując przy tym szkło z mojej stopy.
Syknęłam z bólu, gdy pociągnął za jeden kawałek.
- Jezu, zostaw to – wolałam, żeby to szkło mi tam zgniło. Zignorował mnie, ale starał się sprawić mi mniej bólu. Trochę mu to zajmowało. Było aż tak źle? To tylko szkło w stopie, ile można je wyjmować i zakładać opatrunek.
- Długo jeszcze? - Jęknęłam.
- Jeszcze chwilka – odpowiedział śmiejąc się.
Do salonu wszedł Seb, ignorując nas poszedł do mojego pokoju.
- Zazdrosny idiota – mruknął Justin.
- Ej, też byłbyś zazdrosny o kogoś, z kim jesteś – upomniałam go. Westchnął i zaczął zastanawiać się nad czymś.
- Jestem zazdrosny. Każdego dnia. O Ciebie. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że poczułam się zakłopotana
- Z tym, że ty ze mną nie jesteś...
- Ale będę.
- Jesteś zbyt pewny siebie.
- Pewność siebie to pięćdziesiąt procent sukcesu.Zrozumiałam to tak, że w 50% ma u mnie szanse... Dobrze wiedzieć, że on ma JAKIEKOLWIEK SZANSE.
- Już?- Jęknęłam ponownie.
- Zapytałaś, tylko dlatego, że nie wiedziałaś jak się obronić.
- Justin...
- Van... - droczył się ze mną.
- Nie baw się ze mną w kotka i myszkę.
- Nie bawię się. Skończyłem.
Moja stopa była starannie zabandażowana. Dobra robota, Justin. Poczułam, że chłopak zbliża się do mnie, chcąc mnie pocałować. Tym razem się nie dam.
- Nie, Justin – odepchnęłam go, wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Myślałam, że będę mogła iść, jednak moja stopa zrobiła swoje. Przewróciłam się prawie uderzając o stół. O mały włos. Upadłam brzuchem do ziemi i kolejny raz dzisiaj poczułam ból.
- Ja pierdole – mruknęłam do siebie.
- Chodź tu – powiedział jednocześnie biorąc mnie na ręce.
- Tylko bez żadnych sztuczek, Justin.
- Dzisiaj nie, ale będę próbował dalej.
- Dlaczego ty taki jesteś – westchnęłam chowając twarz w jego tors. Odstawił mnie pod drzwiami do mojego pokoju. Odchrząknął.
- Wolę nie wchodzić tam z Tobą w moich ramionach. Dobranoc – pogładził mnie po ramieniu i poszedł do siebie.
Ostrożnie weszłam do środka. Od razu poczułam jak czyjeś ręce pomagają mi ustać.
- Ten chuj nawet nie potrafi zanieść Cię do łóżka? - Warknął.
- Nie, Sebastian. On chciał mi pomóc, ale ja nie chciałam. Potrafię chodzić, wiesz? - Wiem, ale i tak Ci pomogę.
- To tylko boląca stopa, Seb.
Gdy już leżałam na łóżku, przypomniało mi się, że przecież muszę się czegoś napić...
- Przyniesiesz mi szklankę soku? Proszę? - Zrobiłam minę uroczego dziecka.
- Pewnie. Nie ruszaj się – zagroził.
- No jasne, że nie – przewróciłam oczami. Boże, traktowali mnie jak bym była kaleką. Nadopiekuńczość jest denerwująca, naprawdę.
Sięgnęłam pod łóżko po płyty i pomyślałam, czy by nie obejrzeć sobie horroru. Wybrałam „Paranormal Activity”. Wyszłam z łóżka i na jednej nodze podskoczyłam do odtwarzacza. Wsunęłam płytę, kliknęłam „Play” i szybko wróciłam do łóżka. Zdążylam w ostatniej chwili.
- Dlaczego wyszłaś z łóżka? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie wyszłam...
- Przestań, jak wychodziłem byłaś jeszcze przykryta.
Faktycznie... No cóż, byłam na przegranej pozycji. Podał mi mój sok, zgasił światło i ułożył się obok mnie.
- Co oglądamy?
- „Paranormal Activity”.
- Słabe...
Leżeliśmy i oglądaliśmy w spokoju. W pewnym momencie bardzo się wystraszyłam i schowałam głowę w jego szyję. Oczywiście chłopak zaczął się ze mnie śmiać, ponieważ go to nie ruszyło. W irytacji ugryzłam go lekko w miejsce na szyi. Zsunął się z pozycji siedzącej do pozycji leżącej, co oznaczało, że było to dla niego przyjemne...
- Vaaan – powiedział robiąc dziwną minę. - Nawet nie próbuj tego robić drugi raz. Wolałam nie kusić losu, czy coś. Położyłam się obok niego i dalej oglądaliśmy. Film nie był zły... Gdy już leciały napisy nawet trochę bałam się iść i wyłączyć. Sebastian się ruszył, wyciągnął płytę z odtwarzacza, włożył do pudełka i schował pod łóżko. Za oknem zrobiło się już trochę jaśniej.
- Na pewno wszystko w porządku? Te twoje zwidy... to niepokojące. - Tak, sądzę, że to przez to wszystko co się dzieje przez ostatnie dni. Tęsknię za przyjaciółmi, za rodziną. Być może to chwilowe.- No niech ci będzie – westchnął. - Co teraz robimy?
- Pattie już wróciła? - Pomyślałam, że nie pomogę trochę... Z „doświadczenia” wiem, że o tej porze jest już na nogach.
- Mmm, tak. Wróciła chwilę po nas – powiedział muskając mój nos.
- Zostawię Cię, idę pomóc jej w kuchni. O ile już jest na nogach.
- Powinna być, uważaj na siebie skarbie.
- Mhm, będę – odpowiedziałam wymijająco.
Wyszłam z pokoju i zamykając drzwi natknęłam się na... Justina, oczywiście. Przygwoździł mnie do ściany, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy, nie dając szansy na ucieczkę.
- Co jest, Van? Twój chłopak pozwolił Ci tak samemu chodzić po domu, wiedząc, że ja tu jestem? - szepnął.
- Obiecałeś, Justin – powiedziałam na wydechu.
- Po prostu chciałem wiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachowasz – powiedział już normalnie, opuszczając jedną rękę, abym mogła sobie pójść, zachowując przy tym pełną powagę. Patrzałam na niego zaskoczona. To było dziwne. Ruszyłam się w końcu w stronę schodów i do kuchni.Pattie była już w kuchni. Nie wiem jak tej kobiecie udawało się wstawanie tak wcześnie rano, wyglądając na wyspaną osobę. - A tobie co się w stopę stało, co? - Wyrwała mnie z małego zamyślenia.- Szłam się napić i... nadepnęłam na coś i... bolało, więc... Justin mi... on mi założył... opatrunek. Tak... – Nie posądzajcie mnie, miałam jej powiedzieć, że przewidziało mi się, że w jej domu ktoś był? Nie bardzo.Spojrzała na mnie dziwnie, ale chyba uwierzyła.
- Co Cię tu sprowadza? Nie powinnaś spać? - Posłała mi swój ciepły uśmiech.
- Chciałam pomóc, co będziesz tu sama siedzieć.
- Jak na razie nie potrzebuję pomocy. Zawołaj tu Justina, chce z nim porozmawiać, hm? - oddaliłam się w stronę jego pokoju. Świetnie, akurat mam ochotę, żeby go oglądać. Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju i nie wiedziałam czy wejść, czy się wycofać. Beznadziejne uczucie, chodziło tylko o to, żeby powiedzieć mu, że mama go woła, a ja się bałam. Właściwie to nawet nie muszę na niego patrzeć. Dobra, co mi szkodzi, powiem jedno zdanie i spadam.
Weszłam do pokoju bez pukania.
- Słuchaj, Jus twoja...
- Chyba się puka, nie uważasz?! - Zerwał się nagle z łóżka. Zdenerwował się jak bym na czymś go przyłapała.
- Nie będę się teraz z tobą kłócić o byle gówno, twoja mama chce z Tobą rozmawiać – odpowiedziałam spokojnie. Trochę mnie to wkurwiło. O co mu chodzi do cholery. Na zewnątrz byłam oazą spokoju, ale w środku byłam zdenerwowana. Raz był miły, raz wkurwiony, a raz napalony, dosłownie.
- Pattie, idę na spacer! - Krzyknęłam zamykając drzwi do pokoju Justina.
- Van! To niebezpieczne! - Usłyszałam, zanim wybiegłam z domu. Założę się, że jak następnym razem go zobaczę włączy się jego opiekuńcza strona.
______________________________________________________
I jak wrażenia? Jak myślicie, Van wyjdzie z tego cało? :)
Po prawej macie ankietę dla STAŁYCH czytelników.
Chcę mieć pewność ile was jest, bo nabijacie mi po 100 wejść co do każdego posta i ja nie wiem, czy to przypadkowe osoby wchodzą, pomyślą, że nie chce im się czytać i wychodzą, czy rzeczywiście tyle Was tu jest.
Do nn <3
- Co jest? Wszystko w porządku? - Zapytał z troską w głosie.
- Shh, śpij. Ja idę się napić – uspokoiłam go.Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Nie zapalałam światła, właściwie sama nie wiem czemu. Odnalazłam szklankę i nalałam sobie soku. Odwróciłam się, opierając się o blat zaczęłam pić. To co zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcze. Szklanka wyleciała mi z dłoni, spadając prosto na moją stopę. Poczułam jak kawałeczki szkła wbijają mi się w palce. Przy drzwiach do piwnicy ktoś stał. Był to dobrze zbudowany i wysoki mężczyzna. Czyżby po mnie przyszedł? Stałam tam wryta i nie widziałam co zrobić. Mężczyzna stał i się nie ruszał. Zaczęłam krzyczeć, a chwilę po tym płakać... znowu.
Usłyszałam jak po schodach zbiegali chłopcy.
- Co się stało?! - Zapytali równocześnie.
Cała zapłakana wskazałam w kierunku drzwi od piwnicy.
- Przecież tam nic nie ma – powiedział zdziwiony Jus.
Sebastian podszedł do mnie i złapał za ręce – Wszystko z Tobą ok?
W tym czasie Justin pobiegł sprawdzić, czy ktoś nie czai się w piwnicy. - Tam ktoś stał, mówię Ci – mówiłam przez łzy.
- Nikogo nie ma – powiedział zdyszany Justin. - Musiało ci się przewidzieć, Van.
- Nie, tam naprawdę ktoś stał!
- Spokojnie. Słyszałem dźwięk tłuczonego szkła, jesteś ranna?
Spojrzałam na moją stopę. Zobaczyłam krew. Dopiero teraz poczułam pieczenie i ostry ból. Pisnęłam, schylając się. Sebastian zaniósł mnie do salonu i położył na kanapie.
- Posprzątaj to szkło Seb, ja się tym zajmę – usłyszałam głos Justina.
- Nie, ja to zrobię, ty idź posprzątać – odpowiedział oschle.
Teraz mieli zamiar się kłócić? Poruszyłam palcami i poczułam kolejny raz ostry ból. Zwinęłam się w kłębek.
- Sebastian, nie kłóć się, błagam – poprosiłam. Pogłaskał mnie po ramieniu, wstał i poszedł po mnie posprzątać.
Justin usiadł przy kanapie i zaczął oglądać moją stopę. Wstał i ruszył w stronę kuchni. Chciałam się podnieść, ale...
- LEŻ! - Krzyknął Justin. Tak, wystraszyłam się go. Nie wiem co mu zrobiłam... Właściwie wiem, ale myślałam, że ten temat już zamknięty, skoro przyszedł i powiadomił mnie dość spokojnie, że wychodzą... Nie mam pytań.
Wrócił z apteczką i ponownie przysiadł przy kanapie. Westchnęłam, patrząc się w pusty punkt na ścianie.- Przepraszam, ok? Nie chciałem.
- Jasne.
- Wyczułem sarkazm, nieładnie – powiedział bardziej do siebie niż do mnie, wyjmując przy tym szkło z mojej stopy.
Syknęłam z bólu, gdy pociągnął za jeden kawałek.
- Jezu, zostaw to – wolałam, żeby to szkło mi tam zgniło. Zignorował mnie, ale starał się sprawić mi mniej bólu. Trochę mu to zajmowało. Było aż tak źle? To tylko szkło w stopie, ile można je wyjmować i zakładać opatrunek.
- Długo jeszcze? - Jęknęłam.
- Jeszcze chwilka – odpowiedział śmiejąc się.
Do salonu wszedł Seb, ignorując nas poszedł do mojego pokoju.
- Zazdrosny idiota – mruknął Justin.
- Ej, też byłbyś zazdrosny o kogoś, z kim jesteś – upomniałam go. Westchnął i zaczął zastanawiać się nad czymś.
- Jestem zazdrosny. Każdego dnia. O Ciebie. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, ale nie chciałam dać mu tej satysfakcji, że poczułam się zakłopotana
- Z tym, że ty ze mną nie jesteś...
- Ale będę.
- Jesteś zbyt pewny siebie.
- Pewność siebie to pięćdziesiąt procent sukcesu.Zrozumiałam to tak, że w 50% ma u mnie szanse... Dobrze wiedzieć, że on ma JAKIEKOLWIEK SZANSE.
- Już?- Jęknęłam ponownie.
- Zapytałaś, tylko dlatego, że nie wiedziałaś jak się obronić.
- Justin...
- Van... - droczył się ze mną.
- Nie baw się ze mną w kotka i myszkę.
- Nie bawię się. Skończyłem.
Moja stopa była starannie zabandażowana. Dobra robota, Justin. Poczułam, że chłopak zbliża się do mnie, chcąc mnie pocałować. Tym razem się nie dam.
- Nie, Justin – odepchnęłam go, wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Myślałam, że będę mogła iść, jednak moja stopa zrobiła swoje. Przewróciłam się prawie uderzając o stół. O mały włos. Upadłam brzuchem do ziemi i kolejny raz dzisiaj poczułam ból.
- Ja pierdole – mruknęłam do siebie.
- Chodź tu – powiedział jednocześnie biorąc mnie na ręce.
- Tylko bez żadnych sztuczek, Justin.
- Dzisiaj nie, ale będę próbował dalej.
- Dlaczego ty taki jesteś – westchnęłam chowając twarz w jego tors. Odstawił mnie pod drzwiami do mojego pokoju. Odchrząknął.
- Wolę nie wchodzić tam z Tobą w moich ramionach. Dobranoc – pogładził mnie po ramieniu i poszedł do siebie.
Ostrożnie weszłam do środka. Od razu poczułam jak czyjeś ręce pomagają mi ustać.
- Ten chuj nawet nie potrafi zanieść Cię do łóżka? - Warknął.
- Nie, Sebastian. On chciał mi pomóc, ale ja nie chciałam. Potrafię chodzić, wiesz? - Wiem, ale i tak Ci pomogę.
- To tylko boląca stopa, Seb.
Gdy już leżałam na łóżku, przypomniało mi się, że przecież muszę się czegoś napić...
- Przyniesiesz mi szklankę soku? Proszę? - Zrobiłam minę uroczego dziecka.
- Pewnie. Nie ruszaj się – zagroził.
- No jasne, że nie – przewróciłam oczami. Boże, traktowali mnie jak bym była kaleką. Nadopiekuńczość jest denerwująca, naprawdę.
Sięgnęłam pod łóżko po płyty i pomyślałam, czy by nie obejrzeć sobie horroru. Wybrałam „Paranormal Activity”. Wyszłam z łóżka i na jednej nodze podskoczyłam do odtwarzacza. Wsunęłam płytę, kliknęłam „Play” i szybko wróciłam do łóżka. Zdążylam w ostatniej chwili.
- Dlaczego wyszłaś z łóżka? - Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Nie wyszłam...
- Przestań, jak wychodziłem byłaś jeszcze przykryta.
Faktycznie... No cóż, byłam na przegranej pozycji. Podał mi mój sok, zgasił światło i ułożył się obok mnie.
- Co oglądamy?
- „Paranormal Activity”.
- Słabe...
Leżeliśmy i oglądaliśmy w spokoju. W pewnym momencie bardzo się wystraszyłam i schowałam głowę w jego szyję. Oczywiście chłopak zaczął się ze mnie śmiać, ponieważ go to nie ruszyło. W irytacji ugryzłam go lekko w miejsce na szyi. Zsunął się z pozycji siedzącej do pozycji leżącej, co oznaczało, że było to dla niego przyjemne...
- Vaaan – powiedział robiąc dziwną minę. - Nawet nie próbuj tego robić drugi raz. Wolałam nie kusić losu, czy coś. Położyłam się obok niego i dalej oglądaliśmy. Film nie był zły... Gdy już leciały napisy nawet trochę bałam się iść i wyłączyć. Sebastian się ruszył, wyciągnął płytę z odtwarzacza, włożył do pudełka i schował pod łóżko. Za oknem zrobiło się już trochę jaśniej.
- Na pewno wszystko w porządku? Te twoje zwidy... to niepokojące. - Tak, sądzę, że to przez to wszystko co się dzieje przez ostatnie dni. Tęsknię za przyjaciółmi, za rodziną. Być może to chwilowe.- No niech ci będzie – westchnął. - Co teraz robimy?
- Pattie już wróciła? - Pomyślałam, że nie pomogę trochę... Z „doświadczenia” wiem, że o tej porze jest już na nogach.
- Mmm, tak. Wróciła chwilę po nas – powiedział muskając mój nos.
- Zostawię Cię, idę pomóc jej w kuchni. O ile już jest na nogach.
- Powinna być, uważaj na siebie skarbie.
- Mhm, będę – odpowiedziałam wymijająco.
Wyszłam z pokoju i zamykając drzwi natknęłam się na... Justina, oczywiście. Przygwoździł mnie do ściany, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy, nie dając szansy na ucieczkę.
- Co jest, Van? Twój chłopak pozwolił Ci tak samemu chodzić po domu, wiedząc, że ja tu jestem? - szepnął.
- Obiecałeś, Justin – powiedziałam na wydechu.
- Po prostu chciałem wiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachowasz – powiedział już normalnie, opuszczając jedną rękę, abym mogła sobie pójść, zachowując przy tym pełną powagę. Patrzałam na niego zaskoczona. To było dziwne. Ruszyłam się w końcu w stronę schodów i do kuchni.Pattie była już w kuchni. Nie wiem jak tej kobiecie udawało się wstawanie tak wcześnie rano, wyglądając na wyspaną osobę. - A tobie co się w stopę stało, co? - Wyrwała mnie z małego zamyślenia.- Szłam się napić i... nadepnęłam na coś i... bolało, więc... Justin mi... on mi założył... opatrunek. Tak... – Nie posądzajcie mnie, miałam jej powiedzieć, że przewidziało mi się, że w jej domu ktoś był? Nie bardzo.Spojrzała na mnie dziwnie, ale chyba uwierzyła.
- Co Cię tu sprowadza? Nie powinnaś spać? - Posłała mi swój ciepły uśmiech.
- Chciałam pomóc, co będziesz tu sama siedzieć.
- Jak na razie nie potrzebuję pomocy. Zawołaj tu Justina, chce z nim porozmawiać, hm? - oddaliłam się w stronę jego pokoju. Świetnie, akurat mam ochotę, żeby go oglądać. Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju i nie wiedziałam czy wejść, czy się wycofać. Beznadziejne uczucie, chodziło tylko o to, żeby powiedzieć mu, że mama go woła, a ja się bałam. Właściwie to nawet nie muszę na niego patrzeć. Dobra, co mi szkodzi, powiem jedno zdanie i spadam.
Weszłam do pokoju bez pukania.
- Słuchaj, Jus twoja...
- Chyba się puka, nie uważasz?! - Zerwał się nagle z łóżka. Zdenerwował się jak bym na czymś go przyłapała.
- Nie będę się teraz z tobą kłócić o byle gówno, twoja mama chce z Tobą rozmawiać – odpowiedziałam spokojnie. Trochę mnie to wkurwiło. O co mu chodzi do cholery. Na zewnątrz byłam oazą spokoju, ale w środku byłam zdenerwowana. Raz był miły, raz wkurwiony, a raz napalony, dosłownie.
- Pattie, idę na spacer! - Krzyknęłam zamykając drzwi do pokoju Justina.
- Van! To niebezpieczne! - Usłyszałam, zanim wybiegłam z domu. Założę się, że jak następnym razem go zobaczę włączy się jego opiekuńcza strona.
______________________________________________________
I jak wrażenia? Jak myślicie, Van wyjdzie z tego cało? :)
Po prawej macie ankietę dla STAŁYCH czytelników.
Chcę mieć pewność ile was jest, bo nabijacie mi po 100 wejść co do każdego posta i ja nie wiem, czy to przypadkowe osoby wchodzą, pomyślą, że nie chce im się czytać i wychodzą, czy rzeczywiście tyle Was tu jest.
Do nn <3
To opowiadanie jest cudne kocham je <3333 Świetny rozdział tylko niech ona się zdecyduje z kim chce być noo :) Janessa !!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńO dziękuję, nieziemski rozdział na dzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się.Ciekawe co takiego robił że tak się na nią wkurzył. Czekam na następny.Natalia.
OdpowiedzUsuńJa chce następny... I kiedy Justin będzie z Van... :D Czekam na nn
OdpowiedzUsuńHmm, trochę na to poczekasz, ale niedługo skończy z Sebastianem. Nie martwcie się, też go nie lubię ;D
UsuńBoskie :))))
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
OdpowiedzUsuńSwietne, ja chce juz kolejny .! *-*
OdpowiedzUsuńSuperowy rozdział , jestem ciekawa co się potoczy dalej . Życzę ci weny. Zapraszam jeśli ci się spodoba napisz komentarz. http://everything-haschanged.blogspot.com/2013/06/oczami-ani-byam-bardzo-zmeczona-bo.html?m=1... Z niecierpliwością czekam na następny. :-)
OdpowiedzUsuńSuper xoxo
OdpowiedzUsuńCudny rozdział x czekam nn <3
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuń